Biennale architektury w Wenecji

Autochton i terytorium: 18. biennale w Wenecji

Tegoroczne biennale, podążając za wezwaniem kuratorki Lesley Lokko, miało pokazać Afrykę jako „laboratorium przyszłości”. To się nie udało. Z perspektywy całości widać jednak, jak spójna, przemyślana i udana jest to wystawa. Biennale w Wenecji podsumowują Marcin Maraszek i Maciej Kaufman z pracowni archigrest.

Weneckie biennale architektury zawsze jest kolażem różnorodnych odpowiedzi na temat zadany przez kuratora / kuratorkę, nie zawsze jednak spójnych z jego / jej pierwotną intencją. W polifonii głosów można zazwyczaj odnaleźć elementy wspólne: globalne fascynacje i problemy oraz symptomatyczne dla nich figury. Nieoficjalnymi „bohaterami” poprzedniej edycji, odbywającej się pod hasłem „How will we live together” (Jak będziemy żyć razem), stały się grzyb i kamień. Pojawiając się niezależnie w wielu ekspozycjach i pawilonach, włączyły do tytułowej wspólnoty „we” byty nie-ludzkie i na dobre wprowadziły antropocen do architektonicznego dyskursu. Tegoroczne biennale, podążając za wezwaniem kuratorki Lesley Lokko, miało pokazać Afrykę jako „laboratorium przyszłości”. To się nie udało. Uczestnicy wystawy rozeszli się w różnych kierunkach (tak metaforycznie, jak i geograficznie), co jednak należy uznać za sukces kuratorki. Z perspektywy całości, obejrzanej jak zawsze w napięciu i pośpiechu, widać jak spójna, przemyślana i udana jest to ekspozycja. Podobnie jak poprzednia, ma też swoich niekwestionowanych bohaterów. 

Afrykę reprezentuje głównie diaspora, osoby o afrykańskich korzeniach żyjące i pracujące w dużych ośrodkach globalnej północy – Nowym Jorku, Berlinie i, przede wszystkim, Londynie. W tekście kuratorskim pt. „Agenci zmiany”, otwierającym wystawę w Arsenale, Lokko wspomina trudności ze sprowadzeniem do Wenecji twórców z Afryki – brak środków, instytucjonalnego wsparcia i problemy wizowe. Są to realne wyzwania, uniemożliwiające partnerski dialog z Afryką i o Afryce. Zmierzyliśmy się z nimi, pracując nad naszą konkursową propozycją dla pawilonu polskiego, kiedy okazało się, że koszt udziału kolegi z Nigerii stanowi pokaźną pozycję budżetu i harmonogramu. Nie tłumaczy to dysproporcji w udziale osób poszczególnych narodowości – na biennale poznamy twórczość przedstawicieli zachodniej i centralnej części kontynentu afrykańskiego, przy niemal całkowitym braku reprezentantów krajów Maghrebu.

Z naszej lokalnej perspektywy uwagę zwraca też nieobecność architektów i inżynierów z Europy Wschodniej, w tym z Polski, tworzących infrastrukturę młodych państw Afryki czasów dekolonizacji. Specjaliści z pokolenia naszych dziadków byli co prawda uwikłani w walkę o strefy wpływów między komunistycznym Wschodem a kapitalistycznym Zachodem, jednak pracowali dla afrykańskich zleceniodawców. Zaznaczenie ich dorobku na wystawie pomogłoby zniuansować binarny podział na kolonizujących i kolonizowanych. Jak powiedział badacz tematu Łukasz Stanek – dla nich Afryka Zachodnia była „Zachodem”. W kontekście biennale widzimy, że była też „laboratorium przyszłości”, szansą na realizację nowatorskich projektów, mających wspomagać budowę narodowych tożsamości. Czy eksperyment się powiódł? Próbę odpowiedzi podjęli twórcy pawilonu serbskiego, Iva Njunjić i Tihomir Dičić, przedstawiając w formie studium przypadku zespół zabudowy targów w Lagos (proj. Zoran Bojović, 1974-1976). Od czasu realizacji, obiekty te organicznie obrosły kolejnymi kręgami spontanicznej zabudowy. Ich współcześni użytkownicy przed kamerą chwalą funkcjonalność budynków i są dumni z żywotności targu. Szerzej, choć powierzchownie, zjawisko „tropikalnego modernizmu” przybliża pawilon brytyjskiego Vicotria & Albert Museum. Pośród wielu fotografii znalazły się także dwa niewielkie zdjęcia futurystycznego zespołu targów w Akrze, zaprojektowanego w latach 1962-1967 przez Polaków, Jacka Chyrosza i Stanisława Rymaszewskiego (autorów projektu nie podano).

Biennale architektury w Wenecji 2023

i

Autor: Marcin Maraszek i Maciej Kaufman Tropikalny modernizm w pawilonie Vicoria & Albert Museum. Lightbox z fotografiami budynku targów w Akrze projektu Jacka Chyrosza i Stanisława Rymaszewskiego (1967).

Autochton

Afrykański kontekst dekolonizacji zdeterminował wymowę całej wystawy. Lokko oddała głos różnego rodzaju mniejszościom: rdzennym mieszkańcom dawnych kolonii (nie tylko afrykańskich), ale też twórcom „produktywnego pogranicza architektury”, niewielkim pracowniom, badaczom, edukatorom; szerzej – temu, co Lyotard nazwał „małymi narracjami”. Twórczynie i twórcy na równi z architekturą posługują się narzędziami dawnych kolonizatorów – antropologią, archeologią, kartografią czy geologią – które w ich rękach służą przywracaniu pamięci, odkrywaniu zależności, własnej ekspresji i emancypacji.

Za zbiorowego bohatera tegorocznego biennale należy zatem uznać właśnie ludy rdzenne, autochtonów (z greckiego: „z tej ziemi”), Pierwsze Narody różnych szerokości geograficznych. Pawilon krajów skandynawskich prezentuje kulturę ludu Sámi; zachęca, by wejść do ich ciepłych, wyłożonych futrami namiotów (co niewątpliwie będzie atrakcyjną propozycją w ostatnim miesiącu biennale). Pawilon Peru relacjonuje działania edukacyjne wśród społeczności Kichwa Lamas, Shawi i Aajún prowadzone pod nazwą „Calendar Project” (kuratorzy: A. León i L. Marcial). Kolumbijski projekt zajmuje się z kolei transformacją relacji z terytorium, „od ekstrakcyjnego do bardziej generatywnego i opartego na wyobraźni”. Ambicją twórców jest powołanie z ludem Inga Rodzimego Uniwersytetu Biokulturalnego, przypominającego chyba nasze uniwersytetu ludowe (Ursula Biemann, „Devenir Universidad”).

Niezwykle poruszająca jest praca angielsko-holenderskiej dziennikarki śledczej i architektki Alison Killing, która przy użyciu architektonicznych narzędzi precyzyjnie zrekonstruowała jeden z chińskich obozów pracy przymusowej dla Ujgurów oraz przybliżyła sylwetki kilku byłych więźniarek i więźniów. Killing nie tylko odtwarza przeznaczenie i układ cel, budynków więziennych i produkcyjnych czy towarzyszącej im infrastruktury przymusu, ale też na podstawie chińskich aktów prawnych szacuje liczbę więźniów obozu i całego chińskiego Gułagu. Bezpośrednio po wyjściu z pokoju, w którym odbywa się projekcja dokumentu, trafiamy na wystawę modeli chińskiego architekta Zhanga Ke (ZAO/standardarchitecture). Ke tworzy piękne, wysublimowane budynki o formach wpisanych w krajobraz. Są wśród nich projekty infrastruktury turystycznej w Tybecie. Prezentacja projektów świadomie pomija ich polityczny i społeczny kontekst, ale kuratorka dopisuje go poprzez prosty gest zestawienia (ta część wystawy nazywa się „Dangerous Liaisons”, czyli niebezpieczne związki). Lokko pozostawia nas z dylematem: czy możemy doceniać czystą formę architektury w oderwaniu od jej wymiaru etycznego?

Biennale architektury w Wenecji 2023

i

Autor: Marcin Maraszek i Maciej Kaufman Z ziemi porośniętej darnią uformowane są okopy pawilonu Ukrainy (kuratorki i kuratorzy: I. Miroshnykova, O. Petrov, B. Filonenko), stanowiące terenowe audytorium lub ciche miejsce wydzielone od zgiełku w centrum Giardini

Terytorium

Terytorium można uznać za drugiego bohatera tegorocznego biennale. Ziemia, związana z zamieszkującymi ją ludźmi, jest przedmiotem walki, eksploatacji, badań w skali makro i mikro. Reprezentatywna dla tego podejścia jest nagrodzona Złotym Lwem wystawa „Terra” w pawilonie Brazylii (kurator: G. de Matos i P. Tavares). Ekspozycja w wielowątkowy i multidyscyplinarny sposób przedstawia związki ludzi – rdzennych mieszkańców i Afro-Brazylijczyków – z ziemią. Ziemia jest podstawą brazylijskiej tożsamości, a amazoński czarnoziem – narodowym dobrem. Prezentacja przygotowana w Arsenale przez innego Brazylijczyka, Paulo Tavaresa, rekonstruuje specyficzne, drzewiaste plany wysiedlonych wsi ludu Xavante w środkowej Brazylii, których istnienie zdradzają dziś anomalie wegetacji widoczne z lotu ptaka. Lotnicze poszukiwania minerałów prowadzone metodą LiDAR w brazylijskiej Amazonii przyniosły odkrycie „złotych miast”, archeologicznych reliktów wielkich kompleksów urbanistycznych wyludnionych w wyniku konkwisty, a następnie wchłoniętych przez dżunglę (Estudio A0 „Surfacing – The Civilised Agroecological Forests of Amazonia”). Kolejnym odkryciem archeologii lotniczej jest neolityczne protomiasto dla 15 tysięcy mieszkańców, odkryte w pobliżu wsi Nebeliwka w środkowej Ukrainie. Jego mało znaną historię i wspaniały kolisty plan przybliża Forensic Architecture. Według „hipotezy Nebeliwki” historia miast sięga 6 tysięcy lat, a ukraiński czarnoziem – podobnie jak amazoński – jest tworem antropogenicznym, wykształconym przez tysiąclecia rolniczego użytkowania. Ziemia, jako terytorium i materiał, jest łącznikiem z dramatyczną współczesnością. Z ziemi porośniętej darnią uformowane są „okopy” pawilonu Ukrainy (kuratorki i kuraotrzy: I. Miroshnykova, O. Petrov, B. Filonenko), stanowiące terenowe audytorium lub ciche miejsce wydzielone od zgiełku w centrum Giardini. Jest to pierwszy po latach udział Ukrainy w biennale, podczas gdy pawilon rosyjski jest w tym roku zamknięty.

Mało architektury, wiele kontekstów

Oczekujący tradycyjnego przeglądu współczesnej architektury bywają tegorocznym biennale rozczarowani. Choć na wystawie jest wiele interesujących projektów prezentowanych w konwencjonalny sposób na wizualizacjach i modelach (Flores & Prats Architects!), kuratorka rozproszyła je na ogromnej przestrzeni. Architektura nie jest wyabstrahowana z kontekstu, jest częścią większej całości, wpleciona w skomplikowaną sieć powiązań i zależności. Wchodzi w niezliczone interakcje „z krajobrazem, ekologią, polityka, finansami, danymi, służbą zdrowia, AI, dziedzictwem, historią, konfliktami i tożsamością”. To oczywiście rodzi pytania o status zawodu architekta. Czy jest nim niewykwalifikowany twórca „architektury bez architekta”, czy raczej wykształcona architektka pracująca jako dziennikarka śledcza? A może pisarka – jak Lokko? „Granica oddzielająca architekturę od innych pokrewnych dyscyplin jest ściśle nadzorowana. Inżynierowie nie są architektami. Artyści nie są architektami. Tylko architekci są architektami” – drwi kuratorka we wprowadzeniu do „Niebezpiecznych związków”. Tymczasem złożoność świata wymusza zadziwiającą wielość metodologii pracy, kierunków i nowych definicji zawodu. Rozmywa ją czy rozszerza?

Wobec wyzwań i problemów współczesności, architektura pojmowana jako sztuka produkcji wyszukanych form schodzi na drugi plan, bo bywała i wciąż bywa etycznie ambiwalentna. Lokko nie oskarża (architektury, kolonizatorów, Chin, Putina), ale sugestywność jej narracji powoduje, że i my tracimy zainteresowanie makietami i wizualizacjami. Uświadamiamy sobie banalną prawdę, że architektura, jak każde narzędzie, może służyć dobrym i złym celom. Kuratorka wybiera i prezentuje dobre praktyki, projekty oddające sprawczość słabym, których, za Stephenem Coveyem, wzywa: „Żyj, kierując się swoją wyobraźnią, nie swoją historią” (Live out of your imagination, not your history). Chce, by przesłanie „laboratorium przyszłości” było pozytywne i konstruktywne. Jednak, jak wspomnieliśmy, eksperymenty przeprowadzane w laboratorium przynoszą czasem nieoczekiwane wyniki. Odpowiedź – wieloznaczna i niepokojąca – przychodzi z nagrodzonego pawilonu Brazylii, w słowach wywodzącego się z ludu Krenak intelektualisty Ailtona Krenaka” „Przyszłość należy do przodków” (“The future is ancestral”).