Spis treści
Lubię hasła "mniej znaczy więcej" albo "mniej znaczy lepiej"
Anna Żmijewska: Mimo że ukończyłeś różne wydziały ASP, to mam wrażenie, że więcej w Tobie z architekta niż projektanta wzornictwa przemysłowego. Paweł Grobelny to dizajner czy projektant przestrzeni publicznej?
Paweł Grobelny: Bliskie jest mi działanie pomiędzy różnymi dziedzinami i dyscyplinami, ale też odmiennymi skalami. O projektowaniu przestrzeni publicznej myślałem już w trakcie studiów. Dlatego moim wyborem na pierwszy wyjazd studencki był Wydział Projektowania Przestrzeni na Akademii Sztuk Pięknych w Lyonie. Cały ich program koncentruje się wokół tego zagadnienia. Kadra wykładowców jest bardzo różnorodna. Mieliśmy zajęcia nie tylko z artystami, projektantami, architektami, lecz także z urbanistami. I właśnie tę możliwość najbardziej doceniałem. Wyjeżdżając po kilku latach na kolejne studia, dzięki stypendiom Fundacji Bernadette Chirac oraz firmy LVMH Louis Vuitton Moët Hennessy, wybrałem interdyscyplinarny kierunek na Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu. Tam mogłem samodzielnie kształtować swój program nauki, dzięki czemu miałem okazję być w pracowniach wielu architektów, projektantów i artystów, chociażby Christiana Boltanskiego czy japońskiego artysty pracującego z architekturą i krajobrazem – Tadashiego Kawamaty. Ta różnorodność spojrzeń i dyscyplin bardzo mnie ukształtowała i miała ogromny wpływ na to, jak pracuję dzisiaj.
Czytaj także: Jego lampy to nieskrępowana zabawa formą i kolorem. Wywiad z projektantem Krzysztofem Wyżyńskim
Ale główne wykształcenie zdobyłem w zakresie projektowania wzornictwa i przestrzeni. I pomiędzy tymi dwiema skalami tworzę. Chociaż ostatnio cały mój czas zajmuje projektowanie przestrzeni publicznej i być może z tego powodu jestem tak postrzegany.
AŻ: W jednym z wywiadów: powiedziałeś próbuję stworzyć meble, które mogą stać się klasyką – proste, ponadczasowe, o harmonijnych proporcjach, takie, które ludzie będą pamiętać, ale też będą z nich z przyjemnością korzystać. Czy uważasz, że polski dizajn zmierza w tę stronę?
PG: Podąża w wielu kierunkach. I całe szczęście. Lubię hasła mniej znaczy więcej albo mniej znaczy lepiej. Odnoszą się one nie tylko do stylistyki, lecz także do myślenia zasobami, jakie posiadamy. Jeśli możemy wykonać coś prościej, używając mniejszej ilości materiałów, to właśnie tak zróbmy, chociażby z szacunku dla kolejnych pokoleń. A podążanie za modnymi w określonym czasie stylami nie jest najlepszym rozwiązaniem – w takie działanie z góry wpisana jest tymczasowość.
AŻ: Studiowałeś na Wydziale Architektury i Wzornictwa ASP w Poznaniu, École Nationale Supérieure des Beaux-Arts w Paryżu oraz École Nationale des Beaux-Arts w Lyonie. Teraz prowadzisz zajęcia na ASP w Warszawie i wykładasz w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej. Jak oceniasz poziom polskiej edukacji na wydziałach artystycznych. Co się zmieniło i czy mamy się czego wstydzić w porównaniu z zagranicznymi uczelniami?
PG: Aktualnie prowadzę Pracownię Projektowania Przestrzeni Publicznej na Wydziale Wzornictwa ASP w Warszawie, w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej – gościnne wykłady na zaproszenie Instytutu Wzornictwa Przemysłowego (IWP), który współtworzy tam studia dla menedżerów dizajnu. Odniosę się przede wszystkim do mojego doświadczenia na Wydziale Wzornictwa, gdzie kieruję również studiami magisterskimi Projektowanie i badania, podczas których studenci mają możliwość pracy zarówno z projektantami, jak i badaczami. Naszym założeniem jest zapraszanie ekspertów z innych dziedzin i obszarów. Ta interdyscyplinarność, czy nawet transdyscyplinarność, wydaje się tutaj najciekawsza. Do współprowadzenia platform badawczych co roku zapraszamy trzy osoby z zewnątrz. Do tej pory studentki i studenci mieli okazję pracować m.in. z artystą Krzysztofem Wodiczko, architektkami krajobrazu Natalią Budnik i Martą Tomasiak, socjolożką zajmującą się naukowo dziecięcą partycypacją w życiu publicznym i społecznym Mają Brzozowską. Współprowadzącymi były także przedstawicielki trzeciego sektora – Zofia Jaworowska z Fundacji BRDA, Aleksandra Litorowicz z Fundacji Puszka i Magda Garncarek z Fundacji Otwieramy Szkoły.
