Odbudowa Warszawy jest tematem, który wielokrotnie poruszano z różnych perspektyw. W czym zauważyłeś potencjał na powiedzenie czegoś nowego?
Adam Przywara: Ten temat już wcześniej się pojawiał, np. w 2015 roku na wystawie Spór o odbudowę towarzyszącej 7. edycji festiwalu Warszawa w Budowie. Właściwie to wtedy przykuł uwagę. Pokazano na niej 1 m3 gruzu, a także pracę Tymka Borowskiego, Gruz nad Warszawą, która stała się później częścią kolekcji Muzeum Warszawy i będzie też prezentowana na naszej wystawie. To wtedy gruz zainteresował mnie naukowo. Wiadomo było, że jego część posłużyła do kształtowania krajobrazu, to z niego usypano Kopiec Powstania Warszawskiego, Górkę Szczęśliwicką, Kopiec Moczydłowski, czy podsypywano skarpę wiślaną. Jednak nie wyjaśnia to jego pełnej historii. Zacząłem więc jej szukać, najpierw podczas studiów magisterskich, a następnie w ramach doktoratu. Skupiłem się na historii odbudowy od strony materiałów, technik budowlanych i ludzi, którzy się tym zajmowali, nie tylko z Biura Odbudowy Stolicy, o których napisał Grzegorz Piątek. Moje badania pozwoliły podkreślić udział różnych organizacji i osób zaangażowanych w odbudowę, od mieszkańców miasta i robotników czy robotnic przez inżynierów w Instytucie Badań Budownictwa (dziś Instytut Techniki Budowlanej) po pracowników Ministerstwa Odbudowy. Uświadomiłem sobie, że poruszane w latach 40. tematy, takie jak: odzysk materiału z gruzów, przerobienie ich na kruszywo do betonu albo piasek, bardzo mocno rezonują ze współczesnymi zagadnieniami gospodarki cyrkularnej w budownictwie i architekturze.
Obecnie pojawiają się one w bardzo konkretnym kontekście zrównoważonego środowiskowo budownictwa, wtedy była to odpowiedź na braki, bo sześć lat wojny i okupacji zniszczyło nie tylko budynki, lecz także przemysł budowlany w Polsce. Dzięki pracy wielu ludzi i organizacji gruz stał się w czasach kryzysu alternatywnym źródłem materiałów budowlanych.
Odbudowa Warszawy jest tematem, który wielokrotnie poruszano z różnych perspektyw. W czym zauważyłeś potencjał na powiedzenie czegoś nowego?
Adam Przywara: Ten temat już wcześniej się pojawiał, np. w 2015 roku na wystawie Spór o odbudowę towarzyszącej 7. edycji festiwalu Warszawa w Budowie. Właściwie to wtedy przykuł uwagę. Pokazano na niej 1 m3 gruzu, a także pracę Tymka Borowskiego, Gruz nad Warszawą, która stała się później częścią kolekcji Muzeum Warszawy i będzie też prezentowana na naszej wystawie. To wtedy gruz zainteresował mnie naukowo. Wiadomo było, że jego część posłużyła do kształtowania krajobrazu, to z niego usypano Kopiec Powstania Warszawskiego, Górkę Szczęśliwicką, Kopiec Moczydłowski, czy podsypywano skarpę wiślaną. Jednak nie wyjaśnia to jego pełnej historii. Zacząłem więc jej szukać, najpierw podczas studiów magisterskich, a następnie w ramach doktoratu. Skupiłem się na historii odbudowy od strony materiałów, technik budowlanych i ludzi, którzy się tym zajmowali, nie tylko z Biura Odbudowy Stolicy, o których napisał Grzegorz Piątek. Moje badania pozwoliły podkreślić udział różnych organizacji i osób zaangażowanych w odbudowę, od mieszkańców miasta i robotników czy robotnic przez inżynierów w Instytucie Badań Budownictwa (dziś Instytut Techniki Budowlanej) po pracowników Ministerstwa Odbudowy. Uświadomiłem sobie, że poruszane w latach 40. tematy, takie jak: odzysk materiału z gruzów, przerobienie ich na kruszywo do betonu albo piasek, bardzo mocno rezonują ze współczesnymi zagadnieniami gospodarki cyrkularnej w budownictwie i architekturze. Obecnie pojawiają się one w bardzo konkretnym kontekście zrównoważonego środowiskowo budownictwa, wtedy była to odpowiedź na braki, bo sześć lat wojny i okupacji zniszczyło nie tylko budynki, lecz także przemysł budowlany w Polsce. Dzięki pracy wielu ludzi i organizacji gruz stał się w czasach kryzysu alternatywnym źródłem materiałów budowlanych.
