Projektowanie architektoniczne nie jest początkiem, lecz jakby dalszym ciągiem pisania poematu, który został już rozpoczęty. – Juliusz Żórawski. Architektura tej skali, jaką ma wielki stadion to zawsze znaczące wydarzenie dla każdego miasta, dla każdego miejsca, w którym powstaje. I zawsze zmienia istniejący krajobraz. Stadion Narodowy to jednak nie oczywista ciągłość zmian, ale przykład zmiany ciągłości tożsamości krajobrazu. Mimo że jego sylweta wprowadza nową wartość w przyrodniczy pejzaż doliny Wisły, to ta ogromna budowla zmienia genius loci Warszawy. Potężna, dominująca bryła ku zaskoczeniu wszystkich powstała niemal na placu Zamkowym i zamknęła wspaniały widok na otwarty krajobraz doliny rzeki będący symbolem symbiozy Warszawy i przyrody. Ta dziwna obecność Narodowego w najbardziej chronionym obszarze kulturowej tożsamości stolicy dowodzi, że jednak tego typu obiekty lokalizowane poza miastem, w otwartym pejzażu, jak w Gdańsku czy Monachium, prezentują się najlepiej, nie kolidując ani nie zmieniając wartości dziedzictwa kulturowego. Obiekt nie tylko powstał w miejscu szczególnie istotnym dla tradycji warszawskiego krajobrazu, którą zniszczył, ale także w miejscu stadionu będącego wybitnym dziełem architektury, które unicestwił. Stadion X-lecia, bardziej góra nad Wisłą niż wielki budynek, był architekturą unikalnie warszawską, bo historia Warszawy dostarczyła budulca na taką właśnie konstrukcję. Tak jak Stadion X-lecia powstał z gruzów zburzonego miasta, tak nowy stadion zbudowano, burząc dziedzictwo warszawskiej architektury i symbol powstania miasta z popiołów. Stadion Narodowy, wielki obiekt o imponujących współczesnych rozwiązaniach technicznych i funkcjonalnych, zawsze będzie mnie skłaniać do pytania, czy nie można było wykorzystać tej znaczącej budowli do pisania dalszego ciągu poematu Warszawy.
Magdalena Staniszkis: Stadion zburzył dziedzictwo warszawskiej architektury
Obecność Narodowego w najbardziej chronionym obszarze kulturowej tożsamości stolicy dowodzi, że tego typu obiekty lokalizowane poza miastem, w otwartym pejzażu, prezentują się najlepiej, nie kolidując ani nie zmieniając wartości dziedzictwa kulturowego - pisze Magdalena Staniszkis