Projekt holistyczny: Paulina Grabowska

i

Autor: Archiwum Architektury

Projekt holistyczny: Paulina Grabowska

2020-09-29 16:24

Nie wybieram zleceń, w których liczą się walory estetyczne. Chcę projektować przestrzenie we wszystkich wymiarach, skrojone na miarę naszych czasów. Właścicielka biura NAS-DRA Conscious Design, innowatorka i ekolożka, o mającym być odpowiedzią na wyzwania współczesnego świata projektowaniu holistycznym.

Agata Twardoch: Zacznijmy od początku. Studiowałaś w trzech miejscach: na Politechnice Śląskiej, we Wrocławiu i w Delft, prawda?Paulina Grabowska: Tak. Zaczęłam w Gliwicach i spędziłam tam trzy bardzo intensywne lata. Nie miałam wtedy jeszcze wykreowanego światopoglądu, choć muszę przyznać, że w jakiś sposób zdeterminował go wyjazd na OSSĘ. Zaraz w drugim tygodniu pierwszego roku studiów.Gdzie się wtedy odbywała?We Wrocławiu. Trafiłam do grupy Kuby Szczęsnego. Byłam w niej najmłodsza. Wszystko było dla mnie nowe i inspirujące, a Kuba wtedy właśnie promował zrównoważone rozwiązania. Pokazał mi wówczas, że architektura to nie tylko budynek, drewniana chatka, obiekt, który trzeba było zaprojektować na pierwszym roku. Że musimy wejść w problem głębiej. Po warsztatach od razu chciałam wdrażać takie myślenie we wszystkich projektach. Zielone rozwiązania, mimo że wtedy dość nowe w architekturze, dla mnie były jakoś naturalne – prawie całe dzieciństwo spędziłam w domu z ogrodem, który zlewał się z wielką górą w Beskidach i z babcią, która była nauczycielką biologii i chemii. To dało mi największe podwaliny ekologicznego myślenia. A warsztaty z Kubą pokazały mi, że to, czym się interesuję, mogę wykorzystać na studiach.Warsztaty na pierwszym roku mogą namieszać…Namieszały! Na uczelni stałam się takim trochę „rebelem”, co przysparzało mi głównie problemów. Ale jednak dałam radę przejść w taki sposób przez studia! A projekt z pierwszego roku, który był zainspirowany warsztatami z Kubą, pomógł mi parę lat później dostać się do Delft. Wysłałam go jako część portfolio, a będąc już w Holandii dowiedziałam się, że to właśnie ta koncepcja – wkopana pod ziemię pijalnia wód – zdecydowała o moim przyjęciu. W każdym razie na Politechnice Śląskiej doskwierał mi czasem przerost przedmiotów technicznych. Nawiasem mówiąc, gdy wysyłałam transkrypt zajęć do Delft, zapytano mnie, czy na pewno byłam na studiach architektonicznych… Po trzecim roku postanowiłam przenieść się do Wrocławia, bo zawsze podobało mi się to miasto. Dzięki programowi Mostech było to bardzo proste. We Wrocławiu studiowałam rok. To był akurat czwarty rok studiów, dosyć luźny i fajny. Miałam czas, żeby złożyć aplikację do Delft. Tam studiowałam kolejne dwa lata i zrobiłam pierwszy dyplom. Praktycznie cały ten czas byłam studentką Politechniki Śląskiej, więc, gdy obroniłam się w Delft, dziekan zapytała, czy nie chciałabym się obronić jeszcze w Gliwicach. Wtedy wróciłam.A zatem masz dwa dyplomy?Tak. Można było, więc je zrobiłam! Szczególnie że wtedy jeszcze bardzo zależało mi na uprawnieniach. Od początku prowadziłam ścieżkę kariery dwutorowo. To były dwie linie: architektura bardziej koncepcyjna i innowacyjna, kręcąca się wokół tego, co mnie interesuje, ale na którą nie było dużego popytu – istniał jedynie w ramach działań instytucji kulturalnych, wystaw i konferencji. I z drugiej strony, usługowy zawód architektki, dużo łatwiejszy, jeżeli chodzi o znajdowanie zleceń. Po latach wiem, że jednak znacznie mniej dla mnie interesujący.

KUP DOSTĘP