Początek – lato 2009
Kupiliśmy piękną, wysoko położoną działkę na stoku Równicy z myślą, żeby postawić tam dom, któremu nie zagrozi żadna powódź. Jednak kiedy zacząłem już prace nad projektem, głośno zrobiło się o osuwiskach w Polsce. Zapytałem wtedy konstruktorów, jak temu przeciwdziałać. Dowiedziałem się, że na to nie ma się wpływu, a jedyną rzeczą, jaką można zrobić, to nie ingerować zbyt mocno w grunt. Kiedy zostaje on naruszony, woda namacza teren i nieszczęście gotowe. Miałem to gdzieś z tyłu głowy, ale dalej kontynuowałem projekt.
Zmiana projektu w 3 dni – wiosna 2011
Po dwóch latach uzyskałem pozwolenie i rozpoczęła się budowa. W piątek, pamiętam, przyjechał pan obsługujący koparkę i zaczął kopać wielką dziurę, pod potężne ściany oporowe. Następnego dnia, patrząc na jego pracę, która szła dość opornie, zrozumiałem, że to nie jest to, że to jest pomyłka. Nie chciałem walczyć z naturą, ryzykując ewentualne osuwiska. Zdałem sobie sprawę, że ten dom powinien współgrać z przyrodą. Na szczęście pan obsługujący koparkę stwierdził, że on tej dziury to chyba i za miesiąc nie wykopie. Mówię: ok., to niech pan na chwilę zatrzyma robotę, ja się do pana odezwę w poniedziałek, a pan niech do tego czasu nie bierze nowej roboty . Podszedłem wtedy do całej mojej rodzinki i mówię: słuchajcie, a co by było gdybym troszkę zmienił ten projekt?Jak bardzo? pytają, więc mówię, że całkowicie. Myśleli, że sobie z nich żartuję, bo projektowałem dwa lata, a nowy postanowiłem stworzyć w trzy dni.
Czytaj też: Arka Koniecznego |
1 dzień – widok i bezpieczeństwo
Trzeba się było zresetować i na nowo zastanowić, po co my tę działkę kupiliśmy. Przede wszystkim dla pięknego widoku. Dlatego dom powinien być dla niego ramą. Dodatkowo, żeby nie było drogo, najlepiej zrobić dom parterowy, choć moja żona, ze względu na brak poczucia bezpieczeństwa, obawiała się takiego rozwiązania. Stąd pojawił się pomysł, żeby przekręcić go trochę względem stoku, aby stykał się z nim tylko jednym narożnikiem, a wówczas reszta stałaby się w pewnym sensie pierwszym piętrem. Przy okazji jeszcze poprawiłby się widok.
2 dzień, do południa – odwodnienie
Żeby nie naruszać gruntu, postanowiłem dom oprzeć na palach. Woda mogłaby wówczas pod nim swobodnie przepływać, nie potrzeba byłoby ściany oporowej ani żadnych drenaży. W ten sposób dom – niczym most – stanął na trzech poprzecznie ustawionych do stoku ścianach.
2 dzień, wieczór – kontekst
Następny punkt, jaki należało wziąć pod uwagę to plan zagospodarowania przestrzennego, który mówił o tym, że dach musi być dwuspadowy. To było też zgodne ze zdrowym rozsądkiem. Jest bez okapu, bo śnieg nie będzie zalegał pod oknami czy drzwiami, tylko spadnie na dół.
3 dzień – stężenie ścian
Jak stężyć ściany na dole, żeby dom zyskał sztywność? Pojawił się pomysł, żeby dach jak gdyby odwrócić do góry nogami i wykorzystać go jako stężenie. Dzięki temu dom stał się bardziej bezpieczny, dlatego że piętro już nie miało pod sobą prostych ścian, tylko podcięte, więc nie można było oprzeć na nich np. drabiny. Całość zaczęła przypominać arkę. Czyli właściwie taki dom, z dwoma dachami chroniącymi go przed wodą. Wszystko gotowe.
