Tysiąclatki czekają na drugie życie. "Wielu z tych placówek już nie ma, a niektóre ciężko rozpoznać"

2025-11-26 14:42

Wielkomiejskie tysiąclatki mają jednak dość uprzywilejowaną perspektywę na efektywne „życie po życiu". O ile oczywiście ktoś nie pokusi się o ich wyburzenie, ceniąc sobie przede wszystkim potencjał gruntu – często przecież świetnie położonych działek. Trzeba jednak zauważyć, że władze w dużych miastach mają też znacznie więcej pomysłów na ich nowe funkcje, bo tysiąclatki, poprzez swoją prostą konstrukcję i czytelny układ funkcjonalny, świetnie nadają się do adaptacji - pisze Dorota Sibińska.

„ŻYCIE W ARCHITEKTURZE” o granicach otwartości architektury. Debata Architektury-murator
Materiał sponsorowany
Materiał sponsorowany

Tysiąclatki czekają na drugie życie

Tysiąclatki – szkoły-pomniki, symbol „pospolitego ruszenia” narodu polskiego po wojnie. 24 września 1958 roku Władysław Gomułka ogłosił nowy program oświatowy: Tysiąc szkół na Tysiąclecie, który miał na celu przede wszystkim przyćmić Milenium Chrztu Polski organizowane przez Kościół.

Dwa miesiące później został powołany Społeczny Fundusz Budowy Szkół Tysiąclecia (SFBS), na potrzeby którego, poza dobrowolnymi darowiznami, opodatkowano prawie wszystkich obywateli składką w wysokości 0,5-5% dochodu. W efekcie powstały 1423 szkoły publiczne, w tym prawie 100 liceów, szkół zawodowych i specjalnych. Kolejne placówki, aż do 1971 roku, budowano z nowo powołanego Społecznego Funduszu Budowy Szkół i Internatów (SFBSiI). Mniejsze ośrodki, które nie „załapały się” do propagandowego programu, finansowały je z własnych pieniędzy, choć równolegle powstawały też szkoły ze środków budżetu państwa. Na nielicznych z nich do dziś pozostały tablice pamiątkowe. Wielu z tych placówek już nie ma, a niektóre są tak bardzo przebudowane, że trudno je rozpoznać.

Adaptacje 21

i

Autor: Mikolaj Grospierre 21 | Szkoła przy ul. Emilii Plater w Warszawie. Dawna tysiąclatka proj. Jerzego Baumillera i Jana Zdanowicza stała się dziś centrum kultury. Wciąż aktualne pozostają plany jej wyburzenia

Typizacja i normatywy

Dla architektów lat 60. projekty szkół były czymś wyjątkowym – eksperymentowali, wzorując się na państwach kapitalistycznych, czym wprawiali ówczesne władze w zakłopotanie. Zupełnie jak nasze pokolenie. Tarasy na dachu LO im. José Martí, powstałego w 1961 roku w Warszawie, były równie śmiałe jak te w szkole przy ulicy Zaruby (proj. Maciej Siuda) z 2019 roku, pierwszej w stolicy od ponad 25 lat nowej. Wielkie przeszklenia, dynamiczne, rozczłonkowane bryły – na takie projekty mogli sobie pozwolić jedynie architekci budynków edukacyjnych zlokalizowanych w tzw. miejscach specjalnych. Do takich należał m.in. dawny ogród pomologiczny przy ulicy Emilii Plater w Warszawie czy szkoły na Podhalu, w których można było projektować spadziste dachy kryte gontem, nawiązując do lokalnej tradycji. Większość realizacji miała być jednak szybka i ekonomiczna w budowie. Nowością były żywopłoty zamiast ogrodzeń czy kwadratowe sale lekcyjne, kluczowa okazała się jednak francuska inspiracja, czyli prefabrykacja. To wszystko sprawiło, że architektura szkół stała się dla całego środowiska poligonem doświadczalnym i odcisnęła duże piętno na ówczesnych gałęziach budownictwa.

Czytaj także: Szkoła Podstawowa w Domaniewie „nie ma ani jednego ciemnego zaułka”. Punktem wyjścia był projekt termomodernizacji

Tysiąclatki często kojarzymy z typizacją. Początkowo polegała ona na ujednoliceniu elementów programowych, szybko jednak pojawiły się projekty zawierające gotowe rozwiązania rzutów oraz elewacji i to one zdominowały budownictwo szkolne. Dodatkowo w tamtym okresie rodziło się w Polsce tzw. budownictwo uprzemysłowione. Jako jego pierwszy stopień określano prefabrykację klatek schodowych i stropów, po około dwóch latach pojawił się drugi, a potem trzeci, znany nam wszystkim jako „wielka płyta”.

