Spis treści
- Jak duży jest wpływ fotografii na architekturę?
- Zależność fotografii od klienta - dziennikarze i deweloperzy
- Obiektywizm jako nieodłączny od fotografii
- Odpowiedzialność fotografów jako jedynych świadków i przed różnymi klientami
- Zniekształcenia obrazu rzeczywistości na fotografiach
- Rola usługowa: zdjęć do publikacji nie wybiera fotograf
- Architekci i fotografowie - jak wygląda współpraca?
- Odpowiedzialność autorska twórców fotografii
- Umiejętne szukanie kompromisu - czas końca konwencji
- Wpływ fotografii na współczesne życie, Internet
- Sprawiedliwość w fotografii architektury, Instagram
- Fotografowanie niewidzialnego - klimat, ekologia
- Uczestnicy dyskusji
Jak duży jest wpływ fotografii na architekturę?
Artur Celiński: Nie ma dziś dobrej opowieści o architekturze bez odpowiedniej jakości zdjęć. Jednocześnie rzadko dajemy głos fotografom, przyjmując, że ich rola jest neutralna. Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. W takiej sytuacji od razu muszę zapytać o to, jak bardzo Wasza praca wpływa na postrzeganie danego obiektu czy budynku?
Tomasz Zakrzewski: Rejestrujemy obraz architektury po to, żeby inni go mogli zobaczyć, ale tak naprawdę interpretujemy go. Ważne jest to, że robimy fotografię na zlecenie kogoś, kto dany budynek stworzył, a nie dla zobrazowania jakiejś naszej idei. Nawet jeśli dany obiekt mi się prywatnie mniej podoba, to staram się zobrazować czyjeś dzieło i stojące za nim przesłanie w pozytywny sposób. Jeśli chodziło o dobre powiązanie budynku z otoczeniem albo stworzenie obiektu ekologicznego, to staram się to podkreślić. W przypadku przestrzeni publicznej chcę np. pokazać, jak ona funkcjonuje. W fotografowaniu jest wielka siła. Każdą przestrzeń można zaprezentować w sposób negatywny, krytyczny. Można znaleźć taki kadr czy fragment, który będzie wyglądał źle.
Piotr Krajewski: Mam podobne podejście. Większość moich klientów, co oczywiste, chce, aby zdjęcia przynosiły im kolejne zlecenia. Zawsze staram się więc pokazać dany obiekt tak, aby wyglądał atrakcyjnie na moich fotografiach. Kilka lat temu fotografowałem szklany hotel w Pobierowie, którego zdjęcia ukazały się w magazynie „A-m”. Był to obiekt zupełnie nietypowy dla struktury tej miejscowości. Mogłem go sfotografować na dwa sposoby: z bardzo bliska, jako nowoczesny budynek oderwany od krajobrazu, albo w kontekście otoczenia, do którego nie pasował. Wydaje mi się, że wtedy opublikowano zdjęcia z kontekstem. Często jednak bywa inaczej. Zdjęcia „graficzne”, bardzo wyraziste i zazwyczaj pokazujące jakiś fragment z bliska, zdobywają większą popularność w Internecie. Takie fotografie bardziej przyciągają uwagę niż te, które faktycznie pokazują kontekst miejsca.
Zależność fotografii od klienta - dziennikarze i deweloperzy
Jędrzej Sokołowski: Fotografia jest tylko narzędziem, które można wykorzystać w różny sposób. Kluczowe są więc intencje wykonującego zdjęcia. Obaj przedmówcy określili się jako zleceniobiorcy architektów. I w tej sytuacji jest dla mnie dosyć oczywiste, że starają się empatyzować z klientami. Czym innym jest natomiast subiektywny dokument fotograficzny, który ma za zadanie opisać jakiś problem. Wtedy można zupełnie inaczej przedstawić te same budynki. Skrajnym przykładem są oczekiwania deweloperów, którzy najczęściej chcą pokazać, że osiedle znajduje się blisko centrum – nawet jeśli tak nie jest. Można to uzyskać np. poprzez zdjęcie z lotu ptaka, korzystając z długiego obiektywu, który skraca perspektywę. Wtedy widz odnosi wrażenie, że Pałac Kultury i Nauki jest na wyciągnięcie ręki. Można też sfotografować obiekt z bliska tak, że na pierwszym planie będzie widać krzaki, przez które trzeba się przedrzeć, pokazać brak drogi dojazdowej czy wręcz jeżdżący nieopodal kombajny, bo osiedle wybudowano pośrodku pola.
