Spis treści
Losy dawnej siedziby wrocławskiego ZETO od lat są wyboiste i żadna zmiana nie przychodzi mu z łatwością - czasem z korzyścią dla samego budynku. Z korzyścią, kiedy po wielu bojach nie wydano ostatecznie zgody na rozbiórkę, o którą w 2023 roku wnioskował ówczesny właściciel. Niestety, każdy kolejny rok bez remontu pogarsza stan ZETO, od paru lat wpisanego do rejestru zabytków województwa dolnośląskiego.
Pierzeja kontra zmiany klimatyczne
ZETO już w przedbiegach ma pod górkę - budynek przy ul. Ofiar Oświęcimskich wzniesiono w czasach PRL-u. Nie ważne więc, jak odważnym byłby projektem czy nowatorską i eksperymentalną konstrukcją - jego droga ma dwa główne rozwidlenia. Eksploatacja do stanu ruiny lub koszmarny remont z przełomu wieków. Coś z nim po prostu musi być nie tak. Jeżeli nie słaba jakość, to zły stan techniczny. Albo szlagier - brzydki.
Jednak przeciwko ZETO we Wrocławiu od lat padał przede wszystkim jeden zarzut i wcale nie ten typowy - że jest PRL-owski, obskurny, z dykty. Głównym argumentem było i wciąż jest to, że budynek zaprojektowany przez małżeństwo, Jerzego i Annę Tarnawskich, nie odtwarza historycznego układu pierzei.
Zobacz także: Architektura niczym spowiedź: stare jest stare, nowe jest skromne. Przebudowany Klasztor we Wrocławiu zyskał funkcje hotelowe
i
By zrozumieć tę decyzję architektów, trzeba się cofnąć o kilkadziesiąt lat - to właśnie wtedy, w latach 60., Wrocław był mocarnym punktem na mapie komputerowej Polski. Nowa siedziba Zakładu Elektronicznej Techniki Obliczeniowej musiała być w centrum miasta i musiała symbolizować nowoczesność.
Tarnawscy zdecydowali się na bardzo odważny gest: nowego budynku nie dopasowali ani do układu pierzei, ani do form sąsiedniej zabudowy. Było to uzasadnione: skoro projektowali nowoczesny obiekt dla innowacyjnego przedsiębiorstwa posługującego się technologiami przyszłości nie mogli ulokować go w historyzującej bryle. W ten sposób architektura stała się nośnikiem treści, anonsowała wyjątkowość funkcji, jaką pełnił budynek
— pisze o wrocławskim ZETO Anna Cymer dla culture.pl. Budowę zakończono w 1969 roku. Wyposażenie zaprojektował Józef Chierowski.
i
O ile dyskusje o pierzei można było prowadzić w momencie wyboru działki i wydawania zgody na budowę, dziś, kiedy w obliczu kryzysu klimatycznego coraz częściej zastanawiamy się, czy w powinniśmy w ogóle budować, a może ograniczyć się do adaptowania istniejących już obiektów; dziś, kiedy w Warszawie deweloperzy burzą już nawet 10-letni budynek, nie podejmując trudu adaptacji, "argument z pierzei" wydaje się absurdalnie błahy i zwyczajnie niewystarczający dla uzasadnienia rozbiórki.
Zobacz także: Gigantyczny okręt zacumował we Wrocławiu na morzu wielkiej płyty. Blok-statek ma maszty, kominy i koło napędowe
I choć, całe szczęście, wniosek o wyburzenie odrzucono, a decyzję konserwatora o wpisie do rejestru podtrzymano, odrzucając odwołanie, ZETO trwa wyłączone z użytkowania, zrzucając kolejne płaty oryginalnej białoczarnej mozaiki. Dziś ograniczone jest do jednej, głównej funkcji - zaznaczania swoją obecnością parking, jaki pod nim urządzono.
Ale temat pierzei wciąż powraca. Już nie w kontekście rozbiórki, a - a jakże - rozbudowy.
i
i
Gablotka na ZETO
We Wrocławiu zakulisowo mówi się o planach obecnego właściciela, HEA Deweloper, na młody zabytek. Że rozbudowa, że szklane pudełko, że wypełnienie przestrzeni przed budynkiem powierzchnią użytkową, że odtworzenie pierzei.
Szklana "obudowa" ZETO miałaby pogodzić zwiększenie przestrzeni z zachowaniem chronionego przez konserwatora budynku. Czy taki projekt ostatecznie powstał, nie wiadomo. Konkretów jest niewiele, bo przedstawiciele dewelopera, niczym zamknięci w wysokiej wieży, nie kontaktują się ze światem zewnętrznym i nie odpowiadają na pytania o budynek.
