Teatr Polski w Szczecinie, proj. Atlelier Loegler

i

Autor: Budimex

List do redakcji

Polska kultura w podziemiu: głos w sprawie rozbudowy Teatru Polskiego w Szczecinie

2023-12-15 12:00

„Nowy budynek Romualda Loeglera schował się pod ziemię, jakby przepraszał za to, że tu jest. Projekt mówi nam, że Teatr Polski nie ma prawa do tego miejsca”. Publikujemy tekst polemiczny architekta Marka Orłowskiego, byłego prezesa szczecińskiego oddziału SARP, na temat prezentowanej w październikowym numerze „Architektury-murator” rozbudowy Teatru Polskiego w Szczecinie.

Spis treści

  1. Kompleks gmachu i ucieczka pod  ziemię
  2. Pasmo przypadków
  3. Utrwalanie chaosu przestrzennego
  4. Dyskoteka i centrum handlowe

Kompleks gmachu i ucieczka pod  ziemię

W październikowym numerze „Architektury-murator” opublikowano aż trzy artykuły najnowszej realizacji Romualda Loeglera w Szczecinie. Teksty Karoliny Matysiak,  Dariusza Hermana i Zbigniewa Paszkowskiego z zasady są apologetyczne, jakby niedopuszczalna w ogóle była myśl, że wielki architekt może zaprojektować zły budynek, że może zupełnie nie zrozumieć fenomenu miejsca, jego historii i potrzeb mieszkańców.

Czy Romuald Loegler czytał „Kompleks gmachu” Deyana Sudjica, czy po prostu uległ modnej naonczas ekologicznej fascynacji, na fali której architekci zaczęli przepraszać za to, że budując, gwałcą matkę naturę. Zatem kiedy już muszą budować, to najlepiej chowając się pod ziemię i nakrywając kocem z darni, bo jeśli architektury nie będzie widać, to grzech wobec natury będzie mniejszy.

Sudjic w swoje książce przedstawia całą plejadę architektów, którzy na usługach władzy realizowali swoje wybujałe ambicje. Czy ucieczka Romualda Loeglera pod  ziemię przed  pokusą stworzenia kolejnej „architektury władzy” jest aktem odwagi i poskromieniem w sobie kompleksu gmachu, czy jedynie aktem konformizmu i hołdem złożonym modzie?

Sądzę, że to drugie, gdyż tu niestety nie było żadnej władzy. Były  jedynie anonimowe publiczne pieniądze, dyrekcja teatru i architekci, jako uczestnicy konkursu i jego sędziowie. Niestety, bo jedynie władza, choćby samorządowa, czy to się architektom podoba, czy nie, mogła żądać od architektury symboliki. Tymczasem wybrano projekt budynku, którego po prostu nie widać, rezygnując tym samym zupełnie z przekazu, jaki mógłby on nieść. 

Uznano, że architektura nie musi niczego symbolizować i wystarczy, że będzie nowoczesna, a bardzo nowoczesna nie musi być nawet widoczna. Trudno bowiem uwierzyć, że ta podziemność to jest jakikolwiek przekaz, że chciano powiedzieć szczecinianom i Polsce, iż Teatr Polski w Szczecinie powinien być z jakichś powodów schowany pod ziemię. Czyżby uznano, że przede wszystkim nie można zasłaniać budynku loży Pod Trzema Cyrklami? Tymczasem na tej działce, na skarpie, można było zmieścić duży, widoczny budynek, który starego nie zasłaniał. Takie projekty w konkursie również były.

Pasmo przypadków

Historia tego teatru w tym miejscu to niestety pasmo samych przypadków. Przypadkiem było to, że tuż po wojnie grupa aktorów zaanektowała budynek byłej loży masońskiej na teatr, bo miał sporą salę i nieprzeciekający dach. Przypadkiem było to, że władze miasta przez lata męczone przez dyrekcję teatru o nowe, godne lokum znalazły pieniądze na rozbudowę, zamiast podjąć decyzję o budowie nowego obiektu w innym miejscu.

Przypadkiem w końcu był sam wybór zwycięskiej pracy, bo przecież wiemy doskonale, że inny skład sędziów mógłby wybrać inny projekt, a wpłynęło ich na konkurs kilkadziesiąt. Niestety, wystające na powierzchnię skarpy kikuty podziemnych kubatur, które jakby się pod ziemią nie zmieściły, upstrzone centralami wentylacyjnym, to pasmo przypadków kontynuują.

W Szczecinie nie zbudowano żadnego nowego teatru w jego blisko 80-letniej polskiej historii, więc teatry Współczesny i Polski od lat gnieździły się w zaadaptowanych przestrzeniach. Po wojnie w Szczecinie istniał jeszcze reprezentacyjny budynek Teatru Miejskiego, wzniesiony w 1848 roku według projektu Carla Ferdinanda Langhansa. W czasie nalotów dywanowych na Szczecin zostały uszkodzone jedynie górne partie tego gmachu i nadawał się on do odbudowy. Za kadencji prezydenta Szczecina Piotra Zaremby podjęto jednak polityczną decyzję o jego wyburzeniu. Teatr został zburzony dopiero w 1954 roku.

Zburzenie tego budynku nie tylko odebrało możliwość odbudowy życia kulturalnego w mieście, ale przyniosło również dramatyczne skutki urbanistyczne. Uwolniona przestrzeń została na dziesięciolecia, a może na zawsze, „zgwałcona” arterią komunikacyjną, a miasto oderwane od rzeki. Jednak nadal to rzeka, Bulwary Odrzańskie i Wały Chrobrego, port i stocznia są tym, co w szczecińskiej przestrzeni najbardziej unikalne, czym się cieszymy i chwalimy.

