telegraf

Dźwiękoszczelne budki przetrwały. Panny telefonistki odeszły. Poznaj historię jednego z pierwszych drapaczy chmur w Warszawie

2024-09-30 11:48

W chwili otwarcia w 1933 r. gmach Urzędu Telekomunikacyjnego u zbiegu Nowogrodzkiej i Poznańskiej uchodził za jeden z najbardziej nowoczesnych na kontynencie budynków użyteczności publicznej o przeznaczeniu technicznym.

Architektura w drodze: Pszczyńskie Centrum Kultury

Spis treści

  1. Budowa przemyślana w każdym szczególe
  2. Pionierski szkielet ze stali 
  3. Panny telefonistki
  4. Gimnastyka na dachu i w suterenie
  5. Dźwiękoszczelne budki
  6. Staranny dobór pracowników

Obecnie budynek jest opustoszały i został kupiony przez firmę Zeitgeist Asset Management. Inwestor planuje jego odrestaurowanie.

Na przedwojennych fotografiach niektóre wnętrza gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej sprawiają wrażenie, jakby ilustrowały któryś z najnowszych wówczas biurowców w Ameryce. Ogromne, jednoprzestrzenne wnętrza typu open space, wypełnione długimi stołami, przy których na stanowiskach pracy siedzą dziesiątki kobiet. Ogromne okna sprawiają, że wnętrza te przepełnione są światłem, zaś na biurkach widnieją nie tylko nowoczesne lampy, ale też rozmaite, tajemniczo dziś wyglądające urządzenia. Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej w supernowoczesnym budynku Urzędu Telekomunikacji pracowało aż 900 osób. Praca była dobrze płata i stabilna. Ceniono ją, dobrze jeszcze pamiętając trudne lata wielkiego kryzysu trwające w Polsce aż do połowy lat 30.

Wprawdzie nowy budynek nie był najwyższym drapaczem chmur ówczesnej Warszawy, ale powszechnie zachwycano się dominantą, jaką stanowiła część wieżowa budynku zamykająca perspektywę ulicy Żurawiej. Budynek odznacza się wyjątkową przy nowoczesnym stylu harmonijnością i proporcjonalnością linii – oceniał w latach 30. XX w. pisarz i publicysta Franciszek Galiński.

Budowa przemyślana w każdym szczególe

Niedługo przed ukończeniem budowy gmachu we wrześniu 1933 r. ówczesny minister poczt i telegrafów, inż. Emil Kaliński, pułkownik łączności Wojska Polskiego powołał Urząd Telekomunikacyjny. Urząd ten skupił i połączył w nowej siedzibie

  • dotychczasowe urzędy telefonów międzymiastowych,
  • urząd telegraficzny
  • i radiotelegraficzny.

Pierwszym dyrektorem został radiotechnik, inżynier Piotr Modrak. Centrala telegraficzna rozpoczęła tu pracę w roku 1934, zaś rok później uruchomiono centralę telefoniczną. Większość powierzchni w budynku przeznaczono na urządzenia telekomunikacyjne telegrafu, radiotelegrafu, telefonów podmiejskich i międzymiastowych. Nie zabrakło jednak pomieszczeń biurowych. Od strony ul. św. Barbary pomieściły się biura wydziałów technicznych Dyrekcji Poczt i Telegrafów oraz Ministerstwa Poczt i Telegrafu, a także małe Muzeum Poczty i Telekomunikacji. Dostępne dla publiczności pomieszczenia telegrafu i urzędu pocztowego miały wejścia od strony ul. Nowogrodzkiej.

Jak pisała Zuzanna Borcz na łamach „Kwartalnika Architektury i Urbanistyki” z 1975 r., już w roku 1929 w Ministerstwie Poczt i Telegrafu przy Wydziale Budowlanym powstał oddział projektowania. Kierownictwo nad nim objął architekt Julian Puterman.

Było to biuro, które na szeroką skalę wprowadzało nowoczesne zasady projektowania. Przestrzegano przy tym zasad funkcjonalności, co przy skomplikowanych programach budynków resortu łączności miało decydujące znaczenie. Podejmowano również próby wprowadzania zasad normalizacji elementów projektu, w celów uproszczenia i skrócenia czasu budowy. W 1930 r. istniało przy Ministerstwie Poczt i Telegrafów Biuro Studiów pod kierunkiem Antoniego Zajdera.

