Nadal wielu architektów uważa, że prawdziwą architekturą są tylko nowe budynki. To czyste szaleństwo - mówi Adam Caruso

2025-01-29 11:57

Zbyt wielu projektantów chce dziś tworzyć, wyrażać siebie itd., a architektura ma także dużo wspólnego z konserwacją. Można sobie wyobrazić, że nie trzeba już mieć tak dużych projektów kapitałowych, wystarczy pięć mniejszych, choć trwających dłużej, w których buduje się stałą relację z klientem i z budynkiem. Takie podejście jest efektywniejsze dla obydwu stron: zamawiającego i projektanta - mówi Adam Caruso w rozmowie z Aleksandrą Czupkiewicz.

Spis treści

  1. Powrót do początków biura był nostalgiczny
  2. Wielu architektów uważa, że architektura to nowe budynki. To szaleństwo
  3. Zbyt wielu projektantów chce dziś tworzyć
  4. Praca z młodymi ludźmi przypomina szaloną maszynę badawczą
  5. Zbyt łatwo jest być krytycznym
Architektura w drodze: Pszczyńskie Centrum Kultury

Powrót do początków biura był nostalgiczny

Aleksandra Czupkiewicz: Pod koniec 2023 roku nakładem wydawnictwa MACK ukazał się drugi tom podsumowujący działalność Waszego biura – Collected Works: Volume 2 2000–2012. Czy to, w co wierzyliście, zaczynając praktykę w latach 90., nadal jest aktualne? Czy jest coś, z czym przestaliście się zgadzać?

Adam Caruso: Konwencjonalne monografie bardzo łatwo mogą stać się dla biura zabiegiem PR-owym. Publikuje się określone zdjęcia, zatrudnia sławnych ludzi czy znajomych, żeby napisali coś specjalnie na tę okazję – trochę jakby chodziło o reklamę. Dla nas tworzenie tych książek to okazja do spojrzenia wstecz i zadania sobie dokładnie tego pytania, które właśnie padło: w co z tego, o czym wtedy myśleliśmy, rozmawialiśmy, nadal wierzymy. Chcemy, żeby to czytelnik mógł o tym zdecydować. Zaskoczyło mnie, że te dwa tomy różnią się od siebie. Pracujemy obecnie nad trzecim i staje się to coraz trudniejsze. Na początku praktyki architektonicznej proces myślenia jest bardzo intensywny, ustala się pewne rzeczy: reguły czy zasady, które potem towarzyszą ci do końca. Jeśli na początku nie jesteś w pełni zapracowany, to pod pewnymi względami masz szczęście. Jest trochę więcej czasu na refleksję i rozmowę.

Czytaj także: Książki na wakacje: architektoniczne bestsellery TOP 10

W Zurychu obserwuję obecnie pokolenie ponad czterdziestoletnich architektów, którzy od ukończenia studiów są zawsze tak zajęci, że nigdy nie mieli okazji o niczym głębiej pomyśleć. Uważam, że to wpływa na ich pracę. Powrót wraz z publikacją do tego, co myśleliśmy, otwierając biuro, był nostalgiczny – trochę jak ponowne spotkanie ze starymi, zapomnianymi przyjaciółmi. Ostatnio zaczęliśmy mówić o obiegu zamkniętym i o takim podejściu rozmawialiśmy też na początku lat 90., pracując nad skromnymi i istniejącymi budynkami o niskim budżecie. Jest więc powiązanie z tym, co robimy dziś. Być może wydając tę książkę 10 lat temu, ten związek byłby mniejszy, bo budowaliśmy nowe budynki w centrach miast. Nawet wracając do wykładu na Politechnice Federalnej w Zurychu (ETH) z 2011 roku, zdaję sobie sprawę, że nie ma w nim nic z tego, z czym bym się nie zgadzał. Każde biuro architektoniczne – o ile nie prowadzi praktyki tylko dla pieniędzy – ma podstawę, która się nie zmienia jak to, kim jesteś i co potrafisz robić. Obok niej jest warstwa reagująca na czas i sytuacje, które są zmienne.

Wielu architektów uważa, że architektura to nowe budynki. To szaleństwo

Dla zobrazowania ciągłości Waszej myśli podam przykład. W tekście z 1995 roku dla magazynu „Archis” Irénée Scalbert przytacza słowa Petera St Johna o tym, że trudno Wam znaleźć dziś usprawiedliwienie dla wyburzania budynków. (I find it difficult to justify demolition today). Z kolei w listopadowym numerze Baumeister z 2024 roku piszesz: powinniśmy przestać wznosić nowe obiekty. Teksty te dzieli 30 lat, a łączy ta sama troska. Czemu, mimo rosnącej świadomości, szkodliwa strona architektury nadal nie jest powszechnie uznanym faktem.

