Historia budynku
Zarówno wśród architektów, jak i przedsiębiorców nie brakuje ludzi chętnych do wychodzenia poza strefę własnego komfortu i podejmowania się nowych wyzwań. Próba wcielania w życie eksperymentalnych wizji, niezależnie od sektora, wiąże się zawsze z dużym ryzykiem, nawet jeżeli osoby biorące udział w takim przedsięwzięciu mają ogromne doświadczenie pozwalające przewidzieć i uniknąć tego rodzaju trudności.
Podejrzewam, że wielu projektantów przyznałoby rację stwierdzeniu, że już samo podjęcie zamierzenia inwestycyjnego w polskich warunkach jest obciążone tak dużym ryzykiem, że nawet zbudowanie zwykłego domku jednorodzinnego zdaje się rejsem po pełnych raf, rekinów i piratów wodach Morza Sargassowego. Na drodze stoi tu wszystko: fatalne plany miejscowe, będące wynikiem wadliwej ustawy o Zamówieniach Publicznych i ich (delikatnie mówiąc) zaskakujące interpretacje urzędowe, brak nawet złych planów miejscowych i trudne do przewidzenia negocjacje co do kształtu wyjściowego pomysłu, często zmieniane prawo budowlane i przepisy, trudna sytuacja własnościowa (zwłaszcza w Warszawie) i last but not least istnienie takich tworów, jak legendarne już Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie (nomen omen!). Całą tę gehennę przechodziłem chociażby podczas projektowania Domu Kereta, który ze swoimi 62-152 cm szerokości, stał się najwęższym budynkiem na świecie.
Centrum wielofunkcyjne Implant, które aktualnie realizujemy na rogu Chmielnej i Żelaznej w Warszawie, to obiekt nietypowy. Dlatego w przypadku tego projektu do lawirowania między rafami musimy, w przenośni rzecz ujmując, dorzucić szybki lot między deszczem meteorytów. Dlaczego? Po pierwsze ze względu na charakter działki, po drugie z uwagi na materiał, z którego ma być wykonany zespół (kontenery), po trzecie z powodu programu użytkowego (zespół usługowo-handlowy z funkcją kulturalną). Pomysł stworzenia Implantu zrodził się w głowach młodych przedsiębiorców, którzy wynajęli na pięć lat działkę, niegdyś zajmowaną przez jeden z najdłużej bronionych bastionów Powstania Warszawskiego – budynku Dworca Pocztowego (Reduta Żelazna). Działka zlokalizowana na rogu ulic Chmielnej i Żelaznej, dawniej jednej z ważniejszych osi życia żydowskiego w stolicy, otoczona jest przestrzennym miszmaszem skal i form, z których jedyne sensowne urbanistycznie odniesienie to wciąż istniejąca, choć znajdująca się w fatalnym stanie, pierzeja ulicy Chmielnej. Dodatkowo działka sąsiaduje z terenem należącym do jednej ze spółek PKP, na którym znajduje się wjazd do Tunelu Średnicowego, w związku z tym może być mocą odpowiedniej ustawy zawłaszczona przez kolej, na przykład, jako zaplecze budowy podczas remontu tunelu.
Ze względu na czasowy charakter najmu inwestorzy postanowili zbudować obiekt z przerobionych kontenerów morskich, które można będzie po upływie pięciu lat rozebrać i przenieść w inne miejsce. Podobnym założeniem kierują się, z sukcesem, inwestorzy zespołów kontenerowych powstających na całym świecie, od Berlina po Seul, tyle że zazwyczaj obiekty te są dwupoziomowe albo o powierzchni zdecydowanie mniejszej niż 5000 m2.
W przypadku Implantu warunkiem uzyskania akceptacji zarówno architekta miasta, jak i urzędu dzielnicy było stworzenie wielofunkcyjnego miejsca o cechach inkluzywnego kwartału, do którego będą mieli dostęp nie tylko klienci restauracji i sklepów, ale i mieszkańcy okolicznych kamienic. Ze względu na stosunkowo duże odległości dzielące tę lokalizację od najbliższego parku czy skweru, wnętrze kwartału ma stać się „zielonym sercem” tej części miasta. Założenie nie ma mieć cech „niskopiennego” lokalnego bazarku, ale swoją wysokością nawiązywać do zabudowy północnej pierzei ulicy Chmielnej. Dlatego też zdecydowaliśmy o zastosowaniu trzech poziomów kontenerów, gdzie parter będzie otwarty do wnętrza kwartału, a antresole i połączone z obiegającą zespół galerią sklepy znajdą się na poziomie +1. Po ustawieniu na nich dodatkowych dwóch warstw ażurowych attyk stanowiących przestrzenne trejaże dla pnączy, obiekt uzyska analogiczną wobec ulicy Chmielnej wysokość.
Składające się z 12 segmentów rozdzielonych bramami trzy skrzydła zamykają zespół od strony biurowca Warty oraz ulic, uzupełniając przy okazji ważny, do tej pory pusty narożnik. Od południa, odsunięty o ponad 20 m od działki PKP, znajdzie się niski budynek hali wielofunkcyjnej, w której ma być również zlokalizowane Muzeum dla Dzieci. Dzięki temu Implant będzie też chętnie odwiedzany przez rodziców z dziećmi, które oprócz zwiedzania muzeum będą mogły skorzystać z planowanego na dziedzińcu placu zabaw.
Dzięki nasadzeniom pnączy zespół ma stać się wielkim „łapaczem smogu”. Zieleń pojawi się zarówno wzdłuż elewacji od strony ulic, jak i w przejściach bramnych, a także na dachach najwyższej kondygnacji, skąd w dół i w górę rośliny będą piąć się po trejażach i siatkach mocowanych do elewacji niższych poziomów.
Implant jest swoistym „działającym prototypem” zbudowanym z przeskalowanych 202 klocków – testowym rozwiązaniem, które przypomina raczej makietę docelowej formy, jaką w przyszłości mógłby stać się opracowywany kwartał. Stanowi on antytezę amerykańskiej typologii „wieży na piedestale”, którą spotkać możemy na całym świecie, w tym w Warszawie, i to nie tylko w wieżowcach późnego modernizmu, ale i w tych projektowanych współcześnie.
Czytaj też: Mikroapartamenty w Nowym Jorku |
Konstrukcja
Głównym czynnikiem decydującym o wyborze technologii był okres najmu działki. Ta zmienna wpływa na następujący ciąg logiczny: musimy szybko zaprojektować, uzgodnić i dostać pozwolenia, następnie postawić obiekt składający się z kontenerów, w którym jak najszybciej muszą pojawić się najemcy (restauratorzy oraz właściciele sklepów i usług), którzy dostosują lokale do swoich potrzeb. Najpierw jednak musimy tę część „odebrać”. Kiedy lokale usługowe w kontenerach zaczną działać, wówczas zaczniemy budować wielofunkcyjną halę zlokalizowaną od strony południowej, a po jej odbiorze ostatecznie otworzymy cały kompleks.
Ze względu na ograniczony czas zdecydowaliśmy, że wspomniane wyżej klocki muszą być tanio pozyskanymi chińskimi kontenerami morskimi (Chiny produkują ponad 90% światowego zasobu kontenerów), które po przetransportowaniu do fabryki doświadczonego wykonawcy, firmy Flexicube, przechodzą konieczną transformację, by sprostać wszystkim wymaganiom budynku (zwłaszcza wymaganiom konstrukcyjnym i przeciwpożarowym). Kontenery powiązane będą systemowymi łącznikami – w poziomie tzw. bridge-fitting'ami, w pionie tzw. twist-lock'ami. Dzięki tym elementom konstrukcja pozostanie stabilna, nie będzie przypominała charakterystycznych, kontenerowych podstaw pod reklamy spotykane zwłaszcza przy autostradach, które z łatwością przewracają się, urozmaicając rodzimy krajobraz. Pomiędzy kontenerami, w pionie i w poziomie, umieszczane są systemowe uszczelki domknięte taśmą bitumiczną i dodatkową obróbką blacharską nazywaną w slangu wytwórców prefabrykatów kontenerowych tzw. „opierzeniami”.
Warto wspomnieć, że kontener morski w razie pożaru dosłownie składa się w ciągu siedmiu minut, dlatego po zdjęciu dodającej sztywności specjalnej blachy trapezowej, całość konstrukcji, w tym nowe dwa ciągi słupów i żeber dających sztywność oraz dodatkowe żebra stropowe i ramy do montażu okien, muszą zostać zabezpieczone przeciwpożarowo na poziomie przynajmniej 30 minut odporności. Po ponownym zamknięciu warstwą licującej stali wykonywane są otwory instalacyjne, których jest niemało ze względu na gastronomiczny charakter lokali, co przy większych otworach wymaga wprowadzenia uprzednio dodatkowych usztywnień. Następnie po obrysie dolnego i górnego pasa ramy w części kontenerów, jak i 34 ramach attykowych spawane są pręty do montażu siatki trejaży dla pnączy. Całość skorupy jest piaskowana, pokryta warstwą podkładu i ostatecznie lakierowana jasną szarością Telegrau, która w przeciwieństwie do zazwyczaj stosowanego antracytu obniża temperaturę zewnętrznej powierzchni ściany z 73 do 40°C, co ma wpływ na wydatki energetyczne związane z nagrzewaniem przegrody. Niestety jasny kolor elewacji „wyciąga” również wszystkie deformacje i obicia blach trapezowych wynikające z ich transportowej przeszłości, które nie są tak widoczne, gdy blacha jest polakierowana na ciemny kolor. Łącznie 168 takich kontenerów wraz z 34 attykami zostanie zamontowanych na prefabrykowanych stopach fundamentowych z doprowadzonymi instalacjami zaopatrzonymi w specjalne, patentowe króćce zapewniające odpowiednią izolację oraz pozwalające na precyzyjne wpasowanie w przygotowane otwory w podłogach najniższej kondygnacji.
Osobnym problemem jest izolowanie warstw stropowych i podłogowych, jako że wysokość netto we wnętrzach ma wynosić minimum 250 cm w lokalach gastronomicznych ze względu na wymagania sanepidu.
W efekcie w stropach stanowiących dach wykorzystujemy wełnę mineralną o grubości 15 cm, zaś w ścianach – o grubości 10 cm, zamkniętą w przed-ściance z płyt gipsowo-kartonowych. Taka izolacja, ze względów przeciwpożarowych, otaczać musi wszystkie stalowe elementy konstrukcji, w tym słupy i zastrzały, których uroda warta byłaby pokazania, ale jak wiadomo safety first...
Zespół będzie ogrzewany powietrznymi pompami ciepła zasilanymi z instalacji miejskiej. We wnętrzach znajdą się naścienne jednostki grzewczo-chłodzące współpracujące z centralami zlokalizowanymi na dachach poziomu +1. Dla większości architektów nie jest niespodzianką, że największym wyzwaniem było „upakowanie” labiryntu instalacji wentylacji mechanicznej kuchni i sanitariatów i urządzeń, zwłaszcza central, na wąskich dachach, których forma wynika ze schodkowego czy tarasowego kształtu wszystkich 12 segmentów części kontenerowej. Większą część tej „menażerii” udało się zamknąć w obszarze ram attykowych, gdzie musiało się też znaleźć miejsce dla donic, które trzeba w miarę regularnie rozlokować wzdłuż zarysu budynku, by winobluszcz mógł „atakować” budynek z różnych kierunków.
Poziom komplikacji zwiększał fakt, że założeniem było zapewnienie przyszłym najemcom maksymalnie efektywnej, wręcz przeskalowanej wentylacji mechanicznej, do której będą mogli się podłączyć w ramach indywidualnych potrzeb. Ma to duże znaczenie zwłaszcza przy pełnych kuchniach, a w szczególności przy kuchni azjatyckiej z ciągłym smażeniu w wokach.
Tymczasem budowa trwa. Jeszcze nie jedna rafa przed nami, ale mamy świadomość, że wyznaczamy nowy szlak pośród pełnych niespodzianek wód inwestowania i budowania w Polsce. Pozostaje nam wierzyć, że bezpiecznie dopłyniemy do portu, a zszedłszy na ląd, będziemy chodzić od baru do baru po zielonym dziedzińcu! Zakończenie inwestycji planowane jest na drugi kwartał 2021 roku.
Czytaj też: URBAN RIGGER – pływający akademik od Bjarke Ingels Group |
Jakub Szczęsny
architekt (WA PW, Escuela Tecnica Superior D’Arquite-ctura de Barcelona i Ecole d’Architecture Paris la Defense), ilustrator, współzałożyciel grupy projektowej Centrala. Aktualnie prowadzi własne studio projektowe SZCZ w Warszawie. Autor i współautor m.in.: rewitalizacji stacji Powiśle w Warszawie, placu Gustawa Zielińskiego w Astanie, instalacji The Lace w Ogrodzie Narodów w Ramallah, „Domu między drzewami” w Podkowie Leśnej oraz Domu Kereta w Warszawie. Od 2009 roku prowadzi również projekty artystyczne m.in. w Izraelu, Autonomii Palestyńskiej czy Indiach. Od 2013 roku współtworzy markę domów energooszczędnych Simple House. Związany ze School of Form, WAPW i Anant University
Wielofunkcyjne centrum Implant
Warszawa, ul. Chmielna 75
Autorzy projektu architektonicznego: Jakub Szczęsny, Ryszard Szczęsny, Karolina Potębska
Wykonawca: Flexicube
Inwestor: Nowa Epoka Handlu
Projekt: 2017
Zakończenie realizacji: 2021
Do budowy obiektu wykorzystano 168 kontenerów morskich, które poddano transformacji. Aby uzyskać stabilną konstrukcję moduły połączono w poziomie bridge-fitting'ami, a w pionie twist-lock'ami