Wspomniałeś o pracy Gruz nad Warszawą, która przedstawia „wieżowiec”, chociaż jego skala jest kompletnie nieporównywalna do otoczenia, zrobiony z 18 mln m3 rumowiska, więc chciałabym zapytać, gdzie jest ten gruz?
AP: 18 mln m3 to mniej więcej tyle, ile trzeba było z miasta wywieźć. Z moich badań wynika, że ogólnie po wojnie w Warszawie zalegało 22 mln m3 gruzu, a dodatkowe 4,5 mln m3 było w ruinach, które musiały zostać wyburzone. Żeby wywieźć to wszystko z Warszawy, potrzeba by 2 mln wagonów, co 20-krotnie przekracza przedwojenny roczny przewóz do Warszawy wszystkich towarów i surowców, a należy pamiętać, że po wojnie transport kolejowy też był zniszczony. Dlatego historia gruzu rozwijała się w trzech kierunkach. Pierwszy to oczyszczanie miasta. Już w 1945 roku administracja założyła brygady pracy, które zrzeszały ludzi, głównie kobiety (mężczyźni byli nadal na wojnie lub w Rzeszy na robotach), wysyłanych do odgruzowywania ulic i chodników, doburzania ruin, a także do sortowania odpadów – wybierania z nich cegieł, żelaza, kamieni. Część gruzu była wywożona na zwałki, a część odzyskiwano i to właśnie odzysk jest drugim kierunkiem w tej historii. Z jednej strony istniały wolontariackie akcje odgruzowywania organizowane przez miasto, partie polityczne, grupy zawodowe, z drugiej – rozwijał się przemysł rozbiórkowy, który miał uzyskać jak najwięcej materiałów ze zniszczonych budynków, dlatego prace prowadzono ręcznie. Już w 1946 roku architekci w BOS oszacowali, że z gruzów da się pozyskać materiał, który pozwoli miastu odbudowywać się przez kolejne lata. Od 1947 roku rozbiórki zaczęły odbywać się na dużą skalę, nie tylko w Warszawie, lecz także w innych miastach Polski. Od 1948 do 1951 roku trwał pierwszy etap zimowej akcji rozbiórkowej, polegającej na odzysku cegły z masowo wyburzanych ruin, szczególnie na Ziemiach Zachodnich, w miastach takich jak jak Wrocław czy Szczecin, dlatego, że tamtejsze budynki nie miały właścicieli. Ostatni aspekt to przetwarzanie gruzu, lub w dzisiejszej nomenklaturze: recykling. W 1947 roku w Polsce prowadzono badania nad przeróbką gruzu ceglanego na gruzobeton. Polegało to na kruszeniu małych kawałków cegieł oraz mieszaniu ich z cementem, piaskiem (także piaskiem gruzowym) i wodą, a następnie produkowaniu betonu. Zagadnienie to zostało opracowane przez inżynierów z Instytut Badań Budownictwa na podstawie zagranicznych przykładów. Jeżdżono w tym celu do Niemiec, tłumaczono opracowania ze Związku Radzieckiego, jednocześnie zakupiono szereg maszyn w Szwajcarii i w Szwecji (były to kraje neutralne, które zachowały swój potencjał przemysłowy w trakcie wojny). Od tego momentu gruzobeton pojawiał się na placach budowy. W 1947 zaczęto go testować, a już w kolejnym roku powstały z niego pierwsze budynki. Oczyszczanie miasta, które trwało właściwie 10 lat, było istotne dlatego, że bardzo duża część gruzu nie została ani przetworzona, ani odzyskana. Wykorzystaną ją w projektach inżynieryjnych: do regulacji Wisły, budowy dróg i lotnisk, boisk, a także do stworzenia nasypów, takich jak wspomniane już na początku kopce. Nasypywanie gruzu na skarpę wiślaną pozwoliło na odtworzenie jej naturalnego charakteru, który zatarł się przez lata użytkowania.
