Spis treści
- Sky Tower we Wrocławiu (2012)
- Unity Tower – dawny krakowski „Szkieletor” (2020)
- Sea Towers w Gdyni (2009)
- Olszynki Park w Rzeszowie (2024)
- Gość specjalny: Pałac Kultury i Nauki w Warszawie (1955)
Architektura i urbanistyka powinny iść ze sobą w parze. Budynków nie projektuje się przecież w próżni – kluczowy jest kontekst otoczenia, realnej przestrzeni, w której nowy obiekt ma stanąć. Wcale to jednak nie znaczy, że projektant nowego budynku zawsze stara się dopasować go do okolicznej zabudowy. Czasem cel jest wręcz przeciwny: zdominować okolicę, górować nad nią, podporządkować ją sobie. Lub po prostu – wyzywająco ją zignorować.
W tym kontekście warto przyjrzeć się fenomenowi osamotnionych wieżowców, jakie spotkać można w wielu polskich miastach. Mowa o wysokościowcach takich jak wrocławski Sky Tower, rzeszowski kompleks Olszynki Park czy gdyńskie Sea Towers – punktowych, wyrastających pośród niskiej zabudowy. Stanowiących nieraz najwyższy budynek w mieście czy nawet całym województwie, programowo bezkonkurencyjnych, bo po prostu pozbawionych konkurencji innych wieżowców w pobliżu. Kontrowersyjnych i budzących emocje – jednym są te budynki solą w oku, dla innych to ikony miasta. Spójrzmy na wybrane przykłady.
Sky Tower we Wrocławiu (2012)
Rodził się w bólach. Ile wież powstanie, o jakiej wysokości, jak będą wyglądać – to wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. W 2007 r., gdy projekt budowlany dla jednej z wersji był już gotowy, wyrzucono go do kosza i zaczęto obmyślać drapacz chmur od nowa. Inwestycję to wstrzymywano, to wznawiano. Wreszcie powstał – wysoki na 212 m, górujący nad Wrocławiem, absolutnie dominujący w miejskim krajobrazie. Ikoniczny i znienawidzony. Sky Tower.
To niewątpliwie najbardziej kontrowersyjna realizacja architektoniczna Wrocławia od kilku co najmniej dekad: usytuowana niedaleko ścisłego centrum komercyjna wieża, która siłą swoich gabarytów stała się jego urbanistycznym znakiem rozpoznawczym
– pisał w 2013 r. na łamach „Architektury-murator” Roman Rutkowski.
Pod pewnymi względami niepewność towarzysząca projektowaniu i budowie Sky Tower przylgnęła do budynku na dobre. Piszący o nim nie mogą się zgodzić co do tego, co dokładnie wieżowiec projektu Studia Architektonicznego FOLD wyróżnia. To najwyższy budynek w Polsce? Najwyższy do dachu? Najwyższy mieszkalny? Jakoś rekordowy być przecież musi, urbanistycznie przecież do nas krzyczy, żąda, by go zauważyć.
Jego przeciwnicy mówią, że wywyższa się nad miasto, ignoruje jego kontekst. Zwolennicy mogliby odpowiedzieć, że Sky Tower nie musi oglądać się na okolicę, bo sam jest – jak od początku zapowiadał inwestor – miastem w mieście. Drogie mieszkania, wielka galeria handlowa, usługi, punkt widokowy – jest tu wszystko, nawet odrobina sztuki pod postacią rzeźby Dalego „Profil czasu” (kiedyś przed wejściem, dzisiaj w środku). Ale choć rozmiękły metalowy zegar może przypominać o przemijaniu, Sky Tower szybko przeminąć nie zamierza. Wciąż wznosi się nad Wrocławiem, dumny, sam na podium, bezkonkurencyjny. Musisz go zauważyć, nawet jeśli nie chcesz.
Unity Tower – dawny krakowski „Szkieletor” (2020)
27-piętrowy olbrzym w mieście, w którym większość wysokościowców ma pięter ledwie kilkanaście. Drugi najwyższy budynek w Krakowie (102,5 m) i najwyższy, jeśli mierzyć do dachu, bez iglic. Przez blisko pół wieku – straszący na horyzoncie, niedokończony „szkieletor”, widowiskowy pomnik trudności, jakie sprawiała budowa niebotyków w PRL-u.
Z powodu kryzysu gospodarczego realizację Szkieletora wstrzymano pod koniec lat 70. Do tego momentu udało się wykonać część żelbetowego garażu podziemnego, skrzyniowy fundament i stalową konstrukcję wieży, stalową konstrukcję sali kongresowej, trzony komunikacyjne i instalacyjne oraz żelbetowe stropy na blasze trapezowej
– pisała „Architektura-Murator” w sierpniu 2020 r.
