Marku,
z uwagą przeczytałem Twój list do Redakcji „Architektury-murator” poświęcony Teatrowi Polskiemu. Nie chcę dzielić włos na czworo, jednak apologetą mogę stać się dopiero teraz, kiedy projektowi Romualda Loeglera postawiłeś zarzuty, bowiem apologia to tekst biorący w obronę ideę, osobę, dzieło... Gdybyś mój tekst nazwał panegirykiem, też bym Ci nie przyklasnął, ponieważ gatunek ten pełen jest pochwał tyleż przesadnych, co nieszczerych.
Cieszę się, że zabrałeś głos i oświetliłeś obiekt z innej strony, choć z Twoim spojrzeniem głęboko się nie zgadzam. Projektowanie postrzegam jako wieloaspektowe rozwiązywanie problemów, dlatego jestem przeciwny wszelkim doktrynom, zarówno tym, które nakazywałyby zakopywać budynki, jak i tym, które tego zabraniają. Szczecin do dzisiaj leczy rany po wojennych i powojennych zniszczeniach. Nie tylko tych fizycznych (zburzone budynki, zniekształcona urbanistyka), ale i tych tożsamościowych, z obszaru psychologii społecznej. Piszesz, że Romuald Loegler nie zrozumiał fenomenu miejsca, że można było zjeść ciastko i mieć ciastko – wybudować nowy, nadziemny gmach, „nośnik przekazu”, nie niszcząc ekspozycji budynku historycznego. Szczerze w to wątpię. Może się mylę, ale w takiej sytuacji nowy gmach teatru musiałby zejść z „głównej sceny” i zająć miejsce w „kulisach”, a w ten sposób nie odegrałby roli, której się domagasz.
Posądzasz architekta o podążanie za modą (z drugiej strony wytykasz mu stylistykę démodé). Wiem to z niejednej rozmowy i korespondencji z autorem, że głównym motywem sprowadzenia budynku pod ziemię było poszanowanie historii miejsca i rola, jaką to miejsce odgrywa w Szczecinie. Sądziłem, że postawa twórcy rezygnującego z silnego zaznaczenia swej obecności w tym przypadku spotka się z Twoim szacunkiem. Gdyby naszą dyskusję przenieść do Katowic, to też byś uznał, że autorzy Muzeum Śląskiego (Riegler Riewe Architekten) schlebiali modzie? A może ich decyzje były podyktowane chęcią odwołania się do pamięci zbiorowej i uszanowania kulturowego krajobrazu, który tej pamięci jest częścią?
O kwestiach związanych z gustem pisać nie będę. Inny wątek Twojego tekstu przykuł moją uwagę. Może się mylę, ale odniosłem wrażenie, że odczuwasz satysfakcję z pozbawienia twórcy nadzoru nad dziełem, że jego decyzja projektowa zemściła się parkiem central oddymiających. Gdybyś znał projekt wykonawczy Atelier Loegler (projekt ten istniał, ale przez wiele lat oczekiwania na realizację musiał być aktualizowany, a w efekcie – „zoptymalizowany”), nigdy byś tak nie powiedział. To decyzje będące skutkiem formuły „zaprojektuj i wybuduj” oraz pozbawienie autora nadzoru nad dziełem są przyczyną tego skandalicznego zniekształcenia projektu. Jeżeli nie będziemy gromko krzyczeć, że tej formuły nie można stosować do ważnych dla architektury i społeczności przedsięwzięć, to okaleczanie projektów jutro może się przytrafić Tobie czy mnie, oczywiście, jeśli uda się nam zaprojektować wybitne obiekty.
Wracając do kwestii podziemnych budynków – od lat stawiam sobie pytanie, czy budowanie pod ziemią z racji potwornie rosnących kosztów może być usprawiedliwione istotnymi powodami kulturowymi. Odpowiadam sobie, że w jednostkowych przypadkach, ważnych dla kultury i dziedzictwa, tak. Nie rozwijam tego tematu, bo nie poruszasz go w swoim tekście.