Czy wiadomo, ile tego gruzu odzyskano, a ile jednak stało się odpadem? Mamy osiedle na Kole czy Muranów, gruzobeton nie stał się jednak materiałem stosowanym na szeroką skalę?
AP: Ciężko to określić dlatego, że gruz zawierał cegły, żelazo i odpad. W latach 40. szacowano, że jego 1/3 to materiały do odzysku, 1/3 do przerobienia, a 1/3 musi zostać wyrzucona. Z pewnością większą cześć użyto jako materiał do regulacji Wisły, kształtowania krajobrazu czy budowy dróg i boisk. Nie sposób określić, ile cegieł ponownie wykorzystano. Oczywiście mamy oficjalne dane, ale zanim zorganizowano zimową akcję rozbiórkową, odzyskana cegła była podstawowym materiałem do prywatnej odbudowy, która nie pozostawiła po sobie zbyt wielu materiałów archiwalnych. Jeśli chodzi o architekturę gruzobetonową to z jednej strony wiemy, że istnieją osiedla Muranów Południowy (proj. Bohdan Lachert z zespołem) i Koło II (proj. Helena i Szymon Syrkusowie z zespołem), ale tych budynków jest więcej. Są też takie, co do których nie zdajemy sobie sprawy, z jakiego budulca powstały. Gruz wykorzystano do wzniesienia Ministerstwa Przemysłu i Handlu na placu Trzech Krzyży, czyli pierwszego monumentalnego budynku w powojennej Warszawie, siedziby PPR w Al. Ujazdowskich dobudowanej do kamienicy przy ul. Chopina 1 (teraz mieści się tam Ministerstwo Sprawiedliwości). Gruzobetonu używano także przy budowie Ministerstwa Transportu (proj. Bohdan Pniewski), Mariensztatu (proj. Zygmunt Stępiński z zespołem) czy osiedla Praga I (proj. Helena i Szymon Syrkusowie z zespołem). Był to materiał dostępny, myślę, że używano go też przy remontach budynków, ale znacznie trudniej jest do tych informacji dotrzeć.
W archiwach BOS widziałam kiedyś zarządzenie, zgodnie z którym mieszkańcy okolicznych wsi za wywiezienie fury gruzu stanowiącego odpad, mogli otrzymać określoną liczbę cegieł rozbiórkowych, nadających się do dalszego użytku. Mamy więc pewien paradoks, że w stolicy wykorzystywano cegły ze Szczecina, a te warszawskie służyły do budowy domów np. na Białołęce. To pokazuje, jak ważnym zagadnieniem był transport gruzu poza miasto.
