Zofia Malicka: Studiowałeś architekturę w Szczecinie, następnie wyjechałeś do Zurychu na stypendium i tam rozpoczęła się Twoja przygoda z technologią FiDU. Czy mógłbyś nam opowiedzieć, jak narodził się pomysł na tworzenie obiektów i mebli ze stali? Oskar Zięta: Tak, właśnie w Szwajcarskim Instytucie Technologicznym ETH w Zurychu, gdzie studiowałem CAAD, czyli Computer Aided Architectural Design, narodził się pomysł na technologię FiDU. Jeden z moich wykładowców, profesor Ludger Hovestadt, uświadomił mi i innym asystentom, że wizualizować można w zasadzie wszystko, i że świat wirtualny jest już bardzo bliski realnemu. Doszliśmy wtedy do wniosku, że nie chcemy wizualizować architektury, tylko pójść o krok dalej – eksportować na maszyny wszystkie dane, które tworzą architekci w czasie procesu projektowania. Mieliśmy wirtualnie wybudowane projekty, próbowaliśmy znaleźć sposób na zamianę tych danych w gotowy produkt, taki jak budynek, konstrukcja, element architektoniczny. Wtedy, niemal dwadzieścia lat temu, było to dość nowatorskie – dziś mamy drukarki 3D, istnieją nawet technologie drukowania domów, ale z zupełnie innych materiałów niż metal – to materiał wyjątkowo skomplikowany w obróbce, trudny. Wybrałem go, bo ten temat zawsze był mi bliski – interesowałem się samochodami i motoryzacją, mój dziadek był kowalem… Wtedy zacząłem rozwijać wizję przekładania danych na realne obiekty i eksploruję ten potencjał do dziś. Na początku moje eksperymenty były bardziej żartobliwe, do tego stopnia, że wielu inżynierów mówiło mi: „Panie Zięta, proszę już sobie odpuścić to dmuchanie stali, bo to błąd technologiczny, opisany w normie 8580 jako falowanie materiału w procesie deformacji”.
Czytaj też: Oskar Zięta o instalacji Nawa we Wrocławiu |Ciekawe, co mówią dziś?Podczas spotkań ze mną i moją firmą najpierw nie dowierzają, ale jeśli mówimy językiem konstruktorów – zaczynają być ciekawi. Jesteśmy już w stanie konstruować i realizować formy dużo lżejsze, a przy tym o wiele bardziej wytrzymałe od tradycyjnych elementów używanych np. w budownictwie. Wciąż nie jest to technologia powszechnie używana, ale mimo wszystko, z roku na rok, udaje nam się realizować kolejne projekty i mamy w planach eksplorowanie wielu nowych dziedzin.Zasłynąłeś dzięki projektowi stołka PLOPP, później były akcesoria do wnętrz i meble, aż zainteresowały Cię większe obiekty umieszczane także w przestrzeni miejskiej. Popraw mnie proszę, jeśli to nie jest prawidłowa kolejność.PLOPP nie był pierwszym projektem, ale na pewno pierwszym z metką Zieta Studio, który stał się rozpoznawalny. Z tym zresztą wiąże się ciekawa historia. W 2007 roku skontaktowałem się z Marvą Griffin, promotorką designu i kuratorką związaną z Salone Del Mobile. Zadzwoniłem do niej na dwa czy trzy miesiące przed targami, chcąc zarejestrować się na Salone jako student, a ona powiedziała mi, że może mnie zapisać dopiero na przyszły rok, bo na tę edycję nie ma już miejsc. Dwa tygodnie przed targami Marva zadzwoniła do mnie z informacją, że zwolniło się miejsce. Kiedy powiedziałem jej, że chyba nie dam rady przygotować się w tak krótkim czasie, odpowiedziała, że to moja jedyna szansa i jeśli z niej nie skorzystam, nigdy więcej nie wystawię się w Mediolanie. Postanowiłem zaryzykować. Wynająłem kampera, którym zaparkowałem niedaleko targów. Służył mi za magazyn, sypialnię, kuchnię… Po targach miałem kilkaset zamówień i trzeba było ruszyć z produkcją. Kupiłem pierwsze maszyny w Szwajcarii, tata wynajął halę – podjęliśmy ryzyko.Czytaj też: Zięta w Pałacu Królewskim i na