Spis treści
- Basen na Namysłowskiej potrzebuje ochrony. Jeżeli nie całości - to elementów
- Zabytki to nie skanseny
- W PRL-u był to jeden z popularniejszych basenów Warszawy
- Rosłe chłopy, dziewczęta z żurnali, watahy dzieci. "Noży nie wydaje się"
Basen na Namysłowskiej potrzebuje ochrony. Jeżeli nie całości - to elementów
Namysłowska, ostatni taki basen w Warszawie, wkrótce przestanie istnieć - w zeszłym roku wybrano projekt nowego budynku (jedyny zgłoszony na konkurs). Rozbiórka to kwestia czasu - zaalarmował nas nasz czytelnik. Ośrodek na Namysłowskiej 8, mieszczący baseny kryte i pozostałości basenów letnich, otwarto w 1976 roku. Projektowała go Danuta Bredy-Brzuchowska, architektka kilku innych obiektów sportowych w stolicy i poza nią; często pracowała z mężem. W duecie zaprojektowali m.in. jeden z ważniejszych stadionów w Polsce - Stadion Śląski w Chorzowie.
Co poza autorką świadczy o wyjątkowości basenu? Cóż, brak większych remontów. Pomimo przemalowania atrialnego budynku na kolor żółty i generalnego zaniedbania, basen zachował turkusowy witromozaikowy detal dookoła elewacji, tarasy, efektowną zagiętą ścianę-dominantę oraz poszczególne betonowe elementy basenów letnich. Wewnątrz natomiast - oryginalną konstrukcję zadaszenia (rurowe wiązary stalowe), drewniany detal, duże przeszklenia i, główny punkt programu, szklano-aluminiowe przesuwane ściany pomiędzy basenami.
Przy jednym z wejść na wielki teren ośrodka wciąż stoi brutalistyczna "brama" z ząbkowanym zadaszeniem. Podobna wiata przystanku Pogodno w Szczecinie, została ostatnio wpisana do rejestru zabytków i kompleksowo wyremontowana. Ta warszawska niszczeje, wciąż bez ochrony. Historycznych elementów pamiętających oryginalny projekt Bredy-Brzuchowskiej jest zatem kilka, a kompleks - choć trudno to dostrzec, zachował swoje walory architektoniczne. I zamiast je wymazywać, warto się o nie zatroszczyć, np. obejmując obiekt ochroną konserwatorską.
Zabytki to nie skanseny
Oczywiście obiekt taki jak basen miejski musi żyć - również zabytki muszą funkcjonować. Jeżeli Ośrodek Namysłowska zostanie objęty ochroną, nie oznacza to przywrócenia przedpotopowych rozwiązań nowoczesnych 60 lat temu, a zachowanie jego najważniejszych elementów architektonicznych i ducha założenia dla przyszłych pokoleń - przy jednoczesnej modernizacji kompleksu. Czyli coś, na co straciliśmy szansę przy innych modernizacjach obiektów sportowych - Warszawianki czy Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie (projekty świetnych architektów), a ostatnio choćby w przypadku Fali w Parku Śląskim w Chorzowie.
Wpis do rejestru oznacza też potencjalne dofinansowania do remontu dla inwestora. Przekonanie, że wpis do rejestru stopuje inwestycje i robi z obiektu skansen pokutuje jednak do dziś. Ostatnio dość kompromitującą wypowiedzią w tym tonie zabłysnął prezydent Katowic, Marcin Krupa, sugerując, że wpisanie katowickiego Spodka do rejestru zabytków sprawi, że do męskich toalet wrócą nawiercane rynny zamiast sedesów.
Podobnie wypowiadała się jedna z opcji politycznych w mediach społecznościowych w sprawie ochrony warszawskiego toru kolarskiego RKS "Orzeł" - jakoby wpis miał sprzyjać zabetonowaniu terenu (bo tor był betonowy) i zablokować oddanie tej przestrzeni mieszkańcom. W komentarzach cierpliwie obalał tę teorię Marcin Dawidowicz, mazowiecki konserwator.
Nasz czytelnik zwrócił się już do stołecznego konserwatora z prośbą o interwencję w sprawie Ośrodka Namysłowska.
Tak wygląda Stadion Śląski projektu architektki:

i
W PRL-u był to jeden z popularniejszych basenów Warszawy
Inwestycja Dyrekcji Rozbudowy Urządzeń Komunalnych i Socjalnych na Namysłowskiej często pojawiała się w latach 70. na łamach stołecznych gazet, ale zapowiedziano ją jeszcze w 1967 roku. Praga-Północ się rozrastała, wznoszono potężne osiedla. Kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy był więc mocno wyczekiwany, a budowa nie przebiegała wyjątkowo płynnie. Najpierw miała się zakończyć w 1973, później w 1975, a ostatecznie zamknięto ją w 1976 roku. Wykonawca, Przedsiębiorstwo "Wschód" za każdym razem zobowiązywało się oczywiście do terminowości.
Zobacz także: Modernistyczny basen w Nowej Dębie. Tak przed remontem wyglądała opuszczona ikona architektury COP
W 1974 roku okoliczni mieszkańcy otrzymali część letnią, otwartą - aż 15-hektarową trawiastą plażę, duży basen o wymiarach 50x25 metrów, brodzik do nauki pływania dla dzieci, trzy szatnie i pawilon gastronomiczny. W tym samym roku Hydrobudowa nr 6 rozpoczęła wykopy pod kolejny etap - kryty basen aluminiowy, który pozwoliłby na funkcjonowanie ośrodka przez okrągły rok. Dwa lata później obiekt był gotowy. Gazety wspominały o polach do mini-golfa na Namysłowskiej. Zdjęcie z plażowego relaksu nad nowym basenem trafiły w 1978 roku na okładkę Stolicy.
Redakcja wieściła dumnie: — Według przewidywań organizatorów wypoczynku ze wszystkich form rekreacji w stołecznym województwie warszawskim może skorzystać w tym roku 17,5 mln osób. W ogólnodostępnej bazie przygotowano miejsca dla jednoczesnego wypoczynku 400 tysięcy osób. Trudno powiedzieć ilu spośród potencjalnych amatorów relaksu zechce wybrać wodę, wiadomo natomiast że przygotowano dla nich 14 basenów w samej stolicy i 2 na terenie województwa oraz ponad kąpielisk strzeżonych. Obok szczególnie popularnych basenów "Legii", "Warszawianki" i na Moczydle, jednym z najbardziej uczęszczanych jest basen przy ul. Namysłowskiej na Pradze.

i

i
Rosłe chłopy, dziewczęta z żurnali, watahy dzieci. "Noży nie wydaje się"
Ogromny ośrodek szybko zyskał popularność również poza Pragą. Zjeżdżało się tu pół Warszawy. Zachęcały ówczesne media: jeden z najlepszych, jeden z najlepiej utrzymanych, kwiaty i drzewa. A Stolica pisała o klimacie - bardzo praskim:
Przemieszanie zupełne. Obok rosłych chłopów z gęstym tatuażem - młodzieńcy wychuchani. Obok kobiet i dziewcząt jak z Elle, w ekstrakostiumach, mamusie w halkach i bieliźnie. Obok dzieci z rodzicami - samodzielne watahy dzieciaków w majtkach wyciągniętych do granic możliwości. W watahach są i raczkujące maluchy okręcone ni to w koce, ni to w derki. Mowa staranna graniczy z grypserą lub żargonem nie mówiąc o "łacinie". I tak wszystkim basen dobrze służy.
Dowiadujemy się też nieco o działających tu barze i kawiarni, z ogródkiem na tarasie, pełnym białych giętych stalowych krzesełek pod czerwonymi parasolami.
W barze maniery nieco dziwne, ale podyktowane przez życie. Herbata jest w cenie najlepszego koniaku. A to dlatego, że płacisz zestaw za łyżkę, spodek, filiżankę. Jak jesz, to za widelec, za talerz, za wszystko. Noży nie wydaje się.
Echa Namysłowskiej pełnej wczasowiczów wciąż tu widać. Jeszcze.
Źródła: Architektura (nr 1-2, 1978 r.); Waldemar Śmiałowski, Przed sezonem letnim [w:] Stolica (nr 19, 1974 r.); Stolica (nr 23, 1972 r.), Idziemy na basen [w:] Stolica (nr 29, 1978 r., str. 8-9), Stolica (nr 52-53, 1978 r.)
