Maciej Franta

i

Autor: fot. Tomasz Zakrzewski / archifolio.pl Maciej Franta

Architekt Maciej Franta o betonozie

Rozmawiała: Maja Mozga-Górecka 2021-08-20 6:25

Wierzę, że zawód projektanta istnieje nie bez powodu, a historia cywilizacji uczy nas, że jest potrzebny – o „betonozie” polskich miast, rodzinnych tradycjach architektonicznych i planowaniu przestrzennym z Maciejem Frantą rozmawia Maja Mozga-Górecka. Przypominamy rozmowę z magazynu AM z 2023 roku.

Villa Reden posadowiona jest na słupach, między którymi parkują samochody. Czy budynek nie traci na lekkości, gdy wszystkie miejsca parkingowe są zajęte? Nie wolał Pan umiejscowić zieleni w parterze?

W założeniu nie miało tam być miejsc parkingowych, tylko przestrzeń wspólna: patio, trochę zieleni, stojaki dla rowerów, mała architektura. Później, pod wpływem próśb inwestora, umieściliśmy w projekcie ten element. Plusem jest to, że mieszkańcy wolą zostawiać samochody obok budynku ze względu na pewną uciążliwość manewrowania między słupami. Szerokość wjazdu jest tam mniejsza niż w tradycyjnej bramie garażowej. Zazwyczaj korzysta więc z tego parkingu niewielu kierowców.

Jeśli chodzi o zieleń, to rzeczywiście mogłaby uplastycznić budynek. Jednak z drugiej strony, jeśli wziąć pod uwagę kontekst, nie wydaje się ona konieczna. Postawiliśmy zwartą, mocną, wyrazistą bryłę w środku starodrzewia. Przyjemny jest ten kontrast przestrzeni uporządkowanej i miękkiego tła – szkoda byłoby go zakłócić. W najbliższym i nieco dalszym otoczeniu mamy naturalny ogród. Rośliny są też na skarpie – stojąc na tarasie, można nawet przytulić drzewo.

Na placu miejskim w Piekarach Śląskich cień dają trzy nieduże drzewka oraz 12 betonowych ekspozytorów. Udało się tam Państwu stworzyć wartościową przestrzeń publiczną?

Byliśmy odpowiedzialni za koncepcję, a później przy projekcie jedynie koordynowaliśmy pracę innego biura. Od początku uważaliśmy, że powinno tam być więcej funkcji dodatkowych, że należy uporządkować całe tło placu, czyli parter w pierzei kamienic, doprowadzić ścieżkę rowerową, która kończy szlak rowerowy w Piekarach, i zamknąć go wyeksponowaną mapą miasta, tworząc punkt orientacyjny. Za linią ekspozytorów, które opowiadają historię miasta, widzieliśmy ogródki restauracyjne. Nie zostało to zrealizowane zgodnie z tymi prostymi założeniami. Myślę, że rozminęliśmy się tu z inwestorem. On chciał po prostu wyremontować, wybetonować plac. My chcieliśmy nadać mu nową rangę, stworzyć miejsce dla rozmaitych lokalnych wydarzeń. Sugerowałem, że miasto powinno dogadać się z właścicielami okolicznych budynków, wprowadzić funkcje gastronomiczne.

Wiele się dziś mówi o polskiej betonozie.

Ale złe jest także jej przeciwieństwo, obłęd polegający na tym, że nie wolno wycinać drzew. Uważam, że należy projektować przestrzeń z najwyższym możliwym uszanowaniem zieleni, ale zakazywanie jakiejkolwiek wycinki to radykalizm, wręcz dyktatura. W Katowicach wybuchł skandal, bo deweloper usunął drzewa w centrum miasta – zdaniem jednych legalnie, według innych – nie. A władza zamiast stworzyć całościową politykę nasadzeń, całkowicie zakazała wycinek w centrum, nie zważając na inne argumenty.

Tymczasem wycinanie należy do przyjętych technik pielęgnacyjnych. W parkach podręcznikowo powinno się wycinać pewien drobny procent drzewostanu rocznie, by zieleń była zadbana, bez samosiejek, by drzewa się nie przewracały, nie zabierały światła innym roślinom. To jest nauka oparta na ustalonych zasadach, którą się w ten sposób deprecjonuje. Najgorsze jest to, że niczego się u nas nie planuje, a decyzje zamiast fachowców podejmują osoby niekompetentne w postaci lokalnych urzędników.

Wierzę, że zawód projektanta istnieje nie bez powodu, a historia uczy nas, że jest potrzebny. W historii cywilizacji architekci byli prawą ręką władców, ich zastępcami, zajmującymi się porządkowaniem i rozwojem przestrzennym.

Taką osobą, niezwykle wpływową, był Pana dziadek, architekt Aleksander Franta. Jak silna w Pana życiu zawodowym była jego obecność?

Bardzo silna, mieliśmy wyjątkowo bliski kontakt. Dziadek wpłynął na mój sposób postrzegania relacji międzyludzkich bardziej niż na sferę zawodową. Ale po latach zaczynam również tam dostrzegać jego wpływ. Łapię się na tym, że myślę dziś czasami tak, jak on wtedy, gdy tłumaczył mi pewne rzeczy, a ja ich jeszcze nie rozumiałem. Najważniejsze jednak było to, że wspaniale umiał rozmawiać z ludźmi, doskonale rozumiał potrzeby różnych środowisk i doceniał współpracowników. Staram się robić to samo.

Dziadek jednocześnie zachowywał bezkompromisowość. Pamiętam, jak krytycznie wypowiadał się o wynikach konkursu na rynek w Katowicach, w którym pracownia moich rodziców też brała udział i dostała III nagrodę. Mówił wtedy wprost, że założenia zwycięskiego projektu z punktu widzenia przestrzennego są złe i że jeśli zostanie zrealizowany, to za 10 lat trzeba będzie plac przebudowywać. I myślę, że to wywróżył. Zaprzepaściliśmy szansę na największy rynek w Europie. Zamiast tego mamy plac bez uzasadnienia podzielony na sekcje, niepotrzebnie zamkniętą oś widokową o fantastycznej skali, a na środku pawilon z bistro i toaletami publicznymi.

Dziadek należał do pokolenia śląskich architektów, którzy widzieli świat czarno-biało, kiedy było to uzasadnione, bez półcieni i szarości. Liczono się z nimi, więc mieli inne podejście do zawodu.

Jak Pana dziadek skomentowałby zaprojektowaną przez Pana nadbudowę hotelu Opera w Tarnowskich Górach?

Myślę, że powiedziałby: „Poprawny projekt, ale z realizacją gorzej”. Może dałby mi plusa za bezkompromisowe podejście do zabytku. Nie kierowaliśmy się tam zasadą kontynuacji – mógłby to docenić. Chcieliśmy zrobić przeszklone piętro, taką podświetloną czapkę odbiegającą od historycznego dołu, ale też niekonkurującą z nim. Niestety inwestor zrezygnował z zacieniaczy, a częściowo także ze szkła.

Nie zastanawiam się przy każdym projekcie, co by na to dziadek powiedział. Każdy z nas poszedł w innym kierunku, funkcjonujemy w innych czasach. Chociaż gdy opracowywaliśmy koncepcję hotelu w Wiśle – został rozbity na mniejsze bryły, dzięki czemu mógł skalą lepiej wpisać się w otoczenie – nie pomyślałem wtedy o tym, że podobną zasadę dziadek zastosował w Ustroniu. Inny obiekt, skala, usytuowanie, ale zasady jakoś zbliżone. Jednak jeśli jest tam jakieś podobieństwo, to zaistniało podświadomie.

Biogram
Maciej Franta

Autor: fot. Tomasz Zakrzewski / archifolio.pl

Maciej Franta, architekt, od 2012 roku prowadzi w Katowicach pracownię Franta Group. Najważniejsze realizacje: apartamentowiec Reden (Chorzów, 2020), przedszkole modułowe (Kraków, 2017), pawilon szpitalny (Chorzów, 2016), osiedla: ul. Pokoju, Chorzów (2016), al. Bielska, Tychy (2020), nadbudowa Hotelu Opera (Tarnowskie Góry, 2014), zespoły mieszkaniowe, m.in. Kolorama (Chorzów, 2015)