Tomasz Żylski: Jest Pani współautorką standardów architektonicznych dla szkół podstawowych i zespołów szkolno-przedszkolnych w Warszawie. Dlaczego takie wytyczne były miastu w ogóle potrzebne?
Natalia Paszkowska: Szkoły, które zostały zrealizowane w Warszawie na przestrzeni ostatnich lat są wysoce nieustandaryzowane. Choć to placówki publiczne, różnice w kosztach budowy metra kwadratowego są zasadnicze i trudno je tłumaczyć tylko uwarunkowaniami lokalnymi. Często wynikają wprost z tego, jak jest opracowany program funkcjonalny i jakie są standardy architektoniczne budynku. Wydaje się, że skoro budujemy szkoły publiczne, to powinny reprezentować mniej więcej ten sam standard. Głównym założeniem było bardziej racjonalne planowane budżetów inwestycji i późniejszych kosztów eksploatacji budynków. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona, że takiego dokumentu nie ma. Ale nie tylko w Warszawie, ale też w żadnym innym mieście Polski. Wytyczne funkcjonalne dla nowo budowanych szkół mieliśmy przed wojną, za czasów prezydenta Starzyńskiego. Potem była era tysiąclatek: też pewien standard, powielanie typowego projektu, który jednak do końca typowy nie był, bo zawsze mocno dostosowywano go do lokalnych uwarunkowań. A potem długo, długo nic.
Jak doszło do Waszej współpracy z miastem?
Kształtowanie ogólnodostępnych przestrzeni publicznych, które są poświęcona kulturze, edukacji, spędzaniu czasu, tego trzeciego miejsca, od zawsze było dla nas bardzo istotne. Wszystko zaczyna się w czasach, kiedy projektowaliśmy Służewski Dom Kultury. Zdaliśmy sobie wówczas sprawę, jak bliskie naszemu sercu jest projektowanie obiektów służących dzieciom i lokalnej społeczności. Później była koncepcja rozbudowy szkoły publicznej w Nadmie pod Warszawą, która teraz jest już na etapie realizacji. To był o tyle specyficzny projekt, że nie budowaliśmy od zera. Trzeba było zaadaptować już istniejący obiekt, czyli też pójść na pewne architektoniczne kompromisy, ale z drugiej strony mieliśmy do czynienia z działającą organizacją i całym środowiskiem, z nią związanym.
W przypadku zamówień dla sektora publicznego to zawsze jest najciekawsze, gdy ma się po drugiej stronie użytkownika, który często ma też konkretne zdanie na różne tematy. Zwykle nie ma takiej sytuacji, bo w większości nowo projektowane szkoły nie mają jeszcze dyrektora, nie ma rodziców i tej trzeciej, społecznej strony. Dużo na ten temat dyskutowaliśmy zarówno z Biurem Architektury, jak i z Biurem Edukacji, co można by zrobić, aby zaangażować te grupy już na etapie projektowania. W 2018 roku zostaliśmy zaproszeni przez Biuro Architektury do współpracy przy tworzeniu standardów. Finalnie ten dokument nazywa się „Szkoła dobrze zaprojektowana. Standardy architektoniczne i funkcjonalne dla szkół podstawowych i zespołów szkolno-przedszkolnych m.st. Warszawy”.
Od czego zaczęliście prace?
Najpierw zadaliśmy sobie pytanie, czy jedynie zbieramy razem wszystkie przepisy, które teraz znajdują się w różnych normach, uchwałach, warunkach technicznych i dokładamy do tego tabelkę z listą pomieszczeń, którą tworzy Biuro Edukacji, czy chcemy czegoś więcej. Wspólnie stwierdziliśmy, że chcemy jednak wyznaczyć pewien kierunek projektowania szkół. Zrobiliśmy research. Znaleźliśmy bardzo ciekawe szkoły publiczne, które stanowiły pewien punkt odniesienia. Choćby szkoła przy w Książenicach autorstwa pracowni PALK Architekci. Te krajowe warto promować, ponieważ pokazują, że w Polsce już się da, ale mamy też w standardach kilka przykładów zagranicznych, jak szkoła z włoskiego Bolzano projektu MoDus Architects. Były kontrowersyjne, bo pokazywanie zagranicznych projektów często budzi emocje i zarzuty o oderwanie od naszych realiów socjalno-ekonomicznych, ale wierzymy, że to ważne, żeby aspirować do najlepszych, w wybranych aspektach projektu.
