Stanisław Fijałkowski (1934-2022), sam o sobie mówił „Fijałkowski, architekt, Polska Środkowa”. Pochodził z Mińska Mazowieckiego. Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Przełomowy moment w jego karierze nastąpił w 1963 roku, kiedy wygrał konkurs na projekt Biblioteki Narodowej w Warszawie. Jego inne ważne realizacje i projekty to między innymi: rektorat i budynki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, zespół SGGW w Warszawie, Collegium im. Jana Pawła II Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Teatr Muzyczny i rozbudowa filharmonii w Lublinie, sanatorium Budowlani w Szczawnicy. Współautor dzielnicy mieszkaniowej Kalinowszczyzna w Lublinie i zespołu budynków Politechniki Lubelskiej. W swoim dorobku ma również projekty ponad 30 szkół podstawowych, kilkanaście kościołów oraz siedziby ambasad i konsulatów RP, m.in. w Kairze, Wilnie, Atenach, Monachium czy Barcelonie. Przez wiele lat był wykładowcą Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Mieszkał w Aninie pod Warszawą, w domu własnego projektu. Poniżej publikujemy wywiad, jakiego udzielił Tomaszowi Michalakowi w 2014 roku („A-m” 04/2014).
Tomasz Michalak: Zaprojektował pan w powojennej Polsce kilkanaście znaczących budynków użyteczności publicznej, które dziś często przerabiane są bez pana zgody i wiedzy na podstawie projektów wyłanianych w przetargach. Dotyczy to zwłaszcza obiektów należących do uczelni i instytucji państwowych. Kryterium podstawowym w przetargach jest najniższa cena. Adekwatna do ceny bywa jakość rozwiązań projektowych. Jaki jest pana stosunek do tych „modernizacji”?Stanisław Fijałkowski: Muszę powiedzieć, po swoich doświadczeniach nie tylko warszawskich, ale i lubelskich, że zmiany w istniejących obiektach często dokonywane są bez zawiadamiania autora. Niechbym chociaż był w sądzie osób, które decydują o wyborze projektu modernizacji... Poza tym cena wykonania projektu nie powinna być jedynym kryterium. Koszt opracowania wielobranżowej dokumentacji to ledwie kilka procent kosztu realnego inwestycji.Które z pana budynków przeszły już termomodernizację?Stanisław Fijałkowski: Może zacznę od swojej koronnej, najbliższej sercu inwestycji, jaką jest Biblioteka Narodowa (powstała w latach 1977-1998 – przyp. aut.). Kiedy pięćdziesiąt lat temu decydowałem się na rozwiązania wyprzedzające epokę była to droga przez mękę. „Męka” dotyczyła dochodzenia do optymalnych rozwiązań. Nie tylko na dziś, ale i na przyszłość – aby nie burzyć, żeby znów zbudować coś nowego. By to osiągnąć, wystarczy zastosować odpowiednie rozwiązania projektowe. Decydenci nie rozumieli konieczności użycia okien aluminiowych, żwirowych stropodachów czy wykorzystania automatycznego transportu książki. Mówili, że w bibliotekach przecież jest winda – pani z obsługi pójdzie, wyszuka, przyniesie. Czy pan zdaje sobie sprawę, ile kilometrów zajęłyby książki, które ma Biblioteka Narodowa, gdyby ustawić je obok siebie? Ponad 170! W 2011 roku okazało się, że w budynku trzeba wprowadzić pewne udoskonalenia. Mimo że nie startowałem w żadnym konkursie na najtańszą dokumentację, zgłosiłem swój akces za właściwie symboliczny zwrot kosztów. Kontrolowałem nie tylko projekt, ale i realizację. Dziś idąc alejami na Polu Mokotowskim, widzimy jak gdyby dwa światy. Świat istniejącej pięknej zieleni zachowanej przy projektowaniu, i drugi odbity w na nowo zrobionych płaszczyznach. Obecne przegrody mają również nową jakość izolacyjną. Dziś nie jest szczególnie trudno zaprojektować aluminiową fasadę. Problemem jest raczej nadanie jej indywidualnego charakteru. Wyobrażam sobie, że w poprzednim ustroju, ze względu na niedobór materiałów, zastosowanie takich rozwiązań wiązało się z szeregiem zabiegów.Stanisław Fijałkowski: Aluminium miało być używane tylko na garnki. Dzięki zaradnym posunięciom dyrekcji biblioteki i jej dyrektora administracyjnego udało nam