Pawilon Zodiak

i

Autor: Archiwum Architektury Stylizowane na lata 60. ażurowe kratownice z odlewanych na miejscu prefabrykatów wykorzystano do osłonięcia od zewnątrz części szklanych ścian; Fot. Marcin Czechowicz

Duch miejsca – o Pawilonie Architektury Zodiak Krzysztof Mycielski

2018-11-30 14:47

Odtwarzanie modernistycznych pawilonów nie jest warsztatowo proste. Szklane transparentne obiekty miały delikatne podziały, a dodatkowej lekkości niejednokrotnie dodawały im wystawione na zewnątrz elementy komunikacji pionowej. Dziś są to efekty trudne do osiągnięcia, gdyż od lat 70. zmieniły się diametralnie standardy termiczne i przeciwpożarowe oraz przepisy dotyczące osób niepełnosprawnych – pisze Krzysztof Mycielski.

Jestem z roczników, które dorastały w okresie ideowego upadku modernizmu. Studiując w pogrążonej w kryzysie Warszawie końca lat 80. darzyliśmy demiurgiczną urbanistykę funkcjonalizmu głęboką awersją. Jedną z niewielu realizacji stanowiącą tu wyjątek była stołeczna Ściana Wschodnia. Reprezentowała modernizm w swoim mało dogmatycznym, ale najdojrzalszym wydaniu, respektujący zastaną tkankę miejską, odchodzący od idei strefowania funkcjonalnego. Będący kręgosłupem Ściany Wschodniej pasaż Wiecha, wówczas nazywany po prostu pasażem śródmiejskim, był przykładem mistrzowskiego wyczucia urbanistycznej skali. Obiekty wielkokubaturowe uzupełniały się tu z kameralnymi pawilonami i elementami małej architektury. Dzięki domom handlowym, kinom, klubom i kawiarniom projektowanym przez wybitnych architektów – Jana Bogusławskiego, Zbigniewa Wacławka, a przede wszystkim Zbigniewa Karpińskiego – miejsce to oferowało warszawiakom namiastkę wielkomiejskości. W epoce Gierka, ale i w późniejszej dekadzie, Ściana Wschodnia przynajmniej częściowo rekompensowała brak wyraźnego centrum metropolii. Gdy dowiedziałem się o pomyśle warszawskich działaczy SARP-u, aby właśnie tutaj stworzyć miejsce debaty o przyszłości stołecznej architektury, poczułem dreszcz emocji. Idea, poza oczywistymi korzyściami PR-owymi, stanowi pomost pomiędzy pokoleniami warszawskich architektów. Niesie uznanie dla dokonań modernistów odbudowujących stolicę, a jednocześnie podkreśla znaczenie spraw całkowicie nam współczesnych.

Pawilon Zodiak

i

Autor: Archiwum Architektury Do stylistyki dawnego pawilonu nawiązują ażurowe schody wprowadzone teraz do wnętrza budynku; Fot. Marcin Czechowicz

