Spis treści
- FiDU. "Przeskakujemy kolejne poprzeczki"
- Oskar Zięta leci w kosmos
- Schronienia i domy w technologii FiDU
- Długodystansowiec
- Ultraleggera, Plopp. Zamiast produktów, obiekty-manifesty
- "Żyjemy w świecie zbyt ciężkich przeskalowanych konstrukcji"
- Wrażliwy inżynier
- Rzeźby. Hempel, czyli kolejne marzenie spełnione
- Podnosisz krzesło i wiesz wszystko
FiDU. "Przeskakujemy kolejne poprzeczki"
Julia Dragović: Chyba nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych?
Oskar Zięta: Lubię stawiać sobie cele i konsekwentnie je realizować. Kiedyś profesjonalnie uprawiałem sport co z pewnością przyczyniło się do mojej dzisiejszej determinacji w działaniu, ciągłym podnoszeniu poprzeczki. Tak właśnie pracujemy w Zieta Studio. Wykorzystując technologię FiDU, nieustannie testujemy możliwości metalu. Eksperymentujemy, stawiając sobie pytania: ile jeszcze można? Co jeszcze można i jak można to osiągnąć? Fascynacja materiałem, procesem i efektami tego procesu powoduje, że możemy więcej, wyżej, mocniej, lżej, bardziej ekonomicznie i bardziej ekologicznie.
Cały czas rozwijamy jedną technologię swobodnej deformacji ciśnieniem wewnętrznym – FiDU (od niem. Freie Innendruck Umformung). Dla niektórych może wydawać się to dziwne, ale te procesy są tak wielopoziomowe i ciekawe, że co rusz stawiamy kroki milowe świadczące o nieograniczonym potencjale naszej autorskiej technologii. Dzięki mocy obliczeniowej komputerów, robotyzacji, możliwości symulacji – przeskakujemy kolejne poprzeczki.
Równolegle rozszerzamy zakres materiałów, z którymi pracujemy. Kiedyś w projektach aplikowaliśmy głównie stal, teraz pracujemy też z innymi metalami, których się uczymy, przede wszystkim badając ich wytrzymałość względem grubości arkuszy. Np. aluminium, jeden z najbardziej ekologicznych materiałów na świecie, który może być wielokrotnie przetwarzany niemal bez utraty jakości. Pracujemy z aluminium tą samą technologią, czyli wycinamy płaskie kształty, łączymy je spawem w konturze i deformujemy przy użyciu ciśnienia wewnętrznego.
Maszyny, które wykorzystujemy w procesie zasilamy panelami słonecznymi. W rezultacie powstają obiekty trwałe, ultralekkie i monomateriałowe. Zgodne z naszą ideą less is less, w którą wierzymy od początku naszej działalności, a która dziś idealnie wpisuje się w narrację o zrównoważonym rozwoju.
Obiekty monomateriałowe, są niemal w całości możliwe do recyklingu. Nasze projekty tworzymy z myślą o pokoleniach – bo kto chciałby przetwarzać na aluminiowe puszki tak piękne i ultralekkie obiekty.
Jednak nawet za wiele lat będzie taka możliwość – materiał może wrócić do ponownego obiegu. Ideę monomateriałowości realizujemy kompleksowo. W mniejszej skali – w dziedzinie produktowej i obiektowej, i większej – rzeźbiarskiej, architektonicznej i inżynieryjnej.
Oskar Zięta leci w kosmos
Co wam umożliwiła taka interdyscyplinarność? Na co już dziś pozwala materiał?
O wielu obszarach, nad którymi pracujemy, jeszcze nie możemy mówić. Nie znamy granic, na pewno tych ziemskich.
Nie wiem, czy dożyję tej chwili, ale jestem przekonany, że technologia FiDU znajdzie swoje zastosowanie w kosmosie.
