Spis treści
- Otwarta debata „BUW, który zmienił wszystko”
- BUW zaczęto projektować w 1993 roku. Żyliśmy wtedy na zupełnie innej planecie
- Zrezygnowano z zamkniętych magazynów na rzecz wolnego dostępu
- Finansowanie oznaczało wycinkę dzikiej roślinności i uporządkowanie ogrodu
- Miedź miała znaczenie estetyczne, beton miał przypominać o sile
- Współczesne życie BUW - czy i jak modernizować?
Otwarta debata „BUW, który zmienił wszystko”
11 czerwca 2025 roku odbyło się spotkanie podsumowujące 25-lecie istnienia gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie na Powiślu. Wydarzenie zatytułowane „BUW, który zmienił wszystko” miało formę otwartej debaty, w której uczestniczyli m.in.: prof. Marek Budzyński – architekt gmachu, Ewa Kobierska-Maciuszko – była dyrektorka BUW (2003–2013), dr Henryk Hollender – dyrektor BUW w latach 1992–2003, Barbara Siedlicka – kierowniczka Sekcji Zieleni UW, a także przedstawiciele samorządu studentów i doktorantów. Rozmowę poprowadziła Anna Cymer i Artur Celiński.
BUW zaczęto projektować w 1993 roku. Żyliśmy wtedy na zupełnie innej planecie
Nowy gmach Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie stanął na terenie, który przez lata uchodził za zapomniany fragment Śródmieścia. Dziś to jeden z najbardziej prestiżowych i drogich adresów w mieście. Wystarczy zauważyć, że Elektrociepłownia Powiśle, dostarczająca dziś mieszkańców w rozrywkę, apartamenty i luksusowe produkty, na początku lat 90. zaopatrywała stolicę w prąd produkowany za pomocą 35 kotłów. W takim kontekście historia zaprojektowanego przez Marka Budzyńskiego i Zbigniewa Badowskiego budynku jest świetnym przykładem zmiany myślenia o przestrzeni i roli architektury w przemianie miasta. Ćwierćwiecze jego użytkowania rodzi jeszcze jedno pytanie - czy tak ważny dla Warszawy obiekt wciąż reprezentuje nowoczesność, czy może zaczyna dojrzewać do statusu zabytku?
Geneza BUW-u sięga lat 80., gdy biblioteka uniwersytecka mieściła się jeszcze na centralnym kampusie UW. Wydawnictw i książek przybywało, studentów było coraz więcej, a przestrzeń stawała się niewystarczająca. W roku '89 rozważano przeniesienie biblioteki do opuszczanego wówczas gmachu Komitetu Centralnego PZPR – tzw. Białego Domu. Pomysł ten spotkał się z początkowym entuzjazmem, który zaczęli studzić architekci tego gmachu. Stołeczny Biały Dom, choć imponujący, został przez nich uznany za zupełnie niedostosowany do funkcji bibliotecznej ze względu na swój monumentalny charakter i podporządkowanie funkcji biurowo-reprezentacyjnej.
Gdy stało się jasne, że biblioteka powinna zostać zbudowana od nowa, kluczową sprawą stała się lokalizacja. Powiśle ani przez moment nie było uznawane za dobre ku temu miejsce. Przez moment podejrzewano nawet, że ten wybór jest rodzajem kary dla całej społeczności uniwersyteckiej. Sprawy nabrały tempa, gdy opiekę nad inwestycją przejęła Fundacja Uniwersytetu Warszawskiego i inżynier Robertowi Rzesoś, który okazał się być zręcznym i efektywnym organizatorem całego procesu.

i

i
Zrezygnowano z zamkniętych magazynów na rzecz wolnego dostępu
Konkurs na projekt nowej siedziby BUW ogłoszono 1 maja 1993 roku. Warunki opracowano wspólnie z warszawskim oddziałem SARP. Kluczowym atutem programu funkcjonalnego, jak wspominał Marek Budzyński, była jego spójna wizja działania i organizacji biblioteki. To właśnie ona zadecydowała o udziale jego zespołu w konkursie.