Przekażę Pani wiadomość
Choć nazwa HEA może nie być Wrocławianom znana, z pewnością znana jest przynajmniej jedna realizacja dewelopera - nowy budynek na placu Wolności, w kolorze ZETO, białoczarny. Wiele można o nim powiedzieć, nie można mu jednak zarzucić, że nie odtwarza historycznego układu pierzei. Miał powstać według projektu pracowni Dziewoński Łukaszewicz, która ostatecznie wypisała się z projektu, a zmian dokonał inny architekt. Jaki? Nie wiadomo, nikt się nie przyznaje.
Z HEA próbowałam się skontaktować w czerwcu 2024 roku, wysłałam listę pytań o ZETO. Jedynym dostępnym numerem telefonu był ten do działu sprzedaży, podobnie adres mailowy. Dział sprzedaży działa, zdaje się, niczym fosa zamku. Głos miłej pani po drugiej stronie słuchawki obiecuje, że przekaże moją wiadomość dalej. To samo obiecuje dwa tygodnie później, kiedy dalej nie ma odpowiedzi. Nie ma jej do dziś - prawie półtora roku później.
i
Żadnego kontaktu do innego działu, choćby marketingu. W dziale sprzedaży nie ma możliwości uzyskania namiarów do kogoś wyżej. Petent zdany jest na łaskę drugiej strony. Na mnie nie spłynęła.
W marcu następnego roku we Wrocławiu oglądałam dziurę na elewacji po odpadniętej mozaice, kafelki rozsypane pod ścianą. Na trawie gruz zmieszany ze śmieciami. W październiku - tę samą dziurę załataną czarnymi podłużnymi płytkami z wyblakłymi dorysowanymi podziałami mającymi nieudolnie imitować mozaikę. I kolejne. Już załatane, albo wciąż czekające.
Co dalej z ZETO? Brakuje mu jednej rzeczy
Marcin Dawidowicz, Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków powiedział podczas debaty na tegorocznym festiwalu MIASTOmovie, że najgorsze co można zrobić budynkowi, to wyłączyć go z użytkowania. Widać. Na tej samej debacie stało się jasne, że nadal nie mamy w Polsce doświadczenia w tworzeniu zjednoczonych grup, złożonych z inwestorów, społeczności lokalnych, stowarzyszeń, służb konserwatorskich i miejskich, dla których głównym priorytetem byłoby dziedzictwo i jego zachowanie w możliwie najlepszym stanie. Działających wspólnie i ze świadomością, że budynek zabytkowy w większości przypadków nie ma przywileju funkcjonowania jako obiekt publiczny pozbawiony funkcji komercyjnej. Aby przetrwać, musi żyć dalej. A żeby żyć dalej, musi się jakoś utrzymywać. Z drugiej strony - po remoncie wciąż powinien być tym samym budynkiem, z utrzymaną wartością zabytkową.
i
Jak to się ma do wrocławskiego ZETO? Budynek ma dziś przede wszystkim to, czego nie miał nieistniejący dziś Solpol - wpis do rejestru i wsparcie władz miasta oraz konserwatora. Czyli o rozbiórce nie ma mowy. Ma inwestora, który być może wciąż szuka dla niego pomysłu. Jednocześnie budynek kupił jako inwestycję - a więc zakup musi się zwrócić. ZETO ma też mnóstwo miłośników w całej Polsce, gotowych bronić go w razie zagrożenia. Ma historię, istotny wpływ na rozwój kraju, byłych pracowników, związanych z budynkiem ludzi, architektów. Dodatkowo z całej grupy innych biurowców Zakładów Elektronicznej Techniki Obliczeniowej, jest okazem najstarszym i jednocześnie najciekawszym.
Czego zatem nie ma? Współpracy i działania wielotorowego. I to w mieście, które jako jedyne w Polsce posiada Muzeum Architektury. Brak mu oddolnego działania. Ale nie negatywnego w obronie, a pozytywnego. Szumu, rozmów i afirmacji. Popularyzacji, być może gromadzenia archiwum społecznego. Mam świadomość, że brzmi to idealistycznie, ale historia pokazuje, że takie działania są możliwe i dają całkiem przyzwoite efekty, choćby w budowaniu więzi mieszkańców z ważnym obiektem. Działanie na rzecz architektury nie powinno ograniczać się do sytuacji kryzysowych, dopiero wtedy, gdy grozi jej rozbiórka.
Jeżeli w tej kwestii nic się nie zmieni, pozostanie nam wyłącznie mieć nadzieję, że HEA prowadzi konsultacje z konserwatorem na temat możliwości dla ZETO. A kiedy efekt końcowy nie spełni oczekiwań purystów, na kogo będą się wściekać?
Źródło: Anna Cymer, Obudowa komputera. Wrocławskie ZETO i pierwsze placówki informatyczne / culture.pl