Spis treści
- Muzeum - plac miejski pod dachem
- Jaki plac miejski jest najlepszy? Kwestia oczekiwań
- Próba opisania nowego gatunku
- Straż, zamknięte drzwi i zakaz jedzenia
- Obiad za 39,9. Kawa od 9 zł
- Miejsce do pracy jest. Ale bez kontaktów i wi-fi
- Bezpłatne toalety, klimatyzacja i swoboda
- Osobisty punkt widzenia
Muzeum - plac miejski pod dachem
Ten parter lubię nazywać „placem miejskim pod dachem” – mówiła podczas otwarcia MSN wiceprezydentka Warszawy Aldona Machnowska-Góra. Dyrektorka tej instytucji – Joanna Mytkowska – wielokrotnie podkreślała, jak duże znaczenie dla działań muzeum ma jego zapraszająca do środka architektura i przestrzeni publicznej przeznaczonej do spotkań. Otwarty i ogólnodostępny parter ma pełnić tu szczególną rolę. Z jednej strony to przestrzeń wystawiennicza oraz miejsce organizacji wydarzeń i dyskusji. Z drugiej – plac, do którego każdy może wejść. Kluczowe pytania – jak w przypadku każdej przestrzeni publicznej – czy warto to zrobić?
Przeczytaj więcej:
Sprawdź również koniecznie:
Na testowanie jakości parteru jako przestrzeni publicznej wybraliśmy środek zwykłego dnia pracy. Postanowiliśmy spotkać się tu w kilka osób, by porozmawiać o naszych pomysłach na kolejne materiały redakcyjne. Umówiliśmy się, że każdy z nas przyniesie ze sobą jakieś przekąski. Źródłem kawy miało być działające już pełną parą Rumory Bistro. Potrzebowaliśmy więc tylko jakiegoś miejsca do siedzenia, w którym moglibyśmy się poczuć komfortowo.
Jaki plac miejski jest najlepszy? Kwestia oczekiwań
Testowanie jakości muzealnego placu miejskiego pod dachem poprzedziła gorąca dyskusja redakcyjna. Trudno było się nam zgodzić co do kwestii oczekiwań. Jaki bowiem przyjąć punkt odniesienia? Czy np. powinniśmy porównywać parter MSN do typowych placów miejskich? I wtedy porównywać funkcjonalności i komfort do takich realizacji jak np. łódzki Plac Wolności uznany przez Towarzystwo Urbanistów Polskich za najlepiej zagospodarowaną przestrzeń publiczną w Polsce?
Przeczytaj więcej:
Urbaniści twierdzą, że to najlepszy plac w Polsce. Co na to Filip Springer?>>
Alternatywą było potraktowanie MSN jako przełomu w podejściu polskich instytucji kultury do relacji ze swoim otoczeniu. W takim kontekście nasze myśli powinny być skierowane bardziej ku takim obiektom jak Keskustakirjasto Oodi - nowa centralna biblioteka w Helsinkach. To dla mnie wzorzec dostępności i otwartości instytucji kultury. Oodi to jednocześnie miejsce spotkań, przestrzeń kreatywności, plac zabaw dla dzieci, studio muzyczne, naszpikowany nowoczesnymi technologiami warsztat, kawiarnia, klasyczna biblioteka, a przede wszystkim budynek, do którego przychodzi się, gdy chcesz w przyjemny sposób zabić trochę wolnego czasu. Można tu też spać, jeść, podładować telefon czy po prostu się ogrzać. Po budynku poruszamy się w sposób zupełnie swobodny. Przejścia nie strzeże żadna recepcja i nikt tu nikogo nie kieruje do obowiązkowej szatni. W całym obiekcie było dostępne bezpłatne wi-fi. Dla mnie – przyzwyczajonego do polskich obostrzeń i spojrzeń – takie podejście było szokująco miłym doświadczeniem.