TZ: Architekci są na pewno fajniejszym klientem, bo poszukują prawdy, chcą pokazać różnorodność przedsięwzięcia budowlanego. Deweloper bardziej lukruje rzeczywistość. Kto – poza dziennikarzami – ma odwagę pokazać jakiś problem w swojej inwestycji czy projekcie?
Bartłomiej Barczyk: Wiele magazynów oczekuje zdjęć „idealnych”. Bardzo dobrze to widać w przypadku fotografowania wnętrz. Są osoby, które profesjonalnie zajmują się stylizacją. To oczywiście jest ważne i potrzebne. Bardzo szanuję, kiedy w takiej fotografii widać życie. Pamiętam sesję wnętrza dla „Vogue’a”, przedstawiającą mieszkanie Łukasza Zagały z pracowni Medusa Group. Architekt udostępnił wnętrze do sfotografowania, ale zastrzegł, że nawet nóż w kuchni ma być brudny, ponieważ przed chwilą był w użyciu. Podobnie było w przypadku sesji Bolko Loftu Przemo Łukasika dla „Elle Decoration”. Architekt zostawił mi do sfotografowania przestrzeń, w której czuć było człowieka.
Obiektywizm jako nieodłączny od fotografii
Marcin Czechowicz: Czy fotografujecie pomysł, ideę architekta, czy to, co widzicie na miejscu? Ja próbuję to łączyć. Widzę się jako mediatora, który stara się te aspekty godzić.
AC: Często ta mediacja nie jest dostrzegalna. Rzadko kiedy odbiorcy zdjęć widzieli przedstawiony na nim obiekt na żywo. Polegają na Waszej interpretacji rzeczywistości…
MC: Uczciwość jest tym, czym w świecie wizualizacji fotografia się wyróżnia. Na tym skupiam swoją uwagę i buduję wspomnianą rolę mediatora. Bez tego nie ma co mówić o fotografii. Oczywiście, np. zapotrzebowanie reklamowe rządzi się swoimi prawami, ale w dalszym ciągu jest to zdjęcie czegoś, co faktycznie istnieje. Pomagam pokazywać zamysł architekta, jego koncepcję, zastosowane rozwiązania i w ogóle istotę stworzonego obiektu czy przestrzeni. Wszystko zależy jednak od tego, co interesuje zamawiającego. Wiadomo, że dla np. prasy codziennej ważne będą inne kwestie niż dla Was jako miesięcznika.
JS: Redakcja jest tym ciałem, które ma w sposób krytyczny weryfikować i przedstawiać rzeczywistość, prawda? Jako autorzy zdjęć możemy pokazać budynek na różne sposoby, coś uwypuklić, coś ukryć. Fotografowanie jest zawsze wyborem konkretnego fragmentu rzeczywistości. Jakieś elementy możemy pozostawić poza kadrem lub je w nim zawrzeć. Potem następuje selekcja zdjęć, która jest kluczowa, bo można po prostu pewnych rzeczy nie pokazać. Często nie mamy kontroli nad tym, co finalnie trafi do publikacji.
BB: Kiedyś Marta Sękulska-Wrońska zaproponowała mi sfotografowanie placu Pięciu Rogów. Wokół tego projektu toczyło się wtedy wiele dyskusji. Miałem opowiedzieć historię tego miejsca przez pryzmat ludzi, którzy z niego korzystają, ale bez tuszowania i udawania. Przydało się tu moje reporterskie oko. Przez wiele lat byłem fotoreporterem „Gazety Wyborczej”. Ten element mojego spojrzenia okazał się kluczowy. Zdjęcia powstały w ciągu dnia i nocą bez użycia statywu czy obiektywu typu tilt-shift, co może wywołać zawrót głowy u niektórych fotografów zajmujących się profesjonalnie architekturą. Chciałem w ten sposób po prostu pokazać „żywą” architekturę.
