Wrocławskie Muzeum Architektury – jedyne polskie muzeum zajmujące się wyłącznie tą dziedziną – obchodzi w tym roku 50-lecie. Niedawno przeszło sporą metamorfozę, zostały zmodernizowane wnętrza („A-m” 4/2015), ale zmienił się również program. Pojawił się Archi-box wraz z cieszącymi się dużym zainteresowaniem instalacjami: ubiegłorocznym Polegiwaczem (proj. Mikołaj Smoleński) i tegoroczną Bazą (proj. Michał Majewski, Magda Szwajcowska). Czy za sprawą takich inicjatyw tematyka architektury staje się bliższa przeciętnemu odbiorcy?Muzeum jest z jednej strony przeznaczone dla architektów, i to ich chcielibyśmy przyciągnąć naszymi wystawami i wydarzeniami, z drugiej – nasza działalność to również kształcenie społeczeństwa, szczególnie młodzieży. Od momentu, kiedy kieruję placówką – od roku 2000 – próbujemy eksperymentować z programem, udoskonalać go, aby zainteresować jak najwięcej widzów. Realizowaliśmy wystawy historyczne, głównie dotyczące Wrocławia. Pokazaliśmy twórczość wybitnych architektów, którzy pracowali w przedwojennym Breslau: Maxa Berga, Hansa Poelziga, Heinricha Lauterbacha, Ernsta Maya. Prezentowaliśmy monografie architektów współczesnych ważnych dla polskiej architektury, jak choćby Tomasza Koniora, JEMS czy Roberta Koniecznego. Współpraca z Akademią Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu pozwoliła na realizację wielkiej wystawy o Alessandro Mendinim. Ponadto w 2002 roku, z inicjatywy architekta Edwarda Lacha oraz kustosz Urszuli Gołoty, została reaktywowana Galeria Jednego Projektu, w ramach której prezentujemy najważniejsze polskie projekty i realizacje. To działanie w pewnym sensie zintegrowało środowisko architektoniczne wokół Muzeum Architektury. Dodatkowo, po utworzeniu Muzeum Współczesnego Wrocław, zwolniła się przestrzeń zajmowana przez zbiory dolnośląskiej Zachęty i – tak jak Pani wspomniała – pojawił się z inicjatywy Michała Dudy Archi-box adresowany do najmłodszego pokolenia architektów i studentów – wszystkich tych, którzy dorobku jeszcze nie mają, ale są twórczy i właśnie tu zyskują możliwość prezentacji swojej pracy oraz dyskusji.
Wiele z przygotowywanych przez muzeum wystaw to efekt współpracy z innymi międzynarodowymi placówkami. W przypadku wystawy Ernsta Maya dołączyliśmy do pomysłu Muzeum Architektury we Frankfurcie nad Menem (DAM), skupiając się jednak bardziej na śląskiej działalności niemieckiego projektanta. Wystawa z Frankfurtu została przeniesiona do Wrocławia i pomimo dofinansowania z Rządu Republiki Federalnej było to przedsięwzięcie bardzo kosztowne. Łatwiej jest nam współpracować z kolegami z Czech. Daje to obopólną korzyść, bo oddzielnie nie jesteśmy równoprawnym partnerem dla placówek niemieckich czy amerykańskich. W ten sposób, tak jak w Ziemi Obiecanej, jeśli Czesi zbiorą „nic” i my „nic”, to uzyskamy z tego pewną wartość. Wspólnie zrealizowaliśmy wystawę na 101. rocznicę urodzin Oscara Niemeyera, później Daniela Libeskinda, a niedawno zakończyła się ekspozycja Stronice Księgi poświęcona twórczości Zvi Heckera, której towarzyszyły przygotowane wspólnie z czeskimi kolegami prezentacje dzieł jego nauczyciela – Alfreda Neumanna, i ucznia – Rafi Segala. Wszystkie wystawy, które pokazujemy, są opracowane od początku do końca od strony estetycznej, jak i merytorycznej. Każdej z nich towarzyszy też katalog. Którą z wystaw przygotowanych przez muzeum w ciągu minionych 50 lat szczególnie Pan ceni? Trudno wyróżnić jedną spośród setek wyprodukowanych przez muzeum w ciągu półwiecza, zwłaszcza że w stosunku do niektórych trudno mi o obiektywną ocenę. Ale gdybym musiał wybrać – byłaby to pierwsza Terra z 1975 roku. Sam pomysł zorganizowania w mało znanym mieście, na rubieżach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, wystawy zbierającej progresywne wizje architektury z całego świata, mógł wydawać się szalony. Jednak dzięki determinacji architekta Stefana Müllera – pomysłodawcy i kuratora Międzynarodowej Wystawy Architektury Intencjonalnej Terra – udało się go zrealizować. I to nie raz, ale dwukrotnie. Lista nazwisk uczestników tych ekspozycji przyprawia o dreszcz nawet dziś – w czasach „globalnej wioski”.
