Po Gniew Zygmunta Miłoszewskiego sięgnąłem przypadkowo. To trzecia część trylogii o perypetiach prokuratora Teodora Szackiego. Dwie poprzednie – Uwikłanie i Ziarno prawdy – znam jedynie z kina. Gniew ma być pożegnaniem z prokuratorem Szackim, choć fabuła pozostawia możliwość kontynuacji.
Zaletą powieści jest jej znakomity styl, charakterystyki postaci, dialogi i humor, mimo mrocznego tematu, jakim jest przemoc domowa. Bardzo zresztą aktualnego w związku z debatą o ratyfikacji europejskiej konwencji przemocowej. Akcja rozgrywa się w Olsztynie, gdzie od roku mieszka prokurator. Szacki – zgryźliwy, warszawski zrzęda – nazywa swoje nowe miasto warmińską biedametropolią i nie szczędzi mu złośliwych uwag. Szczególnie wyżywa się na klimacie, synchronizacji świateł i powojennej architekturze. Jeszcze bardziej obrywają urzędnicy różnych szczebli. Jedno tylko w Olsztynie nie zawiodło dzielnego prokuratora – początkowo zlekceważone odnalezienie tajemniczego szkieletu okazało się najciekawszą i najtrudniejszą sprawą w jego karierze!