MC: Na początku lat dwutysięcznych w „Architekturze-murator” był publikowany cykl pt. Fotokomentarz. Chodziło o jedną czarno-białą fotografię na rozkładówkę, która była po prostu wrażeniem fotografa. Często robiłem je z nietypowego kąta lub z oddalenia, wpuszczając w kadr więcej rzeczywistości, na którą architekt właściwie nie miał wpływu. Bywa tak, że ten nieuporządkowany kontekst zaburza odbiór albo nie jest brany pod uwagę. I to jest dla mnie ciekawe – te przypadkowe relacje. W samych prezentacjach miesięcznika często unikano publikowania zdjęć, które pokazywały za dużo tego kontekstu, a fotokomentarze na to pozwalały.
Odpowiedzialność fotografów jako jedynych świadków i przed różnymi klientami
AC: Oczywiście zamawiamy sesję konkretnego budynku, licząc na pewną opowieść. Jest jednak w tej układance mnóstwo różnych elementów, które sprawiają, że z relacji często robi się kreacja. Nie jesteśmy z Wami przy pracy, nie widzimy jak dany kadr wygląda albo czy można go uchwycić lepiej, np. oddalić, by pokazać więcej kontekstu. Liczymy na Waszą umiejętność interpretacji rzeczywistości. Stąd tak ważna jest dla mnie Wasza uczciwość w relacji z fotografowanym obiektem, jego autorami, a często też z inwestorem. Na czym ona polega?
MC: Przede wszystkim staram się powściągnąć własne ego i skupiam się na tym, czego doświadczam na miejscu. Mimo że starając się przekazać samą istotę tego doświadczenia, często przekraczam granicę czystego obrazowania, wciąż widzę siebie bardziej jako rzemieślnika przekazującego cudze idee czy łączącego pewne wątki. Oczywiście ta synteza opiera się na mojej subiektywnej wrażliwości, ale w dalszym ciągu jest to odległe od postawy kreatora jakiejś własnej wizji. Taka wizja mogłaby znacząco odbiegać od tego, co było istotne dla architekta.
PK: Kiedy jadę fotografować obiekt, staram się opowiedzieć jego historię w taki sposób, aby osoba oglądająca wcześniej moje zdjęcia nie czuła się oszukana, gdy zobaczy to miejsce osobiście. Próbuję przekazać prawdę o budynku, choć moje fotografie nie są w pełni dokumentalne. To połączenie dokumentalizmu z fotografią komercyjną.
BB: Odpowiedź jest jedna: prawda. Fotografując architekturę, trzeba pokazać to miejsce takim, jakim ono jest. Oczywiście, po to architekci zapraszają fotografów, żeby to zrobić profesjonalnie. Zadaniem fotografa jest wydobycie z architektury esencji. Wszystko zależy od potrzeb, od tego, gdzie będą publikowane zdjęcia, co o danej przestrzeni chce opowiedzieć architekt oczami fotografa.
TZ: Pytanie o uczciwości jest bardzo ważne. Uważam, że w tym rodzaju fotografii, którą się zajmujemy, jest stosunkowo mało miejsca na autoekspresję. Przede wszystkim musimy pamiętać, że mamy opowiedzieć o czymś, co stworzył ktoś inny. Pewna powściągliwość jest w tym przypadku wskazana. Tym bardziej że w gąszczu dostępnych narzędzi nie wszystkie są fair i zdarzają się klienci niemający żadnych skrupułów w chęci wyretuszowania tego, co nie pasuje do ich wizji.
Zniekształcenia obrazu rzeczywistości na fotografiach
AC: Zanim przejdziemy do narzędzi i retuszu, chciałbym się z Wami podzielić moim doświadczeniem z wizyty w nowym lubelskim Dworcu Metropolitalnym. Pierwsze wrażenie było takie, że obiekt wydał mi się zdecydowanie mniejszy niż na zdjęciach. Czy tak powinno być?