Świat FiDU, to świat konstrukcji metalowych szytych na miarę – skalowalnych i dostosowanych do strzałki sił. To fundament tej technologii, który mam zapisany jeszcze w swoich pierwszych szkicownikach.
FiDU to ekspansja wolumetryczna. Wszystko, co robimy, wychodzi z dwuwymiarowego materiału, który deformujemy przy użyciu ciśnienia wewnętrznego do trzeciego wymiaru. Czyli z czegoś niefunkcjonalnego, gibkiego, łatwego do zniszczenia, przechodzimy w element konstrukcyjny - element wytrzymały i funkcjonalny. Od formy transportowej – do formy funkcjonalnej.
Czyli kolonizujemy Marsa i lecą z nami elementy w formie transportowej…
Tak, dokładnie tak! Przykładem może być nasz projekt Blow & Roll z 2010 w Victoria and Albert Museum w Londynie, widziałaś go?
Tak.
To jeden z manifestów, który pokazuje możliwości pierwszego rolowanego profilu stalowego na świecie. Wciąż mówiąc "profil stalowy", inżynierowie czy konstruktorzy myślą o IPE tzw. "H-profilu".
A my myślimy o tym, jak można kilometry zrolowanego, płaskiego stabilnego profilu przewieźć do innej galaktyki. I jak w oparciu o niego budować przyszły świat.
I to wcale nie jest science fiction. My to wszystko prototypujemy i to jest bardzo realne.
Schronienia i domy w technologii FiDU
Żyjemy w mocno kryzysowych czasach, mamy kryzysy humanitarne, w przyszłości prawdopodobnie dużo będziemy się przemieszczać w poszukiwaniu wody. Ta technologia brzmi jak szansa, by ludziom dawać ekspresowe schronienie – jeszcze zanim na Marsie, to tu, na Ziemi. Widzicie dla niej takie zastosowanie?
Widzimy. Tutaj wrócę do mojego pierwszego doktoratu, o Jeanie Prouvé, który m.in. stworzył demontowalne bungalowy z drewna i metalu, dla ofiar bombardowań w Lotaryngii we Francji w 1944 roku. Te pawilony miały być jak najtańszymi, jak najbardziej praktycznymi konstrukcjami dla osób poszkodowanych w trzęsieniach ziemi, czy właśnie bombardowaniach. Miały się mieścić do jednego samochodu by łatwo, w kilka osób lub samemu, bez używania żadnych dźwigów, je wybudować. Dziś są ikoną i na aukcjach kosztują krocie.
Więc tak, myślimy o tym. Zanim jednak do tego dojdzie, będziemy musieli wykonać mnóstwo testów, żeby móc te projekty realizować. Skala architektoniczna zawsze jest i będzie dla nas wyzwaniem. Realnych projektów architektonicznych w technologii FiDU jeszcze nie było. W 3+ były – w Poznaniu, Za Bramką, mamy już kilka elementów fasadowych. Elementy fasadowe robiliśmy też dla Zahy Hadid.
Widzisz się w projektowaniu obiektów mieszkalnych?
Kiedyś współtworzyliśmy taki koncepcyjny projekt habitatów na Marsie - Space is More. Wykorzystywaliśmy wówczas istniejące szpary, pęknięcia na powierzchni planety. Profile FiDU wypełniały przestrzenie pomiędzy, szczelnie je "zasklepiały".
Czyli gdyby ktoś Ci kiedyś zaproponował, żebyś zaprojektował mu dom, to byś się zgodził?
To by był projekt badawczy, do którego na pewno podeszlibyśmy z zapałem, ale na razie testujemy w innej skali, na innych zakresach.
Może powiem inaczej – tak, przygotowujemy się do tego. I każdy nasz projekt wykorzystujemy do tego, żeby się czegoś nowego nauczyć w konstruktywności tej technologii. Mamy kilka takich pomysłów, np. pawilony. To taki manifest wystawienniczy, z którego już bardzo niedaleko jest do domu, prawda?
