Spis treści
- Artur Celiński: architektura dyskusyjna
- Plac Defilad, plac Centralny, Muzeum Sztuki Nowoczesnej
- vitkAc
- Solpol
- Targowisko Bakalarska
- Nowe centrum Katowic i Strefa Kultury
- Plac Wolności w Kutnie
- Wesoła w Krakowie
Artur Celiński: architektura dyskusyjna
Mimo mnogości prezentowanych obiektów wskazanie naszych faworytów nie byłoby trudnym zadaniem. Tym bardziej, że robimy to przecież cyklicznie od 1995 roku. Wówczas to Ewa P. Porębska stworzyła konkurs Życie w Architekturze, który przez dziewięć edycji służył całej Polsce pomocą w dostrzeżeniu, wyróżnieniu i promowaniu tych realizacji, które czynią nasze miasta lepszymi. I z pewnością jego kolejna, 10. edycja, ponownie zauważy tę jakość w nowych inwestycjach. Ale na ten moment będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać.
Źródłem naszej aktualnej ciekawości nie są jednak tylko budynki i realizacje najlepsze, lecz także te, które stały się np. źródłem istotnej dyskusji, otworzyły nas na nowy sposób myślenia albo odwrotnie – stały się symbolicznym jego zakończeniem. Nie zawsze były to dyskusje przyjemne. W wielu z nich na pierwsze miejsce wysuwały się stanowiska emocjonalne i/lub zupełnie amatorskie. Tak jak w przypadku warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które – mimo że przecież nieukończone – już zdążyło do czerwoności rozpalić rozmowy Polek i Polaków o architekturze. Dlatego naszemu 30-leciu będą towarzyszyły różnego typu prezentacje – od zbiorowych podsumowań „najgłośniejszych” realizacji, które zdołały poruszyć całą Polskę, po osobiste spostrzeżenia na temat wątków i budynków kluczowych dla zrozumienia naszej kondycji do rozmowy o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości architektury.W tym numerze zapraszam wszystkich do mojego wyboru obiektów, które z różnych przyczyn były dla mnie otwierające albo stały się tematem moich miejskich rozważań. Na tej liście znalazły się też realizacje, których znaczenie nie od razu było dla mnie oczywiste, a wracały one do mnie po latach w nowych kontekstach.
Warto zaznaczyć, że wybór ten momentami jest naturalny i spontaniczny. We fragmentach został jednak poprzedzony strategicznym rozumowaniem na temat tego, co dyplomatycznie pominąć (bo przecież np. za dużo we mnie jest Warszawy). Jako uważni Czytelnicy z pewnością zauważyli Państwo, że nasze świętowanie 30-lecia sięga w przeszłość tylko po to, by móc lepiej rozumieć przyszłość. I że chcemy ten Czas nowych wyzwań odbyć w maksymalnie poszerzonym gronie – wychodząc jeszcze mocniej z architekturą na miasto i zapraszając miasto do architektury. Dlatego liczę, że teraz jeszcze mocniej włączycie się we współtworzenie treści kolejnych numerów – czy to na nasze zaproszenie, czy też „bez żadnego trybu” – w sposób mailowy, telefoniczny czy osobisty. Bardzo Państwa do tego zachęcam.
Plac Defilad, plac Centralny, Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Plac Defilad to centralne miejsce dla architektonicznej i urbanistycznej dyskusji w Polsce. Wraz z realizacją Muzeum Sztuki Nowoczesnej i placem Centralnym ta rozmowa wydaje się zmierzać ku początku końca – jakiegoś rodzaju puenty czy podsumowania. Mam nadzieję, że mimo to to szczególne miejsce nie przestanie nas inspirować, prowokować i angażować do debaty o mieście, przeszłości i przyszłości.
Rosnąca bryła Muzeum Sztuki Nowoczesnej miała okazję stać się już źródłem narodowej niezgody. Trzeba zwrócić jednak uwagę, że w tej dyskusji ciekawe i warte dostrzeżenia były i budynek, i sposób konstruowania argumentów. Można było bowiem: po pierwsze wyjść z komentarzem umiejscowionym lokalnie, w którym obiekt MSN-u porównywany jest do otaczającej go przestrzeni i już istniejącej architektury; po drugie – spojrzeć na metamorfozę tej przestrzeni z punktu widzenia ambicji i aspiracji Warszawy, a więc odnosząc się nie do Warsa i Sawy a Berlina, Tel-Awiwu, Bilbao czy Nowego Jorku; po trzecie – zaktualizować listę oczekiwań o wszystkie kwestie związane z kryzysem klimatycznym, betonozą, potrzebą dzikości, prototypowania i tymczasowości, zatem w istocie zacząć od nowa rozmowę o tym, czym plac Defilad miałby się stać.
