Modernizacja hotelu Sobieski w Warszawie

Czy biały Sobieski może być ładniejszy? Wokół dyskusji o zmianie koloru elewacji warszawskiego hotelu

2023-05-12 15:43

Hotel Jan III Sobieski przy placu Zawiszy należy do najbardziej kontrowersyjnych warszawskich realizacji lat 90. Dziś, po trzech dekadach od budowy, znów budzi gorące dyskusje. Prezentujemy opnie na temat ostatniej decyzji właściciela, by zmienić kolor elewacji budynku.

Hotel Sobieski: architektoniczny koszmar czy ikona?

Hotel Jan III Sobieski, obecnie noszący bardziej kosmopolityczną nazwę Radisson Blu Sobieski Hotel, oddano do użytku w 1992 roku. Budynek o charakterystycznych, wielokolorowych elewacjach z centralnie umieszczoną, przeszkloną kopułą nawiązującą do narożnych kamienic z przełomu XIX i XX wieku zaprojektowali architekci Wolfgang Triessing i Maciej Nowicki. Koncepcję wielobarwnej fasady opracował artysta Hans Piccottini. Jak pisał na łamach „Architektury-murator” szwajcarski krytyk Huber Werner, realizacja była próbą przełamania peerelowskiego smutku i wydaje się inspirowana francuskim postmodernizmem wczesnych lat 80. („A-m” 03/2012). Warszawiakom gmach od początku nie przypadł jednak do gustu. W plebiscycie mieszkańców, towarzyszącym pierwszej edycji organizowanego przez redakcję „A-m” konkursu Życie w Architekturze, otrzymał tytuł Koszmaru Sześciolecia 1989-1995. Obiekt krytycznie oceniali też profesjonaliści. Czas zweryfikował nieco te opinie i w 2020 roku hotel Sobieski został wpisany na listę dóbr kultury współczesnej m.st. Warszawy, czyli realizacji rekomendowanych do objęcia ochroną planistyczną. Wydawało się, że budynek został w jakiś sposób oswojony przez mieszkańców.

Hotel Sobieski w Warszawie

i

Autor: Adrian Grycuk / CC BY-SA 3.0 Hotel Jan III Sobieski od strony placu Zawiszy (2022)

Nieoczekiwanie na początku roku przedstawiciele sieci Radisson poinformowali w mediach społecznościowych o planach przemalowania jego fasad na biało. I jak to w mediach społecznościowych bywa – od razu wybuchła awantura. Pojawiły się tysiące komentarzy. Na temat pomysłu wypowiadali się na Facebooku również architekci, historycy sztuki i dziennikarze. W obronę oryginalnego wyglądu mocno zaangażował się stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki: Nie! Tak pomalowany Sobieski jest niczym. Kolejnym z setek polskich narożników przy placach, nie mającym nic wspólnego z ikoną (czy tego chcemy, czy nie) polskiego postmodernizmu i okresu transformacji. Wtedy możecie go już równie dobrze zburzyć. Chciałbym, żebyśmy w ocenie przeszłej już architektury nie kierowali się naszymi gustami, upodobaniami (podoba się, lubię, nie lubię), ale przykładali do niej kryteria właściwe krytyce architektonicznej. Każdą architekturę oceniamy też podług jej czasów. A w przypadku symboli także roli, jaką historycznie odegrała. W tym wypadku chyba trudno mieć wątpliwości, że Sobieski był warszawskim (a może i polskim) kamieniem milowym. Jako symbol był bohaterem filmów, artykułów, anegdot, żartów, konkursów piękności albo brzydoty. Tym bardziej, że budził emocje. Nawet dzisiejsza dyskusja wokół niego tego dowodzi. Widzę, że „tradycja” Supersamu, Rotundy, Chemii, ale też choćby dworca w Katowicach czy Solpolu ma się w narodzie dobrze – napisał na swoim Facebookowym profilu na początku lutego.

Krasucki próbował „ratować” hotel wpisem do rejestru zabytków. Konserwator wojewódzki jednak wpisu odmówił, argumentując, że został złożony zbyt późno, a wobec groźby roszczeń odszkodowawczych jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest ochrona architektury hotelu poprzez dokumentację – wykonanie zdjęć i publikacje. Zdaniem Macieja Miłobędzkiego z pracowni JEMS Architekci nowa wersja gmachu nie może być gorsza od poprzedniej, a fotografie budynku sprzed modernizacji są potrzebne, ale w zupełnie innym celu. Trzydzieści lat temu Sobieski uważany był za uosobienie złego gustu i tandety – słusznie. To nie jest znaczące dzieło postmodernizmu. Byle jaka kamienica zwieńczona złą w proporcjach kopułą, pokryta plamami przypadkowo dobranych kolorów ze wzornika dla plastikowych tynków – przywoływanie tu przez „ochroniarzy” barw staromiejskich domów jest absurdem. Zachować można zdjęcia. Ku przestrodze! – mówi „A-m”.

