Spis treści
Głód hotelowy
W latach 50. rozbudowywanie bazy hotelowej w Warszawie wciąż nie było dla władz priorytetem. Nie oznacza to wcale, że na hotele nie było zapotrzebowania. Pod koniec piątej dekady XX wieku stolica dysponowała zaledwie dziesięcioma obiektami dwóch kategorii - przeliczonymi na 2600 łóżek.
W 1954 roku rozpoczęto budowę Grand Hotelu. Gdy kilka lat później ją kończono, nowemu, mocno socrealistycznemu gmachowi przydzielono I. kategorię i przeznaczono dla gości zagranicznych. Na takich samych zasadach uruchomiono też wcześniej Bristol.
Poza nimi do I kategorii należą: "MDM", "Warszawa" i "Polonia". Do II: "Central", "Terminus". "Saski", "Syrena" i "Praga". Dwa ostatnie znajdujące się na Pradze nie są nawet... skanalizowane! W wielu hotelach — także i I kategorii — pokoje są "wielołóżkowe", tzn. z braku pokoju można i otrzymać tzw. "łóżko" — prawo nocowania w czymś w rodzaju zbiorowej sali, gdzie jedni chrapią drudzy — chrząkają, a inni nie myją nóg... Łóżko w zbiorowym pokoju (a są pokoje i o 16 łóżkach!) kosztuje 18 zł za noc
— grzmiała red. Barbara Seidler w Stolicy w 1958 roku. Grand ukończono rok później.
Hostelowe warunki wynikały z ogromnego niedoboru noclegowego, który utrzymywał się jeszcze w latach 60. Jego przyczyną było nie tylko mała liczba hoteli. Dużą część pokojów zajmowali mieszkańcy długoterminowi, "przyjaciele partii" lokowani w nich przez placówki dyplomatyczne i rządowe w oczekiwaniu na przydział mieszkania.
Stan zarówno pokojów, jak i całych budynków pozostawiał wiele do życzenia. Regularnie psuło się ogrzewanie, kanalizacja, "windy nie działają miesiącami". Narzekano na meble słabej jakości, leniwą i nieobeznaną obsługę oraz łapówkarstwo.
Cały personel wyczekuje na łapówki. Windziarz i pokojowa czują się osobiście dotknięci gdy nie otrzymają dodatkowej taplały za czynności które z racji swych funkcji w hotelu spełniać są obowiązani
— pisała Seidler. Na tym tle musiał się wyróżniać Grand, którego każdy pokój wyposażony był w prywatną łazienkę, radio, a w apartamentach - w telewizor. Na takie wygody nie mogli liczyć nawet goście największego hotelu w Polsce - hotelu Warszawa w Prudentialu.
650 łóżek i "900 miejsc konsumcyjnych"
Autorem projektu hotelu był Stanisław Bieńkuński. W latach 70. dyrekcja hotelu zleci mu również odświeżenie wnętrz. Gmach utrzymano na wysokości 25 metrów, a część frontową podniesiono do 43 metrów. Na najwyższym 11. piętrze zaprojektowano efektownie podświetloną kawiarnię z loggią - "Olimp".
Dla gości przewidziano 650 łóżek w 416 pokojach (224 "jedynek", 192 "dwójki" i 21 apartamentów z dwoma łóżkami). Oprócz standardowych pomieszczeń hotelowych umieszczono tu również kiosk z pamiątkami, biuro podróży, fryzjera i cocktail bar. Na niższych kondygnacjach znajdował się basen oraz klub z czytelnią gazet, telewizorem i barkiem. Później usługi rozszerzono o kantor, sklep Peweksu i dwa teleksy. Obsługę wspomagał dźwig potrawowy łączący restaurację z piętrami noclegowymi i dźwig towarowy połączony z pralnią. Nad sprawnym funkcjonowaniem organizmu Grandu czuwało 600 pracowników.