Nawa też ma taką formę…
Dokładnie tak. Powiem jeszcze przewrotniej, że każda nasza konstrukcja stołowa jest skalowalna jak dom. Jeżeli spojrzysz na nasze stoły G-Table albo Parova Table, jak na pawilony, wyobrazisz sobie je w większej skali – to pozostaje tylko znaleźć inwestora, który zechce taki pawilon w ogrodzie.
Jak znajdziesz, podeślijcie materiały, będziemy publikować.
Oczywiście.
Długodystansowiec
Jeżeli dobrze liczę, skończyliście 20 lat z FiDU.
[Śmiech] No tak, niestety.
Dla długodystansowców chyba „stety”! To przecież więcej możliwości. Jaką drogę przeszliście przez te dwie dekady?
Drogę od start-upu (kiedyś spin off w moim przypadku – spin off ETH Zurich) do dzisiejszych rozmiarów Zieta Studio działającego niemal na wszystkich rynkach. Droga była ciężka.
Gdybym miał się cofnąć w czasie i raz jeszcze podjąć decyzję, z pełną wiedzą o problemach jakie napotkam - to nie wiem, czy bym ją podjął.
Na szczęście nie muszę drugi raz decydować. Stworzyliśmy firmę, która eksperymentuje, prototypuje i produkuje, od A do Z. Otrzymujemy metal, wypuszczamy monomateriałowy, trwały, ultralekki piękny obiekt. To tworzenie nowej drogi.
Ultraleggera, Plopp. Zamiast produktów, obiekty-manifesty
W którymś wywiadzie mówiłeś, że produkujecie obiekty – nie produkty. Produkt nie może być manifestem?
Obiekt ma trochę szerszą definicję. Pozwalasz obiektowi nieść jakąś energię. On manifestuje, ale oczywiście jest też trochę produktem. Np., stołek Plopp - można na nim usiąść, przenieść go. Ale przede wszystkim jest manifestem technologii, który swoim schowanym pod siedziskiem wentylem, tłumaczy, że został napompowany, że jest ustabilizowany ciśnieniem wewnętrznym. Swoją formą opowiada o kontrolowanej utracie kontroli.
Wasze krzesło Ultraleggera jest najlżejsze na świecie. Stworzyliście je inspirując się innym ważnnym projektem.
Do dziś wspominam moją pierwszą wizytę na targach Salone del Mobile w Mediolanie, na wystawie Cassiny, podniosłem Superleggerę. To był moment "wow". Otwarcie intelektualne. Nic mnie wcześniej tak nie zauroczyło swoją lekkością. Od razu zrozumiałem to jako funkcjonalność. Długo ta fascynacja tkwiła we mnie, aż do momentu, w którym powstała Ultraleggera – najlżejsze aluminiowe krzesło na świecie.
Uwielbiam obserwować zaskoczenie i uśmiechy ludzi, którzy spontanicznie podnoszą Ultraleggerę. Widzę, na ich twarzach to samo co przedstawiała moja w Mediolanie. Zaraz rodzą się pytania, jak to jest możliwe, że inne krzesła są takie ciężkie?
I tutaj możemy pytać dalej – dlaczego uparcie, w sposób tak naganny, nadużywamy materiałów? Człowiek przyzwyczaił się, że konstrukcje są "ciężkie”, że domy są "ciężkie”.
"Żyjemy w świecie zbyt ciężkich przeskalowanych konstrukcji"
Ciężkie, znaczy stabilne, dobre.
To, że coś jest ciężkie, wcale nie musi oznaczać, że jest dobre. Żyjemy w świecie zbyt ciężkich przeskalowanych konstrukcji, które muszą znosić ogromne obciążenia. Już Buckminster Fuller pytał, dlaczego tak ciężko budujemy – ile waży twój dom? Nikt nie jest w stanie tego stwierdzić. A ile zamurowanego CO2 mamy w budownictwie? Nie mówiąc o tym, jak nieefektywnie budujemy. Mówię o całej logistyce, nieustannym przenoszeniu i przewożeniu elementów zanim zostaną zamontowane.