Gdyby interesowało Cię spojrzenie Romualda Loeglera, to za jego zgodą dołączam fragment mojej z nim korespondencji.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Darek Herman
PS
W Twoim liście znajduję tropy, z których domyślam się, że odnosisz się jedynie do publikacji i zdjęć. Zapewnij mnie, proszę, że byłeś w obiekcie.
Drogi Darku,
dzięki za przesłaną ocenę nowej siedziby Teatru Polskiego podpisaną przez Marka Orłowskiego, byłego prezesa szczecińskiego oddziału SARP. Miałem przyjemność rozmawiać z nim swego czasu i wydaje mi się, że po rozstrzygnięciu konkursu wypowiadał się w zupełnie w innym tonie. Mówił: „Mamy studio Barozzi Veiga z Barcelony, mamy Roberta Koniecznego, będziemy mieć Loeglera…”! Może się mylę, może to nie były Prezes tak mówił o projekcie budynku Teatru Polskiego?
Mam wrażenie, że jego ocena to pogląd wielu architektów, którzy uważają, że interwencja – miejsce nowego zdarzenia, to miejsce nowego budowania, w którym JA muszę je na nowo zdefiniować „krzykiem” swojej wypowiedzi – ode mnie zaczyna się historia tego miejsca.
Może nie miał zbyt wiele czasu na refleksję po wizycie w Teatrze, może też nie wie, o skali dewastacji projektu. Może jako działacz SARP-u powinien włączyć się w odbudowę prestiżu zawodu architekta i szacunku do architektów?
Pozdrawiam,
Romek
Ad rem
W rozważaniach moich o „mieście” niejednokrotnie wskazywałem, że genem kultury miejsca jest tradycja. Ten pogląd był mi bliski przy poszukiwaniu idei konkursowego rozwiązania na projekt nowej siedziby Teatru Polskiego. Słuszność zakorzenienia ideowej warstwy odpowiedzi na postawione zadanie konkursowe potwierdzała bogata, nacechowana „przełomami” historia Szczecina i jego znacząca rola w utrwalaniu kulturowego dziedzictwa dla przyszłych pokoleń. Przekonany jestem, że dla wielu pokoleń szczecinian historyczne i współczesne dokonania stanowią o ich tożsamości, a tradycja i bogactwo uwarunkowań winny być dla nich siłą innowacji, bramą do kreacji urbanistyki i architektury rozumianej bardziej jako architektura relacji, a niżeli formy, autentycznie zakorzenionej w danym miejscu przy pełnym jego zrozumieniu.
W tym nurcie myślenia należy dostrzec specyficzną ideę rewitalizacji, która nie oznacza li tylko ochrony i adaptacji zabytków, ale przekształcenie danego obszaru na sekwencję urbanistycznych i architektonicznych życiodajnych przepływów pomiędzy użytkownikami i środowiskiem, pomiędzy organizmami a materią. W zurbanizowanej przestrzeni organizm nie jest autonomiczny. Przyswaja sobie i pozbywa się materii poznawalnej zmysłami, wrażeń w krótkich okresach czasu, w szybkim tempie, wymyka się narastającej entropii – przebiegu spontanicznych procesów.
Moje rozumienie miasta to nie zbiór architektonicznych obiektów rozpoznawalnych przez ich funkcjonalne programy i techniczne walory. Nie jest li tylko przestrzenią opisaną płaszczyznami elewacyjnych ścian, brył, kierunkami ulic, kształtem placów czy otwartych przestrzeni zielonych terenów. Jest przestrzenią ukształtowaną w twórczym akcie łączącym przeszłość z teraźniejszością, jest wytworem sztuki tworzenia ram dla sieci powiązań wielu przejawów życia. Samo poszukiwanie przestrzeni dla potrzeb „nowej” siedziby Teatru Polskiego było wyzwaniem – poszukiwanie przestrzeni adekwatnej dla potrzeb funkcjonowania Teatru, której wygospodarowanie nie było możliwe w ramach istniejącego zabytkowego budynku – przedwojennej siedziby berlińskiej masonerii.
