Agnieszka Radziszewska: Stoimy w obliczu globalnego ocieplenia. Ludzie mają coraz większą świadomość, że katastrofa jest już blisko i oczekują także od architektów skutecznych rozwiązań proekologicznych. Jednym ze sposobów radzenia sobie z problemami klimatycznymi na pewno stanowiłoby przywrócenie miastom zasobu, jakim jest woda. Co projektanci mogą zrobić w tej dziedzinie?Timo Stevens: Myślę, że nie chodzi tylko o przywrócenie miastom wody, ale ogólnie o zapewnienie większej przestrzeni naturze w środowiskach zabudowanych. Większość miast prawie całkowicie opiera się na sztucznych systemach wodociągowych, takich jak sieci kanalizacyjne, które w dzisiejszych czasach często nie radzą sobie z deszczówką w trakcie ekstremalnych opadów. System kanalizacyjny ma ograniczony rozmiar, trudno jest go zwiększyć lub zaadaptować ze względu na dużą ilość dodatkowej infrastruktury znajdującej się pod ulicami. Dodatkowym minusem jest to, że zamiast przechować wodę lokalnie, wysyłamy ją do sztucznego systemu kanalizacyjnego, który odprowadza ją daleko od miejsca, gdzie spadła, a my czyścimy całkiem czystą wodę. No i poza tym większość miast jest prawie całkowicie wybrukowana. Utrudnia to lokalną absorpcję wody deszczowej do gleby i dalej do wód gruntowych. Powoduje również poważne problemy z opadaniem poziomu tych ostatnich i roślinnością, która cierpi w okresach suchych. Wracając do pytania, myślę, że jeśli damy więcej miejsca wodzie nad ziemią, a także połączymy ten nowy system z większą ilością zieleni w miastach, możemy ostatecznie stworzyć o wiele więcej lokalnych obwodów wodnych. Ponadto wodą nad ziemią można lepiej zarządzać niż tą pod ziemią.
Wspomniałeś, że kanalizacja może nie wystarczyć, by przyjąć ekstremalnie wysokie opady. W zeszłym roku w Niemczech, Belgii i Królestwie Niderlandów mieliśmy do czynienia z katastrofalnymi powodziami. Czy można było ich uniknąć? Jakie są zasady gospodarki wodnej w Waszym kraju? I czy są one modyfikowane w związku z postępującą zmianą klimatu?Nie ośmieliłbym się powiedzieć, że możemy uniknąć powodzi, ale na pewno możemy poważnie ograniczyć konsekwencje takich zdarzeń. Stanowią one też dobry sygnał do rozpoczęcia prac nad tym, aby nasze systemy lepiej radziły sobie z dużymi ilościami deszczu. I z całą pewnością nie powinniśmy budować nowych osiedli mieszkaniowych w miejscach, o których wiemy, że są terenami zagrożonymi powodziami. Robimy to, o dziwo, wciąż dość często. Niestety, zawsze potrzebujemy namacalnego, często tragicznego dowodu, żeby uwierzyć w przewidywania naukowców i inżynierów. Uświadomienie sobie, że zmagamy się z klimatem, który szybko się zmienia oraz, że występuje teraz więcej zjawisk ekstremalnych, jest krokiem w dobrym kierunku. W Królestwie Niderlandów przeprowadza się wiele badań dotyczących tych zjawisk, zastanawiamy się jak prawidłowo zaprojektować cały system wodny. Na szczęście dla nas, deszcz spadł najpierw w Niemczech, więc mieliśmy trochę czasu na działanie.
Nasi inżynierowie obliczyli konsekwencje tej tzw. bomby wodnej w różnych częściach kraju i wykazali, że i my staniemy w obliczu poważnych problemów. Jak wiadomo, duże obszary są u nas zaopatrzone w ściśle kontrolowany system wodny, z pompami i groblami. To pomaga. Niedawno wdrożyliśmy również kilka poważnych projektów dotyczących rzek. Stworzyliśmy obszary, które w razie potrzeby mogą być zalane. Istnieje więc plan awaryjny na wypadek zbyt dużej ilości wody, ale nigdy nie możemy powiedzieć, że jesteśmy w stu procentach bezpieczni. Musimy stale monitorować zmiany klimatu i ilość spadającej wody. Na razie mamy chyba spory margines bezpieczeństwa. Cały czas robimy dosyć gruntowne badania, zdarzają się też wypadki, które są swoistym sprawdzianem, testem naszych możliwości. Czy sobie poradzimy z takimi gwałtownymi katastrofami? Myślę, że w tej chwili odpowiedź odnośnie niektórych części kraju brzmiałaby „nie”, ale dzięki naszej historii, „pracy z wodą” i stałemu monitoringowi opadów, dostosowujemy systemy wodne, tak aby skutki ekstremalnych zdarzeń można było maksymalnie ograniczyć.
To artykuł, do którego dostęp mają prenumeratorzy cyfrowej „Architektury-murator”.Chcesz dalej czytać ten tekst?