Jedną z naszych gościń była też ekonomistka Agnieszka Sobol, której zainteresowania badawcze koncentrują się wokół interdyscyplinarnych zagadnień zrównoważonego rozwoju miast. Mówię o tym dlatego, że chcę pokazać, jak studia wzornictwa mogą się zmieniać albo poszerzać. Właśnie tego brakowało mi w czasie mojej edukacji. Oczywiście można podążać wąską ścieżką, w tym nie ma nic złego, ale nauka powinna oferować różne scenariusze, tak aby studenci mogli się dookreślić, jakim obszarem projektowania chcą się zajmować po ukończeniu danego kierunku, co ich tak naprawdę interesuje. Bez spróbowania wielu rzeczy po prostu się tego nie dowiedzą.
AŻ: A co byś teraz zmienił w polskiej edukacji na wydziałach artystycznych?
PG: Trudno odnieść mi się do wszystkich wydziałów i uczelni, bo ich nie znam. Ale obserwuję większe otwarcie szkół artystycznych i wydziałów projektowych na świat zewnętrzny, a to zawsze będzie z korzyścią dla studiujących.
AŻ: Przed młodym pokoleniem stoi bardzo trudne zadanie. Lata, w których przyszło im tworzyć, to ciężkie czasy dla projektantów. Czy są na to gotowi?
PG: Często jest tak, że starsze pokolenia narzekają na młodsze. A jak obserwuję moich studentów, to raczej mam odwrotne spostrzeżenia. Zazdroszczę im większej świadomości i krytycznego myślenia. Brakowało tego w czasach kiedy studiowałem. Młode pokolenie, a przynajmniej studenci wzornictwa, są niezwykle świadomi, w jakim punkcie się znajdują, jakie są wyzwania i wymagania wobec projektantów. Poprzednie pokolenia były bardziej nastawione na wzmacnianie świata konsumpcyjnego, a obecna generacja nie jest już tym zainteresowana. Poszukuje rozwiązań projektowych dla realnych problemów społecznych czy środowiskowych. Jest otwarta na różne ścieżki rozwoju, a praca dla producenta mebli to ważna, ale to jedna z wielu możliwości dla projektantów wzornictwa, na szczęście nie jedyna.
i
Studenci wybierają tematy związane ze zdrowiem psychicznym
AŻ: Prace dyplomowe studentów Wydziału Wzornictwa ASP w Warszawie, prezentowane w ramach wystawy w IWP, zaskoczyły mnie swoją prostotą oraz funkcjonalnością. Rampy deskorolkowe dla początkujących, obiekty wspierające interakcje społeczne czy dostępne ławki kościelne. Pomimo że projekty nie należą raczej do przełomowych, na swój sposób są bardzo innowacyjne, bo odpowiadają na aktualne potrzeby i problemy. Co takiego zmieniło się w studentach ASP?
PG: Tematy, które studenci wybierają na dyplom, to ich samodzielna decyzja, wynikająca przede wszystkim z próbowania swoich sił w różnych dyscyplinach, i oczywiście z samych zainteresowań. Dlatego przeglądy dyplomowe pokazują wyraziście, czym interesuje się kolejne pokolenie projektantów, jakimi obszarami chce się zajmować oraz co jest dla niego najciekawsze w tym zawodzie. I tak jak wspomniałaś, ostatnia wystawa w IWP pokazała, że tym, czym interesują się młodzi to odpowiadanie na aktualne potrzeby, głównie społeczne i środowiskowe. Tej różnorodności pomaga także program studiów zarówno licencjackich, jak i magisterskich, który z założenia daje możliwość poznania wielu obszarów projektowania, dzięki zróżnicowanej kadrze dydaktycznej. Punktem wyjścia nie jest tutaj wąska dyscyplina, ale właśnie potrzeba i szukanie w ramach naszego wydziału pracowni, w której mogą na tę potrzebę najlepiej odpowiedzieć. A jeśli pytasz, co się stricte zmieniło, to jak wcześniej wspomniałem, wśród młodego pokolenia jest moim zdaniem większa świadomość społeczna i środowiskowa.