Times Square |I tak PLOPP rozpoczął swoją karierę.Okazało się, że właśnie ten mały „Polski Ludowy Obiekt Pompowany Powietrzem” po targach pokazywany był we wszystkich gazetach. Dzięki temu nastała nowa fala manufaktury i rzemiosła połączonych z nowymi technologiami. Obecnie w naszym biurze pracują nie tylko inżynierowie i technolodzy, ale też architekci, designerzy i inne osoby, które lubią przekraczać granice. Do dziś używamy designu i sztuki do eksplorowania i eksperymentowania.Rozumiem, że PLOPP i inne obiekty miały tylko pokazać możliwości, ale to duża skala była w obrębie Twoich zainteresowań?Duża skala zawsze była na pierwszym miejscu, ale musiałem zacząć od małych formatów, aby móc pokazać potencjał opracowanej przeze mnie technologii. Zdobywałem wiedzę o materiale i detalach, robiąc kolejne użytkowe produkty. Tak właśnie powstał stołek PLOPP, potem krzesło Chippensteel, i cała masa innych zrealizowanych projektów, które są funkcjonalnymi manifestacjami technologii. Tak właśnie powstała firma Zieta Studio. Przejdźmy teraz do tych większych form. Twoja najnowsza rzeźba, Urban Crystals, będzie prezentowana w 2021 roku na Times Square, a obecnie stoi we Wrocławiu. Jak stal i nowoczesne formy odnajdują się w trendzie integracji sztuki z projektami architektonicznymi?W Stanach Zjednoczonych funkcjonują świetnie! W Chicago w przestrzeniach miejskich, publicznych czy półpublicznych fantastycznie odnajdują się właśnie obiekty rzeźbiarskie. W Niemczech, Austrii, Szwajcarii czy sąsiadujących z nami Czechach także wykorzystuje się tego rodzaju formy: płaskorzeźby, rzeźby, obiekty, malowidła czy street art w kreowaniu przestrzeni przyjaznej użytkownikom.Wspominałeś o tym na finisażu wystawy „Laboratorium Rzeźby” w warszawskiej Galerii Totuart, gdzie można było zobaczyć Twoje projekty.Tak, dokładnie. To bardzo mądry zabieg, który doprowadził do tego, że klasa artysty w krajach niemieckojęzycznych czy skandynawskich jest dużo poważniejsza niż u nas. Doprowadza to często do dyskusji już na poziomie planowania urbanistycznego. Każdy inwestor wie, że musi do projektu zaimplementować coś związanego ze sztuką. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego rzeźbiarska forma sztuki jest w tych krajach wysoko rozwinięta i popularna dużo bardziej niż w Polsce. W ostatnich latach widać jednak znaczącą zmianę w tym obszarze. Deweloperzy, zachęceni coraz większymi wymaganiami swoich klientów, już bardzo mocno interesują się rzeźbą publiczną – chcą nią urozmaicać nie tylko wnętrza hotelowe, ale również osiedla mieszkalne czy galerie handlowe. Przykładem jest tutaj WIR, który zrealizowaliśmy w 2017 roku dla Galerii Północnej w Warszawie. Obecnie jest to najwyższa rzeźba w przestrzeni publicznej w Polsce, a w ciągu kilku lat stała się swego rodzaju symbolem miejsca, w którym się znajduje, rodzajem ikony.Stal jest, zdaje się, wdzięcznym materiałem do używania jej w ten sposób – do tworzenia obiektów artystycznych umieszczanych w przestrzeni publicznej?To prawda, metale są wdzięcznym materiałem. Ale oczywiście z drugiej strony wymagają bardzo dużego profesjonalizmu. Potrzeba wielu lat ciągłej pracy w tym materiale, polepszania jakości detalu, kunsztu i rzemiosła.Czy masz jakieś wymarzone zastosowanie, które nie zostało jeszcze wprowadzone w życie dla obiektów, które wytwarzasz w technologii FiDU? Gdzie jeszcze chciałbyś tę technologię wykorzystać?Mamy projekt „Blow & Roll”, zrealizowany w ogrodach w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie z pierwszym rolowanym profilem na świecie. Dyrektor