Myślę, że powód jest prosty – ludzie zarobili ogromne pieniądze, burząc budynki i budując nowe. Inwestycji jest przecież coraz więcej i więcej. To interesujące spostrzeżenie, że w 1995 roku sformułowaliśmy taką myśl. Muszę jednak powiedzieć, że był okres, kiedy wyburzaliśmy zbyt wiele rzeczy i byliśmy zbyt chętni do robienia nowych. Mogliśmy być bardziej polemiczni w tej kwestii na wcześniejszym etapie naszej pracy, jak Barbara Buser z Bazylei, która od 26 lat zajmuje się upcyklingiem (autorka książki Reuse in Construction: A Compendium of Circular Architecture, Park Books, 2022 – przyp. red.). Nadal jednak wielu architektów uważa, że prawdziwą architekturą są tylko nowe budynki. To czyste szaleństwo. Miałem nauczyciela, który o Michale Aniele zwykł mawiać, że ten tylko remontował, odnawiał rzeczy, które zaczęli inni, a był przecież całkiem dobrym architektem... Dla naszego biura praca nad istniejącym budynkiem zawsze była równie ciekawa jak praca nad nowym. Dodatkowo przy większych istniejących budynkach, jak Tate Britain, trzeba zmierzyć się z zagadnieniem historycznej architektury.

Czytaj także: Przyjrzyjcie się dobrze - tak znika cały styl architektoniczny w Polsce. Rozbiórka Curtis Plazy to tylko objaw

Caruso

i

Autor: MSN

Zanim poznałam Wasze biuro, jeszcze jako studentka, odwiedziłam Tate Britain i nie miałam pojęcia, że nastąpiła tam jakakolwiek ingerencja.

99% odwiedzających o tym nie wie i to jest w porządku. Nigdy nas nie interesowało rozróżnienie starego od nowego. Według mnie to niesamowicie modernistyczne podejście – żeby zawsze pokazywać ten rozłam i różnicę. W świecie niemieckojęzycznym często wprowadza się kolorystyczne akcenty między tym, co istniejące, a projektowane, co może i jest czytelniejsze, ale oznacza też, że nie można zobaczyć projektu jako całości.

Zbyt wielu projektantów chce dziś tworzyć

Poza pracą z istniejącymi obiektami u podstaw Waszej działalności jest też zasada według, której nie ma złej czy dobrej działki, każda jest interesująca niezależnie od tego, jak mało obiecująca się wydaje. Dziś są chyba zlecenia, których Wasze biuro by się nie podjęło. Jakie to są tematy?

Nie zrobilibyśmy lotniska, ponieważ sądzę, że podróże lotnicze nie powinny się rozwijać na większą skalę. Są też programy, których nie chcielibyśmy realizować, jak więzienie, ale też przestrzenie, w których uważamy, że nie powinno się budować i lepiej by pozostały puste. Jest jeszcze kategoria miejsc z trudnymi warunkami pod zabudowę np. z powodu zanieczyszczeń, kiedy lepiej jest zaczekać np. 20 lat, a na razie zrealizować tam projekt krajobrazowy. Takim niesamowitym zagraniem jest park w Duisburgu (Landschaftspark, proj. Latz + Partner - przyp. red.), zaprojektowany na początku lat 90., gdzie nadal są strefy bez dostępu. Jednocześnie koncept stale się rozwija, z minimalnymi ingerencjami, ich celem jest po prostu zmniejszenie zanieczyszczenia gleby. Myślę, że w projektowaniu budynków powinno być więcej miejsca na podobne podejście.

