Spis treści
W lipcu bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Czarnego ukazała się książka „ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji” autorstwa Alice Lugen (pseudonim). Niniejszy artykuł opiera się na informacjach zaczerpniętych z tej publikacji.
Miasta tak tajne, że nie istniały
ZATO to skrót od „zakrytoje administratiwno-tierri-torialnoje obrazowanije”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza zamknięty administracyjnie obszar pozbawiony swobodnego dostępu. Obecnie w Rosji istnieje 38 takich jednostek, a część z nich obejmuje nawet kilka miejscowości. W czasach zimnej wojny miasta zamknięte były tak tajne, że oficjalnie… nie istniały. Po raz pierwszy poinformowano o nich publicznie dopiero w 1992 roku.
Czytaj także: Szpiegowo wciąż stoi puste. Ale jest pomysł na budynek rosyjskich dyplomatów
Wielu Rosjan za pierwsze miasta zamknięte uważa te powstałe w ramach stalinowskich projektów militarnych, bezpośrednio podporządkowanych potrzebom radzieckiej armii. Instytuty badawcze - nazywane naukogradami - zajmowały się udoskonalaniem technologii i broni, które miały „pokonać wrogów”. Znaczną część mieszkańców stanowili cywile, a nie żołnierze, jak bywało wcześniej w przypadku grodzonych portów, baz morskich czy twierdz. Lokalna społeczność nie była przypadkowa: tworzyli ją starannie dobrani specjaliści, często wybitni naukowcy pracujący w wąskich dziedzinach.
i
Tam, gdzie „Beria dźgnął mapę ołówkiem”
W większości zachodnich mediów za początek istnienia ZATO uznaje się jednak nie rozwój naukogradów, lecz powojenną budowę miast zamkniętych w ramach atomowego projektu Berii. Kluczowa w rozmowie o ich powstawaniu jest kwestia lokalizacji. Niektóre z nich wznoszono tam, gdzie „Beria dźgnął mapę ołówkiem”. Jak czytamy w książce „ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji”:
Premiowano możliwość izolacji, a nie bliskość szlaków komunikacyjnych. Preferowano tereny mocno zalesione, aby łatwiej było ukryć obiekty przed zwiadem lotniczym. Niektóre lokalizacje prezentowały się tak nieatrakcyjnie, że przez wieki nikt nie chciał tam mieszkać.
Autorka książki, Alice Lugen, podkreśla wiele szokujących faktów, m.in. to, że do części placów budowy nie prowadziły żadne drogi ani linie kolejowe. Po wojnie brakowało maszyn, więc zdarzało się, że cement do zakładu atomowego kołchoźnik dowoził… furmanką. Sytuację dodatkowo komplikował ogromny pośpiech - Beria i Stalin nieustannie naciskali na przyspieszenie prac, motywowani narastającym konfliktem między ZSRR a USA.
15 milionów metrów sześciennych skał
Pod względem dokonań konstruktorskich i budowlanych szczególnie fascynujące jest atomowe miasto zamknięte Żeleznogorsk, powstałe wokół Kombinatu Górniczo-Hutniczego. Autorka książki określa je jako „najbardziej skomplikowane przedsięwzięcie budowlane, jakiego podjął się Związek Radziecki w ramach projektu atomowego”. Reaktor miał być zabezpieczony tak skutecznie, by nie uszkodziła go nawet amerykańska bomba atomowa. Z tego powodu ulokowano go w wysokim klifie nad rzeką Jenisej, której wody miały służyć do chłodzenia instalacji.
Czytaj także: Zniszczony przez Rosjan zabytkowy wieżowiec Derżpromu to unikat w skali świata
Przez masyw skalny poprowadzono do podziemi tory kolejowe - swoiste metro dla przyszłych pracowników. W rezultacie podziemny kompleks osiągnął objętość porównywalną ze wszystkimi tunelami moskiewskiego metra, a jego budowa wymagała wydobycia aż 15 milionów metrów sześciennych skał.
i
Ponieważ wielu wojskowych nie radziło sobie z hałasem, stresem i wszechobecnym lękiem towarzyszącym pracy przy wznoszeniu tego ZATO, wokół miasta rozwinęła się rozległa sieć łagrowych podobozów.
