Poruszyła mnie okładka tej książki. To zdjęcie detalu z rzymskiej Fontanna di Trevi – miejsca, gdzie sztuczne skały przechodzą w fasadę pałacu. Pomiędzy te dwa światy wciskają się starannie odkute w kamieniu kwiaty. Kiedyś zrobiłem takie samo zdjęcie, więc w odruchu poczucia powinowactwa, sięgnąłem po książkę. Z radością odnalazłem w niej pewien ideał pisania o architekturze, rozumianej jako część kultury. Architektura jawi się tu jako pretekst do rozważań o pisarzach, artystach, prądach epoki, o książkach, wystawach i podróżach. Mówiąc krótko – staje się kluczem do kultury.
W tym zbiorze esejów powstałych w latach 1983-2000 i drukowanych w różnych periodykach – zarówno fachowych, jak i literackich – nie ma spójnej narracji czy przewodniego motywu. To raczej „lapidarium”, kolekcja ujętych w doskonałą formę refleksji i obserwacji niespiesznego przechodnia (jak powiedziałby Jerzy Stempowski). Z założeniem, że więcej wiedzieć to lepiej, głębiej zobaczyć. A „zobaczyć” to dostąpić rodzaju wtajemniczenia niemożliwego bez erudycji i kontemplacji. Czy jednak jeszcze potrafimy – tak jak Paczowski – bezinteresownie czytać i patrzeć tak intensywnie, by zobaczyć?