Czuję się zmuszony do polemiki z jednym ze stwierdzeń z tekstu Fantastyczny set polskiej architektury (rozmowa Tomasza Żylskiego z Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Małgorzatą Omilanowską, 12/2014 „A-m”). Redakcja podkreśliła w nim sformułowanie, które wymaga polemicznego komentarza, gdyż dowodzi że Minister Kultury nie dostrzega istnienia w polskim systemie ochrony dóbr kultury współczesnej specyficznego narzędzia prawnego wprowadzonego do niego z inicjatywy SARP już ponad dekadę temu. Nota bene z inicjatywy zignorowanej wówczas przez kierownictwo resortu kultury, a podjętej przez ówczesne kierownictwo resortu budownictwa…
W latach 2001-2003 resorty te pracowały równocześnie nad projektami ustaw o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami oraz o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. W efekcie w tej pierwszej – ku zaskoczeniu wielu obserwatorów procesu legislacyjnego – zawężono definicję zabytku, która od 2003 roku nie obejmuje już obiektów współczesnych (w przeciwieństwie do definicji z ustawy o ochronie dóbr kultury z 1962 roku), a jedynie te, które stanowią świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia. W rezultacie służby konserwatorskie działające na podstawie przepisów tej ustawy od połowy 2003 roku nie mają prawnych narzędzi ochrony obiektów współczesnych.
Jest więc inaczej niż uważa Pani Minister, twierdząc, iż: Obowiązujące w Polsce prawo o ochronie zabytków zawiera wszystkie przepisy potrzebne do tego, żeby chronić także obiekty, które mają 20 czy 30 lat. Trzeba tylko rozsądnej decyzji konserwatora wojewódzkiego. To bowiem nie prawo o ochronie zabytków, a ta druga ustawa – o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym – zawiera definicję dóbr kultury współczesnej, jednak wyraźnie odróżniając je od zabytków (nie będące zabytkami dobra kultury… będące uznanym dorobkiem współcześnie żyjących pokoleń), przypisując kompetencje i obowiązek ich wskazywania oraz ochrony – narzędziami planistycznymi – organom samorządu gminnego, a nie konserwatorom zabytków. Rozsądek konserwatora wojewódzkiego nie ma tu nic do rzeczy, gdyż konserwatorzy wojewódzcy mogą i powinni działać tylko w granicach obowiązującego prawa.
Generalny Konserwator Zabytków nie zmienił więc jednym pismem (z dn. 18.12.2012 skierowanym do Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków) rzeczywistości prawnej. Wręcz przeciwnie – przypomniał konserwatorom o tej rzeczywistości, zwracając im uwagę na to, że narzędzia prawne, którymi dysponują, nie mogą być używane do ochrony obiektów współczesnych. Napisał on m.in.: Ewidencje zabytków, zarówno krajowa, wojewódzkie, jak i gminne, są zbiorami przeznaczonymi dla zabytków, co jednoznacznie wynika z ich nazwy. Nie ma zatem w nich miejsca na dobra kultury współczesnej. Jednoznaczne postawienie tej kwestii przez Generalnego Konserwatora Zabytków było istotne w szczególności dlatego, że zdarzające się próby wpisywania obiektów współczesnych do gminnej ewidencji zabytków (casus warszawskiego pawilonu Emilia), byłyby działaniem tylko pozornym, gdyż nie ostałyby się w żadnej procedurze odwoławczej…
To ważne, bo redaktor Żylski zadał m.in. pytanie o to, czy planowana przez resort kultury nowelizacja ustawy o zabytkach przewiduje jakieś nowe formy ochrony architektury powojennej. Pomijając ogólnie znany fakt, że nie wszystko co powojenne jest „współczesne”, gdyż wiele dzieł architektury i urbanistyki z drugiej połowy XX wieku jest już bez wątpienia świadectwem minionej epoki (a więc może być chronionych przez konserwatorów jako zabytki), to, to co jest uznanym dorobkiem współcześnie żyjących pokoleń – zostało określone przez ustawodawcę ponad 10 lat temu dobrami kultury współczesnej i dobrem kultury nie będącym zabytkiem.
Uzależnianie ochrony dóbr kultury współczesnej z zakresu architektury i urbanistyki wyłącznie od rozsądku wojewódzkich konserwatorów zabytków, przy jednoczesnym braku narzędzi prawnych pozostających w ich dyspozycji do tego rodzaju działań, jest więc de facto zamykaniem dyskusji o potrzebie przywrócenia im takich narzędzi przez zmiany przepisów ustawy o ochronie zabytków.