Wille i fontanny zastąpiły baraki
Ponieważ w budowie miast zamkniętych priorytetem były zakłady przemysłowe i infrastruktura dojazdowa, większość budynków mieszkalnych nie powstała na czas. W rezultacie robotnicy i żołnierze zmuszeni byli mieszkać w namiotach, barakach, stodołach lub prowizorycznych szałasach. Kontrastowało to drastycznie z wizją władz, które życzyły sobie przepięknych miast z ogromnymi domami o wielkich oknach, wysokich pomieszczeniach, wszelkich wygód, szerokich alei, pełnych kwiatów i wymyślnych płotków. Miały dominować wille, fontanny, jabłonie na ulicach. Ozdobne kamienice (...).
Rozbudowane plany nie tylko stały w sprzeczności z realiami, lecz także spowalniały prace. Skutkiem rozbieżności między projektem a rzeczywistością były nie tylko fatalne warunki mieszkaniowe, ale również rosnące przeludnienie. W 1956 roku w Żeleznogorsku postanowiono sięgnąć po przedwojenne projekty, aby rozwiązać ten problem - tak rozpoczęła się budowa pilotażowego bloku z prefabrykatów. Już trzy lata później aż 76% wszystkich budynków mieszkalnych w mieście stanowiły bloki z wielkiej płyty.
Czytaj także: Prefabrykacja po polsku. Branża jest technologicznie gotowa
W konsekwencji technologia ta zaczęła być wykorzystywana również w innych miastach ZSRR. W latach 60. „budownictwo z wielkiej płyty zyskało popularność we wszystkich krajach bloku wschodniego”.
Długie balkony i zimnowojenna numeracja
Choć pierwsze lata życia w atomowych miastach zamkniętych przypominały funkcjonowanie w więzieniu, z czasem sytuacja zaczęła się poprawiać. Uporano się z problemami mieszkaniowymi, kłopotliwe, skłonne do awantur wojsko budowlane wyjechało, a za rządów Chruszczowa pracownicy zyskali prawo do wyjazdów urlopowych poza granice miasta. Na przestrzeni kolejnych dekad codzienność mieszkańców ZATO pozostawała jednak ściśle uzależniona od sytuacji politycznej państwa. W okresach napięć i konfliktów - gdy przemysł zbrojeniowy ulokowany w tych ośrodkach stawał się dla władzy szczególnie cenny - mieszkańcy żyli w dostatku. Nic więc dziwnego, że wiele osób wręcz wyczekiwało kolejnego konfliktu zbrojnego. Z kolei w czasach, gdy miasta traciły strategiczne znaczenie, poziom życia w ZATO spadał poniżej średniej krajowej.
i
W XXI wieku wciąż widoczne są ślady ich dawnej świetności, przypadającej głównie na lata 60., nazywane złotą erą. W miastach zamkniętych obok siebie stoją „ultranowoczesne budynki ze szkła, wypieszczone siedziby instytutów, kwieciste skwery z fontannami i obdrapane osiedla”. Na udostępnianych w internecie zdjęciach mieszkańców można zobaczyć m.in. „długie zewnętrzne balkony”, które miały przyspieszyć ewakuację w razie wojny atomowej z Ameryką, radzieckie hasła propagandowe czy „zimnowojenną numerację budynków” od prawej do lewej i z pomijaniem wybranych numerów, mającą zmylić „nietutejszych”.
Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę zakłady w miastach zamkniętych znów pracują bez przerwy. Mają opracować jak ominąć zachodnie sankcje, jak dźwignąć gospodarkę, stworzyć innowacyjne wynalazki, odpowiadać za wszelkie technologie, zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, opracować nową broń, zrewolucjonizować poprzednią, rozwijać program kosmiczny.
Wielu mieszkańców ZATO powitało tę sytuację z zadowoleniem.