MC: Podczas fotografowania takich obiektów niestety często jest tak, że nie masz odpowiedniego odejścia, żeby objąć całość zwykłym obiektywem. Musisz zastosować bardzo szeroki kąt. Taki obiektyw zawsze będzie nieco przekłamywał, więc należy robić to świadomie. Wiadomo, że lepiej pokazać temat w pewnej liczbie węższych kadrów, ale taki szeroki, całościowy też dobrze mieć. Takie zdjęcie zawiera po prostu najwięcej informacji, a w publikacji czasem zwyczajnie nie ma miejsca na wiele zdjęć. Wtedy już dobór ujęć należy do klienta lub redakcji.
AC: Dla czytelnika to nie musi być takie oczywiste… Może więc w piśmie powinniśmy oznaczać te fotografie, które zrobiono obiektywem szerokokątnym?
PK: Trzeba pilnować, żeby kadry nie były za szerokie. Używanie zbyt szerokokątnych obiektywów to jeden z podstawowych błędów. Łatwiej jest wtedy pokazać cały budynek, zamiast poszukać ciekawego kadru. To jest szczególnie widoczne przy fotografowaniu wieżowców albo małych przestrzeni. Trzeba znaleźć złoty środek między pokazaniem obiektu w ciekawy sposób a nieprzekłamywaniem jego proporcji. Istotne są również inne elementy wpływające na odbiór budynku, np. światło. Można odnieść zupełnie inne wrażenie na temat obiektu, gdy nie ma w nim ludzi i zdjęcia są robione o wschodzie słońca. W południe może to być już zupełnie inne miejsce, z dodatkowymi bodźcami – ludźmi i ich krzątaniną, czy krzywo zaparkowanymi samochodami wchodzącymi w kadr. To często pogarsza odbiór danej przestrzeni. Co jest zatem prawdą o tym budynku? Zarówno to, co zobaczyłem rano i sfotografowałem, jak i to, co widać w środku dnia.
JS: Często tylko dzięki wysiłkowi fotografa można zobaczyć dany obiekt bez ludzi czy samochodów. Jakie są znane widoki np. florenckiej Il Duomo? Podczas zajęć z historii sztuki naoglądałem się jej idealnych ujęć. Będąc na miejscu, widziałem przede wszystkim tłumy przewodników z parasolkami, japońskich turystów i sprzedawców. Podczas miesięcznego pobyt we Florencji tylko raz zobaczyłem katedrę w pełnej krasie – kiedy o piątej rano wysiadłem z nocnego pociągu z Wiednia. Tylko który jej obraz jest prawdziwy – ten z piątej nad ranem czy ten w ciągu dnia? Nie znam na to odpowiedzi. Ale robiąc zdjęcia, zawsze staram się dążyć do tego, aby stworzyć jakąś opowieść.
AC: No właśnie, opowieść własną czy zamawiającego?
Rola usługowa: zdjęć do publikacji nie wybiera fotograf
MC: Zazwyczaj staram się zrobić zdjęć więcej, bo na ogół po prostu nie wiem, o czym będzie mowa w towarzyszących zdjęciom tekstach lub jaki kierunek opowieści finalnie obierze klient. Staram się zostawić wybór. W przypadku tekstów np. jedni autorzy opisują budynek, inni dodają swoje wrażenia, dla jednych ważniejsza będzie funkcja, dla innych czysta architektura. Są też kwestie prozaiczne, m.in. czy będą poruszać temat garażu, czy nie? Można też mieć kilka różnych zdjęć tej samej przestrzeni. W jednym kontekście ważniejsze będzie przedstawienie jej raczej pustej, w konkretnym świetle, w innym zaś pełnej ludzi. Wszystkie te zdjęcia są w tym sensie prawdziwe, że każde stanowi jakąś interpretację tego samego miejsca.
PK: Spójrzmy na fotografowanie wnętrz dla architekta i dla projektanta wnętrza. Dla pierwszego ważniejsze będą bryła, widoki czy relacja zewnętrza ze środkiem budynku. Dla drugiego istotniejsze będą np. detale.
MC: Pamiętam, gdy zaczynałem współpracować z magazynami wnętrzarskimi, to jeden z pierwszych materiałów, jaki dla nich zrobiłem oceniono jako „zbyt architektoniczny”. Ich interesowało to, co jest wstawione we wnętrze – design, a nie relacje przestrzenne, które z kolei ja – po studiach architektonicznych – uznałem tam wówczas za najciekawsze. Opowieść może więc zależeć od tego, kto i gdzie będzie oglądał nasze prace.
