Gdy w Wannie z kolumnadą zadawał pytanie o to, dlaczego w Polsce jest brzydko, czytaliśmy go z wypiekami na twarzy. "Zaczyn" poświęcony Hansenom dał nam dużo dobrego do myślenia o architekturze PRL w szczególności i mocy architektury w ogóle. 13 pięter pomogło zmienić sposób myślenia o architekturze mieszkaniowej. Siła przyciągania Filipa Springera niegdyś polegała na tym, że umiał ubrać w słowa to, co reszta z nas podskórnie czuła, ale niekoniecznie potrafiła wyrazić. Formułowane przez niego zarzuty traktowaliśmy po przyjacielsku. Raz, że dużo było w nich racji. Dwa, że dotykały spraw, w których mniej lub bardziej zawiniliśmy kolektywnie jako Polacy. Kto zaś jest Polakiem/Polką, ten wie, że łatwo nie ma. Ale się staramy. Springer zaś umiał i pokazać skalę trudności, i dać dobry przykład. Zganić grupowo i natchnąć jednostkowo. Ależ to się dobrze czytało.
Czy „Szara godzina" to akt oskarżenia architektury?
Szara godzina przyszła w momencie, w którym dla wielu osób taki Springer wydawał się być rozdziałem zamkniętym. Od kiedy na poważnie zajął się klimatem i przekształcaniem natury przez człowieka, sprawy uległy skomplikowaniu. Nie jest to już bowiem pisanie o tym, co nam wszystkie bliskie i zrozumiałe. A nawet jeśli, to przecież jakoś trzeba żyć. To nie jest jeden z tych tematów, w którym wystarczy zebrać się z sąsiadami i w końcu zadbać o jakość lokalnej przestrzeni. To jeden z tych dużych tematów, od których ludzie wariują. I wielu osobom mogło się wydawać, że Filip Springer też zwariował. Oddalił się w jakąś zrozumiałą dla siebie niszę i próbuje słać stamtąd umoralniające traktaty.
Istnieje ryzyko, że Szara godzina wpadnie w takie koleiny. Springer bowiem zdecydował się podjąć temat, którego podskórnie Polacy ani nie czują, ani też nie traktują jako jednej z tych swojskich przywar, którą można i trzeba się zająć. Sama kwestia zmieniającego się klimatu jest wystarczająco trudna. Powiązanie jej z postawą i praktyką konkretnej zaś grupy osób - polskich architektów i architektek - lokuje całość w sferze spraw co prawda słusznych, ale odrealnionych.
Tym bardziej, że duża część tej książki jest już znana czytelnikom z artykułów publikowanych w magazynie Pismo. Znamy treść zarzutów Springera. Wiemy, że jego zdaniem świat polskiej architektury oraz jej liderzy i liderki - często wymienieni z imienia i nazwiska - zbyt mocno ulegli architekturze, która służy jedynie kapitałowi i jego potrzebie nieustannego pomnażania się. Zamiast stawać się liderami zmiany - jakby oczekiwał autor - „wiele wskazuje na to, że wolą postępować odwrotnie".
Architektura jest niewinna, choć uwikłana
Ta architektura, którą Springer zdaje się wzywać do odpowiedzi - ma już na to przygotowaną odpowiedź. Po pierwsze, jest niewinna. A nawet jeśli ewentualnie ma sobie coś do zarzucenia, to trzeba zwrócić uwagę na liczne zawodowe uwikłania, przez które nikt nie jest w stanie sprostać temu, czego by Pan Springer oczekiwał. Wszyscy się starają. Wszyscy próbują żyć.
Po półrocznej już pracy jako redaktor naczelny "Architektury-murator" muszę przyznać, że nasze środowisko uwielbia kolekcjonować problemy, zamiast podejmować próby ich rozwiązywania. I tu znów - pełno jest pozornie świetnych argumentów bądź wymówek. Czasem nawet nie trzeba myśleć, by podać dobrze brzmiące uzasadnienie. Chóralnie brzmiące "nie da się" brzmi jak refren, którego wszyscy chcą i co więcej - spodziewają się usłyszeć. Dlatego właśnie trzeba "Szarą godzinę" przeczytać.
Czas na nową architekturę?
To jest bowiem Springer, który wcale nie pisze o rzeczach niszowych. I jeśli nie występuje się ze znudzonej lub nieprzychylnej pozycji - nie znajdziemy tu też Springera moralizatora (choć złośliwy i sarkastyczny bywa tutaj często). Zamiast tego odnajdziemy w "Szarej godzinie" reportaż o poszukiwaniach równowagi, umiarkowania i odbudowy tego, co w architekturze ważne. Autor zabiera nas do Parku Miejskiego w Starachowicach, terenu dawnej Stoczni Gdańskiej, pracowni Centrali czy lektury "Lefebvre dla architektów", absolutnie nie po to, by umocnić swoje zarzuty wobec architektury. Springer chce nam pomóc zadawać właściwe pytania - np. czy dany budynek zwiększa nasze poczucie bezpieczeństwa i przynależności?; czy to najlepszy sposób na dodanie wartości temu, co jest?; czy w ten sposób właściwie wyrazimy nasz styl bycia w przestrzeni?.
Jest więc w istocie "Szara godzina" poświęcona architekturze bliskiej ludziom i otaczającej nas przyrodzie. Sprowadza skomplikowane pozornie kwestie do tego samego dylematu, co w innych swoich książkach - czy tak jest dobrze, czy tak jest właściwie i czy to w istocie służy nam - tutejszym mieszkańcom. Architekci powinni znać odpowiedzi ze względu na swoje przygotowanie zawodowe, ale - jak wynika z licznych przykładów przytoczonych przez Springera - często podstawowym problemem jest to, że nikt ich głośno nie zadaje. Tak jak kiedyś mało kto pytał, czy ten blok musi być taki pstrokaty? Albo czemu ten Przyczółek Grochowski jest tak zaprojektowany? Cieszę się, że "Szara godzina" pomaga nam przypomnieć sobie o potrzebie zadawania tego typy pytań. Nawet jeśli udzielenie odpowiedzi jest coraz bardziej skomplikowane.
Filip SpringerSzara godzina. Czas na nową architekturęWydawnictwo Karakter