Adaptacja zdrowego rozsądku. To praca, w której każde odsłonięcie podłogi potrafi zmienić pierwotne założenia

2025-12-19 11:00

U źródeł naszego sposobu na adaptację starych budynków i zmianę ich funkcji nie znajdziecie troski o ślad węglowy. Chciałbym napisać, że było inaczej, ale muszę przyznać, że dekadę temu relatywnie niewiele na ten temat wiedziałem. Na studiach o tym nie mówiono, inwestorzy tego nie wymagali, komentatorzy o to nie pytali. My po prostu staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać potencjał miejsca – w określonym czasie i budżecie. Kierował nami zdrowy rozsądek i szacunek dla istniejącej struktury.

Rozmowa z Piotrem Grochowskim. Kongres Nowej Mobilności 2025

Dlaczego ktoś w ogóle chciał się ich pozbyć?

Ten zdrowy rozsądek można nazwać też pragmatycznym podejściem do gospodarowania tym, co się ma. Nauczyłem się go od ojca, a on – od mojego dziadka, który zaraz po wojnie rozbierał stare, opuszczone chałupy, by zdobyć materiał na nowe domy. Ojciec – jak wielu jego znajomych – zwoził z budów odrzucone belki, deski i cegły. Uważał, że są zbyt dobre, by je wyrzucać. Ja później używałem tych materiałów w swoich projektach – robiłem z nich m.in. lampy.

Czytaj także: Kim jest prezes firmy Arche, która inwestuje w ruiny i na tym zarabia?

Kiedy widzisz, że takie „odpady” budowlane wciąż są w świetnym stanie, zaczynasz się zastanawiać, dlaczego ktoś w ogóle chciał się ich pozbyć? Dlaczego nie zostały na miejscu? Czy ktokolwiek próbował pomyśleć o ich ponownym użyciu? Przecież nowe materiały kosztują – a jeśli chcemy zachować oryginalny charakter miejsca, to odtworzenie tego „starego” efektu bywa bardzo drogie.

Adaptacje 12

i

Autor: Grupa Arche 12 | Bar w Cukrowni Żnin, który częściowo wykonano z elementów odzyskanych podczas prac adaptacyjnych budynku

Jak wprowadzić pragmatyzm na budowę?

Okazuje się jednak, że to, co świetnie działało w domowym gospodarowaniu zasobami, nie dawało się tak łatwo przenieść na plac budowy. Wykonawcy mają odruch burzenia, niezachowywania. Dlatego bardzo często spotykałem się z brakiem szacunku dla tego, co zastane. Gleba, drzewa, cegły, stal – wszystko traktuje się jak przeszkodę, którą najlepiej po prostu usunąć, żeby „ruszyć z robotą”. Każdy chce niemal od razu zobaczyć efekt – najlepiej nowy i równy. Bardzo szybko okazywało się, że jeśli masz na to inny pomysł, musisz po prostu spędzić dużo czasu na placu budowy. Przy takim podejściu architekt nie może ograniczyć się tylko do sporządzenia projektu.

Czytaj także: Kontrowersje w Konstancinie-Jeziornie. Grupa Arche ma wybudować osiedle dla nawet 10 tys. mieszkańców

Adaptacja to praca, w której każde otwarcie ściany, odsłonięcie podłogi czy demontaż pozostawionej maszyny potrafi zmienić pierwotne założenia. Często się zdarzało, że nagle pojawiał się niewidoczny wcześniej detal i trzeba było przeprojektowywać całe rozwiązanie. Dlatego architekt musi być obecny, widzieć postępy prac i umieć podejmować decyzje na miejscu – nie po tygodniu, po naradzie czy po uzgodnieniu z biurem, tylko natychmiast: z linijką, szkicem, telefonem do stolarza albo konserwatora.

Adaptacje 18

i

Autor: Grupa Arche 18 | Cegły w Dworze Uphagena zostały ponownie wykorzystane, a odsłonięte polichromie zachowane

Architekt na straży odpadów

Odpady to kolejna bariera, z którą trzeba się było zmierzyć. Na wielu budowach architekt przeszkadza. U nas na początku też tak było. Dopiero później się okazało, że jego obecność jest bardzo pomocna i ratuje przed przestojami i niepotrzebnymi kosztami. Nie da się prowadzić adaptacji zza biurka. To proces, w którym trzeba reagować, a nie tylko kontrolować. I być na budowie od początku do końca. Bo dzięki temu jesteśmy w stanie najpierw dokonać pełnej inwentaryzacji tego, co warto zachować. Inaczej pewnie mój ojciec mógłby znów zwieźć do domu kolejną porcję dobrych materiałów odrzuconych przez wykonawców jako bezwartościowe odpady. A byłoby tego całkiem sporo, bo z doświadczenia szacuję, że aż 80% surowców, które my zachowujemy, w innych okolicznościach trafiłoby na śmietnik