Architekci i fotografowie - jak wygląda współpraca?
AC: Jaki wpływ na tę opowieść ma zaś architekt lub architektka? Znamy takich, którzy pilnują każdego ujęcia. Wiedzą bowiem, że dobre zdjęcie może przyciągnąć uwagę całego świata.
BB: Ja nie fotografuję z architektem. Najczęściej wygląda to w ten sposób, że spędza on ze mną trochę czasu, opowiada mi o koncepcji tego miejsca. O tym, dlaczego dany element zrobił tak, a nie inaczej. Potem wracam tam sam z bagażem informacji, które mi przekazał. Bardzo często fotografuję architekturę, a w zasadzie cały proces powstawania budynków. Tak było w przypadku Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Bardziej interesowało mnie dokumentowanie procesu powstawania gmachu niż efekt końcowy. Każde spotkanie z projektantem to tak naprawdę dla mnie lekcja z życia. Czasem ciekawsza od samego obiektu.
PK: Z moich obserwacji wynika, że im większa jest pracownia, tym większą mam swobodę przy fotografowaniu jej realizacji. Natomiast przy mniejszych projektach ich twórcy są bardziej emocjonalnie związani ze swoim dziełem i mają większe oczekiwania wobec sesji, co przekłada się na trochę mniejszą swobodę pracy.
AC: Czujecie czasem, że ten architekt czy architektka wie lepiej, jak to zdjęcie za Was zrobić?
BB: Zdarzają się osoby, które myślą w tak wąski sposób. Dotyczy to raczej pracowników dużych biur projektowych – odpowiedzialnych za pewne zadania. Nigdy nie miałem takich sytuacji z właścicielami pracowni. Nigdy nie narzucano mi wprost tego, jak mam coś fotografować. Raczej jest to partnerska rozmowa – padają pewne sugestie czy prośby. Ostatnio fotografowałem dla WXCA Pole Mokotowskie. Najpierw pojechałem tam sam i zinterpretowałem tę ogromną przestrzeń po swojemu. Okazało się, że przeoczyłem mnóstwo detali i wątków, które są dość ukryte. Poprosiłem więc, żeby ktoś z biura pojechał tam ze mną i pomógł mi je zrozumieć. Ta przestrzeń była dla mnie zbyt duża do ogarnięcia, mówiąc wprost.
MC: To zależy od osobowości architekta. Niektórzy wolą, żeby fotograf przekazał pewne wrażenie. Inni oczekują zdjęć, które nadają się do publikacji w pismach architektonicznych i obiektywnie pokazują sprawy. Poczucie estetyki architektów również zmienia się, podlega trendom – może nie tak jak w przypadku fotografii modowej, ale jednak.
Odpowiedzialność autorska twórców fotografii
JS: Myślę, że w tym kontekście ważna jest kwestia autorskiej odpowiedzialności za prezentowane zdjęcia. Fotograf powinien brać odpowiedzialność za to, w jaki sposób pokazuje rzeczywistość. Szczególnie w przypadku zdjęć wykonywanych dla prasy. Ważne jest stawianie fotografa w pozycji podmiotowej i podpisywanie autora zdjęć. Nie dlatego, że jest to w interesie fotografów, ale dlatego, że jest to istotne z perspektywy opowieści o architekturze.
AC: Czasem się pewnie zdarza, że to, co widzi projektant, w istocie nie jest widoczne dla osób z zewnątrz. Czy mieliście sytuacje, w których to, co Wy widzieliście, niekoniecznie odpowiadało temu, co mówił architekt?
MC: Tak czasem bywa. Ale właśnie od tego jesteśmy, by to połączyć.
JS: Użyję porównania do literatury. Czy recenzując książkę, pytamy autora, co on chciał osiągnąć? Nie.
AC: Tak, ale Wy przecież nie jesteście recenzentami budynku.