Czytaj także: Dekonstrukcja, która buduje alternatywne narracje. Współczesna fotografia okiem Bownika. Rozmowa z cyklu Dizajn na zawsze
AŻ: Na wystawie pojawiło się dużo prac związanych z lękiem, bliskością czy tożsamością. Czy tego aktualnie potrzebujemy? Dokąd zmierza polski dizajn?
PG: Te tematy, związane chociażby ze zdrowiem psychofizycznym czy z uwzględnianiem neuroróżnorodności, nie dotyczą tylko naszego wydziału. Jak przyglądam się pracom dyplomowym na różnych festiwalach, także szkół europejskich, to zauważam bardzo podobne zainteresowania studentek i studentów. Wynikają one po prostu z ich potrzeb. Zdrowie psychiczne to niezwykle ważny temat, szczególnie po pandemii i w trakcie trwającej wojny za naszą granicą. I bardzo dobrze, że także te obszary zaczynają być „zaopiekowane” przez projektantów. Dla mnie przeglądy dyplomowe i udział w jury konkursów – dla młodych twórców takich jak chociażby make me! na Łódź Design Festival – były zawsze barometrem, okazją do zaobserwowania czym interesuje się najmłodsze pokolenie, i w jakim kierunku może się rozwijać ten zawód. Myślę, że ta profesja na bieżąco się redefiniuje. A na pewno poszerza pola swojej aktywności.
AŻ: Wracając do jednej ze wspomnianych prac – dostępnych ławek kościelnych autorstwa Magdaleny Barańskiej – dyplomu licencjackiego, którego byłeś promotorem. Zaskakujący projekt! Opowiedz o pracy nad nim.
PG: Ten dyplom jest interesujący z kilku powodów. Po pierwsze, dotyka tematu, którym projektanci nie są za bardzo zainteresowani, a jednocześnie dotyczy bardzo dużej grupy odbiorców, szczególnie osób starszych. Ten obszar nie jest eksplorowany z wielu powodów. Na przykład czy zamawiający, czyli poszczególne parafie są świadome wagi dobrze zaprojektowanej ławki, także w kontekście dostępności? Jak odbywa się sam proces zamawiania i wykonywania mebli do świątyń w Polsce? Z drugiej strony projekt ten jest interesujący dlatego, że dotyczy ławek dla kościołów rzymskokatolickich. Pewnie łatwiej byłoby zrobić siedzisko dla przestrzeni ekumenicznej, ale w przypadku polskiego kontekstu wydaje się sensowniejsze przypisanie tej ławki właśnie do takiego, a nie innego miejsca. Dyplomantka założyła sobie, że ławka powstanie dla konkretnego kościoła w Warszawie. Musiała więc odpowiadać na zapotrzebowanie wybranego obiektu i zamawiającego, a jednocześnie uwzględnić wszystkie istniejące dokumenty dotyczące urządzania kościołów katolickich. Pomimo że ławka była przypisana do określonego miejsca, ma ona formę uniwersalną i mogłaby stać się wyposażeniem także innych świątyń. Zaprojektowana została z myślą o potrzebach osób starszych i z niepełnosprawnościami. I wreszcie, to czego nie widać, to część badawcza poprzedzająca projekt, która była nawet obszerniejsza niż samo projektowanie i realizacja.
Jaka powinna być idealna przestrzeń publiczna?
AŻ: W Twoim portfolio jest wiele projektów przestrzeni publicznej, jak choćby zagospodarowanie terenów rekreacyjnych nad jeziorem Słupeckim czy skwer w ramach rewitalizacji poznańskiej dzielnicy Chwaliszewo. Jaka powinna być idealna przestrzeń publiczna?