Przeczytaj więcej:
Keskustakirjasto Oodi. Budynek stworzony dla ludzi>>
Próba opisania nowego gatunku
Brak porozumienia co do punktu odniesienia zaowocował decyzją, że zamiast oceniać po prostu opiszemy, czym jest ta przestrzeń i co można w niej robić. Trudno byłoby bowiem oczekiwać takiego przełomu jak w Oodi, ale też porównania ze standardowymi przestrzeniami placami miejskimi mogłyby być zupełnie nietrafione. Postanowiliśmy potraktować parter rozpoczynającego dopiero swoją codzienną działalność Muzeum jako przedstawiciel nowego gatunku. To przestrzeń, która chce się wychylić w przyszłość, ale z różnych powodów pewne kwestie wydają się zupełnie nierealne. Jak np. nadzór ochrony i zamknięte drzwi.
Straż, zamknięte drzwi i zakaz jedzenia
To było właśnie moje pierwsze doświadczenie tego dnia. Przyszedłem do budynku jako pierwszy. Zaparkowałem rower od strony ulicy Świętokrzyskiej i postanowiłem udać się do głównego wejścia. Szedłem więc podcieniami od strony ulicy Marszałkowskiej, które z tej perspektywy wydały się zupełnie niewykorzystaną przestrzenią. Prawdę mówiąc – nic tu nie ma, nic tu się nie dzieje, nic tu nie zachęca przypadkowych przechodniów do wkroczenia do środka.

i
Przed wejściem zobaczyłem znak informujący o zakazie spożywania w środku jakichkolwiek napojów i jedzenia. Z informacji uzyskanych w recepcji dowiedziałem się, że ten rygor obowiązuje od samego początku. Dla mnie – trzymającego w ręku pudełko z przygotowanymi w domu przekąskami i widelec – była to informacja zaskakująca. Po raz pierwszy poczułem się niekomfortowo. Zwłaszcza, że od samego wejścia czułem na sobie czujny wzrok umundurowanych strażników. Czy będą przez cały czas mnie pilnować?

i
Obiad za 39,9. Kawa od 9 zł
Korzystanie z przestrzeni łączącej audytorium, klatkę schodową i galerię na parterze nie okazało się zbyt przyjazne. Miejsca do siedzenia w pobliżu schodów nadają się jedynie samotnego i krótkotrwałego oczekiwania, a audytorium – chociaż w pełni dostępne – ze względu na aranżację nadawało się raczej do konsumowania sztuki niż organizację jakiegokolwiek spotkania. Można było oczywiście dokonać samoaranżacji. Ale czy spotkałoby się to z przyjazną reakcją strażników? Nie wszyscy mieli ochotę na testowanie ich cierpliwości.
Dlatego nasze kroki szybko skierowały się do przestrzeni, w której można było nie tylko poczuć się swobodniej, jeśli chodzi o jedzenie i picie, ale także znaleźć miejsca siedzące przy wspólnym stole. To bistro RUMORY, które od miesiąca funkcjonuje w południowej części parteru. Można skorzystać z miejsc w środku lub przy wystawionych stolikach na zewnątrz. Za komfort trzeba jednak zapłacić. Dwudaniowy obiad kosztuje tu 39,9. Kawa espresso to 9 zł. Americano 14. Latte to już 18. Herbaty zaczynają się od 16 zł. Dla porównania – w położonym tuż obok Barze Studio espresso można wypić espresso za 5 zł, americano i latte kosztuje 14 zł.
Fragment menu bistro RUMORY

i
Miejsce do pracy jest. Ale bez kontaktów i wi-fi
Po skorzystaniu z przestrzeni bistro udało się nam znaleźć przestrzeń do wspólnej pracy. Skorzystaliśmy ze stołów i krzeseł w środkowej części parteru – pomiędzy szatnią a klatką schodową. Co prawda nie mieliśmy pewności, czy na pewno jest to przestrzeń ogólnodostępna. Wątpliwości pogłębiał fakt, że z trzech z czterech stron dostęp do tej przestrzeni broniły szczelnie zasłonięte kotary oraz brak jakichkolwiek oznaczeń – np. kartki z czytelną informacją, że np. można tu rozsiąść się z laptopem.