Nowa wersja pawilonu Zodiak odbiega od pierwowzoru. Na archiwalnych zdjęciach zobaczymy plac z fontanną, za nią filigranowe zewnętrzne schody, prowadzące do kawiarni na otwartym tarasie, który ozdobiono picassowską w swym charakterze szklaną mozaiką. Całość zamykała ażurowa żelbetowa pergola. Modernistyczną kompozycję wszystkich tych elementów rozegrano w wielu planach. Wskrzeszony pawilon, który z punktu gastronomiczno- -handlowego przekształcił się dziś w miejsce wystaw i prelekcji, nie oferuje tak bogatych wrażeń przestrzennych. Ale powtarzając za modernistami – zmiana funkcji musiała pociągnąć za sobą zmianę formy. Ważne, że duch miejsca pozostał, a to za sprawą pieczołowitego podejścia projektantów do detalu. Odtwarzanie modernistycznych pawilonów nie jest warsztatowo proste. Szklane transparentne obiekty miały delikatne podziały, a dodatkowej lekkości niejednokrotnie dodawały im wystawione na zewnątrz elementy komunikacji pionowej. Dziś są to efekty trudne do osiągnięcia, gdyż od lat 70. zmieniły się diametralnie standardy termiczne i przeciwpożarowe oraz przepisy dotyczące osób niepełnosprawnych. Za rozwiązanie tego problemu w przypadku Zodiaku odpowiadali młodzi polscy architekci, adepci ETH w Zurichu i byli studenci zafascynowanego modernistyczną Warszawą Christiana Kereza. Udało im się nie tylko zachować lekkość obiektu, ale i poprzez respekt dla wielu charakterystycznych rozwiązań przywołać klimat architektury sprzed 50 lat. Zmodernizowany pawilon ma wyraziste, jasne wykończenie wykonane na bazie białego cementu, podkreślone lastrykową posadzką przełamaną kruszywem z dolomitu i mazurskiego żwiru, stanowiącą reminiscencję dawnych rozwiązań. Aluminiowe profile zewnętrznych szklanych ścian optycznie pocieniono od wewnątrz dostawionymi do nich, usztywniającymi filigranowymi dwuteownikami. Abstrakcyjna mozaika, w której wykorzystano zachowane kawałki szkła ze starego Zodiaku, przywołuje zarzuconą, choć niegdyś niezwykle rozwiniętą, technologię plastyczną. Ażurowe żelbetowe schody o charakterystycznym podparciu zrekonstruowano we wnętrzu. Rysunek częściowo odtworzonej na zewnątrz pergoli odnalazł swoją kontynuację w konstrukcji stropu nad drugą kondygnacją – aby uzyskać ten efekt wszystkie współczesne instalacje ukryto w podłodze. Zewnętrzny plac z efektowną deszczownicą, zaprojektowany przez inną, krakowską grupę projektową, jest mniej konsekwentny. Trudno zrozumieć, jaką ideą kierowali się autorzy, umieszczając w tej przestrzeni chwilowo modne i w tym wypadku mało uzasadnione funkcjonalnie kubiki porośnięte zielenią. Tu pojawia się podstawowa wątpliwość. Dotyczy relacji, jaką pawilon nawiąże z otoczeniem, a dokładniej – z codziennymi użytkownikami śródmiejskiego pasażu. Czy z pomocą odrestaurowanego pawilonu uda się wskrzesić ten fragment miasta, przywracając mu rangę jednej z najważniejszych przestrzeni publicznych Warszawy? Takie ambicje ma niewątpliwie środowisko warszawskich architektów. Czy nie jest to powtórka z modernistycznych utopii – kolejny dowód na nieprzekładalność aspiracji projektantów na żywe miasto? W ostatnich dekadach w Warszawie pozmieniały się środki ciężkości. Od czasów, w których Ściana Wschodnia przeżywała swoje lata świetności, stolica oswoiła się z brakiem centrum i można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że wartość dzisiejszej Warszawy polega na jej policentryczności. Publiczne miejskie życie toczy się dziś w stolicy bez zbędnego zadęcia i wyrafinowanej architektonicznej oprawy – w obrębie dzielnic, w przyulicznych kawiarniach, na placach, w parkach, nad Wisłą i w wielu mniej oczywistych modnych miejscach. Pasaż śródmiejski już dawno i niewykluczone, że bezpowrotnie stracił swój centrotwórczy monopol. Pozbawiony najlepszej w stolicy oferty handlowej i kulturalnej jest obecnie co najwyżej pieszą przestrzenią tranzytową. Istnieje obawa, iż w nadchodzących latach Ściana Wschodnia zmieniać się będzie w elegancki, a jednocześnie pozbawiony miejskiej żywotności skansen modernizmu. Ale może też stać się inaczej. Dużo zależy od przyszłych kuratorów pawilonu. Dzięki nim odrodzony Zodiak, od dziś będący miejscem wystaw i dyskusji o przyszłości Warszawy, może stać się zaczątkiem nowego pomysłu na społeczne funkcjonowanie tej części miasta.