Dlatego każdą adaptację zazwyczaj zaczynamy od przejścia całego obiektu krok po kroku. Wszystkie elementy – belka, słup, drzwi, fragment torowiska, żeliwny wspornik – dostają swoją ocenę i oznaczenie.

Na początku, przy realizacji Cukrowni Żnin, robiliśmy to za pomocą kolorowych taśm. Zielona oznaczała, że element zostaje, niebieska – że wymaga naprawy, a czerwona – że można go usunąć. Na ścianach rozwieszaliśmy legendy, żeby wszyscy – od kierownika po ekipę rozbiórkową – wiedzieli, co to znaczy. Po kilku dniach wnętrze przypominało kolorową mapę decyzji – wskazówek. Były one naprawdę bardzo potrzebne. Zrozumienie, co naprawdę warto zachować, wcale nie jest oczywiste.

Adaptacje 13

i

Autor: Grupa Arche 13 | Jeden z budynków cukrowni przeznaczono na magazyn elementów potencjalnie nadających się do dalszego wykorzystania

Definicja odpadu, czyli świadomość wartości

Kiedy zaczynaliśmy wdrażać naszą metodę adaptacji, dla większości pracowników ekip budowlanych „wartościowe” znaczyło po prostu ładne albo drogie. Jeśli element miał dekoracyjny detal, nietypowe nitowanie albo widać było, że kosztował sporo pracy – uznawali, że warto go zostawić. Cała reszta – surowe belki, stalowe profile, cegły z odpryskami – trafiała na złom lub do kontenera. W ich ocenie to był odpad. Musiałem im tłumaczyć, że to właśnie te „zwykłe” rzeczy stanowią strukturę budynku i dają mu siłę. Że gęsto ciosana belka sprzed stu lat jest trwalsza niż nowa z tartaku, a nitowana konstrukcja stalowa stabilniejsza niż cienkościenny profil.

Czytaj także: Jeszcze będzie przepięknie. W holendrach zakwitną kwiaty, w windach wzniesiemy toasty

Ta świadomość przychodziła powoli, ale kiedy ludzie widzieli, że z takich elementów powstają gotowe meble czy lampy, zaczynali patrzeć na nie inaczej. Z biegiem lat prowizoryczna metoda przerodziła się w stały etap pracy – dziś wykonujemy inwentaryzacje w tabelach i arkuszach, ale zasada pozostała ta sama: najpierw sprawdź, zanim zburzysz.

Zbyt stara, zbyt nierówna, zbyt brudna?

Z takimi elementami postępujemy jak z pełnowartościowym materiałem budowlanym. Najpierw je czyścimy, segregujemy i opisujemy, a potem decydujemy, gdzie mogą wrócić do obiektu. Czasem zostają na miejscu – jako część konstrukcji albo detalu, innym razem trafiają do magazynu, gdzie czekają na nowe przeznaczenie. W Żninie z fragmentów stalowych profili i belek powstało ponad sto lamp. Każda inna, ale wszystkie wykonane z tych samych części, które wcześniej miały trafić na złom. Z odzyskanych desek zrobiliśmy stoły i okładziny ścian. W innych obiektach wykorzystywaliśmy stare drzwi, balustrady, płyty stropowe. Nic nie wyrzuca się automatycznie – każda część przechodzi ocenę, czy da się ją użyć ponownie i w jakiej formie to nastąpi.

Najlepiej widać to na przykładzie cegły. W Polsce przez lata była traktowana jak odpad – zbyt stara, zbyt nierówna, zbyt brudna, żeby ją ponownie wykorzystać. Tymczasem to materiał praktycznie niezniszczalny. Przy naszych realizacjach czyścimy ogromne ilości starych cegieł i wykorzystujemy je z powrotem. Każda ma inny kolor, inny ślad, ale razem tworzą prawdziwą tkankę miejsca. Nie udają nowości – po prostu dalej pracują. I dlatego żadna cegła, poza tymi naprawdę zniszczonymi, nie ma prawa opuścić naszych placów budowy.