Część osób z naszego zespołu zwracała uwagę, że w innych okolicznościach nie zdecydowałyby się na skorzystanie z tej przestrzeni uznając, że jest to np. zamknięta strefa przeznaczona na działania edukacyjne lub warsztatowe Muzeum. Wygodną pracę utrudniał nie tylko brak ogólnodostępnego wi-fi i kontaktów z prądem, ale też kłopoty z zasięgiem, które ograniczały możliwość skorzystania z własnego dostępu do internetu z telefonu.

i
Bezpłatne toalety, klimatyzacja i swoboda
Istotną zaletą tej przestrzeni jest dostęp do bezpłatnych toalet. Mamy tu także przestrzeń dla rodziców z dziećmi i komfortkę. Wyróżniająca jest także pełna dostępność tej przestrzeni dla osób z niepełnosprawnościami. Ta pozornie prosta funkcjonalność nie jest wciąż oczywistością nawet w centralnym miejscu w stolicy.
Na plus należy także relatywne poczucie swobody w tej przestrzeni. Obecność umundurowanych strażników jest stale zauważalna, ale w niczym nie przeszkadza to w swobodnym korzystaniu z tej przestrzeni. Przynajmniej z punktu widzenia osób, które mają w sobie odpowiedni poziom śmiałości i nie boją się wchodzić z nią w relacje.
Przeczytaj także:
Osobisty punkt widzenia
Nasze testowanie przestrzeni zakończyliśmy po blisko trzech godzinach. Odmienne oczekiwania wstępne uniemożliwiły nam dojście do wspólnego wniosku. Część z nas podkreślała, że „jak na muzeum” ta przestrzeń sprawdza się dobrze. Dla mnie – po doświadczeniu korzystania z takich przestrzeni warszawski BUW czy Nowy Teatr – nie mówiąc już o fińskim Oodi – pojawiło się poczucie niedosytu.
Doskwierała mi nieoczywistość funkcji i stale towarzyszące wątpliwości, czy na pewno mogę z danej przestrzeni skorzystać, tak jak bym chciał. Nie jest to też zdecydowanie przestrzeń, do której zabrałbym swoje dzieci. Nie wszedłbym do niej z bagażami – np. w oczekiwaniu na pociąg. Nie przyszedłbym sprawdzić nowości z muzealnej księgarni, bo brakuje przy niej miejsca do siedzenia i pobieżnego nawet przejrzenia interesujących mnie książek.
Za to z chęcią umówiłbym się tu na zawodowe spotkanie przy kawie. Bez oporów skorzystałbym z toalety. Lub po prostu wszedł na chwilę ogrzać się w zimne lub schłodzić w upalne dni. Doceniam możliwość bezpłatnego zajrzenia do galerii wystawienniczej na parterze. Wielokrotnie zdarzało mi się to robić podczas premierowej „Warszawy w budowie”. Cenię sobie także przestrzeń audytorium – to świetne miejsce na dyskusje i innego rodzaju wydarzenia branżowe. Zawsze czułem się podczas nich komfortowo.
----
Dziękujemy, że tu jesteś. Zobacz, co jeszcze dla Ciebie mamy:
PODCAST
Muzeum Sztuki Nowoczesnej to szczery budynek, który nikogo nie oszukuje. Ma jednak swoją wyraźną ideologię
Jakiego rodzaju ideologia jest wpisana w budynek nowego MSN? Dlaczego jego architektura jest zdecydowanie bardziej konserwatywna, niż nam się wydaje? W jaki sposób może ona wpłynąć na radykalne i postępowe działania samej instytucji? O relacjach z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, w jakie wchodzi nowy budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej, rozmawiam z Michałem Murawskim.