Czytaj także: BUW, który zmienił wszystko. Czy wciąż jest symbolem nowoczesności? Zapowiadamy debatę!
Jednym z najbardziej innowacyjnych założeń była rezygnacja z zamkniętych magazynów na rzecz wolnego dostępu do zbiorów – rozwiązania, które w Polsce lat 90. wciąż budziło wiele obaw. Dominowało wówczas przekonanie, że książki będą masowo niszczone lub będą ginęły. Ewa Kobierska-Maciuszko wspomniała:
Ludzie uważali, że książki zostaną rozkradzione. Ja na to odpowiadałam, że jest cała literatura przedmiotu na temat bibliotek z wolnym dostępem, która wykazuje ubytki na poziomie promili rocznie, więc to w ogóle nie jest istotne. Oczywiście mówimy o tej części zbiorów, która służy bieżącej dydaktyce i uprawianiu badań naukowych. Nie mówimy o żadnych unikatach ani rękopisach, prawda? Mówimy o podstawowym księgozbiorze. Naszą ambicją było, żeby na dzień otwarcia tej biblioteki stanął milion woluminów w wolnym dostępie z tych naszych 2,5 miliona.

i
Finansowanie oznaczało wycinkę dzikiej roślinności i uporządkowanie ogrodu
Ogród na dachu BUW-u od początku był integralnym elementem projektu - zresztą wymuszona ówczesnym założeniem urbanistycznym, które w tym miejscu przewidywało lokalizację biblioteki i ogrodu botanicznego. Pierwotnie miały one funkcjonować obok siebie. To Marek Budzyński zdecydował, że roślinność powinna zostać przeniesiona na dach, tworząc z budynkiem spójną całość. Chciał, by ogród wyrastał naturalnie, zgodnie z warunkami miejsca – nie jako ozdoba, ale jako żywa, organiczna część architektury.
Za projekt ogrodu odpowiadała Irena Bajerska, uznana architektka krajobrazu. Jej koncepcja łączyła estetykę z funkcjonalnością – dach miał nie tylko być przestrzenią rekreacyjną, ale również pełnić funkcję retencyjną i wspomagać chłodzenie budynku. Brak środków sprawił jednak, że początkowo projekt początkowo nie został zrealizowany. W oczekiwaniu na finanse zieleń rozwinęła się samorzutnie – nieplanowana, dzika, sięgająca dwóch metrów wysokości. Dla Budzyńskiego był to moment symboliczny – natura przejęła projekt zgodnie z jego pierwotną intuicją.
Czytaj także: Kaskadowe tarasy na dachu, scena, podświetlana wieża. Ten wieżowiec nie będzie bardzo wysoki, ale dopieszczony
Dzikość musiała ustąpić, gdy pojawiły się pieniądze. Wówczas władze uczelni wróciły do pierwotnego planu i ogród został zrealizowany zgodnie z projektem Bajerskiej. Wiązało się to z wycinką dzikiej roślinności i uporządkowaniem przestrzeni. Budzyński odbierał tę decyzję jako administracyjną ingerencję, która złamała naturalny charakter ogrodu. W kontrze do jego zdania pozostaje dzisiejsza opiekunka ogrodu, Barbara Siedlicka, która podkreśla, że ta przestrzeń została zaprojektowana idealnie i do dzisiaj wizja Bajerskiej sprawdza się wyśmienicie.
Jak jednak zwraca uwagę Siedlicka, dach BUW-u to przestrzeń wymagająca stałej i coraz bardziej intensywnej opieki. Wjazd jakimkolwiek pojazdem jest niemożliwy, więc cała praca – od podlewania po transport narzędzi – odbywa się ręcznie. Latem temperatura na dachu sięga 50 stopni, co dodatkowo utrudnia pielęgnację. Zmiany klimatyczne wymuszają korekty w nasadzeniach – brak śnieżnych zim wpływa na kondycję roślin. Zmienił się też charakter miejsca. Kiedyś popularny punkt na mapie ślubnych sesji i szkolnych wycieczek, dziś ogród staje się przestrzenią bardziej cichą, refleksyjną – w kontraście do coraz ciaśniejszej zabudowy Powiśla. Dzięki zastosowaniu tzw. „białej wanny” (konstrukcji betonowej o podwyższonej odporności na przenikanie wody), całość działa jako szczelny system retencyjno-izolacyjny.

i
Miedź miała znaczenie estetyczne, beton miał przypominać o sile
Marek Budzyński projektował BUW jako przestrzeń, która nie tylko spełnia funkcje edukacyjne, ale także nobilituje użytkowników i skłania do refleksji. Gmach miał być nie tylko biblioteką, lecz również miejscem kontemplacji i wspólnoty – przestrzenią, w której architektura mówi o wartościach. Budzyński zaprojektował cztery fasady: trzy z nich to ściany biologicznie czynne, czwarta – kulturowa – została pokryta cytatami literackimi. W jego ujęciu architektura służy przekształcaniu przestrzeni tak, by umożliwiała i wspierała życie.
Czytaj także: Wmurowali 30 dowodów w ceglaną ścianę, na pamiątkę. Na zewnątrz miedziane piramidki, w środku sztuka i kula do symulacji
Wybór materiałów nie był przypadkowy. Miedź miała znaczenie estetyczne, ale też symboliczne. Beton – surowy, trwały, o rzymskim rodowodzie – miał przypominać o sile i pokorze. Dla architekta był to materiał bliski naturze, solidny i ponadczasowy.
Współczesne życie BUW - czy i jak modernizować?
Integralną częścią dyskusji o zmianie wywołanej przez BUW stały się także konsekwencje tej zmiany, jakie dotknęły sam budynek. Otaczającego go Powiśle to już zupełnie inne miasto. W jego bezpośrednim otoczeniu wyrosła liczna konkurencja - od Centrum Nauki Kopernik, poprzez Elektrociepłownię Powiśle, aż po Bulwary. Doszło do tego, że obiekt BUWu niknie w otoczeniu sąsiednich budynków i staje się niedostrzegalny z perspektywy prawego brzegu Wisły. Inni są też studenci i sposób korzystania z wiedzy. Uczestnicy debaty zwracali uwagę, że być może już niebawem BUW przestanie być miejscem kontaktu z drukowaną książką, a stanie się po prostu przestrzenią do nauki i wspólnej pracy.
Zmiany widać także w komercyjnej części BUWu. Lokale usługowe nie cieszą się już taką popularnością jak na początku. Pierwsi użytkownicy budynku pamiętający kręgięlnię, księgarnię czy restuarację mogą się zdziwić, że ich miejsca zostały zajęte przez przestrzenie dla doktorantów, uczelnianą galerię sztuki czy po prostu stoją opustoszałe. Z pewnością obecną dyrekcję Biblioteki czeka sporo wyzwań. Adaptacja budynku do nowych okoliczności może wiązać się z istotną ingerencją w tkankę budynku. Prof. Budzyński podkreślał jednak, że budynek został tak zaprojektowany, aby jego wnętrze można było łatwo modernizować. Z satysfakcją podkreślał jednak, że cieszy go brak uwag dotyczących bryły i sposobu zaprojektowania fasad budynku.
Uczestnicy debaty zgodzili się z nim, że BUW przetrwał próbę czasu – zarówno pod względem architektonicznym, jak i funkcjonalnym. Jego największą siłą pozostaje umiejętność łączenia różnych ról: magazynu wiedzy, przestrzeni edukacyjnej, miejsca spotkań, a nawet atrakcji turystycznej.M
