Spis treści
Gdańsk żegna się z cegłą
Po wojnie Gdańsk mierzył się z ciężarem odbudowy. W historii trzech prototypowych punktowców ważne są dwie konsekwencje tego rozdziału: po pierwsze, to na odbudowę kierowano początkowo uwagę architektów i budowniczych, a więc przemysłowa budowa wysokich osiedli z pompą i rozmachem zaczęła się w Gdańsku nieco później niż można by się spodziewać. Po drugie, miasto pokrywał gruz, z którym coś trzeba było zrobić.
Co piąty mieszkaniec miast, licząc także niemowlęta, czeka na mieszkanie. W ostatnich latach na każdy tysiąc mieszkańców przybywało 6 mieszkań, ale w pałacach ślubów aż prawie 9 razy grano marsza weselnego. Budownictwo z trudem dostrajało się do tej melodii. Choć tradycyjna cegła stała się już reliktem, na budowach królowało rzemiosło nadal uzależnione od kaprysów pogody i od Janka podającego wapno. Coraz liczniejsze dźwigi nie mogły ukryć prawdy, że domy budowało się wolniej niż chciano
— opisywał Polskę tamtych czasów lektor filmu "Skąd mieszkanie" z 1972 roku, zaznaczając aktorsko każde "el".
Zobacz także: Podczas budowy zabrakło osłon na lampy, użyto więc garnków - są tu do dziś. Oto Zieleniak, gdański trzonolinowiec
Nowy rozdział w budownictwie mieszkaniowym Gdańska rozpoczął się nad Kanałem Raduni, wzdłuż ul. Rybaki Dolne. To tu wybudowano pierwsze eksperymentalne 8-piętrowe bloki mające odpowiedzieć na przynajmniej dwie bolączki jednocześnie: niedostatek mieszkań i wieczne cięcia budżetowe. Pomóc w tym miał gruz.
Pierwsze tak wysokie bloki w Gdańsku i pierwsze tego typu w całej Polsce.
Kto pierwszy?
Wyścigi w powojennym budowaniu były normą. Oprócz tego, że brygady ścigały się w wyrabianiu normy na budowach, miejskie ośrodki budowlane i badawcze prześcigały się w rozwiązaniach technologicznych i tworzeniu coraz to lepszych prototypów, choć nie można wykluczyć, że ta delikatna rywalizacja inżynierów to wymysł ówczesnej prasy rozdartej między rządową propagandą a trudnymi do przeoczenia przez czytelników znojami codzienności. Gdzie po raz pierwszy w Polsce zastosowano budownictwo monolityczne (betony jednofrakcyjne)? W Gdańsku nad Radunią. A dziś stoją wybudowane tą metodą punktowce i w Kielcach, i w Lublinie, i w innych miastach polskich - zachwycano się w "Dzienniku Bałtyckim" (176/1963).
"Punktowce z gruzu" tak się przyjęły, że najpierw - stale ulepszane i podwyższane - zawojowały gdańskie i gdyńskie osiedla, a później pojechały dalej w Polskę.
Ich fenomen polegał głównie na tym, że były jednocześnie bardzo ekonomiczne (gruz był przecież za darmo), a jednocześnie bardzo wytrzymałe. Beton jamisty najlepiej sprawdzał się przy wysokich obiektach; gdański, wykonany na kruszywie gruzowym o średnicy 5-6 cm, okazał się strzałem w dziesiątkę. Te argumenty przekonywały nawet najzagorzalszych sceptyków, a z nimi podobno wytrwale walczył konstruktor bloków, inżynier Adam Karwowski. Argumentów było oczywiście więcej: wyższe budynki zostawiały więcej przestrzeni na zieleń, a mieszkania były lepiej doświetlone itd.
Pierwsze jaskółki wysokiego budownictwa Gdańska
Może i jaskółki - tego określenia użył architekt Anatol Mardkowicz w "Architekturze" w 1963 roku - ale w rzeczywistości bliżej było im do bardziej jaskrawych ptaków. Podobno wyróżniały się kolorami elewacji. Jakie były? Tego opisy w prasie nie zdradzają, poza ogólnikiem o użyciu pogodnych lub czystych, dość intensywnych kolorów tynków zewnętrznych. Konkretów trzeba pewnie szukać w rodzinnych albumach i pamięci mieszkańców. Symbol nowoczesności, kolorowe wieżowce, przyciągały uwagę. Interesowały się nimi ówczesne media lokalne, interesował się też "Ruch", umieszczając bloki na pocztówkach z Gdańska.
