We Wrocławiu temat ochrony zabytków stał się ostatnio wyjątkowo gorący. Wydaje się, że do konserwacji obiektów architektury można podejść w naprawdę różny sposób. Co Twoim zdaniem jest kluczowe przy ocenie ich wartości?
Mamy aż trzy rodzaje dziedzictwa. Pierwszy to pojedyncze jednostki, o których możemy decydować, czy zostaną wpisane na listę zabytków, czy nie. Drugi to miejski krajobraz. Kombinacja tych dwóch kategorii jest niezwykle ważna. Chcąc ochronić miejski krajobraz, nie obejmujemy ochroną jedynie poszczególnych obiektów, ale całokształt, atmosferę i obraz większego urbanistycznie obszaru, także widoki z konkretnych miejsc. Jest też trzecia kategoria, z której niewiele osób zdaje sobie sprawę. To elementy przestrzeni publicznej: chodniki, typy miejskich mebli, rodzaje materiałów, mosty. Wszystko to, co zbyt często pozostawiamy w gestii inżynierów ruchu zamiast urbanistów czy architektów krajobrazu. Dziedzictwo jest ważne, bo pozwala nam patrzeć na miasto jak na ciągłą, acz stale zmieniającą się opowieść, nie oznacza to jednak, że każdy obiekt należy koniecznie rekonstruować dosłownie. Można próbować zinterpretować formę na nowo, choćby wykorzystując inny rodzaj materiału. Jest dużo dobrych przykładów takiego podejścia. Architektoniczne dziedzictwo Greków czy Rzymian nie podlega rekonstrukcji. Trzeba je zachować w formie, jaka się zachowała. Czasem dodaje się nowe elementy, nawiązując pewien dialog z tym, co zastane. W mojej ocenie to bardzo dobra taktyka, ponieważ łączy dwa spojrzenia na miasto: siłę napędową dla gospodarki z mapą historycznej pamięci.
W Waszych projektach często pojawia się słowo strategia – jakie aspekty bierzecie pod uwagę przy jej opracowywaniu?
Ze strategią jest bardzo różnie, ponieważ mamy procesy krótkoterminowe i długoterminowe. Kiedy projektuje się budynek, to wiadomo, że zostanie zrealizowany na przykład za dwa lata – nie ma tu więc wielkiej strategii. Powstaje konkretny projekt i właśnie on zostanie wybudowany. Inaczej jest w przypadku projektowania urbanistycznego: trzeba wiedzieć, jakie cele chce się osiągnąć, trzeba wziąć pod uwagę konkretne scenariusze, zobaczyć, jaki będzie ich wynik, porównać ze sobą rezultaty z nich wynikające, czyli podjąć konkretne decyzje, opracować strategię. W takim przypadku będzie to zdefiniowanie konkretnych przepisów, do których w przyszłości projekt powinien się dopasować. Innymi słowy zachowanie pewnego marginesu na ewentualne zmiany. Inwestycja winna mieć możliwość adaptacji do zaistniałej nieoczekiwanie sytuacji, a jednocześnie musi zachować urbanistyczną spójność. Trzeba wyrobić w sobie strategiczny sposób myślenia. Bardzo ważne też, by umieć przewidzieć hipotetyczne plany deweloperów, którzy biorą pod uwagę głównie aspekty ekonomiczne. W naszych projektach koncentrujemy się na strukturze przestrzeni publicznych i infrastrukturze, by ich siatka dla każdego była logiczna i oczywista. Często powstałe w ten sposób ramy oddzielają od siebie sektory przeznaczone pod zabudowę i tu ważne jest, by te przestrzenie nie były zbyt duże, bo wtedy może pojawić się możliwość wzniesienia na przykład ogromnej galerii handlowej, a z tym wiążą się kolejne konsekwencje... Różnica pomiędzy architektem a urbanistą polega na tym, że architekt w swojej pracy kieruje się przede wszystkim własnym, zazwyczaj dobrym gustem, natomiast urbanista jest koordynatorem różnych, zwykle złych gustów.
Spośród wielu projektów KCAP szczególną uwagę zwraca komputerowy program Kaisersrot. Skąd w ogóle ta nazwa?
To połączenie nazw Kaiserslautern i Rotterdam. Programista, z którym pracowaliśmy stacjonował w Kaiserslautern, podczas gdy my projektowaliśmy w Rotterdamie.
Kaisersrot pozwalał na wypełnianie luk w mieście nowymi funkcjami, przez co przypomina trochę program Flatwriter, opracowany w późnych latach 60. przez Yonę Friedmana, który chciał, by z jego pomocą każdy użytkownik mógł zaprojektować rozkład swojego mieszkania. Czy to w ogóle możliwe, żeby proces projektowania był pozbawiony ludzkiej obecności?
Nie sądzę. Myślę, że oprogramowanie i każdy inny zautomatyzowany procesor potrzebuje ludzkiego umysłu do konceptualizacji, do projektowania, do tworzenia. Innymi słowy, to nic innego jak narzędzie podobne ołówkowi czy linijce, które w żaden sposób nie jest w stanie myśleć samodzielnie. Rozwój sztucznej inteligencji może zajść naprawdę daleko, ale nigdy nie osiągnie ona stopnia złożoności ludzkiego umysłu. Poza tym to my jesteśmy odpowiedzialni za jej stworzenie. To jest jak z istotą żyjącą w trzecim czy czwartym wymiarze. Jeśli zwierzę żyjące w drugim wymiarze by istniało i gdyby znalazło się na powierzchni Ziemi, byłoby zakrzywione, ale nie byłoby w stanie tego zauważyć, ponieważ nie miałoby nawet świadomości istnienia trzeciego wymiaru. Tak samo jest z oprogramowaniem czy sztuczną inteligencją. Nigdy nie przewyższą inteligencji ludzkiego umysłu, bo są stworzone właśnie przez ten umysł. Oczywiście korzystanie z pomocy różnego rodzaju systemów jest bardzo przydatne. Kaisersrot był dla nas takim narzędziem do testowania i generowania różnych opcji. Człowiek nie byłby w stanie opracować tysiąca wariantów w rozsądnych ramach czasowych.
Jest zatem nadzieja dla architektów.
Cała ta dyskusja o automatyzacji zastępującej pracę ludzkiego umysłu jest istnym nonsensem! Automatyzacja ograniczyła zapotrzebowanie na pracowników w fabrykach, gdzie teraz pracuje może 10% zespołu, który potrzebny był w latach 30., ale to nie znaczy, że ludzki umysł można czymś zastąpić. Można zastąpić pewne jego rutynowe działania, ale koncepcje, pomysły, idee to zawsze będzie należeć tylko do ludzkiego umysłu. Myślę, że najlepszą rzeczą dla architekta jest być kreatywnym i wykorzystywać to, co dają współczesne osiągnięcia. Na przykład nasze biuro często współpracuje z inżynierami drogowymi, którzy potrafią opracowywać symulacje przepływu ruchu w różnych warunkach. Nie powinniśmy bać się synergii między nauką a projektowaniem.
Rozmawiała Aleksandra Czupkiewicz
Kees Christiaanse, holenderski architekt i urbanista. Po studiach na Uniwersytecie Technicznym w Delft przez 9 lat pracował w biurze OMA (od 1983 jako partner, którym został w wieku zaledwie 30 lat). W 1989 roku założył własną pracownię Kees Christiaanse Architects & Planners (KCAP), która dziś swoje oddziały ma w Rotterdamie, Zurychu i Szanghaju. Oprócz działalności projektowej zajmuje się też dydaktyką. W latach 1996-2003 był profesorem architektury i urbanistyki na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie, a obecnie prowadzi zajęcia w Instytucie Projektowania Urbanistycznego na ETH w Zurychu. Kees Christiaanse był gościem czerwcowego spotkania z cyklu DużeA organizowanego przez wrocławski SARP w ramach ESK Wrocław 2016.