Dzięki stworzeniu specjalnej nowatorskiej komórki zajmującej się projektowaniem nowoczesnych obiektów pocztowych i telekomunikacyjnych możliwa była budowa obiektów supernowoczesnych, nieodbiegających ani jakością architektury, ani też układami funkcjonalnymi i rozwiązaniami technicznymi od najnowszych ówczesnych rozwiązań europejskich. Starannie opracowano też logistykę całego procesu projektowania i realizacji. Nic nie było tu przypadkowe.

I to właśnie z biura projektowego przy Ministerstwie Poczt i Telegrafów wyszedł projekt gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego u zbiegu Nowogrodzkiej i Poznańskiej. Projektantami byli Julian Puterman – jako szef biura oraz Leszek Sawicki. Autorem stalowej konstrukcji został Waldemar Radlow, przy czym doradcą w sprawach konstrukcji stalowej był Stefan Bryła, zaś fundamentowania – profesorowie Federowicz i Bogucki. W trakcie realizacji kierownictwo budowy powierzono najpierw inżynierowi Karolowi Rauchowi, potem zaś inż. Piotrowi Tomaszewskiemu. Ostatecznym efektem był nowoczesny budynek, sprawnie zrealizowany, przyjazny dla pracowników, funkcjonalny i logiczny.

Ciekawe, że o budowie gmachu myślano już dużo wcześniej. Pierwszy konkurs architektoniczny na projekt budynku zorganizowany został już w 1922 r., świeżo po tym, jak uspokoiła się sytuacja na granicach wskrzeszanej Rzeczpospolitej, a kraj był zdewastowany wojną i zwyczajnie biedny. Gdyby wówczas wzniesiono budynek, z całą pewnością jego architektura byłaby dość zachowawcza, a wyposażenie – daleko mniej nowoczesne.

Nowy budynek wypełnił dość szczupłą działkę pomiędzy Nowogrodzką a Św. Barbary wzdłuż Poznańskiej. Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej w tym samym miejscu przystąpiono do budowy monumentalnego gmachu Banku Włościańskiego. Zanim na dobre przystąpiono do kopania jego fundamentów, wybuch wojny w 1914 r. przerwał realizację. Plac stał pusty aż do 1928 r. Wybór tej posesji pod budowę gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego nie był jednak dziełem przypadku. Grunt należał do Skarbu Państwa, a ponadto przebiegała tędy linia międzynarodowego kabla telekomunikacyjnego. Na skutek wybuchu wielkiego kryzysu budowa rozpoczęta latem 1929 r. przedłużała się.

Szczupłe mimo powiększenia rozmiary placu zmuszały do stosunkowo intensywnej zabudowy podwórza, do podpiwniczenia tegoż na całej niemal przestrzeni, wreszcie do rozwinięcia budowy wzwyż w części zamykającej wylot ulicy Żurawiej.

pisał Juliusz Puterman na łamach czasopisma „Architektura i Budownictwo”.

Ostatecznie trudności te przekuły się w znakomity rezultat. Całość sprawia wrażenie kilku brył tworzących przenikające się prostopadłościany, z dominantą w postaci wspomnianej części wieżowej. Główne wejście usytuowano w narożniku u zbiegu Nowogrodzkiej i Poznańskiej. Ponad nim umieszczono kamienny napis „TELEFON MIĘDZYMIASTOWY, TELEGRAF, RADJOTELEGRAF” oraz silnie zapadającego w pamięć stylizowanego orła dłuta Jana Golińskiego. Elewacje do wysokości pierwszego piętra obłożono czerwonym piaskowcem, zaś w partiach wyższych kondygnacji pokryto szlachetnym tynkiem „Terrazyt”.

