Jerzy Łątka

i

Autor: fot. Jędrzej Sokołowski Jerzy Łątka

Jerzy Łątka

2021-11-22 17:22

Chodzi o to, by pozwolić na działanie wyobraźni, dać się porwać przez literaturę i tworzone przez nią światy, ale też poddać się refleksji. O kształceniu architektonicznym oraz odwadze w pracy architekta z Jerzym Łątką rozmawia Maja Mozga-Górecka.

Podczas spotkania poświęconego edukacji w ramach cyklu Wartości w architekturze wspomniał Pan o potrzebie uczenia studentów odwagi. Ponieważ najlepiej uczyć, dając przykład, jaką odważną decyzję ma Pan na koncie jako architekt?

Wydaje mi się, że ważną i odważną decyzją w moim życiu zawodowym, zarówno naukowca, jak i projektanta, było skoncentrowanie się na badaniu możliwości papieru jako materiału budowlanego. Nie było to typowe działanie, lecz eksperymentowanie z materiałem, który nie jest kojarzony z architekturą. Zakładałem, że moja decyzja będzie różnie przyjmowana, może się wiązać nawet z wyrzuceniem poza główny nurt architektury. I rzeczywiście – spotykam się czasem z takimi reakcjami, jak politowanie. Mój wybór bywa uznawany za fanaberię, rodzaj sztuczki, a nie pracy naukowej i projektowej z prawdziwego zdarzenia. Konsekwencje podjęcia tej decyzji też były duże. Poświęciłem wszystko, by móc wyjechać do Japonii, żeby studiować i pracować u Shigeru Bana.

W Polsce praktycy z dużym dorobkiem są systemowo wypychani z dydaktyki architektonicznej. Jak według Pana, czyli dydaktyka oraz architekta, który w dorobku ma głównie obiekty w małej skali, ta sytuacja odbija się na poziomie edukacji?

Uważam to za kuriozum, że osoba z dużym dorobkiem projektowym, ale bez stopnia doktora nie może prowadzić dyplomów na wydziale, na którym wykładana jest nauka w ścisłym sensie stosowana, jaką jest architektura. Myślę też jednak, że niewłaściwe jest zachwianie równowagi w którąkolwiek stronę. Gdy brakuje praktyków, którzy mają żywy kontakt z zawodem, studenci mogą trafić na manowce.

Architekci praktycy są na bieżąco z tematyką planów miejscowych, prawa budowlanego, technologii w przemyśle budowlanym. Dobrze wiedzą, co jest istotą tego zawodu. Dysponują licznymi anegdotami na temat codziennej pracy architekta, które, choć niewpisane w programy nauczania, mogą być dla studentów bardzo pouczające. Z drugiej strony większość swojego czasu poświęcają pracy projektowej i własnym pracowniom, nie mają go więc na zaangażowanie w życie uczelni, a ich dorobek publikacyjny, naukowy, schodzi na drugi plan. Osoba, która skupia się na jakimś konkretnym zagadnieniu, np. zajmuje się naukowo energooszczędnością, ma większą wiedzę na ten temat, zna przyszłe kierunki rozwoju w tym obszarze. Projektanci nie muszą mieć takiej wiedzy, inny jest charakter ich pracy.

Dlatego uważam, że przede wszystkim musi być zachowana równowaga między liczbą praktyków i teoretyków. Dobry przykład takiego funkcjonowania uczelni widziałem na Uniwersytecie Technicznym w Delft, gdzie było wielu świetnych dydaktyków – naukowców, a z drugiej strony na stanowisku profesora zatrudniony był architekt bez doktoratu, za to z ogromnym dorobkiem projektowym.

Uważa Pan, że w edukacji architektonicznej brakuje literatury pięknej. Jakie tytuły w pierwszej kolejności miałby Pan na myśli?

To nie muszą być żadne konkretne książki, chodzi o to, by pozwolić na działanie wyobraźni, dać się porwać przez literaturę i tworzone przez nią światy, ale też poddać się refleksji.

A tytuły? Z tym bywa różnie. Czasami sięgam po literaturę iberoamerykańską (tutaj przoduje Mario Vargas Llosa), czasami po reportaże (polecam przepiękną książkę Domy Bezdomne Doroty Brauntsch). Ostatnio wróciłem do Trylogii i muszę przyznać, że znów jestem pod ogromnym wrażeniem kunsztu pisarskiego Sienkiewicza. Dzieło powstało ku pokrzepieniu serc, lecz świetnie pokazane są w nim ambicje książąt i magnatów, konflikty między różnymi grupami społecznymi. Wszystkie polskie wady, które doprowadziły do upadku Rzeczypospolitej, są tam zdiagnozowane.

Minęło sześć lat od budowy wrocławskiego Domu z papieru. Czy w międzyczasie szukał Pan alternatyw dla folii PVC zastosowanej w celu ochrony obiektu przed wilgocią?

Kwestią impregnacji elementów tekturowych i jej wpływu na środowisko zajmują się w moim zespole Agata Jasiołek, doktorantka na WA PWr oraz Szymon Misiurka, student Wydziału Chemii. Naszym celem jest, by jak najwięcej materiałów mogło zostać powtórnie przetworzonych. Porównywaliśmy już trwałość impregnacji różnymi środkami, np. wykonanych lakierem poliuretanowym oraz pokostem lnianym i woskiem. Po roku obserwacji oba rodzaje impregnacji sprawowały się bardzo podobnie, chociaż, jak się spodziewam, ten drugi, naturalny, wymagałby powtórnego użycia. Wspomniany dom z papieru został przeniesiony na kampus WA PWr, gdzie przez 1,5 roku go obserwowaliśmy, a potem został rozebrany.

Niedawno Narodowe Centrum Badań i Rozwoju przyznało nam grant, w ramach którego opracowujemy w pełni użytkową jednostkę mieszkalną z komponentów papierowych. To będzie już piąta wersja prototypu. Ma powstać do 2024 roku. Będzie oczujnikowana, by sprawdzić, jaki wpływ na materiał mają codzienne aktywności.

Biogram

Jerzy Łątka, architekt, projektant, wykładowca, autor licznych publikacji. W 2013 roku odbył staż naukowy w Studiu Shigeru Bana na KUAD (współpraca przy realizacji przedszkola w Chinach). Realizacje: prototyp jednostki mieszkalnej w 70% wykonany z papieru – Domek z Kart (Wrocław, 2016), pawilon wystawowy PWr z tulei papierowych (Wrocław, 2014), seria mebli z tektury (2012-2021)