
i
Zaczął Pan karierę niezwykle spektakularnie: młody człowiek w ramach swej pracy dyplomowej proponuje nową typologię budynku, dochodzi do realizacji podczas EXPO w Montrealu, zbudowany obiekt na zawsze zapisuje się w historii architektury. Jaki według Pana był wpływ Habitatu’67 na architekturę na świecie w tamtym czasie?Myślę, że otworzył ludziom umysły. Spotkałem osoby, które mówiły mi, że zdecydowały się studiować architekturę z powodu tego budynku. Wielu starało się wymyślić nowe formy zabudowy mieszkalnej: metaboliści w Japonii, grupa Archigram w Wielkiej Brytanii, ale nikt z nich nie zaproponował obiektu, który można by zrealizować i w nim zamieszkać. Pracę dyplomową, którą potem rozwinąłem jako Habitat, zacząłem od krytyki Unité d’Habitation, mówiąc, że Le Corbusier zdradził w niej humanistyczne cele, że zabrakło tego, o czym mówił: wewnętrzne ulice, jakość życia. Habitat był próbą złamania skali budynku, wprowadzenia do niego ogrodów, prywatnych i wspólnych. Dziś mówimy fraktal, sfraktalizować budynek, poszerzyć jego obudowę i powierzchnię. Po realizacji dostałem dużo zleceń: Habitat Nowy Jork, Habitat Waszyngton, Habitat Portoryko, Habitat w Izraelu. Spędziłem wiele lat opracowując je, dostosowując do lokalnych warunków, ale żaden z nich nie został wybudowany.Na początku pracował Pan w biurze Louisa Kahna. W jaki sposób wpłynął on na Pańską drogę i podejście do zawodu?Spotkałem go zanim zacząłem własną działalność jako architekt. Uważałem Kahna za najbardziej interesującego architekta lat 60. Jako student byłem w Filadelfii, zwiedziliśmy tam siedzibę Richards Medical – prawdopodobnie pierwszy jego pionowy budynek. Byłem pod dużym wrażeniem, poszedłem więc do niego, pokazałem mu mój dyplom i zostałem zatrudniony. Myślę, że największy wpływ na mnie, oprócz sposobu myślenia, wywarła jego metoda pracy. On był wciąż zaangażowany, tak samo w koncepcję, jak i w rozwiązania szczegółowe. Aktywny przez cały proces, od początku do końca. Nigdy nie odpuszczał. Frank Lloyd Wright mówił o naturze materiałów. Kiedy się ogląda jego budynki, widać, że musiał być na placu budowy, kiedy mieszano materiały czy robiono cokolwiek innego. A Kahn – w wydaniu bardziej uprzemysłowionym – był taki sam. I ja stałem się architektem w podobny sposób. Interesowałem się detalami, rzemiosłem. Zdałem sobie sprawę, że koncepcja wymaga również inżynierów. Miałem najlepszych, jakich mogłem znaleźć. Pracowałem z nimi nad projektami od samego początku. Próbowałem wypatrzeć, gdzie architektura spotyka się z inżynierią i wychodzi z tego integralna całość. Dziś architekci zdają się być bardziej skoncentrowani na autopromocji niż rzemiośle budowlanym.Kiedy byłem młody, architektura była przesiąknięta ideologią. Ruch nowoczesny silnie wiązał się z politycznymi konceptami tamtych czasów. Każdy intelektualista był socjalistą, jeśli nie komunistą. Kiedy się czyta, co moderniści pisali w latach 20.– stworzyć lepsze społeczeństwo, zbudować lepsze miasta – oczywiste jest, że byli utopijnymi idealistami. Ale potem, po wojnie, zbudowaliśmy trochę nowych miast, jak Brasilia, które – jak myślę – były wielkim rozczarowaniem. Era powojenna obnażyła słabości konceptów ruchu nowoczesnego. To doprowadziło do postmodernizmu, który miał zasadniczo dwa aspekty. Wielu mówi o eklektycznej jakości powrotu do historii i uchwyceniu dawnej składni zamiast kontekstu. Ja uważam, że ważniejszym aspektem postmodernizmu był jego permisywizm. Chodzi mi o to, że każdy mógł sobie dowolnie poczynać bez żadnej odpowiedzialności. Philip Johnson powiedział to w bardzo jasny sposób: w architekturze nie ma nic słusznego ani niesłusznego, nie ma reguł, tylko wolność. Nowa wolność. Ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem przekonany, że jest dużo reguł, że w architekturze są rzeczy dobre i złe, a tamto hasło oznaczało, że architekci nie ponoszą żadnej odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Możesz mówić nie ma dobrego ani złego, tylko wtedy, kiedy to nie ma wpływu na życie ludzi. Trzeba zauważyć tę cechę postmodernizmu, ponieważ ona doprowadziła do kolejnej fazy, kiedy został on zdyskredytowany, a jego historycyzm odrzucony. Został zastąpiony przez nowy formalizm, zwany dekonstruktywizmem, którym nazywano mnóstwo różnych rzeczy, potem jakiś inny „-izm”, o geometrii, segmentacji, burzeniu kubatur, ale wciąż permisywny. Wszystko było możliwe. Czy jeśli szkoła została zaprojektowana jako seria złożonych kształtów, będzie dobrą szkołą? Czy to będzie dobre miejsce do nauki? Dobre miejsce dla interakcji między uczniami a nauczycielami?(...)Wywiad Wywiad Piotra Lewickiego i Kazimierza Łataka z Moshe Safdie ukazał się w numerze 2/ 2014 miesięcznika „Architektura-murator”. Więcej informacji o współczesnej architekturze, jej krytyce i teorii architektury w dziale Konteksty miesięcznika „Architektura-murator”.