Adaptacje 14

i

Autor: Grupa Arche 14 | Stolik kawiarniany w Cukrowni Żnin, którego noga została zbudowana ze starych izolatorów widocznych na zdjęciu po lewej

Nie ma adaptacji bez rzemieślników

Najtrudniejsze okazało się jednak znalezienie ludzi, którzy potrafią w taki sposób pracować. Rzemiosło, które kiedyś było oczywistością, dziś praktycznie zniknęło. Duża część ekip zna tylko jeden sposób działania – nowy materiał, nowa technologia, szybki montaż. Tymczasem przy adaptacjach wszystko jest odwrotnie: nic nie jest równe, nic nie pasuje, nic nie ma kąta prostego. Trzeba umieć dopasować, wyczyścić, naprawić, dorobić brakujący fragment.

W Żninie mieliśmy szczęście, bo na miejscu znaleźli się ludzie, którzy potrafili pracować z metalem i drewnem pochodzącymi z rozbiórki. Ale już w Gdańsku musieliśmy przewozić elementy z powrotem, bo nikt lokalnie nie chciał się tego podjąć. A jeśli już, to wyceny takich usług potrafiły być naprawdę bardzo wysokie.

Z tego doświadczenia zrodził się pomysł, by stworzyć własne zaplecze rzemieślnicze – zakłady stolarski i ślusarski. W nich możemy sami naprawiać, spawać i przerabiać elementy z odzysku, bez konieczności tłumaczenia każdemu wykonawcy, że stare nie znaczy gorsze. To ogromna zmiana jakościowa – nie tylko techniczna, ale też mentalna. Własny warsztat daje nam niezależność, a architektom pozwala na bieżąco testować rozwiązania, zamiast czekać, aż ktoś z zewnątrz „zrozumie, o co chodzi”.

Adaptacje 15

i

Autor: Grupa Arche 15 | Wnętrza gdańskiego Dworu Uphagena po zakończonej adaptacji obiektu, proj. Piotr Grochowski

Bariera mentalna – reuse a prestiż

Kiedy już udało nam się przekonać wykonawców i współpracujące z nami firmy, natrafiliśmy na kolejną barierę. Przy projekcie adaptacji Dworu Uphagena w Gdańsku duże zastrzeżenia zgłosili nasi sprzedawcy. Ich zdaniem potencjalni klienci woleliby realizację pierwotnej koncepcji – z wyburzeniem całej wewnętrznej struktury budynku. Pod opieką konserwatora znajdowała się bowiem praktycznie sama fasada. Zastąpienie starych murów nowymi rozwiązaniami pozwoliłoby ich zdaniem na uzyskanie odpowiedniego wrażenia prestiżu i luksusu. Nie przekonywał ich efekt uzyskany w Cukrowni Żnin. Gdański obiekt miał, ich zdaniem, wymagać bardziej tradycyjnego podejścia do estetyki. To było jeszcze zanim Cukrownia Żnin trafiła na listę nominacji w drugim etapie konkursu nagrody Miesa van der Rohe 2022. Jeszcze nie byliśmy stuprocentowo przekonani, że nasze podejście do adaptacji zyska tak szerokie uznanie.

W przypadku Dworu Uphagena zastosowaliśmy więc kilka uznanych za luksusowe materiałów. I rzeczywiście – projekt szybko okazał się komercyjnym sukcesem. Jestem jednak pewien, że byłoby tak nawet bez tych dodatkowych marmurów. Nasze obecne doświadczenie pokazuje bowiem, że autentyczność i historia miejsca są dziś większym atutem niż drogie wykończenia. Dlatego przy kolejnych realizacjach zaczęliśmy stosować nasze rozwiązania jeszcze chętniej. Wciąż jednak kierujemy się przede wszystkim przekonaniem, że dobrą adaptację da się zaplanować z poszanowaniem struktury i sensu budynku. Nie chodzi o tworzenie pomników przeszłości ani o kopiowanie dawnych form, ale o wykorzystanie tego, co już jest – materiału, przestrzeni, historii. Zostawiamy widoczne ślady użytkowania budynku, by pokazać całą jego historię. Nie poprawiamy tego, co naszym zdaniem jest dobre. Dzięki temu udaje się nam także ograniczyć koszty adaptacji, a to pozwala ratować więcej obiektów.