2 dni na konstruktora i start. Stopy fundamentowe
Rozrysowaliśmy to w poniedziałek wieczorem i wysłaliśmy do konstruktora. We wtorek zaczął to liczyć, a w czwartek na nowo ruszyła budowa. Planowany był nie jeden wielki otwór, ale trzy mniejsze, pod trzy ściany, gdzie każda miała swoją osobną, niezależną stopę. Kiedy przyjechałem na budowę, koparki ruszyły, a ja jeszcze nie miałem rysunków od konstruktora. Przez telefon powiedział mi, że każda ze ścian stoi na stopie 6 na 1 m, o wysokości 0,5 m. Mówię do chłopaków, że robimy, ale ten metr wydaje się za wąski, więc kopmy na półtora. Wtedy dzwoni konstruktor i mówi: Wiesz co? Przeliczyłem to jeszcze raz. Rozszerz te stopy i zrób 6 na 1,5 m . Na następny dzień zapowiadano nienajlepszą pogodę. Gdyby przyszedł deszcz, to te głębokie dziury zalałyby się wodą, a bardzo mocny, nośny grunt stałby się słaby i śliski. Trzeba było coś wymyślić. Szybka decyzja, żeby z tych trzech dziur, zrobić rowy, które ewentualną wodę wyprowadzą na zewnątrz, na grunt. Na szczęście przyjechał beton i przed opadami udało się zalać chudziaka. Następnego dnia lunęło. Woda zaczęła wypływać rowami, które przewidzieliśmy na taką sposobność.
Najważniejsze 3 ściany – lato 2011
Później zaczęliśmy szalować stopy na chudziaku. Powstały ściany fundamentowe, które zostały zasypane gruntem. Na nich miała być posadowiona płyta i stężający całość kadłub. W międzyczasie jeszcze, kiedy szalowaliśmy, w zbrojenie została wpuszczona bednarka, żeby budynek zabezpieczyć przeciw piorunom.
Płyta i pierwsza część odwróconego dachu – lato 2011
Zaczęło się szalowanie na bardzo trudnym terenie. Wykorzystaliśmy sklejki wodoodporne szalunkowe z odzysku. Podparte zostały bezpośrednio na gruncie, z wykorzystaniem dość prymitywnych, ale skutecznych, drewnianych konstrukcji. Kiedy padał deszcz, trzeba to było na nowo podbijać, bo grunt stawał się pulchny i zastrzały już nie były odpowiednio zakotwione. W końcu miał przyjechać beton i tu krótkie wyjaśnienie, dlaczego zdecydowałem się na to, by budynek ocieplić od środka. Miało to być tańsze i prostsze, gdyż konstrukcja staje się od razu elewacją a ocieplamy tylko to co potrzeba. Przy okazji pozbywamy się wszystkich problematycznych detali związanych z wykończeniem tarasu, połączeniem go z elewacją itd. Te wszystkie obróbki załatwia wylany beton. Idea dobra, ale życie pokazało, że wcale nie taka prosta. Mimo propozycji zastosowania super betonu wytwarzanego w okolicach Katowic, podjąłem decyzję, że wykorzystamy beton miejscowy, bo jest on dla mnie takim współczesnym kamieniem, który wydobywany z pobliskiej rzeki stanowił podmurówkę pod górskie chałupy. Decyzja była słuszna, bo tylko miejscowi potrafili tam wjeżdżać ciężkimi betoniarkami, i to przy każdej pogodzie. Kadłub i płyta parteru zostały w końcu wylane. W dniu wylewania przyjechali znajomi od przemysłówki z zacieraczkami, posypali beton utwardzaczami i zrobili ponad 40 m 2 tarasów za 600 zł. I tak tarasy praktycznie w jeden wieczór były skończone.
Ściany parteru – jesień 2011
Kiedy już płyta była gotowa, a szalunki wychodziły wyżej, należało zająć się podziałem na ścianach. Wykonawcy pilnie potrzebowali projektu. Powiedzieli mi jakiej wielkości płyty chcą wykorzystać, więc zrobiłem szybki szkic na kolanie i im go zawiozłem. Siedliśmy wieczorem przy ognisku na budowie i uzgodniliśmy podstawowe kwestie. Powiedzieli, że kilku rzeczy nie da się zrobić, więc ołówkiem nanieśliśmy szybkie zmiany. Budowa ruszyła dalej. Ściany rosły więc trzeba było brać się za dach.
Konstrukcja dachu z odzysku – jesień 2011
Dach początkowo miał być betonowy, ale wykonawcy skutecznie wybili mi ten pomysł z głowy i zaproponowali drewniany. Jednak zamiast OSB, położyliśmy na krokwiach sklejki szalunkowe wodoodporne. Były wprawdzie z odzysku, ale i tak o niebo lepsze niż OSB, bo pod wpływem wody nic się z nimi nie dzieje. Całość tymczasowo zabezpieczyliśmy przed zimą i czekaliśmy na lato.