się dotrzeć do huty w Zabrzu. Jednak jej dyrektor generalny odprawił nas po pięciu minutach. Kiedy już mieliśmy wyjehać z niczym, w sąsiednich drzwiach pojawiła się osoba, która, żeby przeznie przejść, musiała schylać głowę. Okazało się, że jest to siatkarz zajmujący kierownicze stanowisko w hucie, a dyrektor administracyjny Biblioteki Narodowej był międzynarodowym sędzią siatkarskim. I dopiero ten siatkarz podyktował nam odpowiednie podanie o udostępnienie zwrotów aluminiowych elementów, z których później dobieraliśmy co się dało, by zastosować na fasady.Inny chętnie przez pana wykorzystywany detal to aluminiowe żyletki. Nie obawia się pan, że mogą zniknąć podczas termomodernizacji?Stanisław Fijałkowski: Żyletki to nie fanaberia autora. Jeśli mam klimatyzowane pomieszczenia i okna wychodzą na stronę południową, to ta część, która jest klimatyzowana, bez żyletek nie miałaby cienia rzuconego na ścianę. A tak, od wczesnego rana, wystawiona żyletka aluminiowa daje cień, który jest szansą na zmniejszenie strat wynikających z różnicy temperatur przy nagrzewaniu.Sporo zaprojektował pan też w Lublinie. Na przykład bloki na Kalinowszczyźnie, budynek komendy przy ulicy Północnej, Collegium im. Jana Pawła II na KUL, rektorat UMCS, kościół na osiedlu LSM, kampus Politechniki Lubelskiej...Stanisław Fijałkowski: Na politechnikę też wygraliśmy konkurs – w 1976 roku. Spełnia ona oczekiwania funkcjonalne, ale nie dawała radości ze względu na reżim kosztów. Inna lubelska uczelnia, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, przeprowadza termomodernizację budynków pańskiego autorstwa z lat 1974-1980. Czy miał pan wpływ na przebieg prac związanych z dociepleniem rektoratu – 55-metrowej wysokości wieżowca dominującego w panoramie Lublina?Stanisław Fijałkowski: Zespół, który wygrał przetarg cenowy na zrobienie dokumentacji, nie skontaktował się z póki co żyjącym autorem.To wbrew etyce?Stanisław Fijałkowski: Nie chcę tutaj używać słów nieparlamentarnych. Zostały podjęte działania na wydziale architektury, w SARP-ie, i wreszcie – u inwestora. Udało się go przekonać, że ja włączam się w prace projektowe, nie patrząc na jakiekolwiek wynagrodzenie. Te budynki to moje dzieci rozrzucone w świecie, i tym moim dzieciom nagle robi się krzywdę. Czasami wraca się do starych rzeczy, ponosząc nawet ryzyko odbijające się w kosztach, ale to jest nic w porównaniu z uzyskanymi efektami. Zaczęły się zjawiać w moim domu kilkunastoosobowe zespoły różnych wykonawców, żeby rozmawiać o szczegółach. A potem zadzwoniła pani dyrektor z UMCS-u, że nie zrobili koloru, który dałem im w próbkach...Malinowy?Stanisław Fijałkowski: Tego malinowego między oknami nie powinno być. Ja podpisałem inne próbki. Znaczącym elementem w tym przypadku jest także obróbka blacharska. Ale nie robiona na kołowrotku przez faceta, który gdzieś tam na wiosce robi obróbki komórek, tylko odpowiednio wykształtowana. Do tego powinny być odpowiednio wtretowane do głębi ciemniejsze pasy międzyokienne i jaśniejsze podokienne. W tych podziałach, które im narysowałem. Żałuję też, że nie ma pieniędzy na to, żeby zmienić okna na ciemniejsze. Teraz okna są białe i za bardzo dzielą.Narysował pan te detale? Ile rysunków musiał pan zrobić przy termomodernizacji rektoratu?Stanisław Fijałkowski: W sumie? Sto kilkadziesiąt... Ta dokumentacja, wykonana przez najtańszą firmę, została do mnie przesłana i punkt po punkcie sprawdzona. Naniosłem około czterdziestu czy pięćdziesięciu korekt na rysunki. Do tego doszły moje nowe rysunki. Ja jestem taka idiota, że cholernie lubię, to co robię, mnie nie trzeba do tego zachęcać.To jest, niestety, ciężka choroba.Stanisław Fijałkowski: Zgadza się, ale nie umiem inaczej, i nie chciałbym do końca swoich dni inaczej tej sprawy widzieć.
Newsletter „Architektury-murator”co tydzień nowa porcja najświeższych architektonicznych newsów z Polski i ze świata!