Ikoniczny nawet w takim stanie, służący jako punkt orientacyjny („spotkajmy się pod Szkieletorem”) i ogromny wieszak na reklamy. Milczący bohater filmów, książek, opowiadań. Dziś – elegancki biurowiec projektu pracowni BE DDJM Biuro Architektoniczne, o szlachetnej elewacji z granitu strzegomskiego i przeszklonym szczycie. Mniej może ikoniczny, ale zdecydowanie lepiej pasujący do otoczenia, nad którym i tak wszak góruje.
Co ciekawe – góruje, a nie dominuje. Powodów można wskazać kilka. Raz – bo dokończony po 45 latach, z elewacją, już nie rzuca się tak bardzo w oczy, nie odcina się czarną krechą od niebieskiego czy szarego nieba. Dwa – bo już nie tkwi przy rondzie Mogilskim sam jak palec, wyrosły przy nim nowe, niższe budynki, przez co nie kontrastuje już tak mocno z resztą zabudowy. Trzy – bo i samo rondo Mogilskie to kolos, ogromny dwupoziomowy węzeł komunikacyjny, ziejący krater, przy którego skali dawny „Szkieletor” już nie wydaje się tak wielki.
Sea Towers w Gdyni (2009)
Gdy je budowano tuż przy plaży, część mieszkańców protestowała przeciwko szpeceniu nadmorskiego krajobrazu. W 2023 r. w plebiscycie „Gazety Wyborczej” Sea Towers zostały wybrane jedną z ikon miasta. Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że przez lata dwie wysokie wieże (141,6 oraz 91 m) osadzone na wspólnej podstawie obsypano licznymi nagrodami, w tym Nagrodą Prezydenta Miasta Gdyni w dziedzinie architektury.
Zaprojektowane przez wiedeńską pracownię architektoniczną Andrzeja Kapuścika, położone w tzw. Strefie Reprezentacyjnej wieżowce Sea Towers to ikona nie tylko miasta, ale i luksusu. Znajdujące się tu mieszkania należą do najdroższych w Trójmieście, a mieszkańcy mogą patrzeć z góry na Gdynię i morze z tarasu na samym szczycie wyższej z wież. (Zapowiadano, że będzie ogólnodostępny, ale nie była to prawda). Na zwykłego człowieka otwarte są tylko niższe, biurowo-usługowe kondygnacje. Wyżej rozciąga się niedostępny świat apartamentów i penthouse’ów za miliony.
Czy tak ogromne, ikoniczne budynki da się jakoś pogodzić z otoczeniem? Wyzwania podjęła się pracownia JEMS Architekci, projektując ciekawy kompleks Waterfront w Gdyni. Nowoczesna zabudowa pierzejowa, z wyraźnymi osiami kompozycyjnymi i przemyślaną urbanistyką pozwoliła zszyć fragmenty tkanki miejskiej w jedną całość, tworząc łącznik między wysokościowcami nad wodą i niższą zabudową śródmiejską.
Od strony ulicy Waszyngtona zaplanowano biura, bliżej nabrzeża – mieszkania. Kompleks ma jednorodną wysokość, spójną z gabarytami kwartałów Śródmieścia. (…) Wejście między budynkami od strony nabrzeża daje poczucie wyraźnego wkroczenia w obręb zwartego Śródmieścia
– pisze o inwestycji Monika Arczyńska (DNA Gdyni – „A-m” nr 12/2004).
Olszynki Park w Rzeszowie (2024)
Dwumasztowa łódź z żaglem, zacumowana nad brzegiem Wisłoka – tak opisuje ten projekt inwestor. W środku – mieszkania o cenach zaczynających się od kwot kiedyś w Rzeszowie niewyobrażalnych: 17–18 tys. zł za metr. Choć to obiekt komercyjny, swym ogromem i przepychem pasuje do ambitnych inwestycji miasta i województwa z ostatnich lat: budowy Wisłokostrady i wielkiego aquaparku, rozwoju lotniska Rzeszów-Jasionka czy niezrealizowanego marzenia o kolejce nadziemnej, czyli monorailu.
Rzeszowskie dwie wieże (220,67 i 78 m) projektu pracowni S.T. Architekci dziś wpisują się w trend samotnych niebotyków, ale docelowo tak nie będzie. Miasto stopniowo pnie się w górę i wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach Rzeszów doczeka się w centrum aż kilkunastu nowych drapaczy chmur. Inwestycja Olszynki Park jest więc nie tyle unikalna, co pionierska. Choć 41-piętrowa wieża raczej na długo (a może i na zawsze) pozostanie najwyższym budynkiem w mieście i na całym Podkarpaciu, jej kontekst się zmieni. Kolos wtopi się w nowy skyline, zrośnie z miastem.