Co znajdziemy w standardach?
Wychodząc z założenia, że nadrzędnym celem jest ustandaryzowanie czy zoptymalizowanie szkół, postanowiliśmy zdefiniować najpierw ten standard. Od razu pojawiły się takie hasła jak wielofunkcyjność i elastyczność. Dziś, biorąc pod uwagę zwłaszcza doświadczenia pandemii, chyba już nikogo nie trzeba przekonywać, że projektując jakiekolwiek struktury architektoniczne, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co jeśli. Szkoły są budowane dla wielu pokoleń. Wprawdzie w Polsce program edukacyjny jest nadal bardzo konserwatywny, ale rewolucja w temacie oświaty zdecydowanie nadciąga. Trudno powiedzieć, czy formuła, w której dzieci siedzą w klasie, a nauczyciel jest ex catedra, za jakiś czas będzie jeszcze funkcjonować. Dużo mówi się na temat tzw. blended learningu, czyli do zajęć uczeń przygotowuje się w domu, a do szkoły przychodzi tylko po to, żeby porozmawiać z nauczycielem. Pojawiają się nowe metodologie, a struktury szkolne są jednak dosyć sztywne. Na pewno warto od początku myśleć o pewnych wytycznych dotyczących konstrukcji, instalacji budynku, aby w przyszłości wnętrze można było łatwo poddawać adaptacji.
Proponujecie też elastyczność na poziomie aranżacji klas.
Proponujemy elastyczne środowisko nauczania, odpowiadające różnym działaniom. Chodzi zarówno o meble i sprzęty, które można przestawiać, modyfikować, jak i pomieszczenia, które można aranżować na wiele sposobów. Opracowaliśmy studium proporcji klas lekcyjnych, aby możliwe były różne ustawienia ławek. Za tym idzie oczywiście kwestia oświetlenia sal, wprowadzenia ruchomych ścian między niektórymi pomieszczeniami. Osobną kwestię stanowi wielofunkcyjność przestrzeni ogólnodostępnych, takich jak stołówka, biblioteka czy świetlica. Dostaliśmy wytyczne od Biura Edukacji, żeby budynki szkolne były optymalne w skali, czyli na przykład zamiast planować 6-8 sal świetlicowych wykorzystywać na ten cel sale lekcyjne po godzinach nauczania. Podobnie podwójną funkcję powinny mieć stołówki. To miejsca zwykle dobrze wyposażone, zawsze mają krzesła i stoły, można tam więc nie tylko zjeść posiłek, ale też odrobić lekcje czy wykorzystać tę przestrzeń po godzinach działania szkoły. Zazwyczaj stołówki są tak zlokalizowane, że nie dają tej możliwości. Znajdują się w odrębnym skrzydle i idzie się tam tylko na obiad. Notabene, po wielu dyskusjach zostało zapisane w standardach, że każda szkoła powinna mieć własne zaplecze gastronomiczne, własną kuchnię, żeby zamiast dowożenia posiłków można je było gotować na miejscu. W perspektywie to też umożliwia wykorzystanie kuchni jako kolejnej przestrzeni edukacyjno-warsztatowej dla dzieci. To ważne, bo coraz więcej rodziców nie gotuje już w domu, zamawia gotowe posiłki. Rozmawialiśmy z ekspertami, którzy zwrócili nam uwagę na ten problem. Zresztą widać go też we wskaźnikach otyłości polskich dzieci. Ostatnio jesteśmy już w czołówce.
Co jeszcze braliście pod uwagę?
Kolejne ważne hasło w standardach to otwartość, co budzi już trochę większe kontrowersje, dlatego że coraz częściej mamy do czynienia z tzw. helikopterowym rodzicielstwem, czyli nadopiekuńczością i ogromną obawą o dziecko. To nie te czasy, kiedy dzieci już w drugiej klasie wracały same do domu. Teraz na teren szkoły w ogóle nie można wejść! To są minitwierdze, zarówno jeśli chodzi o kontrolę dostępu, jak i w sensie przestrzennym. Wszystkie szkoły są wygrodzone z przestrzeni miejskiej. Dzieci są naprawdę dobrze izolowane. Na pewno są bezpieczne, ale też z drugiej strony, szkoły są wymazane z mapy miasta, w ogóle na niej nie istnieją. Naszym marzeniem było włączyć je z powrotem w strukturę miasta. Chcieliśmy, żeby place wejściowe przed szkołami stały się tym miejscem, gdzie dzieciaki umawiają się ze sobą, także po lekcjach. Siedzą jeszcze dwie godziny, plotkując albo jeżdżąc na deskorolce, nawet grając na komórkach, bo to jest pewnie główna aktywność dzisiaj, ale są razem. Zakładamy, że taka dobrze zaaranżowana przestrzeń jest też miejscem interakcji między ich rodzicami, dziadkami czy innymi opiekunami, którzy spotykają się, odprowadzając dzieci do szkoły, a potem je odbierając. Standardy zachęcają do tego, żeby place wejściowe były otwarte i działały na rzecz lokalnej społeczności.
W jaki sposób?
Proponujemy, żeby funkcje budynku, które mogą być otwarte po godzinach działalności szkoły były tak zlokalizowane, aby ten plac bezpośrednio obsługiwały. Pierwsza rzecz to jest oczywiście blok sportowy. W prawie każdej warszawskiej podstawówce są jakieś zajęcia dodatkowe. Sama często prowadziłam dzieci na takie zajęcia i zazwyczaj to wyglądało tak, że przedzierałam się przez opuszczoną szkołę długimi korytarzami, żeby dotrzeć do ukrytej gdzieś na końcu sali. Później czekałam na nie w kucki na korytarzu z całą grupą innych rodziców. Proponujemy więc, żeby blok sportowy był dostępny bezpośrednio z placu wejściowego i żeby były tam przestrzenie odpoczynku dla rodziców, dziadków. Kolejna funkcja, która może być otwarta to biblioteka, a dziś częściej mediateka, bo to przestrzeń wyposażona w komputery, gdzie często odbywają się też zajęcia informatyczne. To również miejsce, które może obsługiwać lokalna społeczność. Wreszcie jest wspomniana już stołówka. W standardach proponujemy, żeby wyposażyć ją dodatkowo w sprzęt multimedialny, który można by wykorzystać na przykład podczas spotkań lokalnej społeczności na temat dyskutowanego planu miejscowego czy jakiegoś klubu podróżnika. Mogą tam odbywać się także zebrania z rodzicami. W niektórych szkołach tak te przestrzenie już zresztą funkcjonują.
W standardach pojawia się też kwestia edukacji przez architekturę.
Innymi słowy pokazywanie, jak działa architektura. Mocno wierzę w to, że edukacja poprzez środowisko, w którym młody człowiek się wychowuje jest niezwykle dobrym narzędziem. Do dziś pamiętam każdy kąt swojej podstawówki, która była bardzo starannie zaprojektowaną tysiąclatką. W szkole dzieci spędzają dużo czasu, dlatego trudno zrozumieć, dlaczego te budynki są często tak bardzo niedoinwestowane. Rozwiązania, które proponujemy są w sumie dość proste i oczywiste. To szczerość materiałowa, używanie możliwie małej ilości materiałów wykończeniowych, co będzie miało korzystny wpływ zarówno na bilans środowiskowy, jak i ekonomiczny, a dodatkowo właśnie pokaże, jak ten budynek został zbudowany. Może to być nietynkowanie ścian, pokazywanie instalacji, jakichś dodatkowych elementów jak liczniki wody w toaletach, dzięki czemu użytkownik wie, ile jej zużywa, myjąc ręce. I tutaj zbliżamy się do kolejnego aspektu: zrównoważonej architektury szkolnej. W standardach mamy duży dział poświęcony konstrukcji, fotowoltaice, szarej wodzie, różnym rozwiązaniom technicznym, ale też – i to wydaje mi się wyjątkowo istotne – jest kwestia szkoły jako zielonej wyspy w mieście. To ogromny potencjał tego typu obiektów w Warszawie, bo szkoły publiczne były często realizowane na dosyć dużych działkach, to są dziś naprawdę zielone enklawy.
Nowe działki bywają zazwyczaj dużo mniejsze i na to nie ma recepty. Natomiast wierzę, że każdorazowo planując budynek szkolny i jego zagospodarowanie, można zrobić naprawdę dużo, żeby zieleń wydobyć na pierwszy plan. Nad częścią dotyczącą zagospodarowania współpracowaliśmy z Zarządem Zieleni m.st. Warszawy. W standardach pojawia się na przykład pomysł enklaw ekologicznych, czyli miejsc, gdzie trawa nie będzie koszona, a liście grabione, aby mogły tam sobie żyć małe zwierzęta. Te enklawy w połączeniu z innymi zieleńcami, parkami czy skwerami przy budynkach użyteczności publicznej na terenie poszczególnych dzielnic mogłyby współtworzyć całe „zielone korytarze”. To oczywiście zależy od strategii władz konkretnej dzielnicy, ale warto zacząć rozmowy na ten temat. Wskazujemy ponadto korzyści z upraw w przyszkolnych ogródkach, co zresztą w wielu placówkach zaczęło się już oddolnie pojawiać.
A takie rozwiązania jakie mieliście w Służewskim Domu Kultury, jak wiatrak, panele słoneczne?
Też je sugerujemy. Wiatrak na terenie Służewskiego Domu Kultury miał bardziej wymiar symboliczny, zapewnia jedynie prąd dla oświetlenia parkingu. W tamtych czasach odgrywał jednak rolę edukacyjną. W nowo projektowanych szkołach trzeba stawiać na bardziej efektywne rozwiązania, ale ta warstwa edukacyjna, symboliczna też jest oczywiście ważna. No i oczywiście to, co Zarząd Zieleni powtarza bez końca, czyli duże drzewa. Dla ekosystemu miasta ważne są nie tyle trawniczki, krzaczki czy pomidorki, ile duże drzewa. Przy okazji one też zapewniają cień, a to jest coraz ważniejsze podczas upalnych, letnich miesięcy.
Zwykle jest duży rozdźwięk między architekturą budynku oświaty a jego aranżacją, która przeważnie bywa robiona po kosztach. Czy standardy zawierają jakieś wytyczne w tym kierunku?
Ten temat się nie pojawił, ale rzeczywiście jest to problem. W przypadku Służewskiego Domu Kultury udało się, że byliśmy odpowiedzialni i za budynek, i później za projekt jego wnętrz i wyposażenie, jednak na ten drugi temat musieliśmy wygrać przetarg, podając odpowiednio niska kwotę wynagrodzenia. Zrobiliśmy to absolutnie po kosztach. Dużo zależy też od operatora, bo często to już dyrektor organizuje przetarg na wyposażenie. Jeśli dobrze dogaduje się z architektem, ufa mu i chce dalej z nim współpracować to przynajmniej dba o to, żeby w ramach nadzorów autorskich wszystko było skonsultowane.
Czy standardy powinny zostać uzupełnione o jakieś wytyczne uwzględniające ewentualne przyszłe pandemie?
Prywatnie mam trójkę dzieci, więc zamknięcie szkół bardzo wpłynęło na moje życie. Od samego początku myślałam, że przydałby się jakiś aneks w tym temacie, ale z drugiej strony, potrzebujemy dystansu, aby spojrzeć na całą sytuację obiektywnie. Teraz jest burzliwy okres, pojawiają się różne rozwiązania, ale dopiero czas pokaże, na ile naprawdę są potrzebne. Jeśli formułować zalecenia, to w pełni odpowiedzialnie. Trzeba już mieć i wiedzę, i doświadczenie, co się sprawdziło, a co nie, na razie nasz stan wiedzy na temat COVID-19 zmienia się co miesiąc.
Jako pracownia WWAA projektujecie teraz szkołę dla ECHO Investment. Będzie obiektem modelowym?
Szkoła jest powiązana z inwestycją mieszkaniową, którą ECHO Investment będzie realizować przy ul. Wołoskiej na Służewcu według projektu BBGK Architekci. Ten rejon Warszawy podlega ostatnio dużym zmianom. Monokultura biurowa pomału ustępuje miejsca nowym funkcjom, głównie mieszkaniowym. Są jeszcze tereny poprzemysłowe, na których też prawdopodobnie pojawi się wkrótce zabudowa mieszkaniowa. Potrzeba nowej szkoły jest naprawdę duża, ale jednocześnie jest bardzo duża potrzeba przestrzeni publicznej. Mimo że działka, którą dysponujemy jest niewielka, od razu postawiliśmy sobie za punkt honoru, żeby wygenerować rozległy plac wejściowy. Oczywiście chcieliśmy też udowodnić, że wszystkie kluczowe aspekty zapisane w standardach są możliwe do zrealizowania, żeby była to szkoła możliwie wzorcowa. Plac pojawił się w narożniku ulic. Jego dwie pierzeje z jednej strony tworzyć będzie blok sportowy, z drugiej biblioteka, czyli te dwie funkcje, które mogą być udostępniane także po godzinach pracy placówki.W holu i na zewnątrz budynku zaproponowaliśmy długą ławkę. Wyobrażamy sobie, że będzie to miejsce nawiązywania relacji. Mamy tam oczywiście parkingi rowerowe, miejsca typu kiss & ride, przy czym nie projektowaliśmy żadnych parkingów dla rodziców, więc dowożenie dzieci samochodem nie będzie promowane. W sąsiedztwie są przystanki autobusowe, ścieżka rowerowa: jest szansa, żeby dzieci dotrą do szkoły niekoniecznie autem. Elementem zamykającym plac na poziomie pierwszej kondygnacji jest opaska-donica, w której pojawi się zieleń. Ma to być symboliczna granica placu, która unosi się nad nim i sprawia, że plac, choć otwarty, jest bardziej kameralny. Chcemy, żeby to był element charakterystyczny dla szkoły, ciągnie się później wzdłuż elewacji.
Skąd taki pomysł?
Wywiedliśmy go z naszych wspomnień. Nawiązujemy w ten sposób do szkolnych parapetów, często zastawionych kwiatkami, które na wakacje zabierało się do domu, aby się nimi opiekować. Chcielibyśmy, aby parapety w naszej szkole też były zastawione kwiatkami, ale żeby to znalazło również swój wyraz na zewnątrz, w architekturze budynku.
A jak będzie wyglądać sama bryła?
Cała struktura szkoły oparta jest na sekwencji patiów: zewnętrznych, jak plac wejściowy, i wewnętrznych. Patio między blokiem biblioteki a klastrem lekcyjnym, zostało pomyślane jako przedłużenie holu, aby dzieci mogły tam biegać w trakcie przerwy. Kolejne, które jest pomiędzy dwoma klastrami lekcyjnymi, będzie zielonym ogródkiem, a na tyłach budynku mamy jeszcze teren rekreacyjno-sportowy z boiskiem, placem zabaw, ale też – bliżej budynków mieszkalnych – wspomnianą wcześniej enklawę ekologiczną. Staraliśmy się uniknąć struktury budynku, w której jest podłużny korytarz i wychodzące na niego sale lekcyjne. Udało nam się pogrupować klasy w tzw. klastry. Po trzy klasy wychodzące na wspólną, małą przestrzeń rekreacyjną. Mogą być zgrupowane rocznikowo, czyli na przykład trzy klasy pierwsze są razem, albo bardziej w systemie skandynawskim, czyli na przykład klasy I, II, III tworzą swój mały, zamknięty układ. Oczywiście wszystkie dzieci spotykają się w przestrzeni stołówki, biblioteki, holu itd., ale każda grupa ma swoją własną przestrzeń, wykorzystywaną w trakcie przerw. Ten układ, choć o tym początkowo nie myśleliśmy, może być przydatny, jeśli sytuacje pandemiczne będą się w przyszłości powtarzać, bo pozwala też na to, żeby w sytuacji wprowadzenia reżimu sanitarnego ograniczyć kontakty dzieci.
Będzie to więc w pewnym sensie szkoła modelowa, ale też pierwsza realizowana przez inwestora w ramach tzw. specustawy mieszkaniowej.
To zupełnie nowa sytuacja. Najpierw wypracowywana jest specjalna instrukcja oświatowa. Miasto, dopuszczając inwestycję mieszkaniową w trybie specustawy, określa parametry, że w przypadku pojawienia się nowych mieszkańców, inwestor musi zapewnić odpowiednia liczbę miejsc w szkołach i przedszkolach. Najczęściej inwestor wydziela po prostu jakieś lokale w realizowanych przez siebie budynkach. To też jest pozytywne zjawisko, bo stanowi niejako powrót do tradycji WSM-owskich, czyli lokalizowania publicznych przedszkoli w parterach. W naszym przypadku będzie to jednak chyba pierwszy w Polsce przykład obiektu wolno stojącego, choć wiem, że projektowane są przynajmniej dwa podobne, które też maja być przekazane miastu. Zgodnie z zapisami instrukcji, miasto, inwestor, ale też strona społeczna, przez wiele miesięcy prowadzą dialog, jak inwestycja ma wyglądać, jakie są jej kluczowe funkcje i parametry. To proces, w którym my jako mieszkańcy mamy największy wpływ na to, co ostatecznie powstanie.
Poszczególne rozwiązania projektowe są mozolnie ucierane. Ciągle dostajemy kolejne partie uwag, zarówno z Biura Architektury, jaki z Biura Edukacji, ma to być przecież szkoła modelowa. Przyznaję, że na początku, tak jak większa część środowiska, mieliśmy wrażenie, że Ustawa o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych, zwana potocznie specustawą mieszkaniową, jest sposobem na obejście procesów planowania przestrzennego. Budziła duże kontrowersje. Ale teraz, im dłużej bierzemy w tym udział i widzimy, jak długie i jak skomplikowane to są procesy, jak wielu jest interesariuszy, dostrzegamy też pozytywne aspekty. Takich spotkań trójstronnych, podczas których toczy się wielowątkowa dyskusja nie ma ani w przypadku projektów realizowanych na podstawie wuzetek, ani nawet na podstawie planów zagospodarowania, choć sam plan podlega oczywiście konsultacjom. Ludzie nie mają żadnego wpływu na to, jakie budynek będzie miał funkcję, wysokość, charakter architektury, a w tym procesie naprawdę się rozmawia. Jeśli bylibyśmy na tyle dojrzałym społeczeństwem, aby w przypadku każdej tego typu inwestycji pojawiała się dobrze zorganizowana strona społeczna, byłoby to z korzyścią dla wszystkich użytkowników miasta.