Po dłuższej pracy też tak mam. Widzę na wskroś. Widzę i ścianę, i to z czego ją budują i to jak budują. Ściana wypełnia miejsce, które niedawno było puste i rozgranicza puste przestrzenie. Widzę pustkę za nią i pustkę przed nią. Tynk, cegły, zaprawę i pracę tynkarza. Widzę zaprawę, pomiędzy cegłami i tynk na cegle. Cegły są z gliny. Tynk jest z ziarenek piasku, które jeszcze niedawno leżały na brzegu opuszczonym przez rzekę. Tynk za chwilę będą gładzić, malować, może zakleją tapetą. Będą go naprawiać, by znowu pękał. Prędzej czy później rozsypie się w pojedyncze ziarenka.
Perec przedstawia przekrój chwili paryskiej kamienicy w całej jednoczesności związków pomieszczeń, przedmiotów i postaci. Historie i obrazy płyną jak opowieści Szeherezady. Strukturę całości i części określa ściśle zaplanowana siatka przymusów, która pozostaje niezauważalna. Więc można – w gąszczu ograniczeń i nakazów – ze spisów, opisów i mnóstwa szczegółów stworzyć całość. Widzieć każdy szczegół i nie tracić odległej perspektywy. I nie zapomnieć, że tu nie chodzi o cegłę, zaprawę, tynk i tapety. Tu idzie o życie.