MC: Architekci czasem mówią, że coś wygląda lepiej na zdjęciu niż na żywo. Niekiedy bardzo przeżywają rozczarowanie rzeczywistością i tym, co się z ich projektem dzieje. W tym kontekście architektura to naprawdę trudny zawód – wymagający łączenia niekiedy bardzo silnego ego z dużą dozą pokory.
Umiejętne szukanie kompromisu - czas końca konwencji
BB: Często architekci oczekują ode mnie opowieści o danym miejscu. Zależy im na wrażliwych kadrach, które ich zaskoczą i które niekoniecznie muszą spełniać kanony fotografowania architektury. Zauważyłem, że szukają czegoś nowego, świeżego i nieoczywistego. Ostatnio fotografowałem dla Przemo Łukasika budynki loftowe w Bytomiu – dość ubogie materiały, prosta bryła. Tego dnia padał deszcz, a ja nigdy nie robiłem zdjęć architektury w deszczu. Ale udało nam się stworzyć coś zupełnie nowego. Czasem chodzi o przełamywanie pewnych standardów, stereotypów i myślenia wprost o architekturze. Teraz dla projektantów cenniejsze jest to, że wokół budynków dzieje się jakieś życie niż realizacja określonych wzorców.
JS: Zauważam trend, który pewnie będzie się nasilał, polegający na odchodzeniu od konwencji profesjonalnej fotografii architektury w bardziej instagramową. Liczą się spontaniczność, emocjonalność, detale, mniejsza głębia ostrości.
MC: Każdy trend jest w pewnym stopniu ożywczy.
JS: I pozwala zweryfikować te wcześniejsze oraz wypracować coś pomiędzy. Zmienia się nasza percepcja nawet na poziomie czysto technicznym. Dzięki telefonom komórkowym jesteśmy przyzwyczajeni do innych widoków niż 10, 20, 30 lat temu. Niemalże każdy ma w nich szeroki obiektyw i patrzy nim na siebie, na rodzinę, na swoje mieszkanie. Kiedyś takie zdjęcia wydawały się bardzo przerysowane, teraz oswajamy się z tym.
AC: Instagramowa fotografia kojarzy mi się z pokazywaniem świata, który w istocie nie istnieje. Czasem to niewinne upiększanie, a często po prostu oszustwo. Czy fotografia architektury idąca w kierunku bardziej instagramowym pociągnie za sobą tego rodzaju skojarzenie?
Wpływ fotografii na współczesne życie, Internet
BB: W obecnych czasach świat realny miesza się z tym z Internetu. Czasem trudno ocenić, gdzie przebiega granica. Dziś narzędzia używane w procesie obróbki fotograficznej dają „bajeczne” możliwości. Na wykonanym zdjęciu można zmieniać kolor nieba, barwy ścian, dowolnie wymazywać lub dodawać nowe elementy. Te wszystkie środki mogą być bardzo pomocne na etapie obróbki, ale niewłaściwe ich użycie rzeczywiście prowadzi do zafałszowania rzeczywistości. Granica jest bardzo cienka i niejednoznaczna. Coraz częściej dochodzi do przekłamań w fotografowaniu architektury. Myślę, że takie zabiegi często stosują młodzi ludzie z pokolenia, dla którego świat wirtualny jest równorzędny z rzeczywistym. To, co dla mnie jest kłamstwem, dla nich jest prawdą.
MC: Dlatego jestem przywiązany do tych, nazwijmy to, profesjonalnych środków wyrazu. Dają nam one pewną ciągłość odbioru. 30, 50 lat temu czy nawet przed wynalezieniem fotografii konwencja była zbliżona do obecnej. Dzięki temu możemy m.in. porównać obiekty nawet już nieistniejące z tymi, które są budowane obecnie.
Sprawiedliwość w fotografii architektury, Instagram
JS: Starając się zachować podobne standardy, dajemy obiektom równe szanse. Gdyby redakcja uległa nagle jakiemuś trendowi estetycznemu i zmieniła sposób prezentacji budynków, to w pewnym sensie byłoby nie fair. Mogę to porównać do fotografii dzieł sztuki. Obraz wygląda różnie w różnym świetle. Inaczej w pracowni artysty, inaczej w muzeum. Które światło jest prawdziwe? Żadne, ale jeśli wszystkie obrazy będziemy fotografować w tych samych, kontrolowanych warunkach, to przynajmniej możemy je porównywać. I w tym sensie zachowujemy jakąś neutralność. W fotografii architektury sprawa jest trudniejsza, ale możemy dążyć do podobnej neutralności, zachowując ciągłość konwencji obrazowania. Chociaż wiadomo, że zawsze nasze spojrzenie będzie częściowo subiektywne.
