Rynek w fińskim Turku odwiedziłem dwukrotnie w ciągu ostatniego roku. Raz w grudniu, raz w lipcu. Za pierwszym razem moją uwagę zwróciły trzy bardzo ciekawe pawilony z drewna i szkła oddzielające wewnętrzną, centralną przestrzeń, od ulicznego ruchu. Ich fantazyjne kształty - zwężone u podstawy i rozszerzające się ku górze niczym korony drzew - kryły bardzo różne funkcje. Jeden z pawilonów mieścił wejście do podziemnego parkingu. Drugi był elegancką restauracją. W trzecim - największym - można było zarówno tanio zjeść, jak i zapoznać się z kluczowymi dla życia Turku działaniami i wydarzeniami. Do tego zaś służył jako przystanek komunikacji miejskiej. Dzięki rozłożystemu zadaszeniu i wkomponowanymi w bryłę ławkami można było się tu schronić przed marznącym deszczem i wiatrem. Wytyczona przez te trzy obiekty przestrzeń domykała jeszcze dodatkowa, utrzymana w tym samym stylu, ale jeszcze bardziej wyraźnie przypominająca drzewo drewniano-stalowa konstrukcja, która w istocie jest prostym miejscem spotkań, schronieniem i punktem orientacyjnym jednocześnie.
Na stronach architektów - pracowni Schauman & Nordgren Architects - znajdziemy liczne nawiązania wskazujące na chęć naśladowania tradycyjnych szpalerów drzew wytyczających granicę pomiędzy przestrzenią targową a okalającymi rynek ulicami. Oparte na stalowej konstrukcji pawilony zostały obłożone naturalnym drewnem, a dokładniej 2000 wstępnie zgiętych belek klejonych warstwowo. Drewno pozyskano z rosnących lokalnie świerków i przygotowano w pobliskiej fabryce. Przeszklenia pozwoliły na zachowanie pożądanego charakteru pawilonów, które miały pomóc zorganizować wnętrze rynku, ale go nie zamykać za murami. To, co się dzieje zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz rynku, przeziera przez konstrukcję tych pawilonów tak, jak to się ma w przypadku linii drzew.
Betonoza, która może zachwycić?
Kłopot w tym, że tu nie ma drzew. Kwiaty rosną w specjalnych, nielicznych donicach. I cały, ogromny zresztą rynek o powierzchni 3,3 hektara (200 metrów długości, 165 m szerokości) jest w istocie pięknym przykładem betonozy. W Polsce z pewnością zdobyłby niesławę, a internetowe dyskusje wpędziłyby zarówno projektantów, jak i włodarzy w olbrzymią depresję. Tymczasem w Finlandii te pawilony zdobyły nagrodę publiczności za najlepszą architekturę drewnianą w plebiscycie Finnish Wood Award 2023. Dlaczego tak?
Zostawiając na boku dyskusje o poziomie architektonicznej edukacji różniącej nasze kraje, chciałbym zwrócić uwagę na to, że rynek w fińskim Turku nie jest przestrzenią do oficjalnego paradowania oraz nie czeka na festyny i inne kulturalne wydarzenia, by tętnić życiem. Ten rynek należy do mieszkańców, a Ci korzystają z niego tak, jak robili przez ostatnie kilkaset lat. A więc to jest przestrzeń targowa. Przychodzi się tutaj po zakupy. W cieplejszych porach roku kupuje się tu kwiaty, warzywa (koniecznie ziemniaki i truskawki) i ubrania, a w chłodniejsze dni robi się w sumie to samo (zmienia się tylko asortyment).
Jak regenerować miejskie place?
W Turku o metamorfozie głównego miejskiego placu mówiono już od dawna. W 1989 roku pojawił się pierwszy pomysł na renowację uwzględniający koncepcję parkingu. Ze względu na to, że to wzbudziło kontrowersje (czy rzeczywiście jest potrzebny, co z kosztami, jak powinien zostać zorganizowany), cały projekt został opóźniony o 20 lat. Masterplan - uwzględniający koncepcję budowy parkingu podziemnego - powstał w 2005 r. Wśród jej autorów była m.in. lokalna, założona w 1965 roku w Turku i ciesząca się sporym krajowym autorytetem pracownia SIGGE Architects. Pomiędzy 2018 a 2020 rokiem wybudowano parking podziemny (Torpiparkki), a następnie przystąpiono do realizacji zarysowanego jeszcze w 2014 roku pomysłu na pawilony przygotowanego przez Teda Schumana i Jonasa Nordgrena (pracujących wówczas dla kopenhaskiej pracowni COBE). Sposób zagospodarowania całego placu przygotowały zaś w kooperacji pracownie SIGGE, Loci Landscape Architects oraz firma oświetleniowa Vaola.