muzeum chciał, aby był to największy obiekt, jaki do tej pory zrobiliśmy, połączenie rzemiosła ze sztuką. A w tym przypadku było to tak naprawdę zespolenie sztuki, wysoko rozwiniętej technologii i genialnego, choć prostego pomysłu „trąbki urodzinowej” który bazuje na prostym zabiegu spawania dwóch materiałów i ich zwinięcia. Jesteśmy w stanie je przetransportować w takiej zrolowanej formie, napompować, zdeformować i ustabilizować w dowolnym miejscu. Pytasz o wymarzone zastosowanie – chciałbym, żeby moje profile poleciały kiedyś w kosmos i tam zostały wykorzystane nie tylko jako eksperyment. Rozwój tej technologii jest w pewnym sensie nieunikniony i nie sposób zatrzymać się jedynie na małych formach czy też formach makro, ale mających funkcję jedynie estetyczną. W obecnym świecie borykającym się z problemami przeludnienia, nadprodukcji i zanieczyszczenia środowiska czuję się w obowiązku opracowywać rozwiązania, które w jakiś sposób te problemy współczesności zaadresują i będą na nie odpowiadać w sposób innowacyjny i zrównoważony. Która z dziedzin jest Ci najbliższa? Jesteś architektem, projektantem, artystą, technologiem – co jest dla Ciebie najważniejsze?Artyści byli kiedyś bardzo dobrymi rzemieślnikami. Przedstawiciele wcześniejszych pokoleń sami napinali płótno na ramę, rozrabiali pigmenty w moździerzu i dobierali kolory. Dziś wielu artystów pracuje jedynie konceptualnie i zleca swoje projekty podwykonawcom, co sprawia, że nie są obecni przy procesie tworzenia. Oczywiście, wymyślają zwariowane rzeczy, a zewnętrzne firmy je produkują, rzeźbią, odlewają i robią to w większej skali, zupełnie w odejściu od osoby artysty. Dla nas ważne jest, żeby brać czynny udział w procesie, tworzyć, dotykać, patrzeć na błędy, żeby być świadomym, co z tego wyjdzie. Poza tym ten proces jest u nas nieco odwrócony – pracujemy tak, aby być blisko materiału, odpowiadać na to, co nam on oferuje, optymalizować proces jego obróbki tak, aby niepotrzebnie nie zużywać zasobów i energii. To podejście, które nas odróżnia i które, mam nadzieję, zapewni nam ważne miejsce w projektowaniu przyszłości.Czyli chyba najbliżej Ci, jeśli chodzi o takie podejście, do artysty? Czy właśnie tak chciałbyś się zapisać na kartach historii naszego designu?Wyznaję zasadę, że każdy artysta powinien panować nad całością procesu twórczego – od zakupu półproduktów, po samo tworzenie, ale też transport i instalację wystaw czy rzeźb w przestrzeni publicznej. Tak samo robimy w Zieta Studio – w zależności od etapu procesu odgrywamy zróżnicowane role, niekoniecznie związane z samym procesem kreatywnym, ale przede wszystkim z techniczną realizacją pomysłów. Z doświadczenia wiem, że gdybyśmy nie wzięli pewnych procesów na siebie, nie zrealizowalibyśmy wielu projektów. Artyści myślą, że będą tylko artystami, ale okazuje się, że w tym procesie sama kreacja zajmuje mniej niż 50% czasu. Dlatego lubię być artystą, ale także inżynierem, technologiem produkcyjnym i w dodatku obmyślać, jak to wszystko wytworzyć w danej kwocie.W zeszłym roku zaprezentowałeś ULTRALEGGERĘ, najlżejsze krzesło w historii designu, czym pobiłeś rekord Gio Pontiego. Czym dla Ciebie jest przekraczanie granic? Chyba lubisz to robić?To prawda, że w projekcie najlżejszego krzesła na świecie wyszedłem od Gio Pontiego, ale nie chodziło tutaj o samą rywalizację, ale o to, aby przekraczać ograniczenia i wyznaczać nowe standardy – przy jednoczesnym eksperymentowaniu z metalem. W naszej działalności moglibyśmy robić krzesła czy obiekty użytkowe na dużą skalę, ale wydaje mi