Muzeum Architektury znajduje się na liście instytucji kulturalnych, które wchodzą w skład Konfederacji Muzeów Architektury (ICAM – International Confederation of Architectural Museums). W Polsce architekturę prezentują też instytucje i galerie, które na tej liście się nie znajdują, jak chociażby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jakie korzyści ma zatem Muzeum Architektury z przynależności do tego typu organizacji?ICAM zrzesza większość ważnych instytucji zajmujących się tematem architektury na świecie. Co dwa lata organizuje kongresy. Odbywają się tam dyskusje na ważne tematy, jak prezentowanie architektury czy archiwizacja. W zeszłym roku na kongresie w Montrealu przez trzy dni debatowano nad sposobem przechowywania nowych mediów. Dziś często nie ma już papierowych projektów, wszystko znajduje się na nośnikach komputerowych. W trakcie kongresów jest też możliwość poznania wielu osób i nawiązania kontaktów, by potem coś wspólnie zorganizować. Poza udziałem w pracach ICAM, nasze muzeum bierze udział także w innych międzynarodowych przedsięwzięciach – na przykład jest członkiem komisji doradczej prestiżowej Mies van der Rohe Award – i w projektach badawczo -wystawienniczych, takich jak Słynne wille, a w najbliższej przyszłości Future Architecture Platform (platforma, której celem jest przybliżenie idei przyszłości miast i innowacyjnej architektury szerszej publiczności – przyp. aut.).
Podczas czerwcowego Weekendu Pełnego Kultury zaprezentowany został program ESK 2016, w którym znalazła się m.in. wystawa Patchwork. Twórczość Jadwigi Grabowskiej- Hawrylak, przygotowywana przez Muzeum Architektury wspólnie z wrocławskimi pracowniami architektonicznymi. Czy dziś już sam kurator nie wystarcza, by zorganizować wystawę? Kurator jest zawsze osobą wiodącą. To on wystawą kieruje, ma pomysł, choć nigdy nie jest w stanie poradzić sobie w pojedynkę. Potrzebujemy ludzi, którzy znają się bardzo dobrze na konkretnym temacie. Na przykład ja jestem kuratorem wystaw dotyczących zagadnień, którymi zajmowałem się całe życie, takich jak właśnie twórczość Maxa Berga czy Hansa Poelziga. Obok działalności kuratora istotna jest praca „aranżera”. Niekoniecznie musi to być architekt, ta osoba może być na przykład artystą. I z takiej pomocy muzeum chętnie korzysta. Jesteśmy nastawieni zwłaszcza na ludzi młodych, którzy wychodzą z nowymi pomysłami. Jeśli w muzeum pokazywane są wystawy architektów, to zakładamy, że decydujący głos będzie miał tenże architekt. To on jest twórcą i najlepiej wie, jakby chciał pokazać swoje dzieło.
Obok tego, co się pokazuje, niezwykle istotna stała się dziś kwestia, jak się pokazuje. Architektura na wystawie często sprowadzona jest do renderingu, wizualizacji, która ostatecznie jest płaskim obrazem, nie do końca opowiadającym historię budynku. Jak to pogodzić? Sporo jeździłem zagranicę, żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Swego czasu pojawiła się fascynacja nowymi mediami. Pamiętam jedną z naszych wystaw, dotyczącą architektury Wrocławia 20/20 – Architektura Wrocławia 1990-2010, na której projekty i realizacje prezentowaliśmy za pomocą dużej liczby małych monitorów. W którymś momencie jednak stwierdziłem, że tą drogą nie można iść dalej. To przesyt. Nawet ludzie młodzi niekoniecznie chcą wszystko oglądać na ekranach. W domu i w pracy mają facebooki, twittery, dzięki google mogą wszystko obejrzeć. Muzeum i galeria powinny stworzyć taką sytuację, aby odwiedzanie ich było świętem. W pewnym sensie człowiek przychodzi w takie miejsca, by odpocząć i nie powinien oglądać tego, co może zobaczyć w domu czy gdziekolwiek indziej. W wypadku wystaw o architekturze sprawa staje się jeszcze trudniejsza. Pokazując twórczość Maxa Berga czy Ericha Mendelsohna, prezentowaliśmy oryginalne rysunki. Teraz architekci praktycznie tworzą w Autocadzie, choć czasem wykonują także szkice ręcznie. Jeżeli takie materiały są, należy je pokazać. Rysunki oddają osobowość architekta. Jestem też zwolennikiem tradycyjnych modeli, które mogą być uzupełnione renderingiem czy animacją. Jednak dla mnie najważniejszy zawsze będzie oryginał. Nawet jeśli jest on brzydki albo zniszczony, autentyk inaczej działa na odbiorcę – może go wzruszyć, uświadomić mu, czym jest architektura.
Na 14. Biennale Architektury w Wenecji w pawilonie niemieckim odtworzono jeden z domów Sepa Rufa. W pewnym sensie też była to makieta. To kwestia pieniędzy – jeżeli kogoś stać – proszę bardzo. Jeżdżąc regularnie na weneckie biennale, obserwuję unifikację dwóch dziedzin – czy jest to biennale sztuki czy architektury, pokazywane jest to samo. Instalacje, instalacje i jeszcze raz instalacje. Czasami mam duże wątpliwości, jaki ma to związek z architekturą.
Czy następuje zatem przerost formy nad treścią? W tej chwili sztuka i architektura znajdują się w ślepym zaułku. Świadczyć o tym może hasło Rema Koolhaasa – dyrektora wspomnianego biennale – o powrocie do źródeł, bo lokalizacja budynku nie ma już dziś znaczenia. Czy to będzie Berlin, Nowy Jork, Moskwa, Budapeszt, Chiny albo Malezja, jest on taki sam stylowo. Utraciliśmy wątek tożsamości regionu, kraju, narodu.
Mimo tej pesymistycznej diagnozy, chciałam jeszcze zapytać o plany na przyszłość, również o przyszłoroczne święto, jakim będą dla Wrocławia wydarzenia związane z Europejską Stolicą Kultury, a także o cele, które wyznaczacie sobie Państwo na następne lata.W 2016 roku zamierzamy zaprezentować kilka ciekawych, dużych wystaw. W programie jest blok poświęcony współczesnej architekturze europejskiej, reprezentowany przez wystawy Fundacji Miesa van der Rohe: Mies van der Rohe Award 2015 z najlepszym budynkiem Europy – szczecińską filharmonią, oraz Made in Europe podsumowującą wszystkie edycje nagrody od 1988 roku. Wystawa Droga ku nowoczesności. Osiedla Werkbundu 1927–1932 opowiadać będzie o sześciu modelowych zespołach mieszkaniowych – m.in. wrocławskim osiedlu WuWA – i ich wpływie na rozwój architektury XX wieku. Planujemy też wspomnianą już monograficzną prezentację dorobku najważniejszej wrocławskiej architektki – Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak oraz ekspozycję poświęconą międzywojennej architekturze Lwowa. Rok 2016 zakończymy analityczną wystawą na temat architektury i urbanistyki Wrocławia XX wieku. W przyszłości zaś chcemy rozwijać szczególnie działalność edukacyjną, adresowaną nie tylko do dzieci i młodzieży, ale także dorosłych.
Jerzy Ilkosz - historyk sztuki, Dr nauk technicznych, od 2000 roku dyrektor Muzeum Architektury we Wrocławiu. Autor wielu publikacji naukowych, specjalizuje się w historii architektury śląska.