Typizacja postępowała, dotyczyła jednak wyłącznie szkół podstawowych. W 1963 roku dostępnych było aż 79 rodzajów projektów, na podstawie których można było budować tysiąclatki. Każdy z nich opierał się na wydawanych przez Ministerstwo Oświaty normatywach budownictwa szkolnego. Pierwsze pojawiły się w 1959 roku, corocznie modyfikowane, aż do lat 80. Tabele programowe zawarte w normatywach były analogiczne do tych z dzisiejszych rekomendacji, stworzonych w ramach programu Szkoła dobrze zaprojektowana. Wiele z zapisów jest nadal aktualnych, jak równomierne oświetlenie na poziomie 100 luksów czy układ funkcjonalny bloku żywieniowego.

W tamtym okresie, zgodnie z normatywami zawartymi w typowych projektach, królowała prosta prostopadłościenna bryła jedno-, dwu-, ostatecznie trzykondygnacyjna, z „doklejoną” małą salą gimnastyczną. Co ciekawe, do dziś najczęstszym tematem prac modernizacyjnych w tych budynkach – poza wszechobecną termomodernizacją, będącą jednak częściej „termodewastacją” – jest właśnie rozbudowa tej sali. Zanim władze wraz z resortem oświaty uznały, że sport to zdrowie, minęło wiele lat.

Warto zauważyć, że budynki szkolne w tamtym okresie były relatywnie małe – przynajmniej w porównaniu z dzisiejszymi standardami. Większość z nich miała zaledwie 5-7 sal lekcyjnych, w około 200 szkołach było 8-14 klas, kolejne 300 miały ich powyżej 15. Typowa „izba lekcyjna” o wymiarach 8,6 x 5,75 metrów lub 5,75 x 5,75 była przeznaczona dla minimum 44 uczniów. Podstawowym oświetleniem było światło dzienne, z tego też powodu proporcja okien do podłogi wynosiła 1:4, 1:5, a nie jak dziś 1:8. Natężenie światła w najciemniejszej części pomieszczenia (100 luksów) określone w 1958 roku przez resort oświaty, obowiązuje do dziś. W wyniku tak szczegółowych wytycznych i wielu typów projektów, bloki szkolne były do siebie tak podobne, że często różniły się wyłącznie podziałem stolarki okiennej.

Powstały z myślą o baby boomie i wojnie

Tuż po II wojnie światowej urodziło się w Polsce prawie 800 tysięcy dzieci. W połowie lat 50. nasz kraj przeżył pierwszy baby boom. Na kolejny – będący echem powojennego wyżu – przyszło poczekać do lat 1978-1985. Od tamtego czasu, poza chwilowym wzrostem w 2010 roku, gdy urodziło się blisko 415 tys. dzieci, wskaźnik ten systematycznie spada. Pokolenie X to już średnio 350 tysięcy urodzeń rocznie, a liczebność pokolenia Alfa nadal się obniża, osiągając w 2024 roku, według wskazań GUS, jedynie 252 tysiące. Liczby nie kłamią. Wsie się wyludniają, miasta rozrastają, a dodatni przyrost naturalny jest tylko na suburbiach. W nowych dzielnicach, takich jak warszawska Białołęka, powstaje kolejna gigantyczna szkoła, a burmistrz chce ich więcej i więcej. To zaś każe zadać pytanie o dalszy los tysiąclatek. Co się dzieje z naszymi narodowymi, modernistycznymi skarbami, które jeszcze niedawno obchodziły swoje 50. i 60. urodziny? Czy mają szanse na drugie życie?

