rozmowy

Improwizacja, błąd i chaos. Czy to dobry sposób na projektowanie centrum Warszawy?

2024-10-03 15:36

"Opracowując dyplom urbanistyczny, paradoksalnie, najbardziej nauczyłem się czysto warsztatowej, architektonicznej pracy w detalu. Zbieraliśmy wszystko, co znaleźliśmy w starej szkole, a później trzeba było rozwiązywać najbardziej podstawowe kwestie techniczne dotyczące obróbki i montażu" - Aleksander Gadomski opowiada o swoim dyplomie obronionym na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.

Architektura w drodze: Pszczyńskie Centrum Kultury

Spis treści

  1. Praca dyplomowa o budynku nowej siedziby Komuny Warszawa
  2. Dylemat co do autorstwa dyplomu a proces projektowania
  3. Teoria a praktyka projektowania – paradoks konkursów
  4. Co jest chorobą przestrzeni publicznych i jak obronić pracę, która ją zwalcza?
  5. Studia, dyplom i formalności mogą być życiowe i partnerskie

Praca dyplomowa o budynku nowej siedziby Komuny Warszawa

Artur Jerzy Filip: W swojej karcie dyplomowej zadeklarowałeś, że będziesz poszukiwał alternatywy dla konwencjonalnych metod powstawania przestrzeni publicznych. I że dokonasz tego, eksperymentując z błędami i chaosem, w procesie improwizacji na dziedzińcu teatru Komuna Warszawa. Udało się?

Aleksander Gadomski: I tak, i nie. Na pewno chciałem, żeby moje działanie miało wyraz fizycznej pracy w terenie z ludźmi, którzy w tej przestrzeni funkcjonują i nią zarządzają, bo współcześnie przestrzenie publiczne są często przeprojektowane, mało elastyczne i niewrażliwe na potrzeby użytkowników i użytkowniczek. To wyszło. Udało mi się przełamać widmo projektu dyplomowego, który nigdy nie dochodzi do skutku, jest tylko zestawem plansz, które lądują w szufladzie. Ale z drugiej strony, miałem większe ambicje socjologiczne. Chciałem badać proces – co kto wniósł, i jakie były momenty zwrotne. Stąd mam poczucie, że ta praca jest niedokończona. Zbierałem dane, robiłem codzienne ankiety, prowadziłemosobisty dziennik, gromadziłem dokumentację fotograficzną, a kamerki robiły zdjęcia placu budowy co minutę. Ale zabrakło mi czasu i nie miałem odpowiednich kompetencji, żeby wyciągnąć z nich usystematyzowane wnioski.

AJF: Nawet jeśli niewykorzystane, wszystkie te aktywności badawcze miały istotne znaczenie dla procesu projektowego, budowały więź z uczestnikami i Tobie samemu pomagały na bieżąco myśleć o tym, co robisz, żeby nie stracić czujności i rozwijać wrażliwość na to, co się działo.

AG: Przez to, że dyplom był o improwizacji, nikt nie wiedział, do czego wszystkie te działania dążą. To dotyka samego sedna mojego dyplomu. Skoro nie miałem tradycyjnej dokumentacji projektu, dokumentowałem proces. Nie raz rozmawialiśmy o skalowalności takiego podejścia do projektowania. Mój dyplom jest komentarzem, ale na pewno nie gotową metodą projektowania i budowania w mieście.

AJF: Powiedzmy jednak, czego dokonałeś. W procesie improwizacyjnym, bez projektu, bazując na zastanych zasobach materialnych i ludzkich, realnie przekształciłeś wybraną przestrzeń materialną w centrum Warszawy. Dokonało się to w sposób skoordynowany, funkcjonalny, estetyczny i bezpieczny – plac wzbogacony o Twoje przekształcenia działa. Spełniłeś rolę architekta, tyle tylko, że nie dostarczyłeś tradycyjnego projektu oprawionego w okładki. Ale to, co powstało, jest dziełem spójnym i oryginalnym. W tym sensie, nie tylko spełniłeś swoje osobiste ambicje, ale zrealizowałeś też konkretne zobowiązanie wobec partnerów i inwestora. Dodając do tego wnikliwy esej i umiejętność konceptualizacji swoich działań, spełniłeś również wymogi stawiane kandydatom na magistrów inżynierów architektów.

