Pana najnowsza realizacja to miał być mały dom weekendowy dla 4 osób. Skończyło się na 450m2. Powierzchnia projektowanych przez Pana domów często przekracza 1000 m2. Czy duża skala ma jakieś szczególne walory?
Tak. Obecnie realizujemy trzy projekty domów, każdy po 1500 m2. Gdy zaczynałem pracę jako architekt, nie było w Polsce takiego trendu – budowania wielkich rezydencji. Robert Konieczny jako pierwszy w naszym kraju eksplorował ten obszar. Dowiódł, że to może być specjalizacja. Z czasem rynek się rozwinął, ale architektów realizujących tego typu projekty jest nadal niewielu. Projekty przestronnych i skomplikowanych domów przysparzają bowiem wiele problemów, zwłaszcza pod względem konstrukcyjnym. Wymagają specjalnej wiedzy i budowlanego doświadczenia. Czasem trudno znaleźć odpowiedniego inżyniera. Każdy budynek wymaga zastosowania indywidualnego podejścia, znajomości najnowszych systemów i technologii. W projektach używamy dużo stali, projektujemy złożone ustroje stalowo-kratowe, albo sprężone, których w normalnych okolicznościach właściwie nie stosuje się w domach jednorodzinnych. W mojej architekturze pojawia się wiele nadwieszeń, wsporników, a także elementów mobilnych. Ostatnio zaprojektowaliśmy dom, którego konstrukcję tworzy układ wzajemnie równoważących się ścian żelbetowych, pozwalający uzyskać przewieszenia sięgające 25 metrów. W innym projekcie pojawia się podwieszany basen na piętrze, w którym będzie się pływać między dwiema szklanymi ścianami. To bardzo nietypowe rozwiązania. Inwestorzy oczekują, że ich domy będą indywidualne i oryginalne. Jeśli chodzi o skalę, duże domy pozwalają mi kształtować architekturę, którą widzi się z budynku: poprzez wewnętrzne dziedzińce, wyciągnięte ramiona czy zestawione pod właściwymi kątami bryły. To element często powtarzający się w moich projektach. Na przykład z sypialni domu na Warmii, poza perspektywą jeziora, widać całą strefę dzienną. Skala jest jednak pojęciem względnym. Należy analizować ją w kontekście działki i programu funkcjonalnego. Zazwyczaj uświadamiam klientom, jaka będzie rzeczywista powierzchnia pomieszczeń w relacji do programu jaki chcą uzyskać. Okazuje się wówczas, że powierzchnia rośnie w stosunku do pierwotnych założeń. Przestrzeń jest jednak dobrem luksusowym, jeżeli inwestor stawia wysokie wymagania, zakłada bogaty program, oczekując oryginalnego efektu to, jest na to gotowy. Dlatego osoby, które zgłaszają się do mnie mają duże wymagania, otwartą głową i zasobniejszy portfel.
Duży dom to więcej materiałów, większe zużycie energii, wody, większa ingerencja w naturalne siedliska roślin i zwierząt itd. Jak architekt, który ma w portfolio olbrzymie rezydencje, podchodzi do środowiska naturalnego i kryzysu klimatycznego?
Z reguły pracujemy na rozległych działkach, co daje duże możliwości aranżacji okazałych ogrodów i liczne nasadzenia. Mamy klienta, dla którego projektujemy hektarowy staw. W większości budynków stosujemy głębinowe pompy ciepła, często – technologie solarne. Zamożnych inwestorów cechuje zazwyczaj większa świadomość ekologiczna. Nie chcą psuć środowiska, ale nie ma się co oszukiwać, technologie produkcji materiałów wykorzystywanych przy budowie tych domów nie są bezemisyjne.
W kilku projektach musiał Pan podejść kreatywnie do warunków zabudowy. Stanowią dla Pana duże ograniczenie? Jaki jest ich wpływ na estetykę terenów zabudowanych w dzisiejszej Polsce?
Ostatnio w domu w Warszawie podeszliśmy bardzo kreatywnie do interpretacji zapisów planu. Urząd długo zastanawiał się czy to zaakceptować. Skończyło się pozytywną decyzją. W przeszłości zapisy o konieczności budowy dachu dwuspadowego, powtarzające się niemal w każdej lokalizacji, w której przyszło mi projektować, bardzo mnie irytowały. Bywają działki, do których taki dach zupełnie nie pasuje. Źle wpływa na percepcję domu w przestrzeni. Ale radziliśmy sobie. Na szczęście w ostatnim czasie więcej mam lokalizacji, gdzie warunki dają mi większą swobodę projektową. Zetknąłem się ostatnio z zapisem mówiącym, że budynki o wyjątkowych walorach estetycznych mogą podlegać wyjątkowej ocenie. To teoretycznie powinien być standard, który otwiera drogę dla architektów, chcących zrobić coś wyjątkowego. Jednak urzędnicy z obawą podchodzą do takich zapisów. Niechętnie podejmują się przychylnej interpretacji projektu, który nie poddaje się standardom. Kto w takim razie oceniać ma wspomniane walory? Zapewne – jak w Wielkiej Brytanii – powinna być do tego powołana komisja, ale to oznacza dodatkowe koszty dla gminy. No i pojawia się pytanie, kto powinien w takiej komisji zasiadać? Nie widzę w tej chwili rozwiązania. Niestety wpływ warunków zabudowy na nasz krajobraz jest często niekorzystny. Architekci przywykli do takiego stanu rzeczy, ale inwestorom trudno jest wytłumaczyć, że coś, co korzystnie wpływa na jakość przestrzeni, może nie być uznane przez urzędnika.
Przemysław Olczyk, architekt, od 2005 roku prowadzi pracownię Mobius (z obecną siedzibą w Warszawie). W 2008 roku magazyn „Wallpaper” zaliczył ją do 50 najbardziej elektryzujących młodych pracowni na świecie. Najważniejsze realizacje to domy jednorodzinne, w tym Green Line (Warmia, 2018), Edge (Kraków, 2013), Nemo (Iława, 2011), Atrium (k. Krakowa, 2008), ponadto biurowiec Pure (k. Warszawy, 2014)