Ważne są więc i przestrzeń, i budynek, i sposób prowadzenia dyskusji. Rok temu w NOiZZ Kuba Snopek powiedział, że w tym miejscu spontanicznie tworzy się debata o architekturze, o której w Polsce nie chcemy i nie umiemy rozmawiać. Trzeba jednak przyznać, że dzięki temu miejscu mamy wiele okazji do ćwiczeń.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- MSN w budowie: zaglądamy na plac budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej
- „To muzeum musiało wyrąbać sobie własną przestrzeń”. Thomas Phifer i Joanna Mytkowska o nowym MSN
vitkAc
Jeśli zgodzić się ze Stefanem Kuryłowiczem, że architekturą jest to, co jest zbudowane i budzi emocje, vitkAc jest – właśnie z uwagi na ilość wzbudzonych emocji – architekturą klasy najwyższej. Budynek Wolf Bracka (vitkAc) cechuje najwyższa, europejska jakość i ponadczasowa elegancja. Z tej realizacji bije pewność siebie, mimo że dotyczy wyjątkowego fragmentu miasta – pisali Krzysztof Mycielski i Grzegorz Stiasny w maju 2012 roku. VitkAc od początku budził kontrowersje – może to sposób na współczesny komercyjny przekaz za pomocą architektury – silnie oddziałujący na zmysły, choć w przeciwieństwie do wszechobecnych w Warszawie bannerów unikający naiwnej dosłowności, raczej odwołujący się do inteligencji i wrażliwości odbiorcy – zauważył Mycielski w swoim komentarzu.
Czy do zakresu owej wrażliwość i inteligencji odbiorcy można zaliczyć gniew wywołany kolorystyką elewacji i pozbawioną okien zachodnią fasadą, która niewątpliwie oddziaływała na zmysły mieszkającym naprzeciw ludziom?
Złość vitkAc wzbudzał jednak nie tylko ze względu na domniemaną arogancję wobec swoich uboższych sąsiadów (wzmacnianą własnym ultraluksusowym charakterem), lecz także brakiem szacunku zarówno dla tego co było, jak i tego, co być mogło w tym miejscu. Wolf Bracka miał być niezgodny z logiką struktury urbanistycznej tej części Warszawy, a przez to przyczyniać się do pogłębienia chaosu i podporządkowywać miasto niepohamowanej woli inwestorów prywatnych.
Czy podobne emocje będą towarzyszyły dogęszczaniu naszych miast? Jeśli nie wypracujemy sobie definicji mądrego uzupełniania istniejącej zabudowy, z pewnością czeka nas wiele przypadków, w których apartamentowce w oczywisty sposób naruszą istniejący stan rzeczy.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Solpol
Nigdy nie byłem fanem polskiej architektury czasów transformacji gospodarczej lat 90. Zwłaszcza gdy chodzi o obiekty handlowe. Wczesny kapitalizm w Polsce przyniósł nam szereg realizacji, które bardzo źle się zestarzały. Dlatego, gdy ponad dekadę temu pojawiły się pierwsze głosy o zburzeniu oddanego do użytku w 1993 roku Solpolu, trudno mi było rozpalić w sobie zarzewie buntu.
Nie kochałem Solpolu – być może również dlatego, że mieszkając na stałe w Warszawie widywałem się z nim tylko okazjonalnie. Nie żywiąc do niego uczucia, na którym mogłem zbudować przywiązanie – zacząłem szukać w tym postmodernistycznym hedonizmie mądrości, a może nawet geniuszu. Im dłużej ten budynek opierał się zapędom późnego kapitalizmu, tym bardziej zaczynałem Solpol szanować. Szczególnie gdy czytałem Kazimierza Śródkę, który w „Architekturze-murator” zwracał uwagę, że nie wolno na Solpol patrzeć i oceniać go emocjonalnie, ponieważ obiektywnie widać, że jest to wręcz modelowy przykład architektury postmodernistycznej. Domyślam się, że Śródce emocje skojarzyły się po prostu z prostym podziałem architektury na tę „ładną”, którą warto zachowywać i tę „brzydką”, dla której nadzieje są marne. Nie apelował więc do serc Polek i Polaków, ale do ich rozumu. Mnie przekonał.