AP: Takie dokumenty wskazują na bardzo istotny fakt historyczny: odbudowa była planowa, ale instytucje państwowe nie były w stanie jej w pełni kontrolować. W latach 1945–46 administracja kraju i miasta dopiero się formowała. Zasady tego, jak odbudowa ma wyglądać, także. W BOS-ie robiono inwentaryzację zniszczeń, rozeznanie z czego w ogóle można budować. W tym samym czasie ruszyła inicjatywa prywatna. Gdy instytucje publiczne zaczęły wyraźniej brać udział w odbudowie, wciąż nie miały pod sobą wykonawców, takich jak późniejsze Państwowe Przedsiębiorstwo Budowlane. Przedsiębiorstwa takie były wyłączone z dekretu o nacjonalizacji przemysłu, bo państwo liczyło na ich wsparcie w odbudowie Warszawy. Administracja korzystała z usług spółdzielczego Społecznego Przedsiębiorstwa Budowlanego i małych firm podwykonawczych. W pierwszy latach po wojnie wiadomo było już, że w gruzie są materiały wartościowe. Jednak państwo nie miało możliwości technicznej ich odzyskania, mimo że miało do tego prawo. W 1945 roku, razem z dekretem Bieruta, uchwalono dekret o rozbiórkach, który dotyczył wszystkich budynków zniszczonych w czasie wojny w miastach Polski, i dawał instytucjom publicznym prawo do organizowania zbiórek materiałów, a także do wyburzania budynków, do których nie było roszczeń właścicieli. To właśnie na podstawie tego dekretu zorganizowana była zimowa akcja rozbiórkowa. Początkowo cała logistyka gruzu w stolicy opierała się na małych prywatnych firmach budowlanych i wywozowych. Okoliczni mieszkańcy, którzy mieli konia i wóz, przyjeżdżali codziennie rano do Warszawy i zatrudniali się przy wywozie. Wielokrotnie architekci narzekali na to, że zamiast dostarczać na wyznaczone przez BOS miejsca, zostawiają go paręset metrów dalej, więc gruzu nie ubywa z mieście, tylko on się po nim przemieszcza. W tym okresie państwo starało się na cegłach z odzysku zarobić, tzn. płaciło nimi SPB zamiast pieniędzmi, w taki sposób, że odzysk z rozbiórki przechodził na rzecz Przedsiębiorstwa jako część zapłaty za roboty. Niestety nie zawsze się to udawało, bo nie było możliwości kontrolowania, ile w rzeczywistości pozyskano cegieł. Jednocześnie wprowadzono zasadę, że można je wywieźć z miasta po uiszczeniu stosowanej opłaty. Te wszystkie pomysły były próbami regulacji procesu odbudowy, który w tym wczesnym okresie był spontaniczny i bardzo dynamiczny. Zmiany w jej organizacji nastąpiły w okresie planu trzyletniego (1947–1949).
Z reguły, kiedy rozmawia się o odbudowie, ma się na myśli działania po wojnie, a przecież także w jej trakcie trzeba zapewniać ludziom utracony dach nad głową. Zajmujecie się tym w Fundacji Brda i projekcie OKNO. Skąd ten pomysł?
Petro Vladimirov: W ramach projektu OKNO gromadzimy, mierzymy, katalogujemy, odświeżamy, pakujemy i wysyłamy do Ukrainy jak największą liczbę okien we współpracy z ukraińskimi organizacjami pozarządowymi. Temat ten wydawał się oczywistym pomysłem, kiedy zaczynaliśmy projekt latem 2022 roku. Centralne regiony Ukrainy zostały wyzwolone, Ukraińcy i Ukrainki wracali do domów. Zasób mieszkaniowy wymagał remontu. Brakowało materiałów budowlanych, a mianowicie okien. Aż 80% tego eksportu do Ukrainy pochodziło z Rosji i Białorusi. Tak to się działo historycznie. Przemysł szklany został zdegradowany podczas kadencji Janukowycza, o którym wiadomo, że miał powiązania rosyjskie. Jeszcze w trakcie Związku Radzieckiego przemysł ukształtowano tak, że szkło produkowało się na terenach rosyjskich, po 1991 roku zostało tak samo. Aby nie zmniejszać zapotrzebowania na produkcję rosyjską, świadomie niszczono ją w Ukrainie. Chodzi o szkło float, nie np. kuchenne, to przed wojną w całej Ukrainie była tylko jedna huta, która je produkowała. Znajdowała się w Łysyczańsku, w Donbasie, uległa zniszczeniu z powodu wojny.
Jak radzicie sobie z niedopasowaniem okien. Bo produkowano je z myślą o innych obiektach?