Czytaj także: Boisko na dachu, klimatyzowane sale, toalety jak na lotniskach. Tak dziś projektuje się nowe polskie szkoły

Paradoksalnie, już podczas projektowania myślano o ich alternatywnym wykorzystaniu. To efekt zimnej wojny, która zaowocowała wydaną w 1959 roku instrukcją przystosowania szkół na prowizoryczne szpitale chirurgiczne. Co ciekawe, koszt takiej adaptacji nie powinien był przekraczać 1% kosztów budowy. Zgodnie z wytycznymi, w ścianach wprowadzone zostały dodatkowe kanały wentylacyjne, w klasach zlewy, a szerokie drzwi miały umożliwić wnoszenie noszy. Bloki operacyjne należało organizować w pracowniach fizyki, chemii czy biologii (zwanych salami specjalnymi), ponieważ były wyposażone w odpowiednie instalacje i zaplecza z odrębnym wejściem, a z salą łączyły się dodatkowo małym okienkiem. Projekt takiej adaptacji, w jednym egzemplarzu, deponowano w aktach wydziału zdrowia.

Zagrożenie III wojną światową poskutkowało również budową schronów dla ludności cywilnej. Idealnie nadawały się do tego podziemia nowych szkół, choć nie w każdej z tysiąclatek taki schron znajdziemy. W Będzinie np. jest szkoła ze schronem atomowym, będącym obecnie atrakcją turystyczną. Według zapewnień MSWiA trwają już prace modernizacyjne w dawnych schronach, a na pierwszy ogień idą oczywiście nasze tysiąclatki. Do końca tego roku powinny być już zewidencjonowane wszystkie budowle schronowe w kraju. Nie jest to jedyne wyzwanie, któremu należy poświęcić uwagę.

Czy dawne szkoły mogą żyć bez nowych dzieci?

Śledząc historie poszczególnych placówek, zobaczymy, jak zawiłe mogą być ich losy. Niejedna z tysiąclatek przekształciła się ze szkoły podstawowej w gimnazjum, liceum czy zespół szkół. Niektóre zostały zmodernizowane lub przebudowane. Inne wyburzono. Czasem je po prostu porzucano, a ich drugie życie stało się atrakcją dla fanów urbexu.

Ale są też takie opowieści jak ta towarzysząca Szkole Podstawowej nr 171 im. Wojska Polskiego przy ulicy Emilii Plater 31 w Warszawie. To pomnik o numerze 101. Została zaprojektowana w latach 1960-62 przez Jerzego Baumillera i Jana Zdanowicza. Jako jedna z nielicznych była ozdobiona na wejściu ścianą z ceramiczną mozaiką nawiązującą do patrona szkoły. W budynku mieściło się też Gimnazjum nr 43 oraz LO im. Klementyny Hoffmanowej. W 2013 roku obie szkoły zostały przeniesione do większego budynku, nieopodal, na ulicę Hożą, a działka wraz z podniszczoną tysiąclatką została wystawiona przez miasto na sprzedaż za 200 mln zł (za tę kwotę można dziś wybudować dwie duże szkoły z oddziałami przedszkolnymi). Brak kupca niespodziewanie otworzył inne możliwości. W 2020 roku przeprowadziły się tu trzy teatry – w tym Komuna Warszawa. W dawnym gimnazjum kilka lat temu wybuchł pożar, który wyłączył ten obiekt z użytkowania. Dziś budynek po szkole podstawowej to centrum kultury, a jego adaptacja zyskała nawet laur publiczności Nagrody Architektonicznej Prezydenta m.st. Warszawy w 2024 roku.

Czytaj także: Takie są nowe polskie szkoły - ich budowę ukończono w tym i ubiegłym roku

Szkoła Podstawowa nr 164 przy ulicy Twardej 8/12 przeszła zupełnie inną drogę. Wybudowana w 1957 roku w centrum Warszawy nie nosi miana tysiąclatki. W 1999 roku, po reformie edukacji, utworzono tu dodatkowo Gimnazjum nr 42, które w 2001 roku przejęło całą szkołę. W drugiej dekadzie XXI wieku – na mocy fali reprywatyzacyjnej – o grunt pod placówką upominają się osoby znane ze skupowania roszczeń reprywatyzacyjnych. Sprawa wydaje się przegrana. Ratusz podejmuje więc decyzję o przeniesieniu jednego z najlepszych gimnazjów w Warszawie do budynku na Mokotowie, po dawnym technikum (będącym już pomnikiem tysiąclecia!). Sprawą zainteresowało się CBA i żądanie zwrotu odrzucono, głównie za sprawą nagłego pojawienia się tajemniczej spadkobierczyni z USA. W 2019 roku ruszyły tu prace modernizacyjne, a rok później oficjalnie otwarto wyjątkową placówkę – Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Słabosłyszących nr 15 im. Ottona Lipkowskiego. Choć z zewnątrz Twarda 8/12 wygląda na kolejną niczym niewyróżniającą się tysiąclatkę, to w środku mamy do czynienia z nowoczesną technologią i warunkami, które pomagają zdobywać wiedzę i wyrównywać szanse. Modernizacja obiektu to przede wszystkim inwestycja w lepszą przyszłość tych, którzy już u progu swojego życia mają trudniej niż rówieśnicy. Nowa siedziba jest realną pomocą nie tylko dla dzieci, ale także dla ich rodzin – mówił wówczas burmistrz Śródmieścia Aleksander Ferens (portal „Nowa Warszawa”).

