Piszę te słowa już po zamontowaniu naszej pierwszej wystawy, po pierwszej wizycie gości, licznie przybyłych na konferencję prasową. Nie jest to więc komentarz ogólny, a po prostu opis moich wrażeń i wrażeń pierwszych odwiedzających. Muszę przyznać, że już sama instalacja wystawy – a wystawa Syrena herbem twym zwodnicza składa się z bardzo wielu różnorodnych, trudnych w montażu dzieł sztuki – była wielką przyjemnością. Widać w tej przestrzeni znakomite wyczucie architekta co do skali, co do potrzeb sztuki. Sala jest równocześnie monumentalna i bardzo prosta, takie połączenie idealnie służy eksponowaniu sztuki. Myślę, że świetnie będzie też tę przestrzeń odbierać publiczność. Pomysł Adolfa Krischanitza na budynek tymczasowej galerii był doskonale prosty: umieścić monumentalną salę ekspozycyjną pomiędzy dwiema buforowymi strefami – z jednej strony kawiarni, z drugiej księgarni, by ośmielać i zachęcać do wejścia głębiej zwykłych przechodniów, ludzi spacerujących nabrzeżem rzeki.
Oryginalnie była to Szprewa, bo oczywiście budynek najpierw stał w Berlinie, ale idealnie wpisuje się w kontekst nowego życia bulwarów wiślanych w Warszawie. W Emilii, siłą rzeczy, eksperymentowaliśmy z ekspozycjami sztuki, które przez oszklone elewacje zlewały się z otaczającym nas zewsząd życiem miasta. Tu mamy klasyczny white cube w otoczeniu natury. Krischanitz jest architektem bezbłędnie rozumiejącym sztukę – dokonał niebywale trudnego zadania adaptowania ikony Wiednia, budynku Secesji, na potrzeby prezentowania sztuki współczesnej. W tym konserwatywnym mieście takie zadanie było ogromnie ryzykowne, ale przyjęto je z uznaniem – Krischanitz przeniósł freski Gustawa Klimta do podziemi Secesji, nadając salom wystawowym neutralny, współczesny charakter. Podobnie jest z naszym pawilonem – architekt miał zaprojektować tani, tymczasowy obiekt. On świetnie wie, z jakimi ograniczeniami finansowymi borykają się instytucje kultury; w Berlinie też chodziło o coś skromnego. Zewnętrzną powłokę oddał więc po prostu artystom jako podkład dla ich twórczości. Nie chcielibyśmy na kilka lat budynku, który udawałby, że jest czymś innym niż przestrzenią tymczasową. Za to w środku zaskakuje wchodzących, bo można uwierzyć, że jest się w prawdziwym muzeum. Ważne jest dla nas to, że wreszcie mamy tu warunki muzealne: odpowiednią wentylację, kontrolę klimatu, zabezpieczenia – to dlatego udało nam się wypożyczyć dzieła z wielu ważnych, prestiżowych muzeów i kolekcji prywatnych zagranicą. Do Emilii nikt nie wypożyczyłby nam Picassa.