PV: Współpracujemy organizacją pozarządową District One Foundation, która jest odbiorcą naszego projektu po stronie ukraińskiej. Mają oni kilka magazynów w Kijowie, gdzie okna z Polski są dostarczane w pierwszej kolejności. Nasza współpraca opiera się na stałym kontakcie z District One Foundation i pozyskiwaniu informacji zwrotnej od nich. Okna, które odbieramy, mają mniej lub bardziej standardowe rozmiary, co ułatwia proces ich dystrybucji na miejscu. Małe otwory można zawsze zakryć izolacją, płytą OSB lub wypełnić pianką budowlaną. Z drugiej strony również wysyłamy skrzydła okienne bez ościeżnic, które ludzie montują na miejscu jako okna fix. Każdy przypadek jest wyjątkowy i otwiera szansę na rozwijanie kreatywności w montażu
Widziałam, że podczas ostatniego Dolnośląskiego Festiwalu Architektury powstał podręcznik z rozwiązaniami dotyczącymi tego, jak zamontować okno, które nie pasuje, np. jest za duże. Czy to ma zastosowanie w praktyce?
PV: W listopadzie 2022 roku w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Architektury we Wrocławiu Fundacja BRDA oraz pracownia architektoniczna TŁO przeprowadziły warsztat dla studentów i studentek, podczas którego eksplorowano różne metody montażu okien z odzysku. Efektem były dwa rozwiązania montażowe, które z powodzeniem można zrealizować samodzielnie, nawet mając mieszkanie na 10. piętrze. Do projektu dołączyło osiem pracowni architektonicznych, opracowano także katalog ze wskazówkami dotyczącymi samodzielnego montażu okien z odzysku. Regularnie otrzymujemy dokumentację fotograficzną od naszych partnerów pokazującą, jak ludzie samodzielnie radzą sobie z montażem. Trudno jednak stwierdzić z pewnością, czy zastosowane metody montażu okien są zgodne z zaleceniami z katalogu, który opracowano w ramach projektu. Kwestia dodatkowego wsparcia dotyczy nie tylko okien, ale także wszelkich materiałów budowlanych, które trafiają do Ukrainy w ramach pomocy humanitarnej. W marcu 2023 roku Fundacja BRDA i pracownia TŁO, na zaproszenie Anastasii Ponamoriovej z projektu Co-Haty, zorganizowały warsztaty w szwajcarskiej szkole architektury ETH, na których uczestnicy badali sposoby samodzielnego dopasowania drzwi do różnych ościeżnic.
Jak wygląda działanie organizacji wspierających w Ukrainie i czy dużo ich powstało?
PV: Sądzę, że liczba organizacji pomagających w Ukrainie jest znacznie większa niż to, co można znaleźć w internecie. W czasie deokupacji terytoriów, zaraz po wojsku, przybywają wolontariusze. Ich organizacje mają różne profile: niektóre z nich pomagają w załatwieniu pierwszych, niezbędnych rzeczy, takich jak leki czy żywność, a inne – jak te, z którymi współpracujemy – skupiają się na odbudowie domów. Przykładem takiej organizacji jest District One, o której już wspominałem, działająca w rejonach Kijowa i Czernihowa, ale stale poszerzająca swój zasięg w kierunkach południowym i wschodnim Ukrainy. Inicjatywa Co-Haty, z którą jesteśmy w stałym kontakcie, remontuje opuszczone domy na mieszkania dla uchodźców ze wschodniej Ukrainy w obwodzie iwanofrankiwskim. Projekt OKNO planuje również rozszerzenie zasięgu geograficznego i wkrótce wyśle materiały do regionu Chersonia, gdzie istnieje ogromne zapotrzebowanie na tego typu produkty. Okazało się, że około 60% wysłanych przez nas do Kijowa okien trafiło właśnie do tego miasta. W związku z tym planujemy skrócić łańcuch dostaw.
AP: Te organizacje zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Można to stwierdzić na podstawie chociażby instagrama. W każdym regionie są ludzie, którzy organizują coś albo budują. Jest oddolna energia. A jaka jest państwowa?