Interesowała się również Warszawa - o tym, że do Gdańska ma przyjechać stołeczna telewizja, by zrealizować zdjęcia do filmu dokumentalnego o najnowszych polskich realizacjach budowlanych, w 1960 roku informowały trójmiejskie gazety. Z całego Trójmiasta wybrano trzy realizacje: gmach Studium Nauczycielskiego Wychowania Fizycznego arch. Wacława Tomaszewskiego, bar Alga w Sopocie arch. Wacława Rembiszewskiego i punktowce.
Zaprojektował je architekt Jarosław Nowosadski, który później tworzył lub współtworzył jeszcze szereg innych osiedli w Trójmieście i kolejne punktowce w Gdańsku według lekko ulepszonego projektu - m.in. przy ul. Doki i na skrzyżowaniu Al. Niepodległości z Derdowskiego. Konstrukcję projektował Adam Karwowski. Za urbanistykę odpowiadali architekci Danuta Weirowska i Witold Rakowski.
Później z wielopiętrowymi blokami poszło już z górki.
i
Mieszkania raczej niewielkie
W wieżowcach projektowano mieszkania małe - nie tylko tu, przy Kanale Raduni, ale przeważnie w całej Polsce, te większe zostawiając dla niższych bloków.
Stąd powtarzalnym elementem użytkowym jest mieszkanie 3-osobowe, składające się z pokoju, kuchni, węzła sanitarnego i sieni. Cztery takie mieszkania dostępne są z jednego podestu. Oświetlenie mieszkań wschodnie i zachodnie. Kuchnie, cofnięte na korzyść loggii, wyposażone są w kąciki do spożywania posiłków z wbudowanymi meblami
— opisywał Mardkowicz rozkłady mieszkań w punktowcach nad kanałem. W każdym bloku, na jednym piętrze znajdowały się kawalerka z miniaturowym aneksem oraz mieszkania 1-pokojowe z kuchnią i 2-pokojowe z kuchnią, wyposażone w balkony, wnęki na szafy i okna na dwie strony świata. Przy każdych kolejnych realizacjach w następnych latach (prototypy budowano w latach 1958-1960), zwiększał się normatyw, a wraz z nim mieszkania i same punktowce. Już przy budowie następnego osiedla punktowców (na Oliwie) inaczej rozwiązano ich dachy, wycofując ostatnie kondygnacje pralni i suszarni, i przekrywając modernistycznym dynamicznym daszkiem. To rozwiązanie przyjęło się na dobre.
Zobacz także: Gdański Falowiec to jeden z najdłuższych bloków Europy i ma już pół wieku
i
Zawrotna kariera punktowców
W latach 60. punktowce Nowosadskiego i Karwowskiego zrobiły zawrotną karierę; mnożyły się jak grzyby po deszczu i rosły sprawnie.
Bloki przy Grunwaldzkiej oddano w 1961 roku. Kolejne dwa przy ul. Doki wybudowano zaledwie w rok (1962). Punktowce przy ul. Głębokiej powstawały trzy lata, ale za to jest ich więcej (realizacja: 1962). W końcu zawitały i do Gdyni - w 1963 roku dziewięcioma punktowcami uzupełniono osiedle na Redłowie; kolory tynków nie wyszły, a poszarzałe elewacje zebrały negatywne opinie. W tym samym czasie kilka punktowców stanęło też na osiedlu przy ul. Warszawskiej. Pojedynczy punktowiec stoi w Gdańsku na Wałowej. Niewykluczone, że powstało ich jeszcze więcej.
Dzięki swym niewątpliwym zaletom technologicznym i architektonicznym punktowce arch. J. Nowosadskiego, a szczególnie ich wersja "oliwska" stały się bardzo popularne. Punktowce te stały się kandydatem i nr. 1 w każdym nowym osiedlu w Gdańsku
— pisał Mardkowicz.
Typizacja miała jednak swoje ciemne strony, z którymi zmagano się już wtedy w całej Polsce, a zwłaszcza w miastach, w których rozpędzało się budownictwo uprzemysłowione, uciekające "rzemiosłu i Jankowi podającemu wapno". Największą z nich była monotonia i nuda.
Nowosadski miał jednak na tę nudę pomysł. Pierwsza linia oporu: kolorowe elewacje. Pogodne i nowoczesne. Jeżeli nie barwne, to czarno-białe. On sam lub architekci adaptujący jego projekt wprowadzali też zmiany: grał zadaszeniem klatki schodowej czy ostatniej kondygnacji. Wewnątrz wymieniano też kawalerki na pomieszczenia klubów, pokoje hotelowe. Projekt punktowców znad Kanału Reduni był stale rozwijany i ulepszany.
Dziś w blokach, które powstały na ich podstawie, żyją tysiące mieszkańców w Gdańsku i Gdyni.
Źródła: Architektura (12/1963), Dziennik Bałtycki, Litery, Skąd mieszkanie?