Czytaj także: Tak dziś wygląda więzienie, w którym osadzono najgroźniejszych przestępców na Litwie

Weźmy np. Pałac Kultury i Nauki – chciałbym być teraz jego architektem, dyskutować z ludźmi, którzy podejmują decyzję o jego losach i mówić im: nie, nie musicie tego robić. A kiedy rzeczywiście jest coś do zrobienia, poświęcić więcej uwagi na wykonanie tego w możliwie jak najprostszy sposób. Jest to dużo bardziej ambitne podejście i w tę stronę powinny zmierzać działania architektów – decydowania o wszystkim tym, czego nie trzeba robić. Zbyt wielu projektantów chce dziś tworzyć, wyrażać siebie itd., a architektura ma także dużo wspólnego z konserwacją. Można sobie wyobrazić, że nie trzeba już mieć tak dużych projektów kapitałowych, wystarczy pięć mniejszych, choć trwających dłużej, w których buduje się stałą relację z klientem i z budynkiem. Takie podejście jest efektywniejsze dla obydwu stron: zamawiającego i projektanta. Tak wygląda współpraca naszego biura np. z Downing College czy Gagosian Gallery. Jest wydajna, bo kontynuując ją, nigdy nie zaczynamy od zera.

Twoi studenci, obok wykonywania typowych rysunków architektonicznych i makiet, formułują także programy działania muzeów i budują struktury organizacyjne projektowanych przez siebie obiektów. Czy programowanie budynków także traktujesz jako podstawową kwestię w bardziej świadomym budowaniu?

Absolutnie. Program i sposób korzystania z budynku są w tym przypadku ważniejsze niż sama architektura. Jeśli na pewnym etapie chce się zmienić sposób użytkowania obiektu, to także potrzebne jest wsparcie architektoniczne. Mówienie o tym bez przykładu jest chyba dość abstrakcyjne, ale nie chodzi o sam program, tylko także o ramy czy szereg składowych poza tymi twardymi elementami projektu. Na jednym z semestrów ETH o tytule Interim, Forever grupa studentów przyjrzała się umowom zawieranym przez Stowarzyszenie Architektów i Inżynierów w Szwajcarii (The Swiss Society of Engineers and Architects). Okazuje się, że w treści tych dokumentów nie ma żadnych dodatkowych świadczeń dla architektów zajmujących się konserwacją.

W ramach zajęć studenci odbyli kilka spotkań z członkami stowarzyszenia, ich projektem była polemika z obecnym stanem rzeczy, wymagającym zmiany zapisów, za co się płaci architektom i kiedy. Współpraca z architektami i innymi planistami powinna się bardziej skoncentrować na zrównoważonym rozwoju, na zużywaniu mniejszej ilości energii i emisji dwutlenku węgla. To jest w tej chwili podstawa, już nawet za późno na taką dyskusję. Co więcej, myślę też, że wielu architektów nie jest tym tematem zainteresowanych. Zresztą nie tylko ja się temu przyglądam, ale sądzę, że tylko połowa pracowni projektowych na ETH skupia się na myśleniu o architekturze przez pryzmat środowiska, opieki nad osobami starszymi czy wykluczenia np. osób z niepełnosprawnościami. Jeśli na uczelni te tematy będą omawiane, to przyszli architekci będą mieli większe możliwości projektowe, więcej zrozumienia i więcej sprawczości.

Czytaj także: Czy studiowanie architektury w Polsce jest groźne dla zdrowia?

Caruso

i

Autor: Magdalena Mojduszka

Praca z młodymi ludźmi przypomina szaloną maszynę badawczą

Analizujecie ze studentami podejście innych architektów, artystów, fotografów itd. Na polskich uczelniach program historii jest bardzo rozbudowany, brakuje jednak wyjścia poza schemat w jej poznawaniu i analizy powiązań architektury z innymi dziedzinami.

Na ETH studio poświęcone historii także jest duże i choć są zajęcia z historii i sztuki współczesnej, to sporo teorii architektury studenci poznają w pracowniach projektowych. Czasem przygotowujemy dla nich pulę odniesień czy referencji do wykorzystania w projekcie. Aby uniknąć wyboru tych samych inspiracji, każdy decyduje się na inną i w pewnym sensie jest potem na nią skazany. Odniesienia te mają różny charakter, mogą poruszać np. kwestie społeczne czy polityczne. Można ich użyć na wiele różnych sposobów, np. podczas jednego z semestrów studenci analizują podejście i sposób pracy artystów. To są niesamowite poszukiwania, a praca z 30 młodymi ludźmi przypomina szaloną maszynę badawczą.

Czytaj także: Najbardziej obiecujący młodzi architekci w Europie. Na liście są Polacy, ale najwięcej osób pochodzi z Francji.