PV: Obecnie państwo skupia się szczególnie na operacjach wojskowych, współpracy z partnerami międzynarodowymi i reformach. Niemniej jednak byłoby błędem twierdzić, że nie zajmuje się w żaden sposób odbudową, ponieważ przygotowuje ono właśnie bazę instytucjonalną, aby możliwe było jej skuteczne i pomyślne przeprowadzenie. Proces ten jest niezwykle istotny, ponieważ powodzenie odbudowy będzie zależeć od jakości planowania i przygotowania do realizacji.
Fundacja razem z Narodowym Instytutem Architektury i Urbanistyki prowadzi także projekt BUDO, opowiedzcie na czym on polega.
AP: Chodzi tu o zmapowanie potencjału materiałów rozbiórkowych. Chcemy zrozumieć, co da się z nimi zrobić, jak je pozyskiwać oraz czy prawo budowlane i rynek są przygotowane na ich powrót do obiegu. Chodzi o wprowadzenie tematu gospodarki cyrkularnej do architektury i budownictwa w Polsce. Z jednej strony chcemy zbudować pewną bazę informacji, a z drugiej – stworzyć miejsce czy też platformę, na której takimi materiałami można będzie handlować. Podobne działania są prowadzone w innych krajach, takich jak Niemcy, Szwajcaria, Austria, Belgia i Holandia. Temat pojawia się zatem w państwach o większej świadomości środowiskowej. W Polsce jest on poruszany głównie przez duże firmy inwestycyjne i budowlane, które muszą stosować się do zasad taksonomii UE, czyli dokumentu, który reguluje, w jaki sposób firma może uzyskać status przyjaznej środowisku. Są wśród nich korporacje budowlane, inwestorzy, wykonawcy. Ciekawe jest to, że projekt BUDO zbiegł się w czasie z dużą liczbą rozbiórek w Warszawie. Prawie codziennie dostajemy nową wiadomość dotyczącą tego, który kolejny (z reguły) biurowiec z lat 90. zniknie. Są wśród nich Atrium, budynek PZU, Ilmet, Warta czy centrum handlowe Land. Wcześniej tego nie doświadczyliśmy, bo kapitalizm w Polsce mamy dopiero od ponad 30 lat. Gdy się czyta książki, np. o architekturze Nowego Jorku, to można zauważyć, że proces ten pojawił się tam już latach 20. XX wieku. Budynki były burzone nie dlatego, że nie dało się ich używać, tylko dlatego, że nie przynosiły już wystarczających zysków. W takim systemie wartości czas funkcjonowania budynku jest radykalnie skrócony. Rozbiórki to specyficzny przemysł, do którego ludzie nie mają dostępu, a dla nas wszystkich bardzo ważne jest, żeby materiały nie kończyły na wysypisku śmieci.
Czy jest już łatwiej niż kiedyś przekonać inwestora do takich rozbiórek? Chyba wciąż taniej jest zburzyć wszystko i wywieźć niż przeprowadzić selektywną rozbiórkę.
AP: Wciąż wymaga to bardzo dużo pracy, bo temat jest zupełnie nowy. Ale jest wiele firm, które już wiedzą, że cyrkularne gospodarowanie odpadami z rozbiórek to przyszłość branży. Widzą w tym istotny element swojej strategii ESG, czyli Environmental, social, and corporate governance. Jednocześnie, chcą one sprzedać nowy budynek funduszom powierniczym i muszą brać pod uwagę odzysk oraz recykling jako część nowych standardów zrównoważonego budownictwa. Na tej podstawie ocenia się później wartość i rentowność danej inwestycji. Z drugiej strony, rozbiórki nigdy nie polegały wyłącznie na wyrzucaniu odpadów, ale mamy o tym mało informacji, bo wszystko jest niesformalizowane. W Polsce recykling odpadów budowlanych funkcjonuje, ale w sposób nieprzejrzysty. Na odzysku zarabiają wykonawcy, podwykonawcy itd. Jednocześnie cała branża bazuje raczej na recyklingu, a nie na ponownym użyciu materiałów, które rzeczywiście wymaga czasochłonnego i pieczołowitego ich demontażu. Projekt BUDO ma być skierowany do szerszej grupy prowadzących rozbiórki, a także odbiorców materiałów i architektów. Chodzi o kreowanie dyskusji i kształtowanie wiedzy o tym, jak z tych materiałów korzystać, czy dane użycie jest bezpieczne. Na razie to jest na poziomie abstrakcji, nikt nie ma tych informacji i dlatego nikt tego nie chce robić. Potrzebna jest konkretna, spisana i udostępniona wiedza.