TPO, rynny i komin na dachu – lato 2012
Dach postanowiłem wykończyć membraną TPO Firestone nawiązującą kolorem do betonu. Zazwyczaj ten materiał jest stosowany na dachach płaskich i nie jest klejony w całości, bo tam nikomu nie zależy na estetyce. Tutaj materiał miał spełniać rolę wierzchniego krycia i wszystkie połączenia miały być widoczne. W tej sytuacji trzeba było ściągnąć specjalistów z Firestone. Główny przyleciał z Anglii. Na budowie spędził tydzień, siedząc z suszarko-zgrzewarką i wymyślając skomplikowane detale. Wraz z nami pracowali jeszcze dwaj specjaliści: z Polski i ze Słowacji, a firma, która to wykonywała była z Czech. Wyszło znakomicie a przy okazji opracowaliśmy rozwiązania systemowe. W międzyczasie, w oparciu o technologię, którą KWK wypracowało przez lata działalności, powstawał też stalowy komin przytwierdzony do połaci dachu i krokwi. Do niego wpuszczane są w elastyczny sposób wyrzutnie, wentylacje czy kominy. Rynny ukryte są w połaci dachowej, więc nie ma żadnych widocznych elementów i spustów na zewnątrz. Ponieważ zostały one wykonane częściowo z betonu, częściowo ze sklejki wodoodpornej, trzeba je było zabezpieczyć przed rozerwaniem przez zamarzającą wodę. Polecono mi, żeby do środka włożyć specjalny materiał PCI, który spowoduje, że rozszerzający się lód będzie się w niego wgniatał. Niestety PCI nie zostało zamówione na czas, wymyśliłem więc, że włożę do środka zwykłe, turystyczne karimaty. 30 sztuk, niestety chińskiej produkcji, miał tylko sklep w Bielsku-Białej. Po czasie okazało się, że wprawdzie bardzo dobrze się ściskają, jednak nie powracają już do pierwotnego położenia. Jedną zimę ten system wytrzymał dobrze, drugiej też na szczęście nic się nie stało, ale planuję w przyszłości założyć ogrzewanie rynien.
Przeszklenia i ramy okienne – jesień 2012
Należało wybrać dobre szkło, które spowoduje, że tak mocno przeszklony dom nie będzie się nagrzewał. Ważne było też, aby wnętrze nie sprawiało przez nie wrażenia przyciemnionego. Przed wyborem szyb byłem kilka razy w fabryce Guardian w Częstochowie i testowałem próbki u siebie na budowie. Ostatecznie zdecydowałem się na Clima Guard Premium 80/63. Trzeba było jednak też w jakiś fajny sposób te okna okuć, pamiętając przy tym, że ma być tam dużo drzwi przesuwnych. Jako pierwsi w Polsce zdecydowaliśmy się na cienkościenny system Artline, zapewniający widok nieprzesłoniony grubymi ramami. Montaż ram był dość prosty, gorzej było z wstawieniem potężnych przeszkleń o wysokości 2,7 m i szerokich często nawet 3 m. Trzeba było wybrać bezdeszczowy dzień, by przewożący je samochód mógł podjechać pod górę. Nie mogło też zbyt mocno wiać, żeby szyby dało się opanować. Na szczęście wszystko zamontowano w jeden dzień. Żadna szyba nie pękła i akcja do zmierzchu została zakończona.
Zabezpieczenie przestrzeni pod budynkiem – jesień 2012
W kadłubie Arki, na poziomie gruntu, znajdują się przestrzenie magazynowe (piwnice) i rewizyjne. Wejścia do nich będą zakryte klapami idealnie licowanymi z betonem. Jednak, by przez szczelinę między kadłubem, a gruntem nie wpełzały żmije i inne paskudztwa, trzeba było wymyślić zabezpieczenia. Jeździłem więc po marketach budowlanych, w poszukiwaniu stalowych siatek, listew czy geowłóknin. Po dwóch dniach znalazłem wszystkie elementy i mogliśmy przystąpić do montażu zabezpieczeń.
Wstrzymanie robót – wiosna 2013
W pewnym momencie żona zakwestionowała wnętrza Arki i rzut trzeba było przeprojektować. W międzyczasie jednak, z racji dłuższego przestoju w pracach, dom zarosła wysoka trawa. Pojawił się pomysł, aby wpuścić na działkę stado koni z sąsiedniego gospodarstwa, które „wykosiły” trawę do zera. Do dziś konie pojawiają się tam regularnie, przy okazji użyźniając grunt.
Impregnacja betonu – jesień 2013
Początkowo zakładaliśmy, że beton będzie pomalowany na ciemny kolor, żeby dom przypominał stare stodoły. Jednak doszliśmy do wniosku, że byłaby to, krotko mówiąc, ściema. Postanowiliśmy zostawić go w naturalnej postaci, bo kamienia na podmurówkach też nikt nie malował. Mimo że jest to beton klasy C35, zdecydowa liśmy zwiększyć jego trwałość i szczelność, pokrywając go jedynie impregnatem. Po wielu próbach najlepszy okazał się produkt firmy Remers.
Fizyka budowli: pianka poliuretanowa od środka – jesień 2013
Gdy zapadła decyzja, że dom będzie w surowym betonie, pojawiło się pytanie, jak go zaizolować od środka. Do pracy został zaproszony fizyk budowli, który musiał wykonać konkretne wyliczenia. Jak się później okazało, optymalny okazał się wybór natrysku pianki poliuretanowej zamkniętokomorowej firmy Bayer. Z racji tego, że nie znałem za bardzo tej technologii zacząłem przedobrzać. Wszędzie, gdzie to było możliwe, zapewniłem naturalną wentylację ścian. W pewnych fragmentach budynku, przy ścianach żelbetowych, zbudowane są wewnątrz ścianki z płyt EPS, odsunięte od żelbetu o 4 cm. Dopiero na to był robiony natrysk z piany poliuretanowej. Dzięki temu otrzymaliśmy tradycyjną ścianę wentylowaną, bo beton jest perforowany. Żeby woda opadowa nie napływała do wnętrza, perforacje są wykończone plastikowymi rurkami, które od zewnątrz zaginają się do środka i kończą siateczkami, by nie przedostawały się żadne insekty. Oczywiście pewnych części, jak podłoga czy fragmenty ścian pod oknami, nie można było wentylować, dlatego w te miejsca piana natryskiwana była bezpośrednio na podłoże, które zostało uprzednio bardzo mocno wysuszone. Piana poliuretanowa daje pełną szczelność, więc nie ma przestrzeni powietrznych, czyli miejsc na wykroplenie. Warunkiem było nałożenie takiej grubości, jaka wynikała z wyliczeń. W praktyce natrysk jest taki, że wychodzi coś na kształt groty solnej, bo ciężko to precyzyjnie obsługiwać. Dopiero później docina się ją specjalnymi nożami, żeby detale wyglądały tak jak na rysunku.
Instalacje – zima 2013
Nieużytkowe poddasze jest przeznaczone pod przestrzeń instalacyjną, czyli wentylację mechaniczną z rekuperacją oraz instalację elektryczną. To wszystko dzieje się nad sufitem podwieszanym nad częścią mieszkalną, który również w całości został zapianowany. Wyrzutnia wentylacji mechanicznej znajduje się w kominie, a czerpnia, żeby nie psuć elewacji, została zlokalizowana w nadprożu nad jednym z okien. Za całość ogrzewania odpowiada firma Viessmann, która połączyła swoje produkty przy wentylacji z firmą Zehnder. Przy występującej w budynku dużej liczbie przeszkleń najlepszym rozwiązaniem wydaje się ogrzewanie podłogowe. Ze względu na bardzo dobre parametry wybraliśmy firmę Rehau. Zakończeniem etapu wyposażania obiektu w instalacje było zalanie ogrzewania podłogowego wylewką w technologii KNOPP.
Mobilność w domu: ruchome elementy – planowane rozpoczęcie wiosną 2014
Na razie nie zostało zaprojektowane jeszcze wejście do domu. Najprawdopodobniej taras, jak cały dom, będzie łączył się z ogrodem poprzez most zwodzony o szerokości ok. 3,5 m. Może jednak się okazać, że przyjdzie mi do głowy jakiś inny pomysł. Budynek został tak zaprojektowany, że również tarasy mogą stać się pokojami: kiedy szyby są tam pozasuwane, mamy zamkniętą przestrzeń. Wkrótce, od strony południowej pojawi się 11-metrowa, przesuwna ściana. Jej zasunięcie spowoduje, że dom będzie zupełnie niedostępny.