Spis treści
- Feniks w Krakowie od początku miał pod górkę. Razem z nim wspinał się Adolf Szyszko-Bohusz
- Dom czynszowy w wydaniu neobarokowym i neorenesansowym
- Feniks odradza się w formie modernistycznej - i luksusowej
- Skandal, proszę państwa, to był 20 lat temu. Czyli nihil novi sub sole
- Kilka lat później dyskusje o attyce i mansardzie Feniksa nie mają już znaczenia
Feniks w Krakowie od początku miał pod górkę. Razem z nim wspinał się Adolf Szyszko-Bohusz
Działka przy Rynku Głównym 41 w Krakowie już od dekad była obiektem afer, plotek i teorii wszelakich, kiedy początkiem lat 30. z nowego gmachu zdjęto wreszcie rusztowania. Najpierw (jeszcze w 1913 roku) wyburzono tu trzy stare, średniowieczne kamienice z myślą o nowym hotelu. Przez lata działka stała pusta. Później podłużną parcelę rozciągającą się na ul. św. Jana kupiło austriackie Towarzystwo Ubezpieczeniowe na Życie "Feniks", a wykonanie projektu nowego luksusowego domu czynszowego zlecono krakowskiemu architektowi Adolfowi Szyszko-Bohuszowi. Tak rozchwytywanemu i tak ustawionemu, że przylgnęła do niego ubrana w komplement uszczypliwość: Adolf Wszystko-Bohusz.
Ileż się architekt napracował! Z projektem wciąż było coś nie tak - to nie pasował tym, to nie pasował tamtym. Ostatecznie, kiedy budynek stanął, konserwatywny Kraków długo nie mógł przyzwyczaić się do nowoczesnej formy. Mianowali go "Domem pod Kominami". A kiedy wybuchła II wojna światowa, Niemcy też dodali swoje trzy grosze, ścinając budynek i ucinając kontrowersje - ale czy na pewno ucinając?

i
Dziś krakusy tęsknią za "kominami", a gdyby zobaczyły pierwszy, odrzucony projekt Szyszko-Bohusza, pewnie zatęskniły by i za nim - zachodnim, wiedeńskim, wytwornym. Są wśród nich i tacy, co tęsknią za wyburzonymi kamienicami.
A przedwojenny Kraków? Wkrótce prasa i śmietanka towarzyska przerzuciły się na inną kontrowersję - modernistyczny wieżowiec w samym środku Starego Miasta. Zbyt wysoki dla sąsiedniej zabudowy i zbyt wysoki, by uzyskać pozwolenie na budowę. A jednak nie zbyt wysoki, by i tak - sposobem - go wybudować. Po awanturze o Dom pod kominami został z nimi jednak wierszyk opublikowany w satyrycznych Wróblach na dachu, wraz z fotomontażem:
Boże zmiłuj się nad nami / To jest dom pod kominami / Z szklanemi przepuklinami – / Wszystko szare – on czerwony / Siądźcie na nim kawki, wrony!!!

i
Dom czynszowy w wydaniu neobarokowym i neorenesansowym
Szyszko-Bohusz otrzymał zlecenie od Feniksa, bo wygrał zamknięty konkurs, pokonując czterech innych krakowskich architektów. Zaproponował budynek w stylu neobarokowym, z dachem mansardowym zwieńczonym figurą Atlasa trzymającego kulę ziemską. Fasada ciężka od ornamentu, a jednak obficie przeszklona. Już pierwsze spojrzenie daje jasny sygnał: luksus. Architekt doskonale zdawał sobie sprawę, że inne rozwiązanie w tak ważnym dla miasta miejscu może wywołać potężne kontrowersje. Tym bardziej, że budynek miał mieć zawrotne 25 metrów wysokości, czyli o 5 metrów więcej niż sąsiedzi. Musiał też liczyć się z tym, że propozycja podwyższenia zabudowy względem sąsiednich kamienic (na życzenie inwestora) spotka się z krytyką. Zgrabnie wycofał więc wysoki dach, by nie rzucał się w oczy tak bardzo, jak dwa zwykłe piętra.
Na nic zdały się jego zabiegi. Biuro konserwatora (lub inny urząd - źródła nie są zgodne) odrzuciło projekt. Wcale nie ze względu na wysokość, a rzekomo ze względu na archaizowaną formę i mansardowy dach. Wśród krakowskich architektów zawrzało - była to decyzja niezrozumiała i kuriozalna.
Zobacz także: "Tylko mi Panowie budować bez kantów", pogroził Piłsudski. I źle go zrozumieli
Rozpoczęły się poszukiwania projektu nowego i akceptowalnego dla wszystkich stron. Było to pasmo porażek, a Szyszko-Bohusz, prokurując nowe wizje pod presją, tworzył obiekty wyjątkowo nieudane, z których on sam nie mógł być zadowolony. Żaden z nich nie został zaakceptowany - poza jednym. Stanęło na osobliwym i najbardziej ze wszystkich prób nieudanym pomyśle z attyką ozdobioną geometrycznymi neorenesansowymi wzorami (arch. Henryk Jasieński pisał: "wszystko tu jest nieszczere i chybione"). Ostatecznie i tę wersję odrzucono, a architekt postawił wszystko na jedną kartę - i była to karta modernistyczna.

i

i
Feniks odradza się w formie modernistycznej - i luksusowej
Wysokość budynku zatwierdzona przez miasto musiała być dla Szyszko-Bohusza niewygodą. Utrudnienia nie mógł obejść już mansardem, odrzuconym przecież przez konserwatora. Pozostała zatem attyka. Tu zdecydował się ukryć dwa ostatnie piętra wersji modernistycznej. Okna poprowadził pionowymi pasami w formie wykuszy. Jako awers, "wklęsłe" okna balkonowe na attyce. Konstrukcja żelbetowa. Parter - przeszklony. Charakterystyczne "kominy" attyki, jak je złośliwie nazwano, były nawiązaniem do historycznej zabudowy Krakowa, miały wchodzić w dialog z Sukiennicami i całkiem dobrze im to wychodziło. Architekt robił co mógł, by wpisać się w zabudowę Rynku Głównego, nie wpadając przy tym w pułapkę imitacji stylów minionych.
Projekt spodobał się inwestorowi i postanowiono o realizacji. Ponoć zezwolono na nią tylko dzięki osobistemu wstawiennictwu prezydenta Mościckiego, na prośbę udręczonego architekta.
Niestety, w urzędzie nakazano jeszcze zmianę wyglądu parteru, który pierwotnie miał być całkiem przeszklony - łącznie z narożnikiem. Wprowadzono też mniej widoczne zmiany przy attyce od strony ul. św. Jana - rozdźwięk między falbanami attyki od Rynku i od św. Jana jest widoczny na archiwalnych zdjęciach. Według środowiska wszystkie te zmiany okazały się niekorzystne dla budynku oraz całościowego wyglądu okolicy. Ostatecznie jedynym projektem, jaki miasto i służby konserwatorskie zaakceptowały, był ten najmniej udany, odrzucony przez inwestora i architekta. Ten, który zrealizowano, formalnie - podobno - akceptacji nie uzyskał.

i
Budynek wykończono, nie zostawiając miejsca na wątpliwości, dla kogo jest przeznaczony. Portal, od strony św. Jana, z tufu filipowickiego - do dziś jedyny w mieście. Narożnik zaakcentowany połyskującą rzeźbą Felicjany w stylu art deco. To aluminium. W 1934 roku rzeźbę wykonał Karol Muszkiet. Wnętrza klatki schodowej wyłożono marmurami, a pomieszczenia - absolutna nowość w Krakowie - wyposażono w klimatyzację. Mieszkania miały dostęp do zsypów na śmieci.
Rzecz jasna, odpowiednio wykończono również część kawiarniano-usługową. Swoje punkty mogły tu otworzyć tylko odpowiednie firmy. Po Wedlu zachowało się oryginalne wnętrze z charakterystyczną mozaiką na podłodze i ścianami wyłożonymi czerwonym trawertynem (innych przykładów jego wykorzystania w mieście nie znajdziemy). Projektował je Leon Dębnicki. Budynek ozdobił pierwszy w Krakowie neon.
Zobacz także: Malowidło Zofii Stryjeńskiej w Domu Wedla w Warszawie. Malarka chciała przed tym zleceniem uciekać z kraju
W 1932 roku wprowadzili się bogaci mieszkańcy, a lokale wypełniły się klientami - w tym ekskluzywny, kultowy klub rozrywkowy Feniks.

i
Skandal, proszę państwa, to był 20 lat temu. Czyli nihil novi sub sole
Choć cała inwestycja odbiła się szerokim echem w prasie i krakowskich salonach, Szyszko-Bohusz wyszedł z sytuacji obronną ręką. Kiedy kurz budowy powoli opadał, a na parter wprowadził się sklep firmowy Wedla i biuro Orbisu, w miesięczniku Architektura i Budownictwo ukazał się obszerny tekst Henryka Jasieńskiego, architekta i bliskiego współpracownika Szyszko-Bohusza, w którym opisywał szeroko kontekst awantury o "Feniksa". W artykule rysuje się smutny obraz architektury i ochrony zabytków, w którym każdy zobaczy odbicie czasów dzisiejszych. A były przecież dopiero lata 30.
Jasieński przekonywał, że prawdziwy skandal miał miejsce nie podczas budowy domu czynszowego "Feniksa", a podczas burzenia jednej z kamienic w 1913 roku. Nowy budynek, sam w sobie, łagodniej byłby według niego oceniany, gdyby stał w innym miejscu, nie zaś w środku Rynku przeznaczonego przecież dla historycznych kamienic. Jak zwykle zabrakło jednak procedur, by rozbiórkę powstrzymać. W ocenie właściciela kamienicy (był nim lokalny krezus, Tadeusz Będzikiewicz) nie przebiera w słowach.
Do zburzenia tej kamienicy przedewszystkiem nie należało dopuścić. Mówiąc "nie należało dopuścić", zdaję sobie doskonale sprawę, że wobec złej woli i braku kultury jednostki, mającej prawo nieograniczonego używania i nadużywania swej przypadkowej własności, a spodziewającej się osiągnąć jakiś zysk przez zniszczenie zabytku, wszelka akcja czynników tak urzędowych, jak obywatelskich jest niemal z góry skazana na niepowodzenie. Pamiętamy wszak, jak bohaterskich już wprost wysiłków trzeba było dla uratowania rzekomo zawaleniem grożącej "budy" i "rudery", a dziś monumentalnego gmachu rządowego, jakim jest inny narożnik Rynku, dom "pod Krzysztofory". Tembardziej trudno coś uzyskać, gdy chodzi o zabytek nie wyjątkowy, lecz tylko typowy, i ważny nie sam dla siebie, lecz jako składowy element całości
— pisał Jasieński. Będzikiewicz kamienice wyburzył z myślą o luksusowym hotelu. Ostatecznie nie udało się go wybudować - przeszkodził wybuch I wojny i kryzys ekonomiczny. A jednak Będzikiewicz na początku lat 30. zleci wykonanie projektu innego domu czynszowego Fryderykowi Tadanierowi - tak w 1931 roku powstanie tzw. Dom Będzikiewicza przy Placu Inwalidów 7-8.
W artykule oberwało się również inwestorom myślącym wyłącznie o zysku. Nieszczęsne podwyższenie budynku do 25 metrów już na starcie ustawiło projekt na pozycji straconej.
I tu popełniono znowu zasadniczy grzech, pozwalając w drodze wyjątku na wysokość 25 m [...]. Decydująco oddziałała chęć jak największego wyzyskania przestrzeni, a precedensy, jeśli wogóle się na nie powoływano, posłużyły już tylko na odczepkę dla uspokojenia sumienia architektonicznego [...]. Teraz dopiero zawezwano architekta, dano mu ramę postanowionych już wymiarów i powiedziano mu: rób — i żeby było dobrze. Architekt stanął więc wobec zadania ogromnie trudnego, prawie niemożliwego do rozwiązania, i przypomnijmy, że rozwiązał je odrazu znakomicie
— przekonywał architekt, wskazując, że należało wykonać pierwszy projekt Szyszko-Bohusza, najlepiej zaprojektowany dla narożnej działki przy Rynku.

i
Kilka lat później dyskusje o attyce i mansardzie Feniksa nie mają już znaczenia
Podczas II wojny światowej Niemcy wprowadzili się do Krakowa. Choć uchroniło to miasto przed zniszczeniem, dom czynszowy Feniksa przypłacił to swoim pierwotnym wyglądem, w którego wypracowanie Szyszko-Bohusz włożył tyle wysiłku. Jak podaje Barbara Zbroja, "w 1941 roku elewacja frontowa Feniksa, jako przykład «zwyrodniałej architektury żydowskiej», została przebudowana w duchu klasycyzmu" (Architektura międzywojennego Krakowa 1918-1939, s. 135). Autorem przebudowy był architekt Georg Stahl.
Okna przedzielono pilastrami, a nieszczęsną attykę, o którą jeszcze kilka lat wcześniej tak walczono, rozebrano. Jakby na złość, zastąpiono ją niewysokim dachem mansardowym. Pionowe pasy okien przerwano. Attykę od strony ulicy św. Jana, przed wojną krytykowaną za zubożoną przez urzędników formę - pozostawiono. Usunięto Felicjanę (według niektórych źródeł Feniksjanę, nazywaną też kobietą ze sztuczną szczęką) i wyrzucono na złom. W takiej formie, obcej, choć dziś już oswojonej, Feniks pozostał do dzisiaj. Mimo gruntownego remontu przeprowadzonego w 1996 roku pod okiem konserwatora, nie przywrócono aluminiowych okien ani formy przewidzianej przez Adolfa Szyszko-Bohusza. Attyka pozostała na zdjęciach. Wróciła natomiast Felicjana - w latach 40. ze złomowiska zabrał ją mieszkaniec Krakowa, Andrzej Unger. Przy okazji remontu zwrócił ją miastu, by wreszcie wróciła na swoje miejsce.
Od 1945 roku w Feniksie mieści się kultowa kawiarnia Rio, z oryginalnym, powojennym wyposażeniem wnętrza.
Źródła: Henryk Jasieński, Na temat domu "Feniksa" w Krakowie [w:] Architektura i Budownictwo (10/1932), s. 327-331; Barbara Zbroja, Architektura międzywojennego Krakowa 1918-1939, wyd. Wysoki Zamek (2013); Coś dla torpedy [w:] Wróble na dachu (30/1932); zabytek.pl, Feniks: historia budynku / krowoderska.pl