Wracając do gruzobetonu, czy zaraz po wojnie robiono badania techniczne, określano jakieś normy, które musiał on spełniać? Czy kiedyś było łatwiej, czy trudniej?
AP: W Polsce czasy powojnie to moment, w którym normy jako takie powstawały. Istniała wcześniej komisja normalizacyjna, ale nie miała takiego rozmachu. Laboratoria działały w bardzo małej skali, np. przygotowały ekspertyzę do budowy lotniska na Okęciu czy betonowania drogi nad Morskie Oko. Po wojnie w ramach polityki modernizacyjnej rządu inwestowano w normalizacje czy standaryzacje budownictwa na znacznie większą skalę. Zaczęto wówczas stawiać na badania naukowe, które miały usprawnić murowanie lub pozwolić na produkcje nowych typów materiałów, jak gruzobeton. Było to możliwe dzięki dużym funduszom na budownictwo eksperymentalne, które pojawiły się wraz z planem trzyletnim, czyli pierwszym okresem gospodarki planowej w Polsce. To wtedy powstały eksperymentalne domki z gruzobetonu na Polu Mokotowskim, wzniesione przez IBB, czy osiedle Koło II, na którego budowie było eksperymentalne pole prefabrykacji zorganizowane przez SPB. Państwo inwestowało w przemysł budowlany, który – trzeba pamiętać – był ostoją tradycji, tzn. murarz murował, tak jak robił to jego pradziad. Postęp technologiczny z innych krajów w znikomym stopniu wpływał na budownictwo w Polsce przed wojną. Po niej zaczęto mechanizację, co wiązało się z szerszym użyciem betonu jako alternatywy dla cegły, wcześniej stosowanego bardzo rzadko. Na pewno było wtedy łatwiej, bo istniało ogromne wsparcie polityczne i ekonomiczne. Jeśli jednak chodzi o normy, to w przypadku gruzobetonu był to jeden wielki eksperyment. Budowano bez jednoznacznej wiedzy na temat tego, jak te budynki będą się zachowywać np. od względem termicznym. Eksperymentalne domki, o których wspomniałem, miały służyć właśnie do takich badań, ale zanim poznano ich wyniki, zaczęto budowę osiedli na Muranowie i na Kole, które były przeznaczone dla zwykłych ludzi.
PV: Wsparcie polityczne jest bardzo ciekawym wątkiem, jeżeli mówimy w kontekście odbudowy Ukrainy. Warszawa była odbudowana przez Polaków i Polki, a inne kraje nie miały z tym dużo do czynienia. Państwo powojenne nie miało za wiele środków finansowych, nie mogło odkupować gotowych technologii, brać kredytów, więc zaczęło samo eksperymentować z gruzem. Z kolei z Ukrainą jest odwrotnie. Odbudową zainteresowany jest cały blok państw europejskich. Przemysł czeka, aż wojna się skończy, żeby ruszyć z produkcją. Wiemy, że jest klika podmiotów, które przerabiają beton na miejscu i prawdopodobnie coś z tego budują, ale czy będzie na to zapotrzebowanie państwowe i inicjatywa do wykorzystania gruzu? Wciąż szybciej jest odkupić materiały np. od Polski, Niemiec itd. To z jednej strony, a z drugiej będzie się to ścierało z ESG czy cyrkularnością. Więc pozostajemy z takim paradoksem.