Solpol nie powstał jednak ani po to, by go kochać, ani po to, by go podziwiać. Miał służyć zarabianiu pieniędzy i od początku w roli domu handlowego nie sprawdzał się najlepiej. Dlatego po wieloletniej walce, licznych protestach i apelach, tuż po przekroczeniu 29. roku życia, Solpol został zburzony. Jestem bardzo ciekawy, w jaki sposób zarówno ten, jak i dziesiątki innych, przedwcześnie przeniesionych do przeszłości komercyjnych budynków z całej Polski, będą kształtowały nasze postrzeganie architektury w przyszłości.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Dom towarowy Solpol we Wrocławiu
- Jest nadzieja dla Solpolu: czy tym razem uda się uratować budynek przed rozbiórką?
Targowisko Bakalarska
Modernizacje targowisk w polskich miastach to historia architektonicznie osobliwa, a przez to niezwykle ciekawa. W tym kontekście przełomowa jest dla mnie opowieść o nowym Bakalaku. Aleksandra Wasilkowska od prawie dekady występuje w tym projekcie w dwóch rolach – architektki oraz aktywistki. Najpierw pomagała ochronić targowisko przed likwidacyjnymi zapędami zapisanymi w projekcie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Następnie podjęła się jeszcze trudniejszego zadania – połączenia swojej architektonicznej wizji i wrażliwości z potrzebami, przyzwyczajeniami i kaprysami kupców. W tle zaś jest nieustanna troska o zachowanie specyficznego chaosu oraz bazarowej kakofonii form i barw. O wiele łatwiej w takich sytuacjach jest coś popsuć niż wprowadzić tu wyższą jakość. Tu się objawił kunszt Wasilkowskiej jako szczególnej natury architektki.
Oczywiście obecnie naszą uwagę przykuwa inny projekt Wasilkowskiej, czyli modernizacja Targu w Błoniu. Obsypana nagrodami realizacja ma również szansę na zdobycie najbardziej prestiżowej nagrody architektonicznej w Europie – EU Mies van der Rohe Award 2024. Trzeba jednak pamiętać, że w tym projekcie twórczyni przyjęła już zupełnie inną rolę – przestała być aktywistką i opiekunką,a stała się wizjonerką, której pomysły znajdowały się raczej w kontrze do oczekiwań lokalnych kupców.
Z pewnością wzrost popularności tego typu realizacji przełoży się na wysyp konkursów, a także projektów modernizacji targowisk w całej Polsce. Jestem bardzo ciekawy roli, jaką przyjmą dla siebie zaangażowani w te działania architekci i architektki.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Nowe centrum Katowic i Strefa Kultury
Wystarczył jeden twitt urbanisty Mikaela Colville-Andersena w czerwcu 2022 roku, by odżył spór o to, czy centrum Katowic i Strefa Kultury są dobrą, czy też złą realizacją. Duńczyk nazwał ją jedną z najbardziej dystopijnych przestrzeni miejskiej w Europie, krytykując przede wszystkim jakość infrastruktury dla pieszych i antymiejską urbanistykę.
Pojawiły się trzy formy odpowiedzi na ten zarzut. Potwierdzający, zaprzeczający oraz zwracający uwagę na niestosowność stylu i arogancję krytykującego. Uczestnicy tej rozmowy mieli więc do wyboru różne warianty oburzenia. Świetnie to podsumował prezydent Katowic: Krytyka zawsze jest fajna, jeśli jest konstruktywna. Najwyraźniej słowa Duńczyka mu się nie spodobały, gdyż nazwał je wypocinami frustrata.
Czytając zaś różnego rodzaju komentarze – zarówno w poważnych mediach, jak i tych z natury społecznych – odniosłem wrażenie, że to w istocie dobra strategia na zamknięcie jakiejkolwiek współczesnej debaty o przestrzeni publicznej, architekturze i urbanistyce – oburzyć się na tych, którzy się oburzają. A nawet jeśli mają trochę racji, to przecież zawsze znajdą się jakieś podręczne argumenty, które wyjaśnią definitywnie, że po pierwsze – inaczej się nie dało; po drugie – jest i tak o niebo lepiej, niż było wcześniej. W jaki więc sposób ułożyć tego typu rozmowy, by każda ze stron czuła się „fajnie” i „konstruktywnie”, a wskazywanie błędów było odbierane jako pomoc, a nie oskarżenie?