się, że byłoby to zmarnowaniem naszego potencjału, dlatego wysoko zawieszamy sobie poprzeczkę. Kiedy jako student pierwszy raz zetknąłem się z projektem krzesła Superleggera Gio Pontiego, zakochałem się w tym produkcie, zafascynowałem się nim – nie tylko w jego formie, ale i funkcjonalności. Chciałem stworzyć krzesło, które waży jeszcze mniej i w zeszłym roku zrealizowałem to marzenie. O krześle ULTRALEGGERA mówię z ogromną satysfakcją, bo jest to efekt testów i prototypowania na wielu etapach. To krzesło po prostu trzeba podnieść – nagle się okazuje, że taki mebel, zamiast 5 czy 4 kg, może ważyć 1,66 kg. To ogromna różnica, bo przy tym jest jeszcze krzesłem funkcjonalnym, monomateriałowym, czyli ekologicznym, zarówno w procesie wytwarzania, jak i recyklingu. No i jest bardzo wytrzymałe. Obciążając je, doszliśmy do 1200 kg! Wszystkim, którzy zadają sobie pytanie, jak to funkcjonuje, odpowiadam, że cały świat natury jest zbudowany na takich skorupowych konstrukcjach. Źdźbła trawy, bambus, szkielety różnych owadów, kości ptaków są praktycznie puste w środku. W Zieta Studio od zawsze podglądamy naturę i bierzemy z niej to, co najlepsze, a następnie aplikujemy to do sztuki, architektury, designu, technologii i przemysłu. Formy, które wychodzą z naszej pracowni, często określane są mianem bionicznych – właśnie takich, które powstają w wyniku analizy struktur obecnych w przyrodzie.Wspomniałeś o ekologii – producenci i projektanci mają świadomość bardzo słabej kondycji naszej planety i środowiska, starają się działać jak najbardziej ekologicznie. Jak to rzutuje na Twoją pracę? Czy jest to dla Ciebie inspiracja czy raczej ograniczenie?To olbrzymia inspiracja i właśnie po to powstają tak mądre projekty jak ULTRALEGGERA, do której powstania nie potrzeba wielu kilogramów materiałów, a jedynie niecałe 2 kg i jest to olbrzymi potencjał! Nie jest to krzesło z sieciówki, które za trzy lata się rozpadnie i będziemy zmuszeni wymienić je na nowe. To krzesło, które zaprojektowane jest na lata, które jest trwałe nie tylko w sensie jego możliwego obciążenia czy wytrzymałości materiału, ale jest też odporne na trendy. Powstało, aby być ponadczasowe! W związku z tym cieszy mnie, że powoli wracamy do starych tradycji przekazywania obiektów kolejnym pokoleniom. Zaczynamy znów cenić całą historię powstawania i cieszyć się tą lekkością, obiektowością albo pewnego rodzaju niesztampowością. Zięta Studio obchodzi właśnie 10. jubileusz. Jakie masz plany na przyszłość? Planów mamy bardzo dużo, o wielu z nich nie mogę jeszcze powiedzieć. Jesteśmy w pięknym studio, które daje nam możliwość łączenia projektowania w komfortowych warunkach z produkcjąi prototypowaniem. Mam nadzieję, że to, co jeszcze przed nami, będzie zaskakujące, rewolucyjne i wniesie do świata ważną wartość. Mam w planach wdrażać w życie te pomysły i idee, które czekają w moim szkicowniku i które wymagają jedynie czasu oraz odpowiednich środków. Jesteśmy obecnie interdyscyplinarną pracownią z zapleczem inżynieryjnym, produkcyjnym, projektowym, jak i badawczym. Dzięki naszej innowacyjnej technologii FiDU możemy działać w różnych sektorach przemysłu: od energetycznego, górniczego czy konstrukcyjnego, przez architekturę i przemysł motoryzacyjny, aż po design i sztukę. To olbrzymie spektrum, w którym się nieustannie poruszamy przekraczając wszelkie granice i tworząc mądre i ciekawe realizacje. W skali globalnej wciąż jesteśmy małym statkiem, ale właśnie dzięki temu szybko reagujemy na zmiany i możemy pozwolić sobie na eksperymentowanie i wdrażanie innowacji.