No tak, ale gruz w Ukrainie ma teraz inny skład niż ten warszawski.
AP: W Warszawie były to głównie cegła, zaprawa, tynk i drewno, jeśli się nie spaliło. A w Ukrainie?
PV: Przed II wojną światową na terenach dzisiejszej Ukrainy istniały gospodarstwa rolne. Wspomniane wiele razy zniszczone budynki mieszkalne w dużej mierze zbudowano w czasach Związku Radzieckiego, a więc są to przede wszystkim bloki typu wielka płyta.
AP: Ostanio NIAiU i Dom Odbudowy Ukrainy zorganizowały spotkanie z ukraińskim naukowcem, prof. Viacheslavem Troianem, który opracowuje mieszanki betonowe na bazie gruzu pochodzącego z przerabiania wielkiej płyty.
Tak, byłam na tym spotkaniu, ale wydawało mi się to bardzo skomplikowane, wymaga bardzo dużego nakładu pracy pod względem wyselekcjonowania odpowiedniego materiału do granulatu.
AP: Tak, recykling na pewno nie będzie łatwy do wprowadzenia na większą skalę. To wciąż techniki o wymiarze eksperymentalnym, a gdy będą dostępne nowe materiały z zagranicy, mogą zupełnie przestać się opłacać w sensie ekonomicznym, nie środowiskowym i symbolicznym.
Jak myślicie, na ile ten projekt jest realny do wdrożenia? Jest ryzyko, że pozostanie badaniem naukowym?
PV: Moim zdaniem taki projekt jest niezwykle potrzebny. W dzisiejszych czasach innowacje i postęp technologiczny coraz bardziej wpływają na produkcję materiałów budowlanych. W jednym z raportów Nowego Europejskiego Bauhausu przeczytałem, że tylko do 8 września 2022 roku, w wyniku wojny w Ukrainie, zniszczonych zostało co najmniej 15 300 wieżowców, 115 900 domów prywatnych, 44 ośrodki społeczne oraz 1118 placówek oświatowych. Ta liczba już się jednak zwiększyła, ponieważ nadal trwają walki i powstają nowe zniszczenia. Dlatego niezbędna jest odpowiedzialna gospodarka odpadami budowlanymi wynikającymi z tak wielkiego spustoszenia, a im szybciej Ukraina znajdzie sposób na ich przetworzenie, tym lepiej. Z drugiej strony, w Unii Europejskiej istnieje silna polityczna wola, aby produkcja była bardziej ekologiczna. Ukraina jest obecnie kandydatem do UE, co oznacza, że będzie musiała zaakceptować określone standardy i przepisy, dlaczego więc nie przyjąć ich już teraz?
Adam Przywara
Historyk i badacz architektury. Tytuł doktora uzyskał na Uniwersytecie Wiktorii w Manchesterze za pracę poświęconą historii przemiany powojennych gruzów w architekturę i krajobraz Warszawy. Obecnie związany z uniwersytetem we Fryburgu w Szwajcarii. Stypendysta Bauhaus Foundation w Dessau (2018) i Deutsches Historisches Institut Warschau (2020). Kurator wystaw Do zobaczenia po rewolucji! w Galerii Arsenał w Białymstoku (2019) i Zgruzowstanie Warszawy 1945-1949 w Muzeum Warszawy (2023). Jego zainteresowania naukowe koncentrują się na przemianach materialności architektury w XX wieku, a także gospodarce cyrkularnej w budownictwie współczesnym i historycznym.
Petro Vladimirov
ukraiński architekt i multidyscyplinarny kurator, specjalizuje się w realizacji projektów w biurze Direction. Z Fundacją BRDA współtworzy projekt OKNO. Jest absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej. Pracował w Danii w biurze architektonicznym Henning Larsen. Kurator wystawy Biuro Odbudowy Ukrainy w Muzeum Warszawy. Obecnie współkurator pawilonu polskiego na London Design Biennale 2023.
Polecany artykuł: