Spis treści
Przestrzenie publiczne bywają dla architektów niewdzięcznym tematem. Zwykle zaraz po ukończeniu wyglądają mało fotogenicznie, bo trzeba poczekać kilka lat, aż podrośnie zieleń. To, co zazwyczaj kosztuje najwięcej – i w projekcie, i w realizacji – to ukryta pod ziemią infrastruktura, dlatego ostateczny efekt bywa rozczarowujący dla odbiorców oczekujących spektakularnych rozwiązań na miarę wielomilionowych budżetów. Za projekt placu czy ulicy trudniej otrzymać ważną architektoniczną nagrodę niż za obiekt kubaturowy. Dopiero międzynarodowe sukcesy warszawskiego parku Akcji Burza (proj. Archigrest + topoScape), szczecińskich Przełomów z placem na dachu (KWK Promes) czy targu w Błoniu (Aleksandra Wasilkowska) zmieniły tę sytuację.
Betonoza, czyli okrutne Kutenko
Ostatnie lata w Polsce to znaczny wzrost liczby inwestycji mających na celu przekształcenie przestrzeni publicznych, związany m.in. z realizacją programów rewitalizacji i w dużym stopniu finansowanych ze środków zewnętrznych. Jak piszą autorzy wydanego w 2023 roku raportu Obserwatorium Polityki Miejskiej Instytutu Rozwoju Miast i Regionów Rynki, place i deptaki – jakość inwestycji w przestrzeni publicznej po 2015 roku: W refleksji nad pojęciem przestrzeni publicznej można wyróżnić kierunki „twarde”, zainteresowane tym, jak kształtować przestrzeń, oraz kierunki „miękkie”, zorientowane na społeczne wymiary (i konsekwencje) korzystania z infrastruktury. Skala zmian najbardziej imponująca jest w dużych miastach, zwłaszcza Warszawie, Łodzi czy Poznaniu, gdzie znaczne fragmenty śródmieść zyskały nowy, bardziej zielony charakter. Zajęto się także zaniedbywanymi przez lata przydworcowymi placami, zagospodarowywanymi na nowo w ramach prowadzonego przez PKP programu modernizacji infrastruktury dla pasażerów. Korzyści z tworzenia atrakcyjnych przestrzeni publicznych szybko dostrzegli także inwestorzy prywatni. Udowodnił to już sukces łódzkiej Manufaktury (proj. SUD Architekci), a obecnie realizowane kompleksy mixed-use, jak warszawski Koneser (proj. Juvenes Projekt, Krzysztof Matwiejuk, Michał Nocuń, Sławomir Stankiewicz, ARE Stiasny/Wacławek, Trzop Architekci) czy Fabryka Norblina (proj. PRC Architekci), dzięki otwartym pasażom i placom kontrastują z dawnymi mallami handlowymi. Pojawiła się nowa, zaimportowana z Holandii typologia – woonerf, przetestowana najpierw w Łodzi, a następnie szybko powtórzona w innych miastach. Podnosi się świadomość ekologiczna, w tym wiedza o zjawiskach jak miejskie wyspy ciepła.
i
Na zmianę w projektowaniu przestrzeni publicznych, zwłaszcza placów, prawdopodobnie najbardziej wpłynęła kariera tytułowego pojęcia z książki Jana Mencwela Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta. Nie minęło 5 lat od publikacji, a słowo to weszło do słownika i jest odmieniane przez wszystkie przypadki, zwłaszcza w internetowych komentarzach odnośnie do nowych realizacji. Można chyba postawić tezę, że im bardziej publiczna, ogólnodostępna i demokratyczna jest dana inwestycja, tym większe prawo mają jej odbiorcy, aby wyrazić swoją opinię na jej temat. Dlatego krytyka przestrzeni publicznych może wydawać się bardziej uzasadniona niż w przypadku obiektów kubaturowych, których większość służy ograniczonej grupie użytkowników. Spośród budynków chyba tylko warszawski MSN (proj. Thomas Phifer and Partners) komentowano ostatnio równie zaciekle i negatywnie, ale i tam parter zaplanowano jako „forum”, czyli publiczny plac. Nie zmienia to faktu, że ocena nowych placów zwykle ma niewiele wspólnego z konstruktywną krytyką.
Procesy inwestycyjne potrafią ciągnąć się latami, więc za betonozę najbardziej oberwało się tym przestrzeniom, które zaplanowano jeszcze przed publikacją książki Mencwela, a zrealizowano już po. Koncepcję placu Wolności w Kutnie (proj. Robert Charkiewicz Architekt) – pomnik wszystkiego, co złe we współczesnej architekturze wybrano w konkursie w 2011 roku, lecz oddano do użytkowania dopiero dekadę później. Plac Pięciu Rogów w Warszawie (konkurs w 2016 roku, realizacja – 2022) ostatecznie zaakceptowano, lecz projektanci z WXCA musieli zmierzyć się z ostrym internetowym hejtem, cierpliwie tłumacząc, dlaczego wybrano takie rozwiązanie i z jakimi technicznymi oraz prawnymi wyzwaniami trzeba się mierzyć w śródmiejskim, historycznym kontekście.
Zobacz także: Plac Pięciu Rogów: miejska oaza, betonowa pustynia czy zwornik łączący różne przestrzenie i funkcje miasta?
i
Podobnych reakcji miałam okazję osobiście doświadczyć przy okazji projektu placu Wolności w Łodzi, gdy razem z warszawską pracownią mamArchitekci postanowiliśmy nie podążać za przygotowaną wcześniej koncepcją, przewidującą prawie całkowite utwardzenie terenu. Przegrzany latem, wyasfaltowany plac wymagał przede wszystkim cienia, aby mógł stać się miejscem spotkań. Pierwsza fala krytyki uderzyła po opublikowaniu wstępnej koncepcji, z licznymi drzewami i maksymalną powierzchnią biologicznie czynną, na jaką pozwalały zapisy planu miejscowego. Zarzucano nam „zalesianie centrum” i działanie niszczące historyczny charakter miejsca. Po realizacji wahadło wychyliło się w drugą stronę i okazało się, że plac Wolności to według internetowych komentujących betonoza. Ostatecznie mieszkańcy „zagłosowali nogami”, korzystając z placu, który wraz z sąsiednimi inwestycjami w przestrzeni publicznej, Starym Rynkiem i parkiem Staromiejskim (proj. 3D Architekci) przesunął środek ciężkości systemu przestrzeni publicznych w śródmieściu.
Place do wymiany
Inwestycje w place, zwłaszcza te główne, ważne dla wizerunku miasta, to wyraz politycznych ambicji lokalnych władz i dowód nadążania za trendami. Ale złośliwe memy przedstawiające polskie rynki przed i po rewitalizacji, czyli zwykle wyłożenie granitem placów kosztem rosnących tam od lat drzew, pokazały, jak zacofane są w tym względzie mniejsze polskie miejscowości. Trend szybko się jednak odwrócił, ponadto pandemia przyczyniła się do docenienia roli zieleni w mieście i obecnie mamy do czynienia z wyścigiem, który włodarz posadzi więcej drzew. Dotyczy to i mniejszych, i dużych miast. W tym kontekście szczególnie wymowna wydaje się konferencja prasowa komitetu Lewicy przed stołecznymi wyborami prezydenckimi, kiedy Magdalena Biejat na placu Konstytucji przedstawiła Jana Mencwela jako swojego przyszłego wiceprezydenta.
i
Pojawiło się także zjawisko jeszcze do niedawna niespotykane, czyli przekształcenia ukończonych już placów. Taki scenariusz zastosowano m.in. na wrocławskim placu Nowy Targ, Przyjaciół Sopotu, kieleckim rynku czy wspomnianych szczecińskich Przełomach. Symboliczne z uwagi na edukacyjną działalność stołecznego pawilonu ZODIAK było zazielenienie placu przed pawilonem. Do niedawna reakcją na takie działania byłaby krytyka marnotrawienia publicznych pieniędzy, dziś są one akceptowalne.
Zobacz także: Ile razy można przebudowywać jeden plac? Warszawa dawkuje zieleń jak z kroplówki
Bez względu na wielkość miasta, mieszkańcy i aktywiści oczekują radykalnych rozwiązań. Odświeżoną formę warszawskiego placu Trzech Krzyży przyjęto mało entuzjastycznie, chociaż nie jest docelowa – kolejny krok planowany jest w ramach programu Nowe Centrum Warszawy. Podobnie w przypadku oddanego niedawno do użytkowania placu Bankowego, gdzie mowa jest o niesatysfakcjonującym kompromisie, ponieważ zachowano część miejsc postojowych. Zieleń pojawia się na pierwszym miejscu w konkursowych i przetargowych wytycznych, właściwie nie dając architektom możliwości pozostawienia większych utwardzonych powierzchni. Zdarza się także, że do radykalnej zmiany przyczynia się przypadek lub mało satysfakcjonujący projekt. Miało to miejsce m.in. w Szczecinie, gdzie po rozstrzygnięciu konkursu na koncepcję przebudowy placu Orła Białego nie dość, że pojawiły się krytyczne głosy dotyczące zarówno zwycięstwa prezesa lokalnego oddziału SARP (stowarzyszenie brało udział w organizacji konkursu), jak i faktu, że wizja przekształceń nie odpowiadała na potrzeby pieszych w oczekiwanym stopniu. Aby odpowiednio zaplanować zmiany – nie tylko na samym placu, ale i w szerszym kontekście centrum miasta – zaproszono do współpracy Pawła Jaworskiego, który przeprowadził badania, konsultacje społeczne i prototypowanie.
Obecnie trwa również dyskusja nad chorzowskim rynkiem, przeciętym w latach 70. estakadą, dla której zapalnikiem stała się ekspertyza stanu technicznego konstrukcji. Wymusiło to nieplanowane „prototypowanie”: tranzyt przeniósł się na inne ulice i w dyskusji publicznej ścierają się przeciwstawne wizje zmian: rozbiórka kontra modernizacja. Każda z nich będzie kosztowna w realizacji.
Można postawić tezę, że im bardziej publiczna, ogólnodostępna i demokratyczna jest dana inwestycja, tym większe prawo mają jej odbiorcy, aby wyrazić swoją opinię na jej temat. Dlatego krytyka przestrzeni publicznych może wydawać się bardziej uzasadniona niż w przypadku obiektów kubaturowych
i
Rośnie znaczenie architektów krajobrazu
Radykalna zmiana nastąpiła także w podejściu służ konserwatorskich do zieleni w przestrzeniach zabytkowych, chociaż argument o zasłanianiu historycznych elewacji przez korony drzew był do niedawna trudny do obalenia. Projekty remontów przestrzeni publicznych, które zakładają nieuzasadnioną wycinkę drzew, nie będą uzyskiwały zgód służb konserwatorskich – zapowiedziała w 2021 roku Generalna Konserwator Zabytków Magdalena Gawin. Jako prawdziwą rewolucję przyjęto akceptację nasadzeń drzew na krakowskim rynku, do czego doprowadzili mieszkańcy, składając projekt w budżecie obywatelskim. Powołano zespół ekspertów z Politechniki Krakowskiej, a projekt uzyskał akceptację Małopolskiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Nasadzenia mają pojawić się w przyszłym roku.
Rośnie znaczenie i udział w projektach architektów krajobrazu. Postać architekta-demiurga, który potrafi zaprojektować wszystko (tylko później „dobierze się zieleń”), powoli odchodzi w przeszłość. Wprowadzane przez kolejne miasta standardy projektowania i utrzymania zieleni wymagają większej wiedzy oraz ścisłej współpracy z przyrodnikami i dendrologami. Projekty grupy Centrala czy wystawy, jak ta o Alinie Scholtz w Muzeum Warszawy (kuratorki: Klara Czerniewska-Andryszczyk i Ewa Perlińska-Kobierzyńska), inspirują i dają bazę do dyskusji i rozwoju. Nadal jednak w wielu postępowaniach udział architektów krajobrazu nie jest wymagany, podobnie jak bywają nieobecni w sądach konkursowych, nawet gdy zagospodarowanie terenu stanowi ważny element zakresu.
i
Konkursy i konsultacje
Skład sądów konkursowych i sama formuła wyboru projektu to także tematy do dyskusji. Jeśli do dyspozycji uczestników konkursu są wyniki solidnie przeprowadzonych konsultacji lub badań społecznych, można spodziewać się koncepcji faktycznie odpowiadającej na oczekiwania strony lokalnej społeczności. W innym przypadku kilkuosobowe grono podejmuje decyzje dotyczące wszystkich przyszłych użytkowników, a ponadto opinie zasiadających w jury ekspertów i urzędników potrafią być rozbieżne. Może m.in. dlatego w ostatnich latach zaskakująco dużo konkursów na place przyniosło mało udane lub kontrowersyjne wyniki. Zdarza się, że składane są po dwie prace, jak w przypadku rynku w Miechowie czy Wolbromiu. W konkursie na koncepcję przebudowy rynku w Janowie sędziowie SARP wyrazili votum separatum, nie zgadzając się na wybór pracy, na której zwycięstwo naciskał zamawiający. Ostatnio głośno zrobiło się także o konkursie na projekt rynku w Raciborzu. Zwycięski zespół nie został zaproszony do negocjacji, a po zmianie prezydenta nowy włodarz przedstawił nową koncepcję zmian, co słusznie wzbudziło sprzeciw zarówno architektek, które otrzymały pierwszą nagrodę, środowiska architektonicznego, jak i lokalnych radnych, zwracających uwagę na marnowanie środków publicznych oraz brak przejrzystości procedur. Nieprzypadkowo próby wdrożenia w Polsce tzw. formuły flamandzkiej w konkursach dotyczyły właśnie placów – Rynku Łazarskiego w Poznaniu i placu Centralnego w Warszawie.