Jedyne, czego wymagamy, to nie skupianie się na biografiach, konkretnych wypowiedziach i osiągnięciach artystów czy architektów, tylko stosowanie ich idei. Często pracujemy też kreatywnie z tekstem, co sprawia, że studenci rozumieją zależności pomiędzy różnymi zjawiskami, są sprawni w wyszukiwaniu informacji. Badania i teoria pozwalają wyjść poza oczywisty, powierzchowny sposób patrzenia na to, co nas otacza, zrozumieć konteksty urbanistyczne, społeczne, związki między programem a budynkiem. Wszystkie te relacje są złożone i warte odkrywania. Bo jak inaczej można zrozumieć świat, w którym żyjemy?

A jak odniesiesz się do stwierdzenia, że czasopisma bardziej niż książki stanowią źródło wiedzy o stanie architektury? W Waszych tekstach przywołujecie z Peterem St Johnem wiele czasopism m.in. „Casabella”, „GG”, „Quaderns”, „Daidalos”.

Tak było wcześniej. Teraz prasa prawie zanikła. Kiedy studiowałem czy kiedy zakładaliśmy biuro, kultura redakcyjna była na wyższym poziomie. Dyskurs w czasopismach nie jest już taki jak kiedyś i niestety nie mają one już takiego wpływu na branżę. Redaktorzy starali się mówić o tym, co uważali za istotne, publikowali projekty, które wnosiły coś interesującego do współczesnej architektury. Właściwie jest to paradoks, bo budynków jest o wiele więcej, a mimo to mają one tak niewiele do powiedzenia. Kiedyś czasopisma dotyczyły np. tylko Ameryki Północnej, Europy Zachodniej czy Japonii, teraz architektura jest całkowicie globalna.

Na początku naszej praktyki mieliśmy kilka numerów „Quaderns”, które przeglądaliśmy cały czas. Oglądaliśmy, co robili Josep Lluís Mateo, Alvaro Siza i inni. Wydawcy „Quaderns” byli jedynymi, którzy wówczas publikowali ich projekty i właśnie to było niesamowite. Ten tytuł pod redakcją José Luisa Mateo dał pole dla odrodzenia się katalońskiej architektury po rządach Franco. Czytając „Quaderns” czuć było tę polityczną zmianę. Globalizacja, pieniądze zmodyfikowały to podejście. Jest jednak kilka magazynów, jak „Casabella”, „Baumeister” czy „ARCH+”, które wciąż próbują utrzymywać wysoki poziom dyskusji, i jest to naprawdę trudne. Poza tym dziś prasa przeniosła się gdzie indziej. Portale internetowe, np. „Dezeen”, nie są zbyt krytyczne. Staram się nie zaglądać na takie strony.

Czytaj także: Najbardziej wpływowe pracownie architektoniczne w Polsce. Ranking

Caruso

i

Autor: Magdalena Mojduszka

Zbyt łatwo jest być krytycznym

Mam taką obserwację, że w branży architektury, nie tylko w mediach, ale w ogóle konstruktywna krytyka bywa rzadkością, jest niepopularna. Inaczej się dzieje choćby w przemyśle filmowym, gdzie opinie często wyraziste i skrajne. Czy zdarzyło Ci się krytykować podejście niektórych praktyków architektury? Jak ważna jest ta krytyka i czy wnosi coś dla młodszego pokolenia?

Można powiedzieć, że przemysł filmowy jest bardziej kulturowy, a dyskurs bardziej solidny. Myślę, że sam często bywałem zbyt krytyczny. Zdarzały się jednak sytuacje, w których z premedytacją proszono mnie o pisanie o rzeczach, o których wiedziano, że ich nie lubię. Na to nigdy się nie godziłem i nie zgodzę. Pisanie jest dla mnie dużym wysiłkiem i myślę, że powinno się pisać o rzeczach, do których jest się pozytywnie nastawionym. To jest o wiele ważniejsze niż krytyka. Zbyt łatwo jest zresztą być krytycznym, co nie znaczy oczywiście, że czasopisma nie mogą być bardziej surowe wobec naprawdę katastrofalnych projektów. A są takie.

Zburzenie obrazu, np. tak zwanych stararchitektów, często ugruntowanych politycznie, wymaga jednak odwagi.

To jak z Ojcem chrzestnym. Możesz obudzić się z głową konia w swoim łóżku. To bardzo niebezpieczne.

W 2015 roku czasopismo „ARCH+” opublikowało numer pt. Normcore. Zamieszczono w nim projekty we Flandrii m.in. autorstwa De Vylder Vinck Tailleu, których hasłem przewodnim była „radykalność normalności”, odejście od presji, tego co nowe. Wy określacie Waszą architekturę poetyckim realizmem. Jak blisko siebie leżą te dwa terminy.