Pionierski szkielet ze stali 

W całym budynku zastosowano szkieletową konstrukcję stalową nitowaną. Ponieważ jej projektowanie zaczęło się już w 1928 r., była to jedna z pierwszych projektowanych w Polsce dużych konstrukcji stalowych budynku. Podobne szkielety od dawna stosowano za oceanem, zaś w Europie stalowy szkielet otrzymał wówczas m.in. ukończony w 1929 r. wieżowiec Edificio Telefónica w Madrycie. Wysoki na 82 metry był przez pewien czas najwyższym budynkiem w Europie i podobnie jak gmach przy Nowogrodzkiej mieścił centrale telekomunikacyjne. Już jednak niedługo stosowanie konstrukcji stalowych w Polsce upowszechniło się, zwłaszcza na Górnym Śląsku. Konstrukcje takie otrzymały m.in. ukończone w 1934 r. najwyższe budynki w Polsce: drapacze chmur w Katowicach przy ul. Żwirki i Wigury i Prudential w Warszawie.

Tak czy inaczej projektowanie stalowej konstrukcji warszawskiego gmachu telekomunikacji było w ówczesnej Polsce przedsięwzięciem nowatorskim. Jak tłumaczył Waldemar Radlow, konstrukcja została zaprojektowana przy rozmieszczeniu poszczególnych ram w odstępach co 4,25 m, przyjmując podciągi jako oparte na słupach belki ciągłe dwuprzęsłowe o rozpiętości pól do 7,50 m. Sztywność konstrukcji zapewniły wiązania wiatrowe pionowe, rozmieszczone w narożnikach i niektórych polach pośrednich, a w kierunku poziomym – przez sztywność poszczególnych stropów. Te ostatnie są ceglano-betonowe drobnożeberkowe, oparte na belkach stalowych rozstawionych co półtora metra.

W nowym gmachu telekomunikacji wnętrza zostały tak zaprojektowane, aby dać pracownikom maksymalny komfort pracy. Stalowa konstrukcja umożliwiła zaprojektowanie wspomnianych na początku pomieszczeń ze zredukowaną liczba podpór oraz ogromne okna. Te ostatnie miały zapewnić dużą ilość dziennego światła zarówno w pomieszczeniach – także tych wypełnionych urządzeniami telekomunikacyjnymi.

Czytaj też:

Panny telefonistki

W chwili, gdy oddawano do użytku budynek, na dobre rozkręcił się już proces automatyzacji central telefonicznych. Wcześniej rozmowy łączyły telefonistki. Teraz zastąpiły je automaty. Kornel Makuszyński z żalem żegnał telefonistki w felietonie Panny niewidzialne. Jak wyglądała praca telefonistek przed automatyzacją central? Otóż „nieme” telefonistki na stanowisku rozdzielczym łączyły abonentów z wolnymi telefonistkami łączeniowymi. Te, rozmawiając z abonentem, przyjmowały zamówienie, a potem z pomocą kabla przełączanego w odpowiedni wtyk łączyły z podanym numerem. Wprowadzenie w Warszawie przez Ericssona wtyczek sznurowych o średnicy wynoszącej 3,5 mm pozwoliło już na początku XX w. osiągnąć dużą pojemność. Po drugiej stronie telefony najpierw trzeba było nakręcić korbką, potem w nowszych aparatach wystarczyło podnieść słuchawkę. Zapalała się wówczas odpowiednia lampka sygnalizacyjna i zgłaszała się telefonistka – pisał Józef Piłatowicz w Dziejach elektryfikacji Warszawy.

Proces automatyzacji central telefonicznych Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej rozpoczął się już w roku 1928 r. Pierwszą nowoczesną centralą telefoniczną Ericssona systemu SALME (OS) o pojemności 12 500 numerów otwarto w Łodzi.

Przełączenie abonentów do centrali automatycznej wymagało nie tylko przygotowań technicznych i organizacyjnych, ale i nauczenia użytkowników sposobów korzystania z telefonów automatycznych. Jeszcze na kilka miesięcy przed oddaniem do eksploatacji nowej centrali automatycznej rozesłano wszystkim abonentom spis telefonów z podaniem numerów dotychczasowych i nowych oraz odpowiednią instrukcją posługiwania się tarczą numerową. Zamieszczono również w prasie ogłoszenia, zwracając się do abonentów z prośbą o ograniczenie rozmów telefonicznych w pierwszych dniach pracy nowej centrali. Liczono się bowiem z tym, że w pierwszych dniach ciekawość abonentów spowoduje gwałtowny wzrost liczby rozmów telefonicznych. Obawy te okazały się zresztą uzasadnione.

– czytamy w Historii elektryki polskiej. Rok później łódzkie doświadczenia zostały wykorzystane przy automatyzacji sieci telefonów warszawskich.