Efekt tego wieloletniego procesu zobaczyłem w lipcu 2024 roku. Miałem możliwość obserwowania życia na rynku Turku zarówno wczesnym rankiem, jak i w porze popołudniowej. Rano życie koncentrowało się wokół rozkładających się handlarzy. Wieczorem plac stał się przede wszystkim miejscem spotkań - choć wciąż było tu też pełno działających straganów. W obu przypadkach moje pierwsze wrażenia kierowały się w stronę takich określeń jak chaos, przaśność i brak porządku. Piękno i wyrafinowanie pawilonów oraz ich architektoniczna wartość nijak nie pasowały mi do tego, co działo się pomiędzy nimi. I do tego tak wszechogarniająca betonoza...
Podcast Architektura-murator 30/30
Czym jest dzisiaj odwaga w architekturze? W jaki sposób narusza się zastane układy? Co się dzieje, gdy wyjdzie się ze swoimi pomysłami przed szereg - np. próbując zmienić sposób organizacji konkursów architektonicznych? I dlaczego nasza gościni - Monika Arczyńska, architektka i współzałożycielka biura A2P2, przestała projektować? Na wspólne słuchanie odpowiedzi zaprasza Artur Celiński.
Plac czasownikowy, a nie rzeczownikowy
Skąd tak niepozytywna pierwsza myśl? Otóż na Rynku w Turku zobaczyłem: 1) zabytkowy tramwaj pełniący rolę kawiarni i punktu informacyjnego; 2) kilka foodtrucków, z których sprzedawano zarówno elegancko podaną kawę i ciastko, jak i zupełnie nieatrakcyjnie wizualnie jedzenie typu fastfood; 3) stragany z ubraniami - powiewającymi na wietrze sukienkami i koszulkami, ułożonym w pstrokatych układach różnorakim obuwiu, a nawet przebijającymi się nieśmiało majtkami; 4) drobnych ulicznych sprzedawców z mydłem i powidłem; oraz 5) nieskładnie krążących pomiędzy tym wszystkim ludzi reprezentujących zapewne wszystkie możliwe klasy społeczne. Przez moment poczułem się jak na bardzo lokalnym targowisku, które nie licowało przecież z wizją nowoczesnego placu wybijającego się ponad przeciętność fińskiego miasta. Tym bardziej, że w jednej z przestrzeni stworzonych w pawilonach trwała prezentacja wyników międzynarodowego konkursu na Muzeum Historii i Przyszłości.
Na szczęście szybko zrozumiałem, że właśnie tak powinien wyglądać plac targowy w centrum miasta. Ten plac nie jest przestrzenią, którą określa się dobierając mniej lub bardziej trafne rzeczowniki czy przymiotniki. By zrozumieć istotę tego miejsca, potrzebujemy przede wszystkim czasowników. Tylko wtedy będziemy w stanie uchwycić demokratyczność, dostępność i otwartość tej przestrzeni, która służy mieszkańcom jako miejsce spotykania się i picia kawy, spożywania wykwintnych kolacji i szybkich przekąsek, kupowania majtek i ziemniaków, oczekiwania na autobus, zarabiania pieniędzy na sprzedaży lokalnych plonów, zasięgania informacji, kontaktu z tym, co dla miasta ważne i po prostu szwendania się bez żadnego celu.
Poszerzenie znaczenia betonozy
W takim kontekście dyskusja o obecności (lub braku) zieleni nie może, a przede wszystkim nie powinna być umiejscowiona w kontekście betonozy. To nie znaczy, że ten plac nie mógłby być bardziej zielony. Być może opisane powyżej sposoby korzystania z jego zalet nie kolidowałyby z obecnością naturalnych drzew. Turku i jego rynek traktuję jako potwierdzenie swojej tezy zarysowanej wstępnie jako część artykułu “Architektura dyskusyjna” opublikowanego po raz pierwszy w numerze 2/2024 „A-m". Zwracałem wówczas uwagę, że betonoza – jako termin stworzony przez Jana Mencwela – jest przykładem silnego wpływu osób i instytucji nieposiadających specjalistycznego wykształcenia na urbanistykę i architekturę. Poza oczywistym, słusznym efektem, jaki ten termin wywołał, czyli zachęceniem nas wszystkich do refleksji na temat odporności klimatycznej naszych miast, ta sytuacja ma też swoją ciemną stronę
Jest nim populizm, który ma tendencję do szybkiego nakręcania afer bez weryfikacji tego, czy rzeczywiście takie etykietki „betonoza”, ale też np. „patodeweloperka” zostały przypisane do właściwych ludzi i realizacji. To bowiem rodzi strach, który jednych mobilizuje do lepszego projektowania, a drugich skłania do wycofania się z udziału w procesach regeneracji naszych miast. Warto czytać więc przykład płynący z Turku nie jako zaprzeczenie sensu “betonozy”, ale jej poszerzenie.