Dylemat co do autorstwa dyplomu a proces projektowania

AG: Ostatecznie tak, choć chyba nie miałem śmiałości, żeby samemu przed sobą tak to podsumować. W praktyce ten proces był niezwykle pragmatyczny. Dylematem w kontekście obrony dyplomu pozostawała dla mnie kwestia autorstwa. Miałem być nie tyle projektantem, co moderatorem procesu, ale to mogło budzić wątpliwości w kontekście obrony dyplomu. Tak naprawdę, zasadnicza forma pawilonu została zdeterminowana tym, że na trzy tygodnie przed budową Grzegorz Laszuk nie wyrzucił na śmietnik niepotrzebnego fragmentu stalowej konstrukcji widowni.

AJF: Ostatecznie pawilon stoi, przestrzeń jest przekształcona i działa.

AG: A do tego świetnie się bawiłem i to też jest ważne.

Improwizacja, błąd i chaos. Czy to dobry sposób na projektowanie centrum Warszawy?

i

Autor: archiwum prywatne
Architektura Murator Google News
Autor:

Pracę nad dyplomem łączyłem z konwencjonalną pracą w zawodzie, dlatego chciałem, żeby dyplom był dla mnie czymś rozwijającym, czymś 

ciekawym. Chciałem zrobić coś inaczej.

AJF: A czego się nauczyłeś?

AG: Robiąc dyplom urbanistyczny, paradoksalnie, najbardziej nauczyłem się czysto warsztatowej, architektonicznej pracy w detalu. Zbieraliśmy wszystko, co znaleźliśmy w starej szkole, a później trzeba było rozwiązywać najbardziej podstawowe kwestie techniczne dotyczące obróbki oraz montażu. Wszystko działo się w czasie rzeczywistym, bez rysunków i konsultacji branżowych. Dużo mi to dało, co czuję teraz pracując nad projektami w biurze. To doświadczenie dodało mi pewności w zawodzie, w którym oczekuje się od nas, że będziemy znać się na wszystkim. Poza tym, nabrałem doświadczenia w moderacji pracy wieloosobowego zespołu i w zwykłej komunikacji z ludźmi. Uczyłem się zadawać pytania i nie forsować własnej wizji. To również przydaje się w pracy w biurze architektonicznym.

AJF: W eseju piszesz, że praca architekta odbywa się w chaosie.

Powiedzmy jednak, czego dokonałeś. W procesie improwizacyjnym, bez projektu, bazując na zastanych zasobach materialnych i ludzkich, realnie przekształciłeś wybraną przestrzeń materialną w centrum Warszawy. Dokonało się to w sposób skoordynowany, funkcjonalny, estetyczny i bezpieczny – plac wzbogacony o Twoje przekształcenia działa."

AG: A im większe inwestycje deweloperskie, tym bardziej są chaotyczne. Nie można przywiązywać się do tego, co już narysowane. Co chwilę wszystko przewraca się do góry nogami, rysujesz jeszcze raz, i kolejny. Od czasu obrony dyplomu zdarza się, że w pracy ktoś do mnie przychodzi i mówi: Olek, mamy strasznie dziwny projekt, a Ty robiłeś ten dyplom o chaosie, to sobie poradzisz.

AJF: Tradycyjne nauczanie projektowania nie tylko nie przygotowuje do pracy w chaosie, lecz także, gorzej, tworzy wyimaginowaną bańkę, w której projekt jest przedstawiany jako cel sam w sobie. Co semestr rysujesz projekt i za ten projekt dostajesz ocenę. A Ty oswoiłeś chaos projektowania!

AG: Widzę to w swojej praktyce projektowej, że do ostatniej chwili trzeba mieć otwartą głowę. Zawód wymaga ogromnej cierpliwości wobec zmian i umiejętności zrozumienia uwag innych. Trzeba tylko dbać o higienę pracy, dzisiaj to bardzo ważny temat.

AJF: W naszych dyskusjach wciąż przeciwstawialiśmy sobie proces projektowania i sam projekt. W eseju napisałeś wręcz o fetyszu projektu.

AG: Tak, bo w klasycznym podejściu są wytyczne, jest idea, i jest projekt, dzięki czemu na końcu można porównać, czy udało się odpowiedzieć na potrzeby i zrealizować ideę.

Teoria a praktyka projektowania – paradoks konkursów

AJF: Ale to jest właśnie szkolne podejście. W Twoim dyplomie były potrzeby, była idea, było projektowanie, i był rezultat. Do tego bardzo wiarygodny. Tylko nie było projektu.

AG: W praktyce, projekt jest przecież jedynie wskazówką dla wykonawcy. Fetysz projektu bierze się z kultury pracy, która wywodzi się z konkursów architektonicznych.

AJF: Jak tak na to spojrzeć, to konkursy architektoniczne, które przez nasze środowisko uważane są za gwarancję najwyższej jakości projektowania, w rzeczywistości są jakąś aberracją. Naturalna relacja z inwestorem nie wygląda w ten sposób, przeciwnie – dopiero w procesie komunikacji wypracowywane są warunki i określane są potrzeby inwestora. W takim procesie projekt stanowi komponent dialogu, medium komunikacji. Trudno wyobrazić sobie dużą inwestycję bez projektu. Ale to, co udowodniłeś swoją pracą, to że nie zawsze projekt jest konieczny. I że przekierowując uwagę z projektu na dialog i sam proces budowania, coś istotnego zyskujemy. A skupiając uwagę na samym projekcie, niestety uczymy kultury przeprojektowywania.

Czytaj także:

Co jest chorobą przestrzeni publicznych i jak obronić pracę, która ją zwalcza?

AG: Dokładnie tego chciałem uniknąć, to choroba wielu przestrzeni publicznych.

AJF: Trzeba jednak przyznać, że recenzenta dyplomu postawiłeś w niełatwej sytuacji. Nawet jeśli ja, jako promotor, brałem na siebie odpowiedzialność, to jednak znałem temat od początku, pracowaliśmy nad nim przez długie miesiące. A recenzent, doktor Marcin Goncikowski, niczego się nie spodziewając, mając za zadanie ocenić pracę zgodnie z wymogami regulaminu, otworzył pracę i…

AG: Przeczytał w moim eseju, że to nie jest projekt.

AJF: Podczas gdy wytyczne dla recenzentów w każdym punkcie odwołują się do projektu.

AG: Późnym wieczorem w niedzielę dostałem esemesa z pytaniem, czym się na co dzień zajmuję i czy w ogóle pracuję w zawodzie.

AJF: Pytanie w samo sedno. Recenzent upewnił się, że Twój dyplom nie wynika z ignorancji i nieumiejętności, ale że chodzi Ci o coś konkretnego.

AG: Myślę, że wykazałem konsekwentny, przyczynowo-skutkowy tok rozumowania na temat przestrzeni. Widzę swój dyplom jako myśl – inne spojrzenie na temat przestrzeni publicznej. Ale deklarując na wstępie, że nie robię projektu, sam sobie rzuciłem kłodę pod nogi. Gdyby ta realizacja nie wyszła, bardzo łatwo byłoby podważyć cały proces.

Studia, dyplom i formalności mogą być życiowe i partnerskie

AJF: Ale wyszła. Obiekt stoi i jest bardzo spójny. Powstał z zarządzania chaosem, a jednak nie wygląda na chaotyczny czy nieuporządkowany.

AG: Dzięki pozytywnym ocenom od Ciebie i doktora Goncikowskiego obrona była ciekawą dyskusją o improwizacyjnym podejściu do przekształcania przestrzeni.

AJF: Cała nasza długa współpraca była ciekawą dyskusją.

AG: Dla mnie było ważne, że ta współpraca nie przypominała relacji profesor – student. Ani ja, ani Ty nie wiedzieliśmy, dokąd ten proces zmierzał. Powiedzieliśmy sobie tylko na początku, że ten dyplom będzie postawiony na głowie. A później przychodziłem do Ciebie i wspólnie zastanawialiśmy się, do czego to zmierza. No chyba, że Ty wiedziałeś...

AJF: Jeśli razem nie wiemy, to nie ma presji na konkretne rozwiązanie – po prostu trzeba je wspólnie znaleźć. Dzieliłem się swoją intuicją i doświadczeniem, ale tak samo jak Ty – nie wiedziałem.

AG: Jeśli chcesz się nauczyć projektować w bardzo konkretny sposób, to szkoła mistrzowska jest odpowiednia. W taki sposób też można się wiele nauczyć. Ale mój dyplom był o czymś innym.

AJF: W sensie formalnym, dyplom był całkowicie nieszablonowy, ale to się rozwijało iteracyjnie. Krok po kroku upewniałem się, że bez problemu wchodzisz na kolejny poziom trudności konceptualnej, że czujesz się pewnie, że ogarniasz coraz większe wyzwanie, jakim stawał się Twój dyplom.

AG: Podczas naszych korekt najbardziej potrzebowałem, żebyś pomógł mi ustrukturyzować mój tok myślenia. Nigdy nie wiedziałem, gdzie leży granica legalności dyplomu magisterskiego. Potrzebowałem Ciebie jako osoby, która doda wiatru w skrzydła i powie: to jest dalej okay, robimy to.

Zobacz też:

Dyplom Aleksandra Gadomskiego został obroniony na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.