500 tysiąclatka to Szkoła Podstawowa nr 70 im. M. Nowotki w Szczecinie. Powstała według typowego projektu Józefa Pokrzywnickiego, kierownika w pracowni Miastoprojekt Szczecin i została otwarta w 1960 roku. Placówka, jak wiele innych, w 1999 roku została przekształcona w gimnazjum (nr 21), które wygaszono w 2017 roku. Po przeprowadzonej modernizacji przez pracownię projektową Krzysztofa Kalerta, budynek pełni dziś funkcję prężnie działającego Centrum Psychologiczno-Pedagogicznego.

Wielkomiejskie tysiąclatki mają jednak dość uprzywilejowaną perspektywę na efektywne „życie po życiu". O ile oczywiście ktoś nie pokusi się o ich wyburzenie, ceniąc sobie przede wszystkim potencjał gruntu – często przecież świetnie położonych działek. Trzeba jednak zauważyć, że władze w dużych miastach mają też znacznie więcej pomysłów na ich nowe funkcje, bo tysiąclatki, poprzez swoją prostą konstrukcję i czytelny układ funkcjonalny, świetnie nadają się do adaptacji. Dziś pełnią przeróżne nowe funkcje i co ważne, pozostają nadal społecznie użyteczne. A co dzieje się w mniejszych miejscowościach?

Adaptacje 23

i

Autor: Mirosław Dragon 23 | Jedna z porzuconych tysiąclatek sfotografowana przez fanów urbexu

Tysiąclatki na wsiach i w małych miasteczkach

Nowa szkoła w Woli Gułowskiej powstała w 1960 roku, ale nie była tysiąclatką. Był to Pomnik dla walczących w 1939 roku żołnierzy pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga, który został zrealizowany dzięki wspólnemu wysiłkowi władz, mieszkańców i pomocy wojska z pobliskiej jednostki. W 1983 roku przy współpracy uczniów i rodziców powstało nowe skrzydło szkoły, które mieściło dodatkowe pięć sal dydaktycznych, pokój nauczycielski oraz sanitariaty. Dziś placówka działa pełną parą, przechodząc kolejne remonty i modernizacje. W 2022 roku fragment budynku przeznaczony kiedyś na słynne mieszkania dla nauczycieli został przebudowany i udostępniony klasom I-III.

Dla odmiany, w świętokrzyskiej gminie Bogoria liczącej 7,5 tysiąca mieszkańców, w zeszłym roku urodziło się zaledwie 57 dzieci. W tym czasie zmarło 97 osób. Należąca do gminy wiejska szkoła w Pęcławicach Górnych została wygaszona w 2012 roku i zaadaptowana na DPS dla 35 osób wraz z mieszkaniami chronionymi. To ważny przykład, bo jako jeden z niewielu przeze mnie odnalezionych, dorósł wraz z mieszkańcami, będąc dla tych samych użytkowników w dzieciństwie miejscem edukacji, a dziś wytchnienia.

Podczas śledzenia losów szkół w mniejszych miastach i wsiach natknęłam się jednak na wiele opuszczonych budynków. Zadziwiające są te pustostany. Najciekawsza jest szkoła we wsi Rogacze na Podlasiu, porzucona zaraz za przepiękną drewnianą cerkwią z początku XVII wieku. Została opuszczona jakby z dnia na dzień. Są tam meble, krzesła, szyby w oknach i stare gazetki ścienne. Wieś liczy kilkadziesiąt mieszkańców, ostatnio w wyremontowanej remizie strażackiej otwarto małą, wiejską świetlicę. Dla kogo projektowana była szkoła za cerkwią, pozostaje dla mnie zagadką.

Inne porzucone szkoły obejrzałam na portalach urbex-owych. Zgodnie z zasadami tej platformy nie upublicznia się informacji o lokalizacji odwiedzanych obiektów, aby uniknąć ściągnięcia w te miejsca wandali. Adresy opuszczonych szkół są więc często tajemnicą i ich wyszukiwanie jest niezwykle intrygujące. Portal NTO.pl wabi nietypowymi nagłówkami: Ta opuszczona szkoła na Opolszczyźnie wygląda jak z horroru. Dlaczego opuszczono ją w pośpiechu? W załączeniu do artykułu jest kilkadziesiąt fascynujących zdjęć autorstwa Mirosława Dragona – wyglądają jak kadry z netflixowego serialu The Last of Us, tylko zombi brakuje, choć pewnie też się tam znajdą.

Adaptacje 24

i

Autor: Filip Domaszczyński 24 | Szkoła w Woli Gułowskiej z 1960 roku, zmodernizowana przez xystudio

Szkoły w likwidacji, szkoły do adaptacji?

Tylko w tym roku, na wniosek kuratorów oświaty, zdecydowano o likwidacji 112 szkół podstawowych. Proces ten trwa jednak już od wielu lat. Rekord padł na przełomie 2004/2005 roku, gdy zamkniętych zostało ponad 600 placówek publicznych. W roku szkolnym 2008/2009 liczba ta była mniejsza o połowę. Co ciekawe, więcej szkół likwidowano w miastach niż na wsiach. Zniknęły z nich dzieci i nauczyciele, pozostały puste mury.

Ministerstwo Edukacji Narodowej informuje, że mają teraz służyć tym, którzy dzieciństwo mają już dawno za sobą. Seniorom (Polskie Radio 24). I to jest świetny pomysł. Ministra edukacji Barbara Nowacka ma jednak swój plan i przekonuje, że wolne miejsca już teraz przeznaczone są na inne potrzeby. Chodzi o organizację wsparcia żłobkowego, które pozwoli rodzicom wrócić na rynek pracy. Opcja z domem seniora na pewno bardziej przyda się we wsi Rogacze, żłobki chwilowo i tak są dość puste, bo dzieci ostatnio nielicznie przychodzą na świat.

MEN pracuje obecnie nad ustawą, która ma wspierać funkcjonowanie małych placówek, ale w projekcie mają znaleźć się też zapisy umożliwiające zagospodarowanie dotychczas niewykorzystanych przestrzeni. To niezwykle istotne, ponieważ szkoła jako jednostka przekazywana jest wydziałom oświaty, a te nie mogą zmieniać ich funkcji bez likwidacji placówki, na którą zgodzić musi się kurator i rada gminy.

Śledząc jednak naszą demografię, już dziś powinniśmy się zastanowić, co zrobić, by zwiększyć szansę budynków tracących swoje podstawowe funkcje szkolne na nowe, efektywne życie. Przeglądając stare, czarno-białe zdjęcia tysiąclatek zachwycamy się formą architektoniczną, odwagą projektantów – warto np. zwrócić uwagę na realizacje Jana Zdanowicza i Jerzego Baumillera czy Zofii Fafius i Tadeusza Węglarskiego. Budynki idealnie nadają się do adaptacji na nowe funkcje, zresztą, jak pokazuje historia, wiele z nich było przygotowanych do odgrywania różnych ról. Jedną z nich było tworzenie punktów kolonijnych, z większą kuchnią i liczbą sanitariatów. Pamiętam takie kolonie z zakładu pracy rodziców – parterowa szkoła nad rzeką, boiska, place zabaw. W każdej klasie spało 6-8 osób, były nawet szafy na ubrania! Takie warianty tysiąclatek powstawały głównie w atrakcyjnych turystycznie rejonach, przede wszystkim ze względów propagandowych. Wielu przyjezdnych mogło dzięki temu na własne oczy zobaczyć, ile to szkół buduje się w wolnej Polsce. Czy dzisiaj nie mogłyby działać tak samo?

Spójrzmy więc bardziej przychylnie na te budynki i dajmy im szansę zaistnieć na nowo. Może to jest czas wielkiej modernizacji naszych szkół. Proponuję ogłosić nowy program oświatowy: Tysiąc szkół na Tysiąclecie – II edycja: modernizacja.

Architektura Murator Google News
Podcast Architektoniczny
Anna Cymer: Ależ to jest brzydkie!
Mediateka.pl
Sponsor podcastu:
Knauf