Więcej surowców to też więcej odpadów.
Więcej transportu, więcej składowania. Istnieją już zwiastuny zmian, np. firma Build it twice, która jest w stanie dokonywać komputerowych symulacji inwestycji budowlanych – każdy kamień, każdy element jest tam zasymulowany. Po to, żeby wiedzieć jak, gdzie, kiedy i który element przyjedzie, gdzie go składować etc.
W PRL-u, gdy stawiano ogromne osiedle, budowano w jego sąsiedztwie zakład produkcyjny, tzw. fabrykę domów, właśnie po to, żeby optymalizować zużycie zasobów. Tym zasobem był też oczywiście czas. Być może kiedyś trochę lepiej nam szła optymalizacja w budownictwie pod niektórymi względami.
Kiedyś inaczej o tym myślano. Ale dziś są już takie budynki jak np. prefabrykowane hotele w Chinach, które wymyślili Europejczycy. Byliśmy jednak zbyt mało skorzy do ryzyka by wdrażać takie projekty. A w rzeczywistości ryzyko jest żadne. Produkujemy elementy w określonych miejscach, przywozimy, składamy i powstaje 70-piętrowy wieżowiec. Problemem jest przytwierdzenie konstrukcji do ziemi; jedyny element, którego nie można prefabrykować to fundament.
I gdyby coś takiego przyjechało w stanie płaskim i dmuchałoby się to na miejscu…
No ba.
I byłaby dodatkowa zabawa przy pompowaniu każdego piętra.
Przemysł samochodowy ma ponad 100 lat. Zobacz, jak kiedyś wyglądała produkcja, a jak wygląda dziś. W Zięta Studio pracujemy z technologią, której źródłem jest przemysł automotive. Występuje w nim tzw. norma DIN 8580, która przez inżynierów traktowana jest jako błędna/zła deformacja. Fascynowała mnie ta "nieperfekcja" i w oparciu o nią, o ten deformacyjny błąd powstała technologia FiDU. Dzięki niej już dziś z pofalowanej cienkiej blachy tworzymy wytrzymałe i stabilne obiekty. Ale potrzebujemy jeszcze pewnie kolejnych 20 lat, żeby ten "Idealny Dom" napompować. Mam nadzieję na Marsie.
Wrażliwy inżynier
Dużo rozmawiamy o stronie inżynieryjnej, a kiedy się czyta rozmowy z Tobą, bardzo mała ich część dotyczy tej części artystycznej, tych wszystkich rzeźb, Twojej relacji z dziełami, ich znaczenia. Nie lubisz o nich mówić?
Lubię! Każdy obiekt rzeźbiarski jaki tworzę, powstaje site specific – jest dedykowany lokalizacji. Wynika to z mojego wykształcenia architekta-urbanisty, zawsze staram się zrozumieć przestrzeń. Najlepszym przykładem jest wrocławska Nawa, która swoimi bionicznymi metalowymi łukami z koresponduje z betonową konstrukcją łukową pobliskiej Hali Targowej projekty R. Plüddemanna, a konstrukcją drewnianą Ossolineum i kamiennymi czy ceglanymi sklepieniami kościołów Ostrowa Tumskiego, Nawa prezentuje nowy łuk – stalowy łuk konstrukcyjny FiDU.
Zobacz także: Stalowe lustra Oskara Zięty
Jestem obecny podczas całego procesu. Poza technologicznym aspektem jest też np. aspekt transportu. Gdybym był tylko artystą, tworzył bym rzeźbę i nie powinno mnie interesować, jak zostanie przywieziona, jak zamontowana. A np. wielkość Nawy jest ściśle powiązana z tym, gdzie ją produkowaliśmy, gdzie powstawała, jak duże były cztery śluzy, które dzieliły nas od miejsca posadowienia rzeźby. Zbieranie takich wszystkich parametrów to dla mnie początek projektu.