Podobnego zdania jest prof. Ewa Kuryłowicz. Według niej cała dyskusja wokół nowej odsłony hotelu w ogóle nie zasługuje na uwagę. Hotel Sobieski od początku był architektonicznym nieporozumieniem, tak z uwagi na jego urbanistyczną abdykację z próby poprawienia przestrzeni placu Zawiszy, jak z powodu błędów w rozwiązaniach samego budynku. Projektowanie nie polega wszak na obrysowaniu konturów działki przylegających do ulicy i nadaniu rzutowi trzeciego wymiaru poprzez „podniesienie tych konturów do góry” i okraszeniu tego swoistym pomponem na narożniku, z czym kojarzył mi się zawsze bąbel frontowej kopuły. Decyzja o „ozdobieniu” byle jakich ścian bocznych kolorowymi falami, których barwy miały rzekomo odnosić się do warszawskich staromiejskich kamieniczek, była od początku desperacka i niewiele tej, w sumie prymitywnej, architekturze pomogła. Nie rozumiem doszukiwania się w tym obiekcie ikoniczności ani też upatrywania w tak zastosowanych płaszczyznach barwnych przełomu – tłumaczy.

Architektka zwraca uwagę, że pomalowany na biało Sobieski jeszcze bardziej obnaży wszelkie braki swojej architektury. Aktualnie krytyka architektoniczna we wsparciu mediów społecznościowych potrafi wynosić niektóre obiekty na piedestał, inne zaś pomijać i to we współczesnych czasach również przyczynia się do hierarchizowania budynków i przykładania do niektórych zbyt dużej wagi. Obiekt hotelu Sobieski w mojej opinii nie zasługuje na uwagę i debatę nad utratą jego barwnych ścian. Całą sytuację bardziej kojarzę z sentymentalizmem niż z oceną opartą na faktach. Jestem zdania, że jednolita jasna barwa ścian hotelu odsłoni resztę architektonicznych niezręczności tego budynku i może zatrzyma tę całą nieszczęsną dyskusję, a budynek rozebrany „do bielizny” już nic nie będzie udawał – podkreśla.

Hotel Sobieski w Warszawie

i

Autor: Szymon Starnawski Nowa elewacja hotelu Sobieski od ul. strony Tarczyńskiej

Biały Sobieski

Ostatecznie na przełomie lutego i marca Radisson rozpoczął prace nad zmianą koloru elewacji. Pierwsze efekty już widać. Rusztowania zdjęto właśnie od strony ul. Tarczyńskiej i tu można już dokładnie zobaczyć, jak biały Sobieski będzie się prezentować. O tym, że była to decyzja zbyt szybko podjęta przekonuje historyczka sztuki Aleksandra Stępień-Dąbrowska, autorka wydanej niedawno książki „Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90.” i koordynatorka projektu „ARCHIwum Warszawy lat 90.” Hotel Sobieski z pewnością był jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów powstałych w latach 90. w Warszawie. To, co czyniło go transformacyjną anegdotą, rozmyto teraz w bezpiecznej neutralności, tym samym lepiej eksponując jego najsłabszą stronę: przeciętną architekturę „grubego ciosania”. Uważam, że decyzja o jego przemalowaniu była pochopna. Szczególnie, że w dyskusjach wokół tych działań brali udział ludzie, którzy „transformacyjny” styl hotelu już sobie oswoili i dostrzegali w nim jakieś wartości. Może barwny Sobieski miał w sobie coś, co sprawiłoby, że za paręnaście lat ta grupa byłaby liczniejsza? Może wylaliśmy dziecko z kąpielą, zamiast pozwolić na zdecydowanie o przyszłości budynku kolejnym pokoleniom, których estetyczne gusta i architektoniczne potrzeby mogą być przecież zupełnie inne niż nasze dziś? A może warto po prostu zacząć akceptować post-pol-modernizm takim, jakim jest? – zastanawia się Stępień-Dąbrowska.

Podobnego zdania jest historyczka sztuki Patrycja Jastrzębska, autorka popularnej inicjatywy „Tu było, tu stało”. Obiekt po przemalowaniu na biało zupełnie traci swoje właściwości, staje się nijaki. W oryginalnej kolorystyce mógł się nie podobać, taki jest w końcu postmodernizm – budzi emocje. Ale był namacalnym świadkiem czasów, w których powstał – początku lat 90. – gdy architekci i inwestorzy z entuzjazmem wyrywali się z ograniczeń, które na architekturę nałożyły władze PRL-u. Szkoda, że coraz częściej, bez głębszej refleksji, tracimy architektoniczne pamiątki czasów transformacji. W przypadku hotelu Sobieski mam tylko nadzieję, że kiedyś, gdy dystans czasu pozwoli nam wreszcie doceniać obiekty postmodernistyczne, elewacji zostanie przywrócona oryginalna kolorystyka – mówi.

A Aleksandra Stępień-Dąbrowska dodaje: Mam wrażenie, że jesteśmy niewolnikami myślenia zero-jedynkowego o architekturze: albo zabytek, albo burzta, co chceta. Realizacje z lat 90. w większości nie zasługują ani na jedno, ani na drugie. Ale zamiast zastanawiać się, jak je w takim razie trwale ulokować pośrodku, by mogły dojrzeć do rzetelnej oceny, przeciągamy linę pomiędzy skrajnościami. Potrzeba otwartych głów i więcej źródeł wiedzy o tym niejednoznacznym okresie – podkreśla.