Na razie jednak jest dominantą. Czy będzie ikoną? Dla jednych już się nią stał, inni mają wątpliwości. Nie wystarczy wszak być widocznym z daleka, by od razu stać się ikoną – architektonicznie budynek trudno uznać za wybitny. Odpowiedź poznamy zapewne, gdy zacznie żyć, gdy osiądzie w miejskim krajobrazie. Jedno jest pewne – jeśli faktycznie stanie się symbolem miasta, będzie pomnikiem zdecydowanie mniej kontrowersyjnym niż obiekt dziś najsilniej z Rzeszowem kojarzony: niesławny Pomnik Czynu Rewolucyjnego.
Gość specjalny: Pałac Kultury i Nauki w Warszawie (1955)
Samotny kolos, od którego wszystko się zaczęło. Przez długie dekady – najwyższy drapacz chmur w Polsce (237 m). Budynek zaprojektowany jako do tego stopnia dominujący nad Śródmieściem, że wiele kamienic w tym Śródmieściu wyburzono, żeby nowy wieżowiec mógł zająć ich miejsce. Znienawidzony symbol rosyjskiej dominacji nad Polską i najbardziej ikoniczny budynek Warszawy. Obcy element, o którego wyburzeniu marzy wielu i chroniony prawem zabytek. Niebotyk, który nikogo nie pozostawia obojętnym.
Jego prestiż nie pozwalał na żadne ustępstwa i oszczędności, stąd traktowany może być jako preparat czystego socrealizmu. Już sam ten fakt przesądzić mógł o decyzji wpisania PKiN do rejestru zabytków
– pisał Jarosław Trybuś w artykule na stronie Narodowego Centrum Kultury.
Przez cały PRL jego dominacja nad krajobrazem stolicy była absolutna. Nie tylko z racji wysokości i architektonicznej odmienności, ale też dlatego, że otoczono go rozległymi pustymi przestrzeniami. Nawet dziś, gdy na pograniczu Śródmieścia i Woli roi się od wieżowców, a 310-metrowy Varso Tower odebrał Pałacowi tytuł najwyższego budynku w Polsce, grawitacja samotnej ikony jest tak potężna, że nie sposób PKiN-u zignorować. Widać to choćby w zmieniających się urbanistycznych pomysłach na to, co począć z gigantem w centrum Warszawy. W latach 90. krzyczano: zburzyć, przebudować, wyrwać tej bestii kły. Później długo planowano PKiN zasłonić, otoczyć wianuszkiem innych niebotyków i w ten sposób niejako zmusić do pokory.
W ostatnich kilkunastu latach zwyciężył, jak się zdaje, pogląd, że dominacji Pałacu Kultury przełamać się nie da. Jest zbyt monumentalny, nazbyt charakterystyczny. Zamiast więc z nim walczyć, trzeba spróbować go oswoić. Takie założenie wydaje się stać za projektem zachodzących obecnie przemian na placu Defilad. Gotowe już Muzeum Sztuki Nowoczesnej i planowany gmach teatru TR Warszawa nie mają ambicji Pałacu Kultury przesłonić, chcą dopasować się urbanistycznie do niego i zabudowań Ściany Wschodniej. Powstający przed Pałacem plac Centralny przysłoni co prawda część kolumnady olbrzyma, ale zarazem w jego projekcie uwzględniono zachowanie powstałej razem z PKiN trybuny honorowej, z której PRL-owscy dygnitarze obserwowali wojskowe defilady.
Kapitulacja przed kolosem? Niekoniecznie. Bo park Centralny nie tylko zazieleni okolice PKiN. Centralną ideą projektu jest wydobycie spod ziemi śladów dawnej Warszawy i uczynienie ich znów widocznymi. O tym, co zniszczono, by mogła powstać ikona, opowiedzą kamienie pod stopami przechodniów.
Nieregularny układ chodników i zieleni odwzoruje sieć dawnych ulic i zarys budynków. Trawniki mają przypominać miejsca, w których stały kamienice. (…) Nawierzchnia placu zostanie wykonana z 6 różnych rodzajów kamienia. Obrysy dawnych kamienic zostaną zbudowane z wielkoformatowych płyt kamiennych w różnych wybarwieniach: szarym i czerwonym. Dawne dziedzińce zostaną wybrukowane ponownie wykorzystaną kostką granitową z placu Defilad oraz uzupełnione płytami granitowymi z okolic trybuny honorowej. Układ ulic z 1939 r. przypomną w tym miejscu pasy ułożone z kostki granitowej