Pokoje nie były szczególnie obszerne. Stanisław Bieńkuński pisał w Architekturze:
Podstawową zasadą przy projektowaniu była ekonomia powierzchni i kubatury
Pokój 1-osobowy mierzył 12 m², 2-osobowy 16 m², a apartament 28 m². Zarówno pokoje, jak i części wspólne urządzono specjalnie projektowanymi dla Grandu meblami produkcji Fabryki Mebli Stalowych w Zadzielu. Nawiązujące do przedwojennej stylistyki łączyły drewno i stalową obłą konstrukcję.
W prowadzono tu jako zasadniczy czynnik wyrazu wnętrzowego kolor zarówno w doborze tkanin jak i malowaniu ścian i stolarki. Dla zróżnicowania pięter zostały wykonane trzy rodzaje zestawień barwnych, powtarzające się co trzecią kondygnację
— opisywał Bieńkuński wnętrza. Lokale rozrywkowe (poza kawiarnią na ostatnim piętrze) rozlokowano tak, by dało się je złączyć w jedną wielką salę. Łącznie mogły obsłużyć 900 osób jednocześnie. Dach nad kawiarnią przystosowano do lądowania helikopterów. W 1958 roku zaczęto meldować tu pierwszych gości (choć wg niektórych źródeł już od 1 października 1957). Prace wykończeniowe trwały jeszcze w 1959 roku. Dziś mieści się tu hotel Mercure Warszawa Grand.
100 dolarów napiwku
Początkowo przeznaczeniem Grand Hotelu nie byli wcale zagraniczni turyści.
W związku ze zmianą założeń projekt przechodził kilka stadiów opracowania — najpierw jako hotel urzędniczy dla potrzeb PKPG [Państwowa Komisja Planowania Gospodarczego - przyp. red.], następnie jako hotel miejski i ostatecznie dla obsługi turystów zagranicznych w zarządzie "Orbis".
— pisał Stanisław Bieńkuński. Przyjeżdżały tu głównie "grube ryby". Politycy, sportowcy, artyści. Goście dewizowi. Ale i polskie osobistości o większych możliwościach, mieszkające na Zachodzie. Na "zwykłych" obywateli czekały hotele komunalne, m.in. Polonia, Warszawa czy Dom Chłopa. Szanse, że przedstawiciel klasy robotniczej uzyskałby miejsce w jednym z ekskluzywnych hotelów Orbisu były bliskie zeru. A nawet gdyby się udało - pokój był tu nawet 10 razy droższy niż w hotelu komunalnym. W 1965 roku o słynnej klienteli Grandu pisała w Stolicy Irena Neumann Judycka:
Z chwilą otwarcia Grand Hotelu pewna kategoria gości zdradziła Bristol. Uczyniła tak Loda Halama która twierdzi, że kocha Grand Hotel — zresztą z wzajemnością; czyni tak Artur Rubinstein, który potrafi przez roztargnienie (nosi różne banknoty we wszystkich kieszeniach) dać 100 dolarów za przyniesienie walizki.
Grand obsługiwał rocznie ok. 62 tysiące gości. W wywiadzie z okazji 20-lecia hotelu jego ówczesny dyrektor, Jan Arament, zapewniał, że obsłużono w nim już niemal 1,5 miliona gości hotelowych. Po wybudowaniu hoteli Solec i Novotel, i włączeniu ich razem z Grandem do orbisowskiego kombinatu, gości dewizowych zaczęto kierować do nowych obiektów.
Zespół projektowy Grand Hotelu
Głównym projektantem hotelu był architekt Stanisław Bieńkuński. Pierwszy projekt koncepcyjny opracował ze Stanisławem Rychłowskim - późniejsze powstały już bez udziału S. Rychłowskiego. W zespole projektowym pracowali architekci: Maria i Tadeusz Garncarczyk, Gwidon Łysiński, Tadeusz Kubiak, Józef Paruszewski, Zdzisław Wośko i Kazimierz Wośko (wtedy student Politechniki Warszawskiej). Płaskorzeźby w hallu głównym i kawiarni stworzył rzeźbiarz Jan Ślusarczyk.