Kiedy odwiedzają nas goście, to zabieramy ich nad Odrę, a najlepiej na wycieczkę stateczkiem po rzece skąd rozciąga się przepiękny widok na Wały Chrobrego (taras Hakena) z imponującymi budynkami publicznymi, które nie uległy zniszczeniu w czasie wojny.

Nad Odrą odbudowano zrównany z ziemią w czasie wojny fragment starówki, ale nigdy w powojennej historii nie udało się nam wybudować ważnego budynku użyteczności publicznej, który byłby godnym uczestnikiem tej przestrzeni i który moglibyśmy podziwiać z wody na równi z poniemieckimi gmachami.

Była taka okazja, kiedy postanowiono rozbudować Teatr Polski, mimo że lepszą decyzją byłoby odważne przerwanie przypadkowości tego lokum i znalezienie dla teatru nowej działki. Skoro jednak to zasiedzenie uznano za wartość, to na skarpie nad Odrą miał szansę zaistnieć nowy budynek polskiego teatru, pierwszy nowy budynek teatru w powojennym Szczecinie.

Utrwalanie chaosu przestrzennego

Należało zatem tę dotychczas przypadkową lokalizację w adaptowanym budynku zamienić w lokalizację wyjątkową. Skoro polski teatr przez 70 lat trwał mimo niedogodności w tym miejscu, to uzyskał prawo do zamanifestowania swej obecności w najbardziej prestiżowej lokalizacji w mieście nad Odrą. Wypracował dla Szczecina legitymację do postawienia pierwszego ważnego budynku służącego kulturze polskiej, który godnie nawiąże dialog z Wałami Chrobrego. Tymczasem schował się pod ziemię, jakby nie miał do niej prawa, i przepraszał za to, że tu jest. Projekt Romualda Loeglera właśnie to nam mówi, że Teatr Polski nie ma prawa do tego miejsca.

W swoim tekście autorskim profesor Loegler sam to potwierdza, gdy pisze o szacunku do historii: „obiekt nie zmienia charakteru tego fragmentu miasta, stanowiącego ikonę tamtejszego pejzażu – Wałów Chrobrego”. Rzeczywiście, to prawda, niestety nie zmienia! Albowiem zagospodarowanie skarpy teatralnej utrwala chaos przestrzenny wywołany wojennymi zniszczeniami i powojenną decyzją o budowie arterii komunikacyjnej wzdłuż Odry w miejscu dawnej zabudowy.

Działka historycznego budynku miała od strony rzeki mocno zadrzewiony ogród z tarasowym zejściem do ulicy. Jednak to zejście było wąskie, flankowane szpalerami drzew i obramowane pierzejową zabudową przy ulicy z pięknym trzykondygnacyjnym pawilonem widokowym. Ponad 20 starych drzew wycięto, a podziurawiona, rozlazła, chaotyczna przestrzeń została bezpowrotnie zafiksowana w swojej nijakości wystającymi ze skarpy naroślami podziemnego budynku.

Te formy nie wysyłają do przejeżdżających ulicą lub płynących rzeką żadnego komunikatu, że oto mamy do czynienia z ważnym budynkiem służącym kulturze, a właściwie, że z budynkiem w ogóle. Przeciętny widz pomyśli raczej, że to jakaś dobudówka socjalna do starego obiektu, a niepozorne przeszklone wejście z ulicy, wyglądające jak wejście do metra, związane może być z obsługą techniczną czy dostawami. 

Dyskoteka i centrum handlowe

Opowieści apologetów o jakże odważnej, „krwistej”, czerwonej barwie wnętrz niczego tu nie zmienią, bo odwaga tego gestu przywodzi raczej na myśl multikino albo teatrzyk wodewilowy. Dwanaście lat, które minęły od konkursu niestety dobitnie wydobywa modernistyczny styl Loeglera, już wówczas przebrzmiały, a dzisiaj rodzący raczej  skojarzenia z dyskoteką i centrum handlowym. Dawno zużyta „gastronomiczna” stal nierdzewna balustrad kojarzy się z bankiem z lat 90. Na szczęście na końcu materiału zdjęciowego pojawiają się obrazy odnowionych historycznych wnętrz budynku Adolfa Thesmachera – to prawdziwe ukojenie dla zmęczonych czerwienią oczu.

Koszt całej inwestycji to 200 ml złotych, może więc stało się szczęśliwie dla architekta, że nie robił projektu wykonawczego, bo przerażające doniesienia lokalnej prasy o przeciekającym dachu i zalanych dywanach można zręcznie zepchnąć na wykonawcę.

Architektura może odgrywać ogromną rolę w produkowaniu symboliki, tworzyć  ikony, które definiują tożsamość obywateli. Budynek może być wyrazisty i zapadać w pamięć. Budynek może próbować wyglądać na ważny, wyjątkowy, doniosły. Może być zaprojektowany jako metafora aspiracji miasta i jego mieszkańców. Z pewnością budynek mówiący, że kultura jest dla mieszkańców miasta ważna, ma obowiązek takim być. Jest takim budynkiem słynna na świecie filharmonia szczecińska, ale budynek Teatru Polskiego nie spełnia żadnej z tych ról. 

Przeczytaj też odpowiedź Dariusza Hermana: Jeszcze o Teatrze Polskim w Szczecinie: Dariusz Herman odpowiada Markowi Orłowskiemu |