PG: Ma być przede wszystkim zapraszająca, inkluzywna, wzbudzająca pozytywne skojarzenia. Powinna zachęcać do przebywania w niej jak najdłużej. Bardzo lubię określenie amerykańskiego socjologa miasta Raya Oldenburga – „trzecie miejsce”. Dotyczy ono przestrzeni, która jest wytchnieniem od dwóch pozostałych, czyli pracy i domu. Często uważamy, że potrzebujemy odpoczynku od pracy, a tak naprawdę chcemy też odetchnąć od domu. I przestrzeń publiczna to jedno z takich miejsc, które powinno temu sprzyjać. Można to osiągnąć poprzez konkretne rozwiązania i dobrze opracowany proces projektowy. A jeśli miałbym odpowiedzieć najprościej, to idealna przestrzeń publiczna to taka, w której są ludzie, i z którą identyfikują się mieszkańcy, chcą do niej wracać, czują się za nią współodpowiedzialni. Dla mnie takim przykładem jest zagospodarowanie nabrzeża jeziora Słupeckiego. Byłem tam wiele razy i zawsze jest ono wypełnione mieszkańcami. Widać, że stało się bardzo popularne jako miejsce spędzania wolnego czasu przez seniorów, nastolatków, rodziny z małymi dziećmi. Użytkownicy identyfikują się z tą przestrzenią, a nawet chwalą się nią przed mieszkańcami okolicznych miast.
i
AŻ: Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, trwał covid. Wspomniałeś wtedy, że pandemia ośmiela miasta do wprowadzania zmian, które i tak są konieczne. Jak to wygląda teraz w Polsce?
PG: Myślę, że jest lepiej. Miasta, zarówno te duże, jak i mniejsze, są coraz bardziej świadome wartości, jakie przynosi dobrze zaprojektowana przestrzeń publiczna. Zresztą od czasu pandemii nie są one jedynymi inwestorami. Coraz częściej zamawiającymi bywają instytucje kultury, które chcą wyjść z programem poza swoje mury, uczelnie wyższe, a także deweloperzy i prywatne firmy, chcące dobrze zaprojektować przestrzeń wokół swojej siedziby. To rozproszenie albo zainteresowanie przestrzenią publiczną tak wielu podmiotów jest bardzo dobre i podnosi poprzeczkę dla kolejnych realizacji. Jedyna rzecz, której w Polsce bardzo brakuje, to raporty ewaluacyjne, sprawdzające jak dana przestrzeń funkcjonuje, tak aby pozyskana z nich wiedza wpływała na jakość kolejnych projektów.
Najlepiej przestrzeń publiczna rozwija się w Paryżu
AŻ: Czy w innych krajach to się udało?
PG: Od czasów pandemii uważam, że najlepiej rozwijającym się miastem pod tym względem jest Paryż. Nie oznacza to, że znajduje się tam idealna przestrzeń publiczna, bo zdecydowanie lepsza jest chociażby w Kopenhadze. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, z jakiego punktu miasto zaczyna zmiany i do jakiego ostatecznie dochodzi, to Paryż w tej kategorii zdecydowanie wygrywa. Z metropolii niezwykle gęstej, bardzo trudnej do wprowadzania czegokolwiek, zmienił się diametralnie pod względem nowych nasadzeń, kolejnych parków, małej architektury, udostępniania terenów zielonych czy dziedzińców dotychczas niedostępnych dla mieszkańców. Warto śledzić, co się teraz tam dzieje. Równie interesującym pod względem podnoszenia jakości przestrzeni publicznej jest Wiedeń, ale tam zmiana wydaje się łatwiejsza do wprowadzenia niż w stolicy Francji.
Wracając jeszcze do ewaluacji, to właśnie władze Paryża realizują ją w różnych obszarach. Na przykład przed ogłoszeniem konkursu na meble miejskie opracowały inwentaryzację całej małej architektury i mebli zewnętrznych. Po pierwsze, żeby zobaczyć, jakim zasobem miasto już dysponuje, a po drugie – sprawdzić, jakie rozwiązania się nie przyjęły. Ostatnio prowadziłem wykłady i warsztaty dla studentów magisterskiego programu LAB City Design w L'École de design Nantes Atlantique (prywatna instytucja zajmująca się nauczaniem projektowania – przyp. red.). To specjalna inicjatywa, poświęcona wyłącznie projektowaniu przestrzeni publicznej. Dzięki temu, że pracowałem ze studentami nad konkretnymi przestrzeniami w Nantes i ewaluacją kilku nowych miejsc, bardzo dobrze poznałem to miasto. I dawno żadne nie urzekło mnie tak jak to. Czytałem wielokrotnie, że jest to jedno z najlepszych miejsc do życia we Francji, że się świetnie rozwija, i że jest młodym miastem, które mocno inwestuje w sektor kreatywny. Między innymi stworzono tam specjalną dzielnicę, gdzie zlokalizowane są zarówno państwowe, jak i prywatne szkoły projektowe oraz architektoniczne, a także firmy z tej branży. Ale to przede wszystkim miejsce, które od kilkudziesięciu lat inwestuje w sztukę w przestrzeni publicznej. Nantes jest moim ostatnim odkryciem w dziedzinie dobrze zaprojektowanej przestrzeni publicznej.