Wydawać by się mogło, że to mało "artystyczne" zagadnienia. Ja jednak chcę tworzyć obiekty optymalne, czyli największe jakie mogę stworzyć dla konkretnej lokalizacji. Kolejny manifest. Chciałem stworzyć największy łuk, ale musiał być możliwy do przewiezienia. No i tu się pojawia to często stawiane pytanie w wywiadach: kim jesteś – artystą czy inżynierem.
No właśnie o to nie chciałam pytać!
Jestem na każdym etapie kimś innym. Mam też trochę architektoniczne podejście – łapanie konceptu, idei, to jest najwspanialszy etap, ale krótki. Później zaczyna się wnikliwa praca nad projektem, który tworzymy wewnętrznie. Nie delegujemy żadnego etapu. Tworzymy w autorskiej technologii. Jesteśmy rzeźbiarzami. Opiekujemy się rzeźbą od początku do końca.
A to nie jest trochę tak, że z procesu technologicznego zrobiliście sztukę?
Dokładnie tak.
Nie byłbym artystą, gdybym nie był tym wrażliwym inżynierem, który jest na linii produkcyjnej, podgląda moment, błędy, niedoskonałości. Mamy tak samo dużo projektów, które się powiodły i które się nie udały. Te drugie czekają na swój czas, na swoje rozwiązanie. My mówimy: ciśnienie, czas. A materiał nam odpowiada. Prowadzimy dialog z materiałem.
Oczywiście wszystkie procesy symulujemy. Podejrzewamy, co się będzie działo. Ale materiał jest anizotropowy - ma swój kierunek, charakter, grubość, swoje niedoskonałości. Czasami te niedoskonałości i deformacje uwypuklamy, manifestujemy, a czasem, jak w Ultraleggerze, ukrywamy. Bo krzesło nie wygląda jak napompowane. Uczestniczyłem już w tak wielu procesach, że teraz już projektuję intuicyjnie. Odległość mojego szkicu od realizacji jest niewielka.
Czyli poziom doskonałości został osiągnięty, mityczne 10 tysięcy godzin poświęcone i teraz można już realizować swoje wizje.
Tak, realizuję dużo wizji – urealniam szkice. Ich detale trzeba symulować, dopasować przekroje, formaty, proporcje. Potem wszystko składa się w całość i nabiera rzeczywistego wymiaru.
To fascynujący proces, to nieustanne spełnianie marzeń.
Rzeźby. Hempel, czyli kolejne marzenie spełnione
Rzeźba, którą odsłoniłeś przy Parku Szczytnickim w październiku też jest wynikową możliwości i otoczenia?
To projekt, o którym myślałem od lat. Właściwie mogę powiedzieć, że spełniłem marzenie, związane z pewnym obiektem, które od dawna chciałem zrealizować. Jak inwestor powiedział o lokalizacji rzeźby, pomyślałem: w końcu się uda! Czasem trzeba po prostu mieć szczęście.
Rzeźba zlokalizowana jest przy Parku Szczytnickim we Wrocławiu, a około kilometr dalej znajduje się obiekt, który bardzo podziwiam. Jeden z piękniejszych obiektów artystycznych w Polsce. Iglica.
Jest energetyczna. Daje moment zastanowienia się. Piękna forma, w pięknych proporcjach. Niesamowicie innowacyjny projekt, jak na późne lata 40. XX wieku. Dobór tego metalu, z którego jest wykonana ta rzeźba, nie jest oczywisty. Bo tylko w tym materiale można było tak szpiczasty, o tak nienaturalnych proporcjach element konstrukcyjny zrealizować. I zrobił to wspaniały człowiek, moim zdaniem niedoceniany dziś konstruktor - Stanisław Hempel. To był jego manifest.
Wielokrotnie chciałem włączyć Iglicę w naszą twórczość. Teraz udało się zrealizować rzeźbę, która jest jej interpretacją. Nasz obiekt nazwaliśmy Hempel – by ponownie zwrócić oczy Wrocławian i turystów na Iglicę i jej autora. Nie tylko na krasnale. Marzy mi się też by powstał osobny drogowskaz prowadzący do Iglicy, którą teraz dostrzegamy raczej ze względu na sąsiedztwo Hali Stulecia i Pawilonu Czterech Kopuł.
Jako punkty zwrotne wymieniłeś już krzesło w Mediolanie, teraz wrocławską Iglicę. Sztuka w przestrzeni publicznej miała na Ciebie duży wpływ?
Na wszystkich ma wpływ! Przestrzeń publiczna jest demokratyczna – ma wpływ na każdego. Nawa, mam wrażenie, stała się precedensem dla wielu artystów w Polsce. Dowodem, że można projekty takiej skali realizować w przestrzeni publicznej. Przywróciliśmy do życia wspaniałą Wyspę Daliową. Codziennie ktoś przegląda się w łukach Nawy, co wieczór ktoś spotyka się tam na randkę. Co lato odbywają się tam koncerty jazzowe. Ludzie chcą tam spędzać czas, robić zdjęcia i zadawać sobie pytanie: co to za szkielet wieloryba?
Projekty skali Nawy często jednak roztrzaskują idee o budżety. Przestrzeń publiczna wymaga skali. To ważne w architekturze i urbanistyce.
Iglica jest spektakularnym, 90-metrowym manifestem. By wybrzmieć potrzebuje przestrzeni, możliwości spojrzenia na nią z dystansu. Zakładam, że gdyby Iglica powstawałaby przy dzisiejszych budżetach miałaby 4 metry.
Podnosisz krzesło i wiesz wszystko
Co chcesz przekazać manifestami?
Zależy w którym obiekcie. Ultraleggera to jest bardzo mądry produkt. Jestem dumny, że powstał u nas w studiu. Wdrażaliśmy go ponad 5 lat. Nic nie jest ad hoc. Ludziom często wydaje się, że to prosty projekt. A żeby aluminiowe krzesło było takie lekkie, musieliśmy się nauczyć redukować – a robiliśmy to studiując tzw. lightweight index, czyli stosunek wagi do wytrzymałości obiektów. Eksperymentów było wiele, wiele redukcji masy. O tym jest projekt Ultralegerra – o tym, że mniej znaczy mniej.
Mogę opowiadać godzinami, używać wielu słów, ale wystarczy podnieść krzesło i wiesz już wszystko.
Rzeźbą Wir w Warszawie manifestujemy najwyższy samonośny element konstrukcyjny. Nawa prowadzi podobną narrację konstrukcyjną o łukach. W mniejszej skali Trzepaki 2.0 – obok realnego, PRL-owskiego trzepaka w Ogrodzie Rzeźby Raster postawiliśmy ewolucję funkcji w formę. Zaczęliśmy się bawić tą formą w sposób związany z ruchem. Fikołki formalne. Opowieść o sprężynie. Nie ma tematów funkcjonalnych, jest za to fascynacja detalami. Niedawno Trzepaki pojechały do Dubaju.
Jestem przekonany, że kiedyś, w przyszłości, tego typu zabiegi zawijania stali, będziemy stosować w przemyśle, a dziś jest to rzeźbą.
Mówisz, że artystą, inżynierem, sprzedawcą jesteś w zależności od etapu prac. To kim jesteś teraz?
Powiem inaczej. To, kim najbardziej lubię być, to "rozwiązywaczem problemów" i "wymyślaczem nowych niesamowitości". W tym się sprawdzam najlepiej. Cała reszta to obowiązek.
Ale przyjemny?
Trochę jak w sporcie – idziesz na ten trening, bo musisz. I dopiero po treningu się dobrze czujesz.
Bardzo dziękuję za rozmowę!