Spis treści
Romuald Gutt wchodzi między wrony. Ale krakać nie chce
W 1928 roku na Kolonii Profesorskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Profesorów Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej stanął dom inny niż wszystkie. Nie jak u sąsiadów (profesorów, architektów, artystów) - dworkowy wykończony jasnym tynkiem. Złożona z kilku prostopadłościanów awangardowa bryła pozbawiona niemal ornamentu, obłożona została szarą cegłą cementową - znakiem rozpoznawczym autora i właściciela domu, architekta Romualda Gutta.
Zobacz także: Kolonia Profesorska. W 18 domach zamieszkali profesorowie i znani warszawscy architekci. Dookoła zieleń i gmachy urzędów
Na stronie inicjatywy Tu było, tu stało przeczytamy, że willa Gutta była manifestem. Gutt, który jeszcze dekadę wcześniej sam projektował szereg obiektów w stylu dworkowym, zaczynał już odchodzić od poszukiwań stylu narodowego, który opanowywał w tamtym czasie kolegów po fachu. Odbudowane po zniszczeniach wojennych, wciąż stoją w Warszawie jego osiedla domów z tamtych czasów, m.in. przy Placu Słonecznym czy na Placu Henkla; oba podobne, oba na planie koła, oba z lat 20. Dworki, obłości, kolumny i czerwone dachy zastąpił Gutt prostymi formami i ograniczonym detalem. A jasny tynk - ikoniczną już cegłą cementową. Tę przemianę zaakcentował, wznosząc dom prywatny na Kolonii Profesorskiej.
Pracownia, bawialnia, ogród
Może i na zdjęciach dom nie wygląda na duży. Składa się jednak z trzech kondygnacji, a złudzenie potęguje jego podłużna bryła. Projekt powstał w 1926 roku; musiała znaleźć się tu przestrzeń dla państwa Guttów oraz ich czwórki dzieci. Plus samochód. No i służbówka, ma się rozumieć.
Na parterze, części "wspólnej" i gospodarczej, Gutt zaplanował więc mieszkanko dla służby z kuchnią i pralnią, jadalnię, gabinet i pracownię (tu oczywiście znajduje się największe okno). Na końcu podłużnej przestrzeni - garaż. Żadnego salonu, żadnego pokoju dziennego. Gości podejmowano najpewniej w jadalni.
Piętro pierwsze to już część mieszkańców - ale tych młodszych. Dwie sypialnie, duża bawialnia, sanitariaty. Kręte schody prowadzą na ostatnie piętro - tu obok strychu znalazła się trzecia, duża sypialnia z wyjściem na jeszcze większy taras.
Ważnym elementem był ogród. Projektowany wraz ze stałą współpracowniczką, wybitną architektką krajobrazu Aliną Scholtz (po wojnie została kierowniczką Pracowni Zieleni w Biurze Odbudowy Stolicy) dopełniał całość projektu. Gutt z pomocą Scholtz będzie uwzględniał zieleń we wszystkich swoich projektach.
Alina Scholtz projektowała m.in. zieleń wokół Osiedla Szwoleżerów, Mistera Warszawy 1974:
Nowe życie willi
Dziś willa Gutta jest po remoncie - a właściwie konserwacji. Od niemal dekady dom znajduje się w rejestrze zabytków. W trakcie prac zachowano wszystkie istotne elementy projektu architekta. Tak o remoncie pisze Tu było, tu stało:
Prywatny właściciel, świadomy znaczenia domu-manifestu, dokonał konserwacji, przeprowadzając proces badawczy podobny jak przy odnawianiu murów gotyckich: z termouszczelnieniem, analizą spoiwa, doborem kolorystycznym uzupełnień i próbami czyszczenia licówki. Był więc to proces znajdujący zastosowanie dla innych „szarych domów”, których w Warszawie mamy wiele. Do tej pory ogromnym zagrożeniem dla tych budynków była „termomodernizacja” – okładanie styropianem i tynkowane. Proces konserwacji domu przy Hoene-Wrońskiego udowodnił, że można przeprowadzić modernizację budynku z cegły warszawskiej, nie niszcząc jego istoty.
Dom do dziś porasta zieleń.