Spis treści
- Ruszyła rozbiórka Multikina Ursynów - kolejnego budynku z lat 90.
- Burza w szklance
- Jeszcze jeden głos
- Obcy
Ruszyła rozbiórka Multikina Ursynów - kolejnego budynku z lat 90.
W kolorach Solpolu, z lobby jak w żadnym innym kinie. Najstarszy multipleks w Warszawie, Multikino Ursynów, przechodzi do historii, by trafić prosto na stale wydłużającą się listę architektonicznych millenialsów zrodzonych ledwie w latach 90., a dziś masowo wyburzanych z konieczności, czasem z chęci zysku, czasem z braku pomysłu.
Przy okazji rozbiórki innego budynku z lat 90. - Curtis Plazy - o tym rozpędzającym się zjawisku, odwołując się do powtarzającej się stale historii dobrze znanej obrońcom socmodernizmu, pisałam tak:
Choć problem współczesnego podejścia do architektury tych czasów [PRL-u - przyp. JD] jest oczywiście o wiele bardziej złożony, a jego obecne losy wcale nie tak różowe, mimo wszystko przeszliśmy długą drogę od symbolicznego wyburzenia Dworca w Katowicach do obecnego stanu rzeczy. Czy jednak wyciągnęliśmy wnioski?
Oto powoli znika w Polsce cały nurt architektoniczny, a historia jego znikania do złudzenia przypomina historię jego poprzednika. Mowa o architekturze lat 90. - zbiorczo - postmodernizmie. [...] Dla postmodernizmu obiektem symbolicznym był i jest wrocławski Solpol wyburzony w 2022 roku pomimo silnych i długotrwałych protestów środowiska architektów, stowarzyszeń oraz miłośników pomo. Wniosek o wpis do rejestru odrzucono. Moment rozbiórki, w przyszłości, stanie się zapewne ważnym punktem odniesienia.
Całość znajduje się tutaj: Przyjrzyjcie się dobrze - tak znika cały styl architektoniczny w Polsce. Rozbiórka Curtis Plazy to tylko objaw
Kiedy publikowaliśmy ten tekst, znikał też biurowiec Getin Banku przy Belgradzkiej. Wszystko to w czasie kryzysu klimatycznego, do którego budownictwo i architektura potężnie się dokłada, a budynki mieszkalne buduje się w dużej mierze dla lokaty kapitału, nie dla ludzi.
Burza w szklance
Choć dyskusja na temat losów architektury lat 90. odbywa się w bardzo małej bańce, głosy są bardzo zróżnicowane. Wszystkie zdają się jednak mówić: coś z tym trzeba zrobić. Są więc takie, które postulują zachowanie jej w całości dla przyszłych pokoleń i zaniechanie rozbiórek. Inne przekonują, że należy wybrać obiekty najbardziej wartościowe i otoczyć je ochroną - pozostałe zaś spisać na straty.
Głosy nakierowane na środowisko zwracają uwagę, że bez zaniechania rozbiórek nie będzie żadnych przyszłych pokoleń (do tej grupy pozwolę sobie przypisać Filipa Springera i jego najnowszą książkę Szara godzina). Aby więc mówić o rozbiórkach, najpierw trzeba udowodnić, że ponad jakąkolwiek wątpliwość nie ma dla budynku żadnego innego zastosowania.
Część pomstuje na kapitalizm i na to, że dziś wszystko musi się przede wszystkim opłacać. Jeszcze inna część przekonuje, że architektura lat 90. to specyficzny pomnik czasu i miejsca, w tym wypadku Polski, i apeluje o wyzbycie się kompleksu zachodu (tu mocnym głosem jest Anna Cymer, której obszerna książka o architekturze lat 90. rozpoczęła dyskusję na dobre). Największa grupa zainteresowanych woła, że przecież to jest brzydkie i należy to wszystko bez żalu zrównać z ziemią. Pozostali są niezainteresowani. To, zdaje się, znaczna większość.
W niemal każdym z tych stanowisk (wyraźnie zaznaczam, że nie w każdym!) jest trochę racji. Ze zmianami - zwłaszcza tymi systemowymi, a takich przecież w tym przypadku potrzebujemy, bo tylko takie zagwarantują realną zmianę - jest jednak tak, że zwykle następują one zbyt późno. O ile następują w ogóle. Biurowce, na które podobno nie ma wtórnego zastosowania, w końcu się jednak skończą, a Doomsday Clock przybliży się o kolejne minuty do północy. Być może wtedy przyjdzie pora na remanent, ocenę szkód, ewentualnie rachunek sumienia i - w końcu - szukanie rozwiązań.
Jeszcze jeden głos
W dyskusji pojawia się jednak jeszcze jedna frakcja, a jej głos nie pozostawia wiele przestrzeni na optymizm - postmodernizm i architektura lat 90. od samego początku skazane były na porażkę i nic nie możemy z tym zrobić. Źle zaprojektowane budynki nie znajdą nowego zastosowania, bo po prostu nie jest to możliwe, a jedyne, co nam pozostało, to wyciągnąć wnioski i projektować lepiej. Tak do sprawy rozbiórki Multikina odniósł się architekt Szymon Wojciechowski w rozmowie z Arturem Celińskim:
Make a classic not a bestseller, żeby on się nie zestarzał. Budynek, który jest w dialogu z przyszłością i z przeszłością. Czyli żeby ten budynek był zaprojektowany tak, żeby potem można było go przekształcić w coś innego. Tak jak każdy budynek w Wenecji, spichlerze w Gdańsku, które były spichlerzami, utraciły rację bytu jako spichlerze, ale są teraz przekształcane, jeżeli doktryna konserwatorska pozwala, a powinna pozwalać na coś nowego; jest nowe życie w budynku.
Dla Multikina nowej funkcji nie znaleziono. Podobnie jak w przypadku Curtis Plazy, wskazuje się na złe projektowanie obiektu - złe, to znaczy niegwarantujące długowieczności, niedające szans na przemianę. Zostawiające nas z budynkiem o jednym przeznaczeniu i krótkiej żywotności.
Dużo wody upłynie, nim wypracujemy rozwiązania i dojdziemy do porozumienia w sprawie dziedzictwa lat 90. Ale wody, tak jak i czasu, też mamy już coraz mniej.
Obcy
Multikino ukończono w 1999 roku. Projekt wykonała pracownia APA Markowski & Wojciechowski.
Ursynowskie Multikino zainaugurowało swoją działalność we wrześniu 1999 roku seansem filmu George'a Lucasa "Gwiezdne Wojny. Część I - Mroczne widmo". W 12 salach przewidziano miejsca dla blisko 3 tys. osób. Niski, rozległy budynek (z obowiązkowym parkingiem w pobliżu) obłożono bordowymi płytkami marblitu, które kontrastują z niebiesko-zielonkawą szklaną ścianą kurtynową. Nad wejściem znalazło się gigantyczne logo kina, wzniesione na stalowych słupach. Zgodnie z planami Multikino miało się stać ważną częścią wielkomiejskiej alei, wokół której koncentrowałoby się życie kulturalno-społeczne Ursynowa.
- pisała o budynku Aleksandra Stępień-Dąbrowska w książce Jakby luksusowo.
18 sierpnia 2024 roku wyświetlono tu ostatni film - Obcy: Romulus.