Adaptacje 16

i

Autor: Grupa Arche 16 | Wnętrza gdańskiego Dworu Uphagena po zakończonej adaptacji obiektu, proj. Piotr Grochowski

Konserwator – wspólny cel, inna metoda dojścia

I tu napotykamy kolejne wyzwanie. Niektórzy konserwatorzy zabytków mają inne spojrzenie na adaptację zabytkowej tkanki. W teorii mamy wspólny cel – zachować jak najwięcej oryginalnej substancji. W praktyce często oznacza to coś zupełnie innego. Konserwatorzy wolą odtwarzanie niż naprawianie, nowy detal „w stylu dawnym” zamiast starego, choć miejscami zniszczonego. Trudno im zaakceptować, że nadkruszony, ale oryginalny fragment ma większą wartość niż jego idealna kopia. Warto zauważyć, że spór z konserwatorami to nie tylko kwestia podejścia do formy zachowania zabytkowego budynku, ale też efekt przyjętej postawy względem współczesnej architektury.

Z naszej perspektywy konserwacja nie polega na rekonstrukcji, lecz na utrzymaniu ciągłości życia budynku. Nie chcemy przywracać „dawnego blasku” – zależy nam, by obiekt dalej działał i był wiarygodny. Dla nas pęknięcie, przetarcie czy ubytek to nie wada, lecz dowód autentyczności. Właśnie te ślady sprawiają, że przestrzeń nabiera charakteru i pozwala zobaczyć, jak obiekt naprawdę funkcjonował. Zamiast odtwarzać, wolimy wzmacniać. Zamiast udawać, że coś jest nowe – pokazujemy, że przetrwało.

Byłoby fantastycznie, gdybyśmy te różnice zdań mogli pokonywać na placach budowy. Niestety, często na opinie konserwatorów dotyczące konkretnych elementów budynku przychodzi nam czekać miesiącami, a nawet latami. Średnio na kluczowe decyzje czekamy od dwóch do sześciu lat. Trudno się dziwić, że tak wielu inwestorów rezygnuje z zakupu lub adaptacji zabytkowych, niszczejących obiektów. Przy tak przeciągających się terminach budżety na renowacje muszą pomieścić nie tylko same koszty, ale też oczekiwanie. Jak w takiej sytuacji przekonywać, że adaptacja może być tańsza i szybsza niż budowa nowego obiektu?

Adaptacje 17

i

Autor: Grupa Arche 17 | Cegły w Dworze Uphagena zostały ponownie wykorzystane, a odsłonięte polichromie zachowane

Architekt jako opiekun

Dlatego dziś, kiedy myślę o adaptacjach, pojawia się przede wszystkim o odpowiedzialności – za materiał, za ludzi, za czas i za decyzje. Architekt, który chce naprawdę uratować budynek, nie może być tylko autorem projektu. Musi być jego opiekunem – obecnym od pierwszego dnia rozbiórki po ostatnie sprzątanie placu. Musi widzieć, jak powstają rozwiązania, jak reaguje konstrukcja, jak zmienia się kontekst. Adaptacja to nie jest zadanie dla kogoś, kto lubi mieć wszystko pod kontrolą. To raczej proces, który uczy pokory i uważności.

Obecnie, gdy coraz częściej mówi się o śladzie ekologicznym architektury, możemy do naszego podejścia, opartego na pragmatycznym gospodarowaniu i szacunku do tożsamości budynku, dodać jeszcze dobre wyniki analiz LCA, czyli śladu węglowego danej inwestycji. Adaptacje pozwalają nam osiągać nawet ujemne wyniki na etapie budowy – tam, gdzie decydujemy o zachowaniu konstrukcji, ograniczeniu transportów i ponownym użyciu materiałów. To właśnie wtedy emisje CO₂ spadają najbardziej.

W eksploatacji nie jest już tak dobrze. Stare mury mają swoje ograniczenia, a hotele to obiekty o dużym zapotrzebowaniu energetycznym. Dla nas to kolejne wyzwanie, na które staramy się znaleźć odpowiedź – jak racjonalnie inwestować w rozwiązania pozwalające na jak największe oszczędności energetyczne. W starych obiektach skala nakładów bywa zupełnie nieproporcjonalna do uzyskanych efektów. Ale kiedyś nasze podejście do adaptacji również uznawano za nieracjonalne i niepotrzebne. A skoro udało nam się w tej kwestii, być może równie szybko znajdziemy rozwiązanie także dla efektywności energetycznej.

Architektura Murator Google News
Podcast Architektoniczny
Piotr Grochowski. Architekt, który bywa przedsiębiorcą
Mediateka.pl
Sponsor podcastu:
Knauf