Poszukiwanie przestrzennej ekspansji siedziby Teatru władza marszałkowska postanowiła przeprowadzić w formie międzynarodowego architektonicznego konkursu rozstrzyganego przez umiędzynarodowione jury. Przewodnią myślą było uszanowanie historycznych wartości nie tylko objętego ochroną konserwatorską budynku, jednego z najlepszych przykładów modernistycznej architektury Szczecina wraz z parkowo-ogrodowym założeniem, ale też dodanie do niego nowej, współczesnej architektury, adekwatnej do potrzeb użytkowych Teatru i wyrażonej językiem naszych czasów.
Usytuowane na odrzańskiej skarpie – pomniku przyrody – Wały Chrobrego (do roku 1945 taras Hakena), słynne założenie urbanistyczno-architektoniczne wraz z gmachem głównym Muzeum Narodowego, Zamkiem Książąt Pomorskich i katedrą pw. św. Jakuba tworzą nadodrzańską sylwetę miasta wzniesioną w latach 1902–1921 według koncepcji Wilhelma Meyera–Schwartau. To przykład transformacji miejsca stanowiący kontekstualne odniesienie do planowanej transformacji miejsca lokalizacji nowego budynku Teatru Polskiego.
Zwycięski projekt Teatru Polskiego, wyłoniony w drodze konkursu, w sposób zamierzony chronić miał historyczny charakter miejsca i zbiorową pamięć miejsca istnienia zasłużonej dla miasta instytucji kultury.
Zrealizowana, architektoniczna wizja Teatru, wkomponowana w skarpę odrzańską, niestety tylko częściowo realizuje ideę symbiozy architektury krajobrazu z architektonicznymi artefaktami definiującymi image i jakość architektury nowego budynku Teatru Polskiego.
Wynikiem postępowania przyjętego w realizacji inwestycji w mocno niedoskonałym trybie „doprojektuj i zbuduj” na podstawie tzw. PFU, nastąpiła degradacja istotnych architektonicznych i kulturowych wartości utrwalonych w projektach: budowlanym i wykonawczym, zatwierdzonym między innymi przez konserwatora zabytków. Przed degradacją jakoś nie uchroniły i nie pomogły też zrealizować wymaganej architektury tzw. konsultacje autorskie, które stanowić miały substytut nadzoru autorskiego.
Udało się uratować ideę funkcjonalno-przestrzenną obiektu, ale są elementy zrealizowane przez inwestora na bazie wspominanego PFU, które znacząco stoją w kontrze do autorskich i zatwierdzonych rozwiązań projektu ALA, takich jak rezygnacja z otwieranej przeszklonej kopuły, przykrywającej salę teatru szekspirowskiego, i samowolnie wprowadzonymi istotnymi zmianami w rozwiązaniach parkowo-ogrodowego założenia, nawiązującego do historycznego zagospodarowania terenu na przedpolu budynku dawnej siedziby berlińskiej masonerii. To parkowo-ogrodowe założenie, zaprojektowane zgodnie z wymaganiami konserwatora, dziś zamieniło się, bez mojej zgody, ale z akceptacją konserwatora, na park wentylatorów, które w oryginalnych, zatwierdzonych rozwiązaniach projektowych ukryte były w elementach małej architektury parkowej, dopuszczonych konserwatorskim uzgodnieniem.
Istotnym obniżeniem jakości architektury nowego budynku jest też odstępstwo od zaprojektowanych rozwiązań elewacyjnych – semistrukturalnych przeszkleń i zastąpienie ich najtańszymi, wykonanymi w niskim standardzie technicznym najprostszymi systemami fasadowymi.
Tych kilka wymienionych odstępstw od autorskich rozwiązań stanowi klasyczny przykład, dowód wprost, jak można drastycznie zaniżyć jakość architektury w wyniku realizacji wielkich i ważnych projektów użyteczności publicznej w oparciu o przytaczaną procedurę „zaprojektuj i zbuduj”.
Pozdrawiam,
Romek