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Nowe centrum Katowic
- MCK a Strefa Kultury
- Wokół katowickiej Strefy Kultury: .KTW i Pierwsza Dzielnica
Plac Wolności w Kutnie
Kutno wyniosło betonozę na wyższy poziom – swój rynek nie tylko bowiem zabetonowało, ale również odtworzyło go na dachu parkingu – czyli na poziomie +1. Tym samym zdjęcia z realizacji miejskiej przebudowy placu Wolności obiegły internet, przerodziły się w memy i stały się symbolem ignorancji, arogancji, samochodozy i nienawiści do zieleni.
Betonoza – jako termin stworzony przez Jana Mencwela – jest przykładem silnego wpływu osób i instytucji nieposiadających specjalistycznego wykształcenia na urbanistykę i architekturę. To również efekt powstania ruchów miejskich, które od 2011 roku konsekwentnie popularyzowały wiedzę o instrumentach planowania miasta i wskazywały społeczne koszty i korzyści poszczególnych pomysłów na jego rozwój.
Popularyzacja i poszerzenie dyskusji o miastach przyniosły za sobą dwa bardzo ciekawe zjawiska. Pierwsze to partycypacja. Wciąż się jej uczymy, ale niezaprzeczalną korzyścią było wprowadzenie do projektowania i zarządzania miastami ludzkiego doświadczenia i poddawania pod słuszną wątpliwość tego, co wcześniej uchodziło za oczywiste i uniwersalne. Dla mnie partycypacja ma twarz rodzica z małym dzieckiem, który tłumaczy bezdzietnemu inżynierowi drogownictwa, jak trudno pokonuje się schody i kładki z dziecięcym wózkiem.
Dla części z nas partycypacja ma również inne oblicze. To populizm, który ma tendencję do szybkiego nakręcania afer bez weryfikacji tego, czy rzeczywiście etykietki „betonoza” albo „patodeweloperka” zostały przyszpilone do właściwych ludzi i realizacji. To rodzi strach, których jednych mobilizuje do lepszego projektowania, a drugich znieczula na partycypację w ogóle.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wesoła w Krakowie
Krakowski proces tworzenia Wesołej jako nowej dzielnicy miasta powinien być w centrum naszego zainteresowania. W 2019 roku władze miasta kupiły ten teren i znajdujące się na nim 19 zabytkowych budynków za 283 mln zł. Od tego czasu pojawiały się i znikały bardzo różne wersje wizji wykorzystania tej przestrzeni – od budowy kolejnego „salonu” Krakowa poprzez „miejsce przyjazne mieszkańcom” aż do nowej dzielnicy odpowiadającej na wyzwania przyszłości. W tle mamy jeszcze proces tworzenia planu miejscowego i własne pomysły miejskiej spółki – formalnego właściciela – która lubi zaskoczyć nagłą decyzją o sprzedaży jednego z budynków albo odmienną koncepcją ich komercjalizacji.
Od kilkunastu miesięcy na tym terenie trwa proces budowania dzielnicy kreatywnej koordynowany przez Krakowskie Biuro Festiwalowe. Z uwagą przyglądam się tym działaniom, bo ich przebieg, wypracowane rozwiązania, ewentualne sukcesy i porażki mogą pomóc nam zdobyć wiedzę i wyobraźnię o tym: w jaki sposób można wykorzystać pustostany w miastach; jak dawać drugie życie zabytkowym budynkom; jak rozmawiać o wspólnych miejskich wartościach w kontekście partykularnych interesów; jak budować zaufanie do pozornie nierealnych marzeń; oraz jak radzić sobie z presją osiągania błyskawicznych efektów w czymś, co w swej istocie wymaga dużej ilości czasu i cierpliwości.
Wesołą koniecznie trzeba mieć na oku. Ale takim, które będzie umiało wejrzeć głęboko w proces, a nie tylko jego fizyczne ślady pozostawione w miejskiej przestrzeni.