W badaniu 44 przestrzeni publicznych w województwie pomorskim, w tym wielu placów, przeprowadzonym na zlecenie Pomorskiego Biura Planowania Regionalnego, okazało się, że wybór trybu konkursowego niekoniecznie przekłada się na najlepszy efekt. Ważniejsze było przeprowadzenie wyprzedzająco konsultacji czy wspomniany wymóg zaangażowania architektów krajobrazu. Dlatego część samorządów, zwłaszcza większych miast, stawia na alternatywne sposoby pozyskiwania koncepcji, uwzględniające komponent partycypacyjny. Tak stało się m.in. w przypadku placu Dąbrowskiego w Łodzi, gdzie uwzględniono potrzeby nie tylko pieszych, ale i stałych użytkowników tej przestrzeni – deskorolkarzy i rolkarzy – czy placów krakowskiego Kazimierza w ramach projektu Klimatyczny Kwartał. Podobnie badano i planowano trzy place Warszawy (Bankowy, Teatralny i Żelaznej Bramy), gdzie szerokie konsultacje społeczne przeprowadziła firma MAU Mycielski Architecture + Urbanism. Realizująca wiele projektów przestrzeni publicznych pracownia JAZ+ wraz z Think Tankiem Miasto wypracowała niedawno autorską metodę Interdyscyplinarnej Analizy Soczewkowej, pozwalającej na usprawnienie badań.
i
Gdzie leżą granice?
Zmianę w myśleniu o przestrzeniach publicznych i ich społecznej roli już w 2007 zapowiedział Dotleniacz Joanny Rajkowskiej na placu Grzybowskim. Chociaż ta nietypowa instalacja zainspirowała wiele projektów krajobrazu, to nie przełożyła się na upowszechnienie interwencji artystycznych w przestrzeniach publicznych. Jeden z niewielu kierunków studiów w Polsce specjalizujących się w łączeniu elementów projektowania krajobrazu miejskiego ze sztuką, czyli architektura przestrzeni kulturowych na gdańskiej ASP, właśnie zawiesił kurs magisterski.
Rzadkość stanowią takie rzeźby jak Pisklę Rajkowskiej na placu Pięciu Rogów. Tęcza – trwała wersja instalacji Julity Wójcik – wróci na plac Zbawiciela dzięki Budżetowi Obywatelskiemu. PRL-owska tradycja form przestrzennych odeszła w przeszłość, a na placach pojawiają się przede wszystkim fontanny, przestrzenne napisy z nazwą miasta lub dosłowne w swoim wyrazie instalacje. Takie jak na rynku w Ćmielowie z ławkami w kształcie filiżanek, co dość groteskowo kontrastuje z ambitnym dizajnem i wysoką jakością produktów lokalnej fabryki porcelany. W tym kontekście lukę wypełniają prywatni mecenasi, np. Przystań Sztuki na placu przy poznańskim Bałtyku.
Granice między tradycyjnymi typologiami przestrzeni zacierają się. Czy nagradzany targ w Błoniu Aleksandry Wasilkowskiej to jeszcze targowisko, czy już plac? Plac Wolności w Łodzi – plac czy „las”, jak nazywali go krytycy? Woonerfy, zwane czasem podwórcami miejskimi, przypominają wydłużone place. Warszawska kładka przez Wisłę nie służy wyłącznie pieszo-rowerowemu tranzytowi, lecz działa jak platforma widokowa.
Sytuacja przypomina akademickie dyskusje sprzed dwóch dekad, czy pasaże w centrach handlowych, dostępne w godzinach otwarcia sklepów i nadzorowane przez ochroniarzy, to pełnoprawne przestrzenie publiczne. Jako one klasyfikowane bywa wszystko, co nie stanowi obiektów kubaturowych. Prowadzi to niekiedy do kłopotliwych sytuacji – w ubiegłym roku nagrodę SARP za najlepszą przestrzeń publiczną otrzymało... kolumbarium w Radomiu (proj. BDR Architekci). Przestrzeń owszem, doskonale zaprojektowana i publiczna, ale mało integrująca użytkowników i zdecydowanie nie pełna życia. Dlatego w tegorocznej edycji konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE odchodzi się od ścisłych kategorii na rzecz uniwersalnych kryteriów. Dla użytkowników nie ma znaczenia, czy ich ulubione place to formalnie raczej skwery czy parki. Ważne, aby w upalny letni dzień nie trzeba było z nich uciekać.