To właśnie artykuł Irénée Scalbert dla holenderskiego „Archis”, który przywołałaś wcześniej, był ważny dla tych flamandzkich architektów. My jesteśmy tylko trochę starsi od nich, ale myślę, że byliśmy jednym z biur, na które zwracali uwagę. Więc oczywiście te dwa podejścia są ze sobą powiązanie, a wspólnym mianownikiem jest stworzenie czegoś bardzo aktualnego, skupienie się na bardzo zwykłych, prostych rzeczach. Tak naprawdę tę postawę zapoczątkowało wcześniejsze pokolenie, np. Marie-José Van Hee, Kirsten Kiser, Robbrecht en Daem architecten. Urodzeni w latach 50., ukończyli wydział architektury w Gandawie. To oni stworzyli rodzaj nowej flamandzkiej architektury. Wielu przedstawicieli kolejnego pokolenia pracowało dla nich. Jedni praktykowali w OMA, inni np. Freek Persyn z 51N4E w Neutelings Riedijk czy u Stéphana Beel, gdzie przez długi czas pracował Jan de Vylder. Myślę, że jest to bardzo interesująca ciągłość.

Te zwykłe, proste rzeczy nie są jednak pozbawione konkretnej estetyki – swobodnej, autentycznej, wyglądającej na mało ekskluzywną, a łatwo przyswajalną dla każdego użytkownika. Powiedziałeś, że uważasz za przerażające, gdy architekci próbują kontrolować to, co dzieje się z ich budynkami po zakończeniu budowy. to, co znajduje się w czyimś domu, to jego sprawa. Dobrze widać to np. na zdjęciach zmodernizowanego budynku mieszkalnego La Tour Bois le Prêtre (proj. Lacaton & Vassal, 2011), gdzie pomimo babcinego wystroju wnętrz widać dobrą architekturę. Są jednak sytuacje, w których estetyka klienta rozjeżdża się z tą kształtowaną przez architekta.

To trudny temat, bo dom to coś innego niż budynek publiczny. Projektując obiekt użyteczności publicznej przy dobrych relacjach z klientem rozmawia się także o estetyce. Bywa, że na koniec klient mówi: Cóż, to Ty jesteś architektem. Jeśli naprawdę masz przekonanie do tego rozwiązania - zrób to. Tak było np. w przypadku Tate Britain, ale przy projekcie muzealnym, nad którym pracujemy obecnie, są osoby niezwiązane z instytucją, tylko z miastem, które są aż nazbyt dobrze przygotowane do wyrażania swoich subiektywnych opinii i to bywa naprawdę irytujące. Teraz bardzo rzadko projektujemy domy, ale właśnie skończyliśmy renowację mieszkania, w którym wybraliśmy dosłownie wszystko: meble, dywany, a nawet sztukę z prywatnej kolekcji zamawiającej. Klientka poddała się naszym decyzjom i radom. Jest to bardzo bogate, obfite wnętrze, nad którym praca była zdecydowanie interesująca, ale nie wiem, czy chciałbym powtórzyć to doświadczenie.

Czytaj także: Liberty House: projekt domu inspirowany historyczną architekturą Krakowa

Projektując dom, lepiej, żeby klient miał więcej pewności siebie, decydował, czego chce – wówczas ten proces przypomina bardziej dyskusję. Dzięki temu klient uczy się też pewnych rzeczy na temat materiałów, konstrukcji itd. My natomiast musimy wziąć pod uwagę, jakie są jego ambicje związane z danym projektem, co chce osiągnąć i jak. Nie można zmusić klienta do zrobienia czegoś, czego nie chce. Naprawdę wierzę w proces oparty na dyskusji i współpracy – uczysz się od klienta, ale masz też umiejętności, których on nie posiada. Trudnością bywa znalezienie dobrych klientów, a tymi mogą być także deweloperzy. Ostatnio niestety ich praca coraz bardziej ogranicza się do zarządzania arkuszami Excela i jej celem jest jak najlepsza wycena z banku. W starciu z takim podejściem architektura nie ma już żadnego znaczenia.

Architektura-murator. Podcast 30/30
Fest Srogi Familok: kulisy reportażu o katowickiej Superjednostce
Architektura Murator Google News
Autor:

--------------

Dziękujemy, że tu jesteś. Zobacz, co jeszcze dla Ciebie mamy: