arboretum

i

Autor: Jakub Certowicz Kontrast faktur i odcieni roślin tworzy monochromatyczne kompozycje

Postogrodowość – o nowym pawilonie w Rogowie Beata J. Gawryszewska

2018-05-30 14:00

Postulowana przez posthumanistów równoważność ludzkich i nieludzkich podmiotów pozwala postrzegać współczesny krajobraz kulturowy, a z nim parki i ogrody, wielopodmiotowo. Ogród botaniczny, w którym każda roślina jest prezentowana jako indywidualna i tak samo jak inne wartościowa, zdaje się kwintesencją wielopodmiotowości. W Ogrodzie ginących roślin świata, nowej części arboretum SGGW w Rogowie, ta zasada została jednak przeniesiona na metapoziom. Podziwiając z oddali wyłaniającą się z ziemi kolekcję, zwiedzający zdaje się zarówno obserwatorem, jak i obserwowanym przez ginące rośliny – pisze Beata J. Gawryszewska.

Francuski antropolog i filozof nauki Bruno Latour w swoim eseju Poiltyka natury z 1999 roku pisze o ludzkich i nieludzkich aktorach w przestrzeni, ostatecznie zrywając z antropocentryzmem i pieczętując nastanie epoki posthumanizmu (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2009). Postulowana przez posthumanistów równoważność ludzkich i nieludzkich podmiotów pozwala postrzegać współczesny krajobraz kulturowy, a z nim parki i ogrody, wielopodmiotowo. Jak rozumieć wielopodmiotowość w ogrodzie, budowanym dla człowieka, w którym rośliny-przedmioty zdają się pełnić rolę podrzędną? Otóż ogrody botaniczne są całkiem inną odmianą swojego gatunku.

Ogród botaniczny, w którym każda roślina jest prezentowana jako indywidualna i tak samo jak inne wartościowa, zdaje się kwintesencją wielopodmiotowości. W Ogrodzie ginących roślin świata, nowej części Arboretum Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Rogowie, autorstwa gliwickiej pracowni architektonicznej JRK72, ta zasada została jednak przeniesiona na metapoziom. Podziwiając z oddali wyłaniającą się z ziemi kolekcję, zwiedzający zdaje się zarówno obserwatorem, jak i obserwowanym przez ginące rośliny – świadków dawnej i nieodległej historii krajobrazu, dziś eliminowanych z ich własnego środowiska. Pytanie stare jak ludzkość – co pozostawimy po sobie następcom – wydaje się w tym ogrodzie wypowiadane przez każdą z roślin. Znane ze szkolnych lekcji o gatunkach chronionych: miłek, obuwik i sasanka albo zupełnie egzotyczne: stopowce i storczyki, posadzone na podwyższonych grządkach, zupełnie jak w ogrodzie społecznościowym, wydają się takie kruche i delikatne.

Wątek nostalgii podtrzymuje widok stali kortenowskiej, wykorzystanej do szalowania wyniesionych rabat mieszczących kolekcję. Kilka lat temu podczas dorocznej konferencji krajobrazowej EURAU w Madrycie hiszpański filozof Simon Marchan Fitz mówił, że skoro w epoce romantyzmu ruiny zamków warownych, relikty dawnych czasów, straciwszy już swoje praktyczne znaczenie stały się dekoracją parków krajobrazowych, to dzisiejsze, postindustrialne rozwiązania, rdzewiejące artefakty epoki przemysłowej, które wykorzystujemy do ozdoby ogrodów, można śmiało nazwać utrzymanymi w duchu nowego romantyzmu.

Ale połączenie rdzewiejącego metalu z pokrywającą go zielenią to nie tylko modna konwencja. W interesujący sposób tłumaczy to berliński ekolog Ingo Kowarik. Zakłada on, że historia ekosystemów na Ziemi zamyka się w czterech etapach: dziewiczej przyrody, którą nazywa pierwszą naturą, uprawy roli (druga natura), powstania sztuki ogrodowej (trzecia) i wreszcie powrotu swobodnej wegetacji na obszary opuszczone przez człowieka. Litościwie wyrastające, jakby na ruinach, delikatne i kruche pędy, liście i kwiaty – niczym czwarta natura – tworzą nowy wizerunek współczesnego ogrodu. Organiczność kształtów rabat – wysp mieszczących kolekcję – zastosowana przez zespół projektantów z JRK72 przywodzi na myśl ogrody brazylijskiego malarza i architekta krajobrazu Roberto Burlego Marxa, który został zapamiętany nie tylko z powodu swojego niepowtarzalnego, abstrakcjonistycznego stylu, ale również jako orędownik ochrony brazylijskich lasów deszczowych i ginących gatunków roślin.

W ogrodzie Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Rogowie stanął również pawilon-pergola. Pod nim znajdziemy dającą nadzieję pigułkę edukacyjną – informacje o zagrożonych gatunkach z czerwonej księgi i o kampanii przeciwko ich niszczeniu. Budowla w poetyce neomodernizmu swoją „przezroczystością”, zapraszającą arboretum do wnętrza, przywołuje na myśl koncepcje Richarda Neutry i japońskich laureatów nagrody Pritzkera z 2010 roku: Kazuyo Sejimy i Ryue Nishizawy, a całość – kreacje szkoły kalifornijskiej, realizacje Thomasa Dollivera Churcha, zwanego Tommy, i Garretta Eckbo. W oglądanym z lotu ptaka Ogrodzie ginących roślin świata miękki rysunek grządek-donic eklektycznie splata się z białą wstęgą pawilonu i klasycznym kwadratem placu nad stawem, subtelnie nawiązując przy okazji do starego alpinarium. Transparentna forma łączy krajobraz, ogród i architekturę, chwytając i zatrzymując w sobie promienie światła. Wydaje się jasna, czysta, jak z modernistycznego szkicu, z czasów, kiedy architektura wydawała się lekiem na całe zło. Pod okiem ogrodnika kontemplującego w takim pawilonie świat może jednak nie zginie.