AŻ: Jednym z większych wyzwań jest projekt krzesła. Ławka to takie krzesło, ale w przestrzeni publicznej. Stworzyłeś wiele ich projektów m.in. w Paryżu, Brukseli czy Szanghaju. Jakie cechy powinna mieć idealna ławka?
PG: W dużym stopniu zależy to od miejsca, dla którego jest tworzona. Oczywiście są projekty systemowe, powstające jako ławki tranzytowe, wypełniające całe miasta, wpisujące się w bardzo różne konteksty przestrzenne. Służą one też chwilowemu odpoczynkowi. Ale są także siedziska bardziej kontekstualne, realizowane dla danego parku, ogrodu miejskiego czy placu, a nawet dla całej dzielnicy. Większość tych mojego autorstwa miała właśnie taki charakter, była przeznaczona dla konkretnego miejsca. Ławką, która z perspektywy czasu wydaje mi się idealna, jest ta zaprojektowana dla Ogrodu Albertine w Brukseli, w samym centrum miasta, okalającego Bibliotekę Królewską. Ma ona różnej wysokości siedziska i wygodne, wyprofilowane oparcie, więc użytkownik może wybrać miejsce, które najbardziej mu pasuje. Jednocześnie mebel wpisuje się w kontekst – istniejące wnęki w żywopłocie, a jej żebrowanie nawiązuje do kolumnady otaczającej bibliotekę.
AŻ: 13 lat temu zaprojektowałeś zewnętrzne kino / ławkę w belgijskim Grimbergen, która miała służyć integracji społecznej. Mam wrażenie, że takie projekty są coraz bardziej potrzebne, ludzie rzadziej ze sobą spontanicznie rozmawiają, czy to w autobusie, czy w parku. Każdy jest zajęty sobą. Jak stworzyć przestrzeń, która będzie integrowała, a nie izolowała?
PG: Przywołany przez Ciebie przykład to jeden z moich ulubionych projektów, który świetnie funkcjonuje. Dzięki tej małej interwencji projektowej bardzo duża instytucja kultury wyszła ze swoim programem na zewnątrz. Wszyscy byli zaskoczeni tym pozytywnym efektem. Instytucje kultury uchodzą często za hermetyczne, ich budynki można określić mianem introwertycznych, a odbiorcy są cały czas ci sami. W tym przypadku założeniem głównego kuratora było zaproszenie do wnętrz osób, które zazwyczaj tu nie bywają. I temu służy właśnie to mikrokino. Ponieważ instytucja specjalizuje się głównie w filmie eksperymentalnym i krótkometrażowym, zewnętrzne kino wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Obraz wyświetlany jest wewnątrz budynku, a dźwięk wydobywa się tylko na zewnątrz dzięki głośnikom zamontowanym w konstrukcji obiektu. Tę małą architekturę można zarówno wykorzystać jako kino, jak i potraktować jako zadaszone miejsce spotkań. Takie niewielkie interwencje projektowe w zastaną tkankę architektoniczną sprzyjają integracji społecznej. Podobnie mogą też oddziaływać nowe realizacje, jeśli już na etapie projektowym weźmiemy pod uwagę otoczenie budynków i zaplanujemy je tak, by bardziej integrowały użytkowników, inicjując oraz wzmacniając relacje. Nie powinniśmy myśleć wyłącznie o upiększaniu, ale przede wszystkim o takich wartościach jak relacje społeczne.
---------------------------------------
Paweł Grobelny, projektant, kurator, wykładowca warszawskiej ASP, gdzie prowadzi Pracownię Projektowania Przestrzeni Publicznej. Realizacje które zaprojektował znajdują się m.in. w Szanghaju, Brukseli, Paryżu, Strasburgu czy Poznaniu. Jego prace są częścią m.in. kolekcji Muzeum Dizajnu w Monachium, Muzeum Sztuk Stosowanych w Budapeszcie oraz Muzeum Narodowego w Warszawie