AC: Na Instagrama wrzuca się jedno zdjęcie, często bez kontekstu i w celu przykucia naszej natychmiastowej uwagi. Opowieści wymagają zaś często skupienia. Nie każdy ma czas na poznawanie historii i po prostu woli tę krótkotrwałą emocję czy wrażenie „wow”…
PK: Zauważyłem wysyp ciepłych barw i kadrów, które pokazują architekturę w bardzo wąskich wycinkach. Oczywiście, to jest jakaś historia o architekturze, natomiast moim zdaniem nie ma dokumentalnej formy, takiej jak robione przez nas zdjęcia.
AC: Ale patrząc na rozwój Instagrama i jemu podobnych serwisów, może ludzie potrzebują takiej emocjonalnej, zachwycającej fotografii architektury?
PK: Jeśli nagle takie triki zastosuje 100 czy 150 fotografów, to wszystko zacznie się zlewać. Ja tak mam z nowymi trendami. Nie umiem porównać ze sobą tak sfotografowanych obiektów. Jest to prostsze, gdy patrzymy na zdjęcia tych, którzy pracują w klasycznym stylu. Łatwiej też zrozumieć wtedy architekturę. Emocjonalne, wąskie kadry powodują, że nie umiemy sobie najczęściej nawet wyobrazić, jak te obiekty wyglądają. Być może dla klikalności i dla popularności jakiejś gazety są one lepsze, ale nie dla poznania architektury.
Fotografowanie niewidzialnego - klimat, ekologia
AC: A jak sfotografować to, czego nie widać? Zadaję to pytanie w kontekście wielkiej zmiany, która czeka architekturę, czy sprostaniu wyzwaniom klimatycznym. Wiele istotnych rozwiązań w tej kwestii albo pozostaje niewidocznych (jak np. technologie ukryte pod ziemią), albo zaburza estetykę (jak np. panele fotowoltaiczne), albo jest niezwykle trudnych do ciekawego pokazania (jak np. retencja wody na działce).
JS: Fotografowałem Polski Pawilon na London Design Biennale, który zrealizowała pracownia TŁO z fundacją BRDA. Fundacja wozi na Ukrainę używane okna i stara się recyklingować materiały budowlane. Ten pawilon był zapewne jednym z najmniej efektownych wizualnie na całym biennale, a mimo to najbardziej interesujący i zdobył pierwszą nagrodę. Więc może nie powinniśmy martwić się tym, że coś, co jest istotne, niekoniecznie bywa klikalne na Instagramie?
PK: Jednym z takich rozwiązań są zielone dachy, ale one akurat są widoczne i w sumie już zakorzenione w architekturze. Jeśli zaś w budynku istotne jest to, że wszystkie materiały, z których go wykonano pochodzą np. z recyklingu, to staje się głównym tematem całej historii o nim. Często jednak mamy po prostu budynek biurowy, który otrzymał jakiś superekologiczny certyfikat, a elementy, które o tym zadecydowały, nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Trudno te rozwiązania traktować jako istotne, zwłaszcza jeśli nie są one obecne wizualnie.
MC: Wciąż jesteśmy związani tym, co faktycznie widać. Jeżeli więc projektant przykładowo zadbał o to, aby inwestor wyciął jak najmniej drzew, to staram się to uwypuklić. Ale wiele kwestii związanych z ekologią pozostaje często ukrytych właśnie dlatego, że wizualnie są mało atrakcyjne. W każdym razie w dzisiejszym powszechnym rozumieniu atrakcyjności.
PK: Sama fotografia bez dodatkowej informacji jest bardzo powierzchownie odbierana. Ciężko stwierdzić, czy zieleń jest faktycznie ekologiczna, czy chodzi o to, żeby fajnie wyglądała. Rolą architektów i redaktorów jest właściwe opisanie tego.