Gdy otwierano nowy gmach przy Nowogrodzkiej, telefonistki nadal jednak były potrzebne. Było ich jednak mniej. Z coraz większą ilością central telefonistki miały połączenia bezpośrednie, ale nadal wiele było wciąż miejscowości bez automatycznych central telefonicznych.

Nowoczesność centrali międzymiastowej polegała miedzy innymi na zastosowaniu stanowisk bezsznurowych. Łącznice wykonane były w postaci płaskich stołów, na których telefonistka miała do dyspozycji zespół przełączników i lampek sygnalizujących stan linii

– pisał Ireneusz Zalewski na łamach „Stolicy”.

Gimnastyka na dachu i w suterenie

W supernowoczesnym gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej istotną odgrywało zaplecze socjalne. Było znacznie bardziej rozbudowane od pomieszczeń socjalnych w budynkach PAST-y. Był to rezultat nie tylko dokonującego się postępu, ale też skali budynku. W gmachu znalazły się aż dwie stołówki, wraz z zapleczem kuchennym, wyposażonym w kotły i piece gazowe. W tym miejscu warto przypomnieć, że w tamtych czasach wykorzystywano gaz miejski produkowany z węgla w gazowniach miejskich na Powiślu i Czystem. Pierwsza ze stołówek mieściła się na IV piętrze, druga, mniejsza, w suterenie.

Urząd Telekomunikacyjny w Warszawie

i

Autor: Henryk Poddębski, źródło: Polona koniec lat 30.

Z kuchni do stołówki pracowniczej na najwyższym piętrze potrawy przekazywano specjalną windą kuchenną. Nie zapomniano o pomieszczeniu klubowym dla pracowników (kasynie). Z kolei na płaskim dachu urządzony został obszerny taras, wyposażony w pergole oraz zapewniający rozległy widok na dachy Śródmieścia. Architekci zakładali, że taras nie będzie służył pracownikom do opalania się w wolnych chwilach, lecz jako miejsce, w którym miały odbywać się ćwiczenia gimnastyczne pracowników. Czy istotnie panie pracujące przy biurkach w przerwach gimnastykowały się na tarasie, nie udało mi się znaleźć wiarygodnego potwierdzenia. Wiemy natomiast, że w suterenie budynku zaprojektowana została sala gimnastyczna. Znalazły się tam też szatnie dla pracowników. Bardzo obszerne wyposażone w gigantyczną liczbę ponad 1300 szafek oraz natryski, nie wspominając rozsianych po gmachu toalet.

Budynek był samowystarczalny energetycznie. Choć na wszelki wypadek podłączono go do elektrycznej sieci miejskiej obsługiwanej przez elektrownię na Powiślu, to miał on własną stację elektryczną. Zasilały ją dwa silniki Diesla o mocy 160 kW każdy. Jak informowała prasa, w razie potrzeby istniała możliwość zamontowania jeszcze trzeciego silnika. Pomieszczenie z silnikami Diesla zachowało się do dziś, wyróżnia się ciekawa formą i jest częściowo pogrążone pod ziemią na tyłach skrzydła budynku od strony Nowogrodzkiej. Dodajmy jeszcze, że budynek wyposażony został też we własną kotłownię zapewniającą centralne ogrzewanie. Aby lepiej doświetlić pomieszczenia w suterenach, od podwórka elewację otoczyła fosa.

W gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego zamontowano aż pięć elektrycznych wind osobowych oraz dwie towarowo-osobowe. Kolejna winda osobowa znalazła się w skrzydle mieszkalnym przy ul. Św. Barbary.

Wszystkie windy zostały zaprojektowane, wyprodukowane i zamontowane przez fabrykę Romana Groniowskiego, mieszczącą się w tej samej dzielnicy, przy ul. Emilii Plater, w pobliżu Wilczej. Dodajmy, że była to największa fabryka wind w Polsce.

Dźwiękoszczelne budki

Aby usprawnić nadawanie i odbieranie depesz, pomiędzy salami, w których urzędnicy przyjmowali depesze (ekspedycje depesz, centralę depesz) a salami wypełnionymi urządzeniami nadawczymi i odbiorczymi telegrafu zamontowano transportery taśmowe. Jak pisał znawca tematy Ireneusz Zalewski, wprowadzano urządzenia prototypowe opracowywane w Państwowych Zakładach Teletechnicznych.

Innym nowoczesnym rozwiązaniem technicznym była poczta pneumatyczna. Zainstalowano ją w salach aparatów telefonów podmiejskich oraz międzymiastowych. Poczta pneumatyczna łączyła wszystkie łącznice z punktami kontroli oraz rachuby i przeznaczona była do odsyłania odpracowanych kartek przez telefonistki.

Pośród innych nowoczesnych rozwiązań warto wspomnieć jeszcze automatyczną aparaturę do mierzenia temperatury na odległość oraz zegary elektryczne. Złożony system wentylacji mechanicznej, ale też wodociągi, kanalizację, oraz urządzenia gazowe i wodne zaprojektowała i wykonała kolejna firma mająca w pobliżu zakład produkcyjny i centralę, czyli Drzewiecki i Jeziorański. Jej centrala usytuowana była w al. Jerozolimskich, w miejscu dzisiejszego hotelu Marriott.

W nowym budynku mieszczącym m.in. urząd pocztowy oczywiście nie mogło zabraknąć budek telefonicznych, czyli, jak wówczas pisano, publicznych rozmównic telefonicznych. W każdej znajdował się fotel skórzany i dwa stoliki. Poza nadaniem rozmównicom atrakcyjnego designu uwaga architektów skupiła się głównie na zapewnieniu tym pomieszczeniom maksymalnej dźwiękoszczelności. Rozmowy miały pozostać tajemnicą, niczym w konfesjonałach. Architekci eksperymentowali, wprowadzając pionierskie rozwiązania.

Kabiny zaopatrzone są w podwójne zamknięcia. Ich ściany są skonstruowane z dwóch warstw blachy żelaznej, pomiędzy którymi znajduje się izolacja z drobnego żwirku. Ponadto od wewnątrz ściany kabiny wyłożone są warstwą korka i szkła, podłoga gumą zaś otwory są starannie uszczelnione. Z kolei przewody wentylacji zaopatrzone są w specjalne tłumiki.

– wyliczał Puterman na łamach „Architektury i Budownictwa”.

Staranny dobór pracowników

Jak pisał na łamach „Stolicy” Ireneusz Zalewski, praca w Urzędzie Telekomunikacyjnym dawała wysokie zarobki, lecz jej zdobycie nie było proste, gdyż pracownikom stawiano wysokie wymagania. Wprowadzono tu między innymi badania psychofizyczne kandydatek na telefonistki. Nawet pracownicy fizyczni musieli mieć ukończoną co najmniej szkołę powszechną. Zdaniem Zalewskiego pracownicy umysłowi przechodzili też okres próbny i w tym czasie otrzymywali status urzędnika prowizorycznego.

W starannym doborze pracowników nie było nic nadzwyczajnego. Wysokie standardy przyjęte zostały już bowiem znacznie wcześniej, w pierwszych latach XX w., wraz z usadowieniem się w Warszawie szwedzkiej firmy Cedergren, która po wygaśnięciu koncesji w 1901 r. na budowę i eksploatację sieci telefonicznej w Warszawie przez firmę Bella otrzymała nową koncesję na wiele lat.

Nowy koncesjonariusz przyjął w 1901 r. formalną nazwę Rosyjsko-Szwedzkie Towarzystwo H.T. Cedergren. W tym samym czasie Szwedzi otrzymali koncesję na sieć telefoniczną w Moskwie, a Lars Magnus Ericsson otrzymał zezwolenie władz rosyjskich na budowę fabryki telefonów w Petersburgu. Henrik Tore Cedergren i Lars Magnus Ericsson blisko ze sobą współpracowali. Wzajemnie się też uzupełniali. Ericsson był światowej sławy konstruktorem i specjalistą od spraw technicznych. Tymczasem Cedergren miał żyłkę handlową. Otworzył spółce ekspansję na nowe rynki, gdzie przyjmował rolę operatora, oraz budował sieci połączeń wykorzystujących urządzenia opracowane i produkowane przez Ericssona. Ekspansję Cedergrena i Ericssona wyróżniała jeszcze jednak cecha. Zawierane przez nich umowy nie były obliczone na spekulację i szybki zysk. Miały charakter długoplanowy. Nic dziwnego, że w niepodległej już Polsce Ericsson stał się współudziałowcem powołanej z udziałem państwa Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej (PAST).

Tu przypomnijmy, że po wstępnych przymiarkach przejęcia sieci telefonicznej w Warszawie przez państwo ostatecznie Rząd Polski wraz ze szwedzkim Towarzystwem Akcyjnym Cedergren zawiązał Polską Akcyjną Spółkę Telefoniczną.

Na wiele lat zanim powstał PAST, w ślad za nowoczesnymi technologiami ze Skandynawii Cedergren zaszczepił w Warszawie nowe metody pracy, etos pracy i postęp cywilizacyjny. W nowych budynkach Cedergrena przy Zielnej, otwieranych w 1904 oraz 1910 r., telefonistki miały zaplecze socjalne, pomieszczenia do wypoczynku, miejsca, gdzie mogły zjeść, a sam dobór pracowników był bardzo staranny. Podobnie później w gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej, o uzyskanie pracy przez telefonistki u Cedergrena, później zaś w siedzibie PAST-y nie było łatwo. Przyszłe telefonistki przechodziły rozmowy kwalifikacyjne. Firma szukała dziewcząt ładnych, o miłym głosie, a ponadto mówiących w jakimś obcym języku. Przed rokiem 1915 bezwzględnie po rosyjsku. Dobrze, gdy mówiły po francusku lub niemiecku. Musiały być niezamężne i bezdzietne. Kandydatki na telefonistki przechodziły zatem ostrą selekcję. Na posadach telefonistek pracowało dużo ziemianek, gdyż wybierano panny z dobrych domów. Do szwedzkiej wieży na Zielną nie trafiał nikt „tak po prostu” Przyszłe telefonistki musiały przedstawić dokumenty potwierdzające ich „nieposzlakowaną opinię”, a najlepiej zostać polecone lub mieć kogoś z rodziny, kto już pracował i mógł poręczyć za nową pracownicę. Kryteria te, obowiązujące przed pierwszą wojną światową, nie zmieniły się także w latach międzywojennych, gdy w obyczajowości i życiu społecznym dokonywały się rewolucyjne zmiany. Dlatego na przykład podanie Róży Szpądrowskiej zaczyna się od słów:

a niżej podpisana ośmielam się prosić Ministerstwo Poczt i Telegrafów o zaliczenie mnie w poczet swego personelu. Wyznania jestem rzymsko – katolickiego, Polka, panna... A kończyło się zapewnieniem, że: Referencji o mnie może udzielić księżna Jadwiga Lubomirska (...) oraz prokurator Sądu Apelacyjnego.

Tak było w Cedergenie i potem centralach PAST-y.

Po 1933 r. bardzo podobne standardy stosowano w trakcie przyjmowania pracowników w centrali przy Nowogrodzkiej. Pośród pracowników zdarzały się wyjątkowe osobowości. Należała do nich Helena Wielgomasowa, dziennikarka, aktorka, autorka zdecydowanie grafomańskich erotyków, współpracowniczka łódzkiej prasy: „Dziennika Łódzkiego” oraz tygodnika polityczno-satyrycznego „Wolna Myśl, Wolne Żarty”. Drugie z pism miało posmak sensacyjny i dość obrazoburczy. Niestety już w czasie okupacji Helena Wielgomasowa podejmie współpracę z „gadzinową” okupacyjną prasą polskojęzyczną. Wojskowy Sąd Specjalny Polski Podziemnej skazał ją wówczas na karę infamii. Jednak już w czasie powstania warszawskiego będzie ona sanitariuszką w szpitalu maltańskim. Jej dwaj synowie, powstańcy zostaną rozstrzelani Niemców pod koniec powstania przy wyjściu z kanału na Dworkowej.

W czasie okupacji budynek zajęli Niemcy. Urządzono tu oddział Deutsche Post Osten, czyli Niemieckiej Poczty Wschodu. Gmach przetrwał powstanie warszawskie i zaraz po wojnie ponownie został uruchomiony, choć okupanci wywieźli z niego większość urządzeń technicznych. Jednak wojenne losy gmachu i jego pracowników oraz powojenna odbudowa i rozbudowa to już całkiem inna opowieść.