Czy tak jak opisuje Springer i konkluduje Stasiuk, musi być „do końca” – i do jakiego? Trójka autorów związanych z rosnącymi „w siłę” (ale najwyraźniej także „w rozum”) ruchami miejskimi uważa, że nie. We wstępie autorzy – dość buńczucznie – deklarują: Podstawowym celem Anty-bezradnika przestrzennego jest dostarczenie narzędzi intelektualnych i prawno-proceduralnych, pomocnych w praktykowaniu w ramach demokracji miejskiej – demokracji przestrzennej. Nie jest to jednak deklaracja bezpodstawna, bo prezentowane przez nich „narzędzia” wcale nie są (wbrew genezie ruchów miejskich i ideologicznej motywacji) „rewolucyjne”, ani czysto teoretyczne. Już zweryfikowane praktycznie ujawniają spory potencjał „systemu”, jednak najwyraźniej niedostatecznie rozpoznany i niewykorzystywany do pozytywnego działania. Narracja Anty-bezradnika nie jest tak atrakcyjna jak reportaży Springera, ale w końcu jest to fachowy „podręcznik działania”, i to raczej dla liderów niż dla szeregowych uczestników. Zapewne zbyt hermetyczny język powoduje, że zainteresowanie nim nie dorównuje „horrorowi przestrzennemu”, ale to właśnie ów podręcznik pomaga formułować odpowiedzi na pytania, które pojawiają się po lekturze reportaży o polskiej przestrzeni. Anty-bezradnik jest głównie dla tych, którzy chcą coś zmienić w swoich miastach, ale jeszcze nie wiedzą jak, także dlatego, że nie pomogli im „fachowcy od miast”. Filip Springer, pytany o recepty, mógłby podawać link do Anty-bezradnika."Anty-bezradnik przestrzenny: prawo do miasta w działaniu"Lech Mergler, Kacper Pobłocki, Maciej WudarskiRes Publica, 2013
Tekst: Grzegorz A. Buczek
